20 sierpnia. To TEN dzień. Wyjeżdżam. Nie wiem, czy to ze strachu, czy może z żalu nie byłam w stanie zmrużyć oka tej nocy. Zaczęłam liczyć owieczki, ale one mnie tylko drażniły, więc skończyłam na 45 i skupiłam się na wyliczaniu wszystkich pięknych uśmiechów, które udało mi się zobaczyć na twarzy Mulata w przeciągu tych dwóch miesięcy. Naliczyłam ich łącznie 294. Dużo. Nieprawdaż? Moja znienawidzona matematyka, w tamtym jednym momencie była najprzyjemniejszym przedmiotem... ale kiedy on zniknął sprzed moich oczu, na nowo zaczęłam ją nienawidzić. Miałam ochotę iść do niego, ale uznałam, że to przegięcie, ponieważ z pewnością teraz śpi i moja nocna wizyta, tylko by go rozgniewała. Momentami czułam się, jak na prawdę najważniejsza osoba w jego życiu, ale tylko momentami. Na początku jego cały świat krążył wokół innych kobiet, potem próbował mnie onieśmielić wchodząc z impetem w moje życie i mącąc mi w głowie, tylko po to, żeby potem tak bez powodu przestać się do mnie odzywać na równe trzy tygodnie i nagle przenocować mnie w swoim łóżku kiedy się upiłam. Cały on. I co ja mam niby myśleć o naszej relacji? Dzisiaj i tak wszystko się już skończy. Głupek! Wystarczyłoby jedno słowo... tylko jedno słowo... "Zostań". Zostałabym. Gdyby powiedział, że mu zależy, że mnie kocha, że widzi przed nami jakąkolwiek przyszłość... zostałabym... dla niego.
O 11 uznałam, że najwyższa pora się zbierać. Założyłam na siebie ubranie, które naszykowałam już ubiegłego wieczoru, czyli szorty, biały top oraz luźny, zielony sweterek. Na nogi wsunęłam zdobione ćwiekami trampki ponad kostkę pod kolor swetra. Przeczesałam włosy i nałożyłam delikatny makijaż. Następnie schowałam wszystkie przybory do kosmetyczki, którą wrzuciłam gdzieś na dno torebki. Wyglądałam całkiem dobrze, a nawet ślicznie, jednak nie poprawiło mi to ani trochę humoru. Postanowiłam zejść do kuchni, żeby coś zjeść. Kucharka przywitała mnie ciepłym uśmiechem i nastroiła kanapki oraz gorącą herbatkę.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się mimowolnie zabierając się za jedzenie. Byłam strasznie głodna, co jest dziwne, ponieważ zazwyczaj nie jadam śniadań.
- Spakowałaś się już? - zapytała z troską.
- Tak. Już wczoraj to zrobiłam. - odparłam z pełnymi ustami.
- Co będzie z Zaynem? - wypaliła z grubej rury przez co zakrztusiłam się kęsem kanapki.
- Słucham? - zapytałam chrząkając w międzyczasie.
- Chcesz go zostawić? - zapytała.
- Nie zostawiam go. - odparłam. - Przecież nie jest moim chłopakiem. - wzruszyłam ramionami.
- Ach... wy młodzi jeszcze musicie wiele się nauczyć o życiu. - pokiwała głową.
- Wiem. - odparłam kończąc jedzenie.
- O której jedziesz? - zapytała.
- O 12. - odparłam. - o 14 samolot startuje.
- Jesteś pewna, że chcesz jechać? - zapytała nagle.
- Jestem pewna. Wracam do domu, do rodziny, do znajomych, do dawnego życia, do świętego spokoju. - odparłam.
- Nie podobało ci się tutaj? - zapytała.
- Podobało mi się, ale dom to zawsze dom. - uśmiechnęłam się lekko.
- Chodź tu do mnie złociutka. - powiedziała rozkładając ręce, ja wstałam i podeszłam do niej. - Będzie mi cię tu brakować. Jesteś wspaniałą dziewczyną, młodą kobietą i życzę ci, żeby poukładało ci się w życiu jak najlepiej, żebyś była szczęśliwa, zawsze rozpromieniona, żebyś pamiętała, że jestem przy tobie i że ci kibicuję. - mówiąc to, po jej policzku spłynęła łza.
- Dziękuję - mocno ją przytuliłam. - Nigdy o pni nie zapomnę. Słowo. Mnie również będzie brakowało naszych rozmów i pani wspaniałej kuchni. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Do widzenia. - powiedziałam.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. - pocałowała mój policzek.
Piosenka ♥
Po tym pożegnaniu poszłam do szefostwa, żeby wypłacić od nich pieniądze które tu zarobiłam oraz żeby się z nimi pożegnać i podziękować za gościnę i pracę, która mi oferowali. Po krótkiej rozmowie z nimi wróciłam do jeszcze "mojego" pokoju. Rozejrzałam się po nim ostatni raz. Przewertowałam wzrokiem jego każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Westchnęłam głośno. To już... koniec? Za moment tak po prostu przekroczę próg tego pokoju i już tu nie wrócę? Dziwne uczucie.... Każdy wyryte w pamięci wspomnienie miało ścisły związek z Zaynem. Nie widziałam go dzisiaj jeszcze. Wiem, że on nie należy do porannych ptaszków, ale byłoby miło, gdyby chociaż przyszedł się pożegnać. W końcu za chwilę ma po mnie przyjechać Matt. W zasadzie już powinien tu być, bo jest 12.05. Pewnie Zaynowi nie zależy zbytnio na tym, że wyjeżdżam. Przecież po mnie przyjedzie tu następna taka jak ja, a może nawet ładniejsza? Szkoda zachodu dla mnie.
Kiedy tak snułam swoje domysły, usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam.
- Mogę wejść? - usłyszałam cichy głos Malika.
- Jasne. - uśmiechnęłam się promiennie.
Chłopak podszedł do mnie, zostawiając 30-centymetrową przestrzeń między nami. Jego błyszczące oczy z uwagą wpatrywały się w moje źrenice, czekając aż coś zrobię, czy powiem, a ja pozwoliłam, aby bezsensowna fala słów opuściła mój umysł i wydostała się przez usta.
- Za moment przyjedzie po mnie Matt. - on nadal stał niewzruszony, jakby analizował w głowie, to, co właśnie dopłynęło do jego uszu. Wyglądał na zagubionego, a może na zakłopotanego? Przygryzłam nerwowo dolną wargę i czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Nic. Wpatrywał się tylko tymi swoimi dużymi, lśniącymi, brązowymi oczami, jakby doznał hibernacji.
- Matt już chyba przyjechał- rzekłam słysząc ryk silnika. - To... cześć. - uśmiechnęłam się blado. Już miałam odchodzić, ale w ostatniej chwili chwycił mnie mocno za nadgarstek. Spojrzałam na jego twarz. Zmieniła wyraz. Dotarło do niego... dotarło do niego że za kilka minut już na dobre zniknę z jego życia.
- Zaczekaj. - powiedział z wyczuwalną niepewnością w głosie. - Muszę ci coś powiedzieć, zanim wyjedziesz. - Oznajmił i chwycił moje dłonie kierując wzrok na moje usta, z następnie ponownie ulokował go w moich źrenicach.
- W takim razie słucham. - odparłam prawie niedosłyszalnym głosem.
- April ja... - zaczął.
- Hej! Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem jeszcze zatankować. - wykrzyczał Matt wbiegając do mojego pokoju i tym samym przerywając Zaynowi w połowie zdania. - Pośpiesz się. - rozkazał i chwycił za walizki i zniósł je za dół.
Miałam w nosie samolot. Chciałam wiedzieć, co ma mi do powiedzenia Zayn. Może... powie mi to, co od dawna chcę usłyszeć?
- Miałeś mi coś powiedzieć... - przypomniałam mu, kiedy Matt się usunął.
- Ach tak... bo ja... chciałem ci powiedzieć... cieszę się, że cię poznałem. - uśmiechnął się sztucznie.
- Taaaak.. ja też się cieszę. - na mojej twarzy zagościł minimalny, wyreżyserowany uśmiech. Miałam nadzieję, że usłyszę coś innego. Przeliczyłam się. Znowu.
- Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. - pogładził mój policzek.
- Będę tęsknić. Naprawdę. - do moich oczu napłynęły łzy, jednak nie mogłam pozwolić na to, aby spłynęły wzdłuż mojego policzka.
- Ja też. - przytulił mnie mocno. Z trudem wyswobodziłam się z jego uścisku i chwyciłam za torebkę, która stała na stoliku. Nadszedł najwyższy czas zakończyć tę historię.
- Czekaj! - Jeszcze coś! - zerwał się nagle, kiedy ja stałam już praktycznie pod drzwiami i zaczął podążać w moją stronę. Wyraz jego twarzy sugerował, że ma mi do powiedzenia coś niezwykle ważnego. Chwycił mocno moje dłonie i już otworzył usta, żeby mi coś wyjawić.
- No prosiłem cię, żebyś się pospieszyła! Samolot nie będzie na ciebie czekał. Są straszne korki, i to będzie cud, jeśli zdążymy na czas. - ponownie wparował Matt i chwycił mnie za dłoń ciągnąc za sobą wzdłuż korytarza aż w kierunku wyjścia.
Piosenka ♥
Po chwili byliśmy już przy aucie. Zayn nie zszedł z nami. Został sam ze sobą na górze, w moim pokoju. Pożegnałam się ze służbą oraz właścicielami, którzy zgromadzili się wokół mnie. Zanim wsiadłam na przednie siedzenie samochodu Matta, spojrzałam ostatni raz na "Paradise". Ujrzałam Zayna, jak stoi w jednym z okien i mnie obserwuje. Pomachałam mu delikatnie, ledwo zauważalnie, jednak on to dostrzegł i odwzajemnił gest i zaciągnął się papierosem. Na jego twarzy nie gościł uśmiech. Nie tak chciałam go zapamiętać. Chciałam nosić jego obraz w sercu, jako roześmianego, nieprzewidywalnego, niebezpiecznie uwodzicielskiego, troskliwego, słodkiego badboy'a z Bradford. Ach... jego twarz, jego brązowe oczy przyjmujące różne odcienie brązu w zależności od pory dnia, wesoły śmiech, zapach perfum które unosiły się w powietrzu jego pokoju, tajemnicze tatuaże zdobiące jego umięśnione ciało. Nigdy nie zapomnę nawet najdrobniejszego szczegółu wiążącego się z jego osobą.
Tak jak było w planie wsiadłam w samochód i wraz z Mattem ruszyliśmy w stronę lotniska. Droga do Leeds dłużyła się niemiłosiernie, a radiu leciały same miłosne kawałki. Moje serce pękało. Chciałam już tam wtedy w aucie wybuchnąć płaczem, ale nie mogłam pokazać Mattowi mojej kruchości. Przecież on powiedziałby o tym Zaynowi.... Chciałam wyskoczyć z auta. Serio. Już nawet planowałam kolejne czynności począwszy od odpięcia pasów, otwarcia drzwi na oścież i wskoczenia ze środka. Ale co by to dało? Wariatki się tak zachowują, ja muszę chociaż zachowywać pozory zdrowego rozsądku. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Matt szybko zabrał z bagażnika moje walizki i oboje wbiegliśmy na lotnisko. Było pełno ludzi. Wyjęłam mój bilet i czekałam w kolejce do odpowiedniej bramki. Matt stał tuż obok mnie chcąc mi dodać otuchy. Milczałam. Stojąc na palcach nerwowo rozglądałam się po tłumie ludzi, który się tu pałętał, chcąc dostrzec gdzieś pośród nich jego twarz. Twarz, która mnie odwiedzie od popełnienia błędu. Twarz, która każe mi zostać. Na próżno.
- On nie przyjdzie. - odezwał się Matt, zabijając we mnie resztki nadziei. Wzruszyłam ramionami udając zupełną obojętność.
- Nie zależy mi. - odparłam dławiąc się ciężarem każdego z tych słów.
Marzyłam, żeby tu wbiegł, tak jak to zwykle dzieje się na komediach romantycznych, pocałował mnie i powiedział coś, co moje serce potraktuje jako ratunek... chciałam, żeby powiedział, że mocno mnie kocha i chce spędzić ze mną resztę życia.
Nadszedł czas odlotu. Pożegnałam Matta i z krwawiącym sercem wsiadłam na pokład samolotu do Polski. Czułam, jakbym właśnie teraz, w tym oto momencie rezygnowała z marzeń. Jakbym... traciła jego. Ale przecież on nigdy nie był mój! Więc jak ja mogłabym go stracić?! Od zawsze był obojętny, a ja bałam się do tego przed sobą przyznać. Ten chłopak na pstryknięcie palcem mógłby mieć każdą dziewczynę pod słońcem, więc czemu chciałby mieć właśnie mnie? Czas zostawić go za sobą. Zapomnieć. Wrócić do normalności. Nie mogę mu pozwolić wpędzić się w depresje i poczucie winy. Muszę żyć. Muszę go zostawić gdzieś za sobą, niczym cudowną książkę o tragicznej miłości, do której nie chce się wracać, bo kosztowała na zbyt wiele łez. Kocham go. I co mi teraz z tego? Stało się. Samolot się wzbił w powietrze.
A ja.... wybuchnęłam. Uszły ze mnie wszystkie emocje, które w sobie dusiłam. Płakałam przez cała drogę do domu. Skończyło się właśnie coś, co nigdy nawet nie miało okazji się zacząć. Więc dlaczego jest mi tak cholernie żal?
***Zayn***
Wszedłem niepewnie do jej pokoju. Nie wiedziałem, jak moje serce zareaguje na jej widok. "Gdybyś tylko wiedziała... jak bardzo cię kocham" - pomyślałem patrząc na jej śliczny uśmiech, któremu uroku dodawał ten niesforny dołeczek w lewym policzku. Poczułem, że słabnę, kiedy do niej podszedłem. Nagle zapomniałem, co chcę i co się dzieje. Układałem w głowie słowa, które chciałem jej wyznać, żeby ostatecznie nie brzmiały niczym jakiś bełkot. Zamarłem. Dopiero jej słowa mnie ocuciły. Ma taki słodki głosik... Chciałem jej powiedzieć, ale nie wiedziałem w jaki sposób... jak na to zareaguje... co sobie pomyśli.... Stała tak blisko mnie, na wyciągnięcie ręki. Byłem w stanie poczuć słodki zapach jej perfum. Widziałem gromadzące się w kącikach jej oczu, słone, nieznaczne łzy. Z pewnością nie chciała, żebym je dostrzegł. Czułem gdzieś na szyi ciepło powietrza, które wydychała z płuc. Marzyłem, żeby ją chwycić w tali, przysunąć do siebie i zatonąć w jej ustach po raz pierwszy i ostatni. Nie mogłem tego zrobić. Teraz to już i tak nie zmieniłoby niczego. Kocham ją. Nie mam pojęcia, kiedy ta dziewczyna, jej zielone, roześmiane oczy, uroczy śmiech, uwydatniający się przy tym dołeczek w lewym policzku, seksowny sposób w jaki przygryzała dolną wargę zawładnęły moim światem. Na początku znajomości sądziłem, że przygryza wargę, żeby mnie sprowokować, ale z czasem zrozumiałem, że to jest jeden jej nawyków, tak samo jak i obwijanie kosmyka włosów wokół palca, oraz unoszenie lewej brwi, kiedy jest zezłoszczona. Chciałem jej powiedzieć... ale Matt za każdym razem mi przerywał. Mam nadzieję, że będzie szczęśliwa..., że uda jej się spełnić wszystkie marzenia, ale przede wszystkim mam nadzieję, że nigdy mnie nie wyrzuci z pamięci. To... bez sensu. Po co miałaby mnie pamiętać? Kiedyś w jej życiu zjawi się mężczyzna, który da jej to wszystko, co chciałem dać jej ja, gdyby tylko chciała.
Kiedy wyszła z pokoju, wyjąłem z kieszeni wisiorek w kształcie klucza, który chciałem jej podarować, mówiąc, że jest jedyną właścicielką mojego serca. Nie udało się. Zacząłem płakać w momencie, kiedy auto odjechało. Po raz pierwszy płakałem. Osunąłem się na ziemię i skryłem twarz w dłoniach. To bolało. Tak bardo bolało. Jakbym... w tamtym momencie stracił część siebie... część mojego życia... część uśmiechu... część powietrza, który oddycham... część pieprzonej muzyki... część mojej duszy... część serca. Przestałem być sobą. Wisiorek, który miałem jej podarować dopiąłem do swoich kluczy. Usunąłem z telefonu wszystkie kontakty do "przyjaciółek". Pozostawiłem tylko jej numer. Przestałem zaliczać każdą imprezę w mieście. Rzuciłem studia. Czas spędzałem głównie na dachu, bez względu na pogodę, czy porę roku. Myślałem o niej codziennie. Plułem sobie w twarz, że wtedy zachowałem się jak ostatni tchurz i tak zwyczajnie pozwoliłem jej odejść. Jestem człowiekiem bez nadziei. Ona była moją nadzieją, a teraz pewnie przyświeca już innemu. I dobrze. Co ja mogłem jej zaoferować? Dozgonną miłość? Co z tego... niby moi rodzice mają hotel.. ale to nie ja go odziedziczę, tylko moja siostra. Na dobrą sprawę nie śmierdzę groszem. Lepiej dla niej, że wróciła do domu.
Wiele razy chiałem chwycić za telefon, nawet już wykręcałem numer, ale nigdy nie wystarczyło mi odwagi na naciśnięcie zielonej słuchawki. Dźwięk jej głosu, na nowo mógłby złamać moje serce, które jeszcze się nie zdążyło zrosnąć. Nie napisałem nawet krótkiego smsa, czy już wylądowała. Nie byłem w stanie. Mam nadzieję, że któregoś dnia mi wybaczy. Jestem wrakiem, choć udaję, że jeszcze się trzymam.
***April***
Minął rok, 365 ponurych dni. 365 długich, bezsennych nocy. 365 niepotrzebnych wschodów i zachodów słońca. Miliard wyblakłych wspomnieć zapisanych na kartach bezkresnej pamięci. Miliard wyrzutów sumienia. Upłynęło tyle godzin, minut, sekund, a o on.... Minęło tyle czasu.... Chciałam stanąć na równe nogi. To nie było łatwe. Wyjeżdżając zostawiłam swoje serce w Bradford, w posiadaniu mężczyzny, który nawet nie wie, że ono należy do niego. Głupia ja. Prawda? Przez równy rok, nawet nie zadzwonił, nie zapytał Matta, czy żyje. Nie zainteresował się mną w żaden sposób. Pewnie dzisiaj nawet nie pamięta mojego imienia. Jestem tego pewna. Nie wie już kim byłam. Nic dziwnego. Takich dziewczyn jak ja się nie pamięta. Nie mam o to do niego pretensji... ja tylko... chciałabym móc tam wrócić i zacząć wszystko od nowa. Chciałabym móc się w nim nigdy nie zakochać, a już na pewno nie pokochać go do tego stopnia. Nigdy nikomu nie opowiedziałam o Zaynie. Nawet najlepsza przyjaciółka, nie wiedziała o jego istnieniu. Nikt. Po co mieli wiedzieć? Żeby uświadamiać mnie o mojej bezsilności? Nie muszą. Na prawdę.
Wielokrotnie zastanawiałam się, co takiego chciał mi wtedy powiedzieć... Może... że mnie kocha? Nie.. nie.. nie! To absurd! Gdyby mnie kochał, nie pozwoliłby mi tak po prostu odejść! Zadzwoniłby! Napisał! Czy cokolwiek! A on? Zapomniał. Szkoda, że ja nie zapomniałam.
Nie poszłam na ASP. Zrezygnowałam. Zayn uświadomił mi, że to nie jest to, czego potrzebuję. Artystka musi mieć czystą kartę. Ja nie mam. Moje wspomnienia są przepełnione Zaynem. Koszmar. Cudowny koszmar. Złożyłam podanie na jedną z londyńskich uczelni. Uznałam, że w Polsce nie będę w stanie ukoić nerwów ani wspomnień, które żyją we mnie. Może to dziwne, ale ja wciąż czuję jego dotyk, zapach i to samo uczucie w brzuchu, które towarzyszyło mi, kiedy mnie nawet przypadkowo musnął dłonią. Czy ja kiedyś zacznę ŻYĆ?
***Zayn***
Dlaczego tak ciężko jest nam zostawić przeszłość za sobą? Chciałbym zostawić za sobą April ale nie jestem w stanie. Nawet po roku, ona kieruje moim życiem. To jest chore. Postanowiłem wyjechać z Bradford, ponieważ tam jest wciąż pełno jej. W pokoju w którym niegdyś mieszkała ona, teraz nocuje jakaś francuska, która u nas pracuje. Chciałem nawet ją poderwać... mało brakowało do pocałunku, ale kazałem jej zjeżdżać, bo nie była April. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że do tego stopnia zwariuję po jej wyjeździe, uznałbym, że upadł na mózg.
Przeprowadziłem się do Londynu, gdzie zamieszkałem u mojego przyjaciela - Harrego Stylesa, adwokata. Poznaliśmy się tak samo jak z Niallem - na obozie. Jestem mu wdzięczny, że pozwolił mi u siebie pomieszkać na jakiś czas. Teraz aktualnie jestem spłukany i nie mam kasy na własne mieszkanie w Londynie. Jet mi jednak głupio, że już od 2 tygodni siedzę na jego głowie. Rzecz jasna dorzucam sie do jedzenia i czynszu, ale i tak mam u niego ogromny dług. Chcę mieć własne mieszkanie, jednak jak na razie jestem dopiero na etapie szukania pracy, a od rodziców nie chcę brac pieniędzy, bo nie mają obecnie najlepszej sytuacji. Dzisiaj idę po raz pierwszy na nową uczelnię. Uznałem, że muszę się w końcu ogarnąć i pomyśleć o przyszłości. Wybrałem anglistykę. Za 15 minut mam pierwszy wykład.
Zabrałem ze sobą torbę przerzucaną przez ramię, jakiś notes, podręcznik oraz długopis i wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Był piękny wrześniowy dzień. Udałem się na parking, gdzie stał zaparkowany mój czerwony, gruchot do którego wsiadłem i odpaliłem silnik. "Moja mała pędzi jak szalona, więc za 5 minut będę pod uczelnią." - pomyślałem i ruszyłem z piskiem opon. Pech chaił, że w połowie drogi, natrafiłem na jaki zakichany korek. Trąbiłem, ale nikt sobie nic z tego nie robił. Musiałem czekać dobre 10 minut, żeby ruch się nieco rozładował.
Kiedy dojechałem w końcu pod uczelnię, byłem już spóźniony jakieś 15 minut. Wybiegłem pospiesznie z auta i ruszyłem w stronę uczelni przelatując przez obrotowe drzwi. Szukałem rozpiski sal, i w gruncie rzeczy jej nie rozumiałem. Co to ma niby znaczyć: F2R483A? Od kiedy się nadaje takie głupie oznaczenia sal?! Biegałem po całym uniwersytecie żeby natrafić na właściwe pomieszczenie, rozglądałem się i szukałem kogoś, kto mi wskaże kierunek, jednak na próżno. W końcu po kilku minutach biegania znalazłem to, czego szukałem. Sala 483 znajdowała się się na drugim piętrze. Ostrożnie nacisnąłem klamkę drzwi, biorąc przy tym głęboki wdech i pewnym krokiem wszedłem do środka. Jak się okazało wejście do sali było od tyłu, przez co jedynie dziekan z którym teraz miałem mieć wykład mógł zauważyć moje przybycie. Nie udało mu się jednak, bo stał przodem do tablicy, a ja szybko wślizgnąłem się do środka zajmując jedyne wolne miejsce w ostatniej ławce obok jakiejś dziewczyny. Wypakowałem się i próbowałem ochłonąć.
- O czym wykład? - zapytałem nieznajomej brunetki.
- Ogólnie.. czego będziemy się uczyć. - odparła. Spojrzałem na nią. Była piękna, gładkie, lśniące włosy, przyjazny wyraz twarzy, brązowe oczy.
- Jestem Zayn. - przedstawiłem się szeptem.
- Emily. - odparła uśmiechając się delikatnie.
- Wiesz... nie chcę się narzucać, ale masz chłopaka? - zapytałem prosto z mostu.
- Nie. A podobam ci się? - zachichotała.
- Jak diabli. - zaśmiałem się.
- Pójdziemy gdzieś po wykładzie? - zapytała nagle.
- Co proponujesz? - zapytałem poruszając brwiami.
- Gorąca czekolada? - zaproponowała.
- Chętnie. - puściłem jej oczko.
Do końca wykładu flirtowaliśmy ze sobą. Była słodka. Polubiłem ją. Kiedy dziekan wydał nam pozwolenie na opuszczenie sali, oboje wstaliśmy z naszych miejsc i czekaliśmy, aż reszta studentów opuści pomieszczenie. Co najciekawsze... wyjście z sali było na samym jej przodzie, a wejście na tyle. Dziwne. Łącznie było nas tu około 30. To nie dużo.... Emily bardzo cieszyła się na naszą "randkę". Ja prawdę mówiąc też. Nadszedł najwyższy czas zapomnieć o April. Właśnie miałem pytać Emily, czy da mi swój numer, ale na moment odwróciłem wzrok w stronę wyjścia w którym mignęła dobrze mi znana kobieca postać... "Nie.. Zayn... wariujesz... To nie może być April!" - powtarzałem sobie. Bez zastanowienia chwyciłem za swoją torbę i ruszyłem w stronę wyjścia taranując wszystkich i zapominając o nic nierozumiejącej Emily. Zacząłem biec za dziewczyną, jednak nie zdążyłem jej złapać, ponieważ zniknęła gdzieś w tłumie setek innych studentów którzy też właśnie skończyli swoje wykłady. "Dam sobie rękę uciąć, że to była April. Co prawda, ta dziewczyna, którą widziałem w drzwiach była blondynką, ale... miała postawę April i jej sukienkę. To ona. Jestem tego pewien. To moja April. Moje kochanie..." - powtarzałem sobie w myślach. Poczułem, że ktoś mnie łapie pod ramię.
- Mrrr, to co z ta czekoladą? - uśmiechnęła się do mnie zalotnie Emily.
- Nieaktualna. - wzruszyłem ramionami i poszedłem w stronę auta. Teraz liczyło się tylko to, że April jest tutaj, w Londynie.
PS. Dodałam muzykę ♥ Myślę, że pasuje do nastroju dzisiejszego rozdziału :D Hmmm.. obiecałam wam "niespodziewankę" i oto ona: TO JESZCZE NIE JEST KONIEC ♥ Cieszycie się? ;)
Świetne ! <3
OdpowiedzUsuńOMG <3 popłakałam się w połowiee, jak wyleciała i jak Zayn mówił o kluczyku...
OdpowiedzUsuńA na koniec, to się szczerzyłam do telefonu jak głupia! Pf..Emily myślała, że Zayn, widząc swoją ukochaną, pójdzie z nią na randke?? Hahaha xd niedorzeczne!!
Z utęsknieniem czekam na next!! xoxo
Co!?
OdpowiedzUsuńTakiego czegoś się nie spodziewałam :-)
Fajnie że akcja dzieję się w Londynie.Mam nadzieję że April i Zayn będą razem.
Czekam...
To jest świetne. Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPłakałam gdy April odjeżdżała ... a w uszach akurat leciało to : http://www.youtube.com/watch?v=1hTOAo_bfeg&list=WL6ldTLJohi3mDlaupbSoFqUOL8NuzlwkN ♥
OdpowiedzUsuń*przepraszam ale nie słuchałam Twoich piosenek c:
a pod koniec miałam taki zaciesz, ze masakra :)
a wracając do środka to uważam, że Zayn zachował się jak dupek. Mógł chociaż jeden sms wysłać, pokazać jej, że nie była kolejną zdobyczą, że była kimś więcej..
Na całe szczęście April była mądrzejsza i przyjechała do Londynu ( *Chwała Ci Panie* )
Zaczną wszystko od nowa. I od nowa się w sobie zakochają na zabój. Mam nadzieję
Ale się rozpisałam łohohohooo :)
Czekam na kolejny kochana ♥
xx
Śmiałam się jak głupia jak przeczytałam Harry Styles, adwokat , a popłakałam się przy scenie pożegnania. Piękne ff piszesz. Nigdy nie napisze takich jak ty xx
OdpowiedzUsuńHarry- adwokat, uśmaiłam się xD a teraz poważnie. Ryczałam jak debil, jeszcze te piosenki tak świetnie dobrane;_; wszystko tutaj jest takie idealne, jak układanka, w której każdy element pasuje do siebie<3 Teraz to już wgl nie będę mogła się doczekać następnego. Oni muszą być razem! xD ordonka:*
OdpowiedzUsuńZaczęłam to czytać dzisiaj i plz dodaj jak njszybciej next to jest zajebste @xdmysweetlovato
OdpowiedzUsuńNominowałam twoje fanficition do Liebster Award. Więcej informacji na moim blogu --> inscrutable-harrystyles-ff.blogspot.com
OdpowiedzUsuń50 year-old Nuclear Power Engineer Emma McCrisken, hailing from Cookshire enjoys watching movies like Topsy-Turvy and Taxidermy. Took a trip to Kenya Lake System in the Great Rift Valley and drives a Tacoma. przekonaj sie
OdpowiedzUsuń