GRY
trwa inicjalizacja, prosze czekac...

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział IV - Story of my life




- Harry?! - krzyknęłam odtrącając od siebie Payne'a. - Ja ci to wszystko wytłumaczę, słowo. Kochanie, proszę cię, wysłuchaj mnie. - powiedziałam na jednym wdechu, a on odepchnął mnie na bok, przez co upadłam na ziemię.
- Harry... - Liam próbował cokolwiek powiedzieć.
- Zabiję cię! - wrzasnął i uderzył Liama z pięści w twarz tak mocno, że chłopak aż upadł ciałem na marmurową ściankę fontanny. W oczach Stylesa malował się amok i furia. Szybko podniosłam się z ziemi i rzuciłam się na Stylesa blokując wszystkiego ruchy. Bałam się, że mogą sobie coś zrobić.
- Proszę cię Harry, daj spokój. Zostaw go! - krzyczałam, kiedy ponownie próbował mnie odepchnąć. - Błagam cię. - dodałam półgłosem, przez co mój mąż zastygł w miejscu.
- Mam nadzieję, że czegoś cię to nauczy gnojku! Nigdy więcej się do niej nie zbliżaj, bo cię zabiję. - ostrzegł Payne'a i odsunął się od niego na bezpieczną odległość. - Liam wynoś się stąd w tej chwili! - krzyknął i wskazał mu palcem drogę w stronę furtki. - A ty – zwrócił się do mnie – chodź ze mną! - krzyknął i zamknął moją dłoń w szczelnym uścisku i pociągnął mnie za sobą w stronę domu, po czym wepchnął mnie przez drzwi tarasowe do salonu. Straciłam równowagę i uderzyłam plecami o szklany barek. Nie byłam nawet w stanie poczuć bólu. Moje myśli koncentrowały się tylko i wyłącznie na tym, że poróżniłam dwóch przyjaciół, a na dodatek zraniłam mężczyznę, którego kocham. Nie wiedziałam, co mogłabym mu powiedzieć. Przecież żadne słowa już niczego nie zmienią. Harry krążył po pokoju chwytając się za głowę i targając swoje włosy. Moje serce dudniło jak oszalałe, a dłonie trzęsły się ze strachu przed tym, co może za moment nastąpić. Oparłam się plecami o zimną, białą ścianę i czekałam na dalszy rozwój sytuacji.
- Ufałem ci! - wykrzyczał nagle stając naprzeciwko mnie – Ufałem ci, a ty znowu mnie zawiodłaś! - dodał i chwycił moje ramiona szczelnym uściskiem, po czym zaczął potrząsać moim ciałem.
- Przestań! To boli! - wykrzyczałam poprzez łzy.
- Jak mogłaś?! Najpierw pieprzysz się ze mną i mówisz mi, ze mnie kochasz, a chwilę później lecisz do niego! Czy ty naprawdę jesteś aż taka głupia, że myślałaś, że się o niczym nie dowiem?! No odpowiedz! - ponownie mną potrząsnął.
- Harry... ja.. ja nie chciałam. Ten pocałunek...
- Nic dla ciebie nie znaczył?! Tak?! To była tylko chwilowa utrata kontroli?! Pytam się! - nadal krzyczał.
- Nie masz prawa mnie osądzać po tym, jak regularnie zdradzałeś mnie z tą szmatą! Wtedy wszystko było okay?! Starałam się, próbowałam ci na wszelki sposób dogodzić, czekałam do rana aż wrócisz do domu, a ty nie wracałeś. Byłeś u niej! I nigdy ci tego nie zapomnę. Bez względu na to co byś zrobił i jakich użyłbyś słów, żeby mnie przekonać, że mnie kochasz, to ja i tak nigdy o tym nie zapomnę! - wykrzyczałam prosto w jego twarz i wyrwałam się z jego uścisku.
- Myślałem, że to już za nami. - zaszedł mi drogę.
- To nigdy nie będzie za nami. Jesteś kobieciarzem. Żadnej nie przepuścisz. - powiedziałam patrząc w jego oczy i go odepchnęłam. To go zdenerwowało. Ponownie opadł w furię i sama nawet nie wiem kiedy wymierzył mi siarczysty policzek. Natychmiastowo przyłożyłam lodowate dłonie do bolącego i zaczerwienionego miejsca i spojrzałam w jego oczy z żalę, rozczarowaniem i obawą. - Ty się nigdy nie zmienisz? - zapytałam. Chciał odpowiedzieć, ale nie zdążył, gdyż uciekłam do swojego pokoju i zamknęłam się w nim na klucz.
Cała zalana łzami rzuciłam się bezwładnie na łóżko i chciałam umrzeć. Czułam, że śmierć to jedyna rzecz, która może mnie wyzwolić od tego bólu, który katował moje serce i duszę. On mnie unicestwia. Liam miał rację. Nie jestem już dłużej sobą. Zmieniłam się pod każdym względem. Boję się wszystkiego co mnie otacza, boję się zaufać, nie tylko samej sobie, ale też wszystkim innym wokół, zmuszam się do udawania uśmiechu i radości. Wstydzę się mojego życia, bo na pozór mam wszystko, ale w rzeczywistości nic i nikogo. Nie chcę już tak dłużej żyć. Nie chce żyć już u jego boku. Jedyne co mi pozostało to albo ucieczka, albo śmierć. Wszystko, byle z dala od niego. 

***Harry***

Miałem Liama za jednego z najlepszych przyjaciół, traktowałem go niczym brata, a on wykorzystał pierwszą lepszą okazję żeby dobrać się do mojej żony. Jak mógł?! Czy on nie rozumie, że ja ją kocham i nie pozwolę jej tak zwyczajnie odejść? Jest moja i nic tego nigdy nie zmieni. Wiem, że potrafię ją ranić, ale mimo to się kochamy. Daliśmy sobie tego dowód dzisiejszego poranka. Nie chciałem uderzyć Liama, ale nie mogłem nad sobą zapanować. Poczułem, że odbiera mi moją miłość. Nikt z wyjątkiem mnie nie ma prawą jej całować. Nigdy. Jest mi wstyd, że ją tak sponiewierałem dzisiaj. Ponownie ją uderzyłem. Niczym damski bokser. Nie chcę tego robić, nie chcę używać przemocy w stosunku do niej, ale tylko wtedy jest posłuszna i dopuszcza mnie do słowa. Ranię ją, choć tego nie chcę. Może faktycznie lepiej byłoby gdybym dał jej wolność? Wtedy przynajmniej nie cierpiałaby z mojego powodu. Co ja wygaduję?! Ona nie może ode mnie odejść. Nie ma w sobie na tyle siły i nie jest głupia. Wie, że rozstając się ze mną straci wszystko. Ponownie będzie nikim.
Kiedy trochę ochłonąłem postanowiłem pójść do niej. Czułem, że muszę ją przeprosić. W końcu to nie ona go pocałowała...
- Maddie wpuść mnie, proszę. - powiedziałem stojąc pod drzwiami do jej pokoju i pukając na nie. Nikt się nie odezwał. Nacisnąłem więc klamkę. Zamknięte. - Maddie, proszę. Otwórz. - ponownie poprosiłem. Brak odpowiedzi. Zacząłem się martwić. - Maddie! - krzyknąłem przerażeniem. W głowie zaczęły mi się kumulować same głupie, przykre i czarne myśli. A co jeśli coś sobie zrobiła? Po chwili jednak dobiegł mnie dźwięk przekręcanego w zamku klucza, po czym drzwi się uchyliły, co miało sygnalizować, żebym wszedł do środka.
- Wszystko dobrze? - zapytałem na wstępie. Maddie siedziała w bezruchu na skraju łóżka przyglądając mi się. Nie odezwała się ani słowem, tylko skanowała wzrokiem każdy kontur mojej twarzy i sylwetki oraz tatuaże prześwitujące spod białej bluzki. W kącie pokoju dostrzegłem coś, co mnie zaniepokoiło. - Walizki? -zapytałem nagle zdziwiony, gdyż do Los Angeles mieliśmy lecieć dopiero za dwa dni.
- Gratuluję spostrzegawczości. - przemówiła nagle.
- Po co ci one? - dociekałem.
- A jak ci się zdaje? Hmmm?
- Do Los Angeles mamy... - nie pozwoliła mi dokończyć zdania.
- To koniec.- zakomunikowała mi.
- Maddie o czym ty mówisz?- wystraszyłem się i kucnąłem naprzeciwko niej kładąc dłonie na jej udach.- Czemu chcesz to zrobić? Przecież...
- Bo się ciebie boję. -spojrzała w moje oczy. W jej spojrzeniu malował się sam smutek, rozczarowanie, ból i strach.
- Nie mas czego. Kochanie, ja nie chciałem cię skrzywdzić. Na prawdę. Przysięgam. Nie chciałem cię uderzyć. To stało się tak nagle... sam nie wiem kiedy. Skarbie, uwierz mi.
- Wierzę, ale to nadal niczego nie zmienia. Odchodzę. - oświadczyła po czym podniosła się z miejsca i ruszyła w stronę walizek, aby je zabrać. Nie mogłem jej puścić, nie chciałem. Przylgnąłem całym sobą do jej pleców i objąłem ją mocno ramionami. Ucałowałem jej szyję.
- Nie idź, proszę. - ponownie musnąłem jej pachnącą skórę wargami. - Zostań ze mną. - przeniosłem jedną ze swych dłoni na jej pierś. - Kocham cię. Nie puszczę cię.- zakomunikowałem. - Nie poradzę sobie tutaj bez ciebie.
- Przepraszam Harry, ale chcę w końcu być szczęśliwa. - odparła niewzruszona, po czym wyrwała się z moich ramion, chwyciła szybko walizki i wybiegła z nimi z domu , pod którym zaparkowany był jej samochód. Pobiegłem za nią, złapałem ją w momencie w którym wsiadała do auta i ze łzami w oczach błagałem, żeby nie odchodziła, ale posłuchała mnie. Pocałowała mnie tylko namiętnie i wsiadał do auta, po czym z piskiem opon odjechała. Nie wiem nawet dokąd. Mój świat się w tamtym momencie zawalił. Czułem, jakby wszystko w co wierzyłem tak zwyczajnie umarło i pozostawiło po sobie tylko pustkę, której nic nie jest w stanie zapełnić. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Straciłem ją. Nie chciała już dłużej ze mną żyć, pomimo tego, że mnie kochała. Aż takim tyranem byłem? Stałem jeszcze przez moment przed domem chcąc zebrać myśli do kupy, ale to było zwyczajnie niemożliwe. Po kilku minutach wszedłem do domu i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to nasze ślubne zdjęcie, na którym wyglądaliśmy na najszczęśliwszych ludzi na świecie i byliśmy nimi. Nigdy nie przypuszczałem, ze tracąc ją odczuję taki ból, że tracąc ją stracę część mojego życia.


***Maddie***
To, że kocham Harrego z całego serca nie jest w stanie wymazać z pamięci wszystkich ran, które odbiły się piętnem na mojej duszy. Straciłam wiarę nas. Postanowiłam zrobić coś dla siebie i odejść. To nie było dla mnie łatwe. Na początku nie traktował mnie poważnie, a potem ujrzałam w jego oczach łzy w momencie w którym błagał mnie bym została, bo mnie kocha. Za późno się opamiętał. Kiedy wsiadałam do mojego auta i ruszyłam z piskiem opon, nie wiedziałam w którą stronę mam jechać. Nie wiedziałam gdzie się podziać, gdzie szukać schronienia, kto mnie przygarnie i jak przemknąć niezauważoną obok ludzi, którzy będą chcieli zrobić kolejną sensację na pierwsze strony gazet publikując moje zapłakane zdjęcie. Chyba właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że prócz Harrego, nie miałam nikogo więcej na tym świecie.

Mamy już IV rozdział. Też uważacie, że wyszedł strasznie krótki?! Mam do was prośbę kochani. Jeśli chcecie być informowani o kolejnych rozdziałach, to napiszcie w komentarzu swoje username z tt i do tych osób będę wysyłać informację o tym, że pojawił się nowy rozdział itp. :) Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądają xx Przypominam jeszcze o ankiecie w górnym, prawym rogu :)

sobota, 19 kwietnia 2014

You & I - rozdział I (Niall Horan ff)


YOU & I





                      Ostatnie sekundy meczu. Piłka toczy się po zielonej murawie przyszkolnego stadionu. Wynik 3:1 dla Loreto College. Jeszcze jedno, decydujące zagranie, szybkie okiwanie przeciwnika, przejęcie piłki, mocne wybicie i... słychać głośny wiwat dobiegający ze stadionu. Udało się. Wynik podbito do 4:1 w ostatniej setnej sekundy. Zewsząd dobiegają głośne piski, śpiew cheerleaderek, radosne okrzyki całującego ziemię trenera i głośny śmiech zwycięzców. Królowie szkolnych korytarzy. Tomlinson, Payne i Styles – władcy całego Mullingar, a pośród nich gdzieś tam jestem ja – wesołek okupujący trybuny za każdym razem, kiedy jego kumple wejdą na stadion. Nie jestem taki jak oni. Nie mam wokół siebie wianuszka dziewczyn, nie jestem pewny siebie, nie mam talentów piłkarskich i pomimo przyjaźni z nimi, nie jestem wcale, a wcale popularny. Można powiedzieć, że znikam w ich cieniu. Nie przeszkadza mi to. Lubię moje życie takim jakie jest. Imprezy do białego rana i ciągle coraz to nowsza dziewczyna u mojego boku nie jest tym, czego potrzebuję do szczęścia. Spełnieniem moich marzeń po ciężkim dniu w szkole jest rzucenie książek w kąt pokoju, nastrojenie mojej obecnej dziewczyny – gitary, chwilowe pokaleczenie muzyki, następnie krótka drzemka i na samym końcu zerknięcie do zeszytów – tak wygląda mój wieczór, kiedy jestem w dobrym nastroju, a kiedy w podłym, to zwyczajnie wchodzę do pokoju, klasycznie i rytualnie rzucam plecak w jeden z czterech kątów pokoju, otwieram okno na oścież, siadam na parapecie, biorę do rąk gitarę, gram jakieś smętne ballady o nieszczęśliwej miłości i do końca dnia krzątam się po pokoju trwając w głębokim zamyśleniu o dziewczynie o włosach brązowych niczym słodka nutella, oczach zielonych niczym jabłkowe landrynki i ustach czerwonych niczym dorodne, pyszne truskawki. Na dodatek ma taką śliczną brzoskwiniową cerę. Wiem, że nie ładnie porównywać ją do jedzenia, ale nic na to nie poradzę, że sześćdziesiąt procent rzeczy o których myślę i mówię sprowadza się do jedzenia. Ta dziewczyna jest urocza i tajemnicza. Większość szkoły nie zna nawet jej imienia. Ale ja tak! Katy Akerly. Miłość mojego życia. Codziennie przyjeżdża do szkoły na desce i następnie niosąc ją pod pachą niemalże niezauważona mknie korytarzem pod salę lekcyjną. Mijamy się codziennie, ale ona ani razu nie obdarzyła mnie ani jednym nawet najbardziej przelotnym i przypadkowym spojrzeniem. Katy żyje swoim życiem. Mało z kim z tej szkoły utrzymuje kontakt. Może to dlatego, że jest tu nowa i jeszcze prawie nikogo nie zna? Być może. Ta dziewczyna ma dwa oblicza. To które prezentuje w szkole jest "diabelskie" i dowodzi temu, że jeśli ktoś ją zaczepi, to nie zawaha się od targania go za szmaty. Jest zadziorna. Jej druga twarz to prawdziwy aniołek, którego mało kto zna... No cóż ja też nie znam, ale wiem, że istnieje. Od pierwszego momentu wpadła mi w oko, potem zauroczenie nią rosło z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc, aż udało mi się w końcu dyskretnie wybadać, jak się nazywa, gdzie mniej więcej mieszka i czy ma chłopaka. Jest singielką. To nawet dobrze się składa. Ja i Katy mamy razem angielski i wf, ale ona zdaje się, że przez trzy miesiące swojej obecności w mojej szkole i siedzeniu kilka ławek przede mną, jeszcze nie zauważyła, że ktoś taki jak Niall Horan żyje, siedzi za nią, próbuje zwrócić na siebie uwagę i zamiast skupić się na lekcji, wpatruje się w nią jak w obrazek i kompletnie odpływa do przepięknej krainy, gdzie panuje wieczna szczęśliwość, a ona jest moją dziewczyną. Ta sytuacja jest taka beznadziejna... a ja tak strasznie zakochany.
                     Po meczu udałem się do szkoły. Snułem się długim korytarzem zawracając sobie głowę moją brązowowłosą anielicą, przez co niechcący staranowałem kilka osób mijających mnie. Kiedy znalazłem się już w wyznaczonym miejscu, czyli pod oknem, gdzie miałem czekać na przyjaciół, którzy po męczącej grze musieli się odświeżyć i przebrać w normalne ciuchy, uniosłem wzrok i doznałem stanu hibernacji.
- Podejdź do niej i zagadaj. - powiedział nagle Harry Styles – mój przyjaciel i tym samym jedna z gwiazd szkolnej drużyny piłkarskiej, kiedy zauważył, że znowu z osłupieniem gapię się na obiekt moich westchnień, który właśnie dwadzieścia metrów dalej, siedząc na ziemi pod swoją szafką czyta jakąś książkę.
- Od jak dawna tu już stoisz? - zapytałem nadal wpatrując się w ten sam punkt. Nie zauważyłem, kiedy cała trójka się tu przypałętała.
- Dość długo, żeby wiedzieć, że cię ścięła z nóg. - odparł klepiąc mnie w ramię, co sprawiło, że się wzdrygnąłem i powróciłem na ziemię.
- Nie warto. - westchnąłem ciężko i wskoczyłem tyłkiem na parapet.
- Warto. - zanegował mnie Liam Payne – rozgrywający.
- Nooo chyba, że mam to zrobić za ciebie. - wtrącił się Louis Tomlinson – kapitan. - Hej! Ka... - nie dokończył, gdyż zasłoniłem mu twarz dłonią, co tylko wywołało śmiech u moich kolegów.
- Jesteś jak duże dziecko. - zirytowałem się nie na żarty.
- My tylko staramy się pomóc. - wytłumaczył Styles opierając się ramieniem o szafkę. - Nie możesz się bać. Uwierz w siebie.
- Łatwo ci mówić. - wymamrotałem.
- Do cholery, Horan! Albo do niej zagadasz, albo wszyscy tu z tobą oszalejemy! Masz wahania nastroju niczym baba w ciąży. Idż, pogadaj, albo napisz na fejsie i zaproś na randkę. Możliwości jest wiele.
- Ty! To dobry pomysł! - ucieszyłem się, kiedy Louis wspomniał o tym fejsie. - Jak sobie założy, to napiszę. - dodałem po chwili z nadąsaną miną, kiedy skojarzyłem, że nie ma konta.
- To zróbmy tak: Po szkole będziesz biegł rozpędzony i wpadniesz na nią, jak będzie wracać do domu... no wiesz, niby przypadkiem, nie zauważyłeś jej... pewnie na początku będzie zła, ale potem jakoś się rozmowa rozkręci. - wyskoczył ni stąd ni zowąd Payne.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Mam rozgnieść na chodniku kobietę mojego życia? - uniosłem lewą brew.
- A rób jak chcesz. Cokolwiek wymyślimy, to ty i tak to zanegujesz. - westchnął Styles.
- Może by tak się założyć? - na twarzy Tomlinsona zawitał chytry uśmieszek.
- O co? - zaciekawiłem się.
- O to, że jeśli do niej zagadasz do końca tygodnia, to oddam ci moją wejściówkę na mecz Real Madryt.
- Real Madryt? - zdziwiłem się. - Nie chcę. - pokiwałem przecząco głową. - Tym bardziej, że wejściówkę masz tylko jedną, a jeśli z nią pogadam, to założę się, że będą mi już potrzebne dwie. - zaśmiałem się wesoło.
- Twój wybór. - wzruszył ramionami Louis.
- Racja... lepiej siedzieć tu bezczynnie i czekać na cud. - przekręcił oczami Styles.
- Może ona do ciebie pierwsza zagada, nie martw się. - Payne próbował mnie jakoś pocieszyć.
- Prędzej wyrwie ją ktoś inny. - wtrącił się Lou. Jak zwykle był szczery aż do bólu.
- Dobra, zejdźcie ze mnie. - wkurzyłem się trochę i zeskoczyłem z parapetu po to, aby wygrzebać coś z dna plecaka. - Mam! - krzyknąłem z zachwytu, kiedy dogrzebałem się do mojej ostatniej kanapki.
- Horan, ona sobie już poszła... - szturchnął mnie Harry, kiedy byłem zajęty rozpakowywaniem jedzenia.
- Jakoś straciłem apetyt. - posmutniałem i położyłem bułkę na parapecie.
- Zamawiam! - krzyknął Tomlinson sięgając po nią.
- Ani. Mi. Się. Waż. - przecedziłem każde słowo przez zęby i pacnąłem go z całych sił w dłoń, która chciała mi odebrać śniadanie.
- Ty się zastanów co ty wyprawiasz! - wkurzył się trochę. - Lubisz tę dziewczynę? - kiwnąłem twierdząco głową – To weź się w garść i zagadaj. Zapytaj chociażby kiedy macie test z angielskiego. Cokolwiek. Do cholery, bądź facetem!
- Dobra, zrozumiałem. Zamknij się już bo jeszcze ktoś usłyszy. - uciszyłem go. Na szczęście korytarz był pusty. Wszyscy z wyjątkiem naszej czwórki byli na apelu. Nawet nie wiem, po co dyrektor chciał zwołać uczniów. Średnio mnie to interesowało. Ja miałem ważniejsze sprawy na głowie. Musiałem się psychicznie przygotować do tego, że za równe 5 minut ta cała szopka rozgrywająca się gdzieś na sali gimnastycznej się skończy i uczniowie pójdą na lekcję, a ja według planu mam mieć teraz... angielski. Znowu będę siedział godzinę i patrzył się na tył jej głowy, marząc, że może się odwróci i mnie w końcu zauważy. Tak, zauważy – w moich marzeniach. Tak jak przypuszczałem, apel zakończył się równo z przerwą i musiałem iść do klasy. Znalazłem się w niej jako pierwszy, chwilę po mnie weszła reszta klasy. Skanowałem wzrokiem każdego z osobna, wchodzącego do klasy. Byli już wszyscy, ale z wyjątkiem Katy. Zacząłem się o nią martwić. A co jeśli coś się jej stało? Co jeśli spadła ze schodów, albo ktoś ją ogłuszył, związał, zapakował do worka i wyniósł ze szkoły, albo co gorsza, co jeśli nastąpiła inwazja kosmitów i za równą godzinę Ziemia przestanie istnieć, a ona jest tajnym agentem który ma walczyć z obcymi?! Przecież nie mogę pozwolić, aby narażała swoje życie w imię ludzkości! Do głowy przychodziły mi same głupie scenariusze. "Za dużo science-fiction Niall." powiedziałem do siebie półgłosem, przez co oczy całej klasy łącznie z nauczycielką sprawdzającą obecność zwróciły się w moją stronę.
- Panie Horan, czy chce pan przeprowadzić dzisiejszą lekcję w moim imieniu? - odezwała się nasza terrorystka. Wstrętne babsko, której twarz wygląda niczym twarz Pinokia po inwazji korników. Zmarszczka na zmarszczce, zmarszczkę przykrywa. Oooooooo nigdy jej nie wybaczę tego, że w pierwszej klasie, czyli równe dwa lata temu zabrała mi kanapkę i wrzuciła do kosza. Zło wcielone.
- Nie. - odparłem spuszczając głowę.
- W takim razie co się mówi? - zapytała kobieta.
- Przepraszam. - odburknąłem.
- Przepraszam co? - podniosła się z miejsca i ruszyła na tył klasy wolnym krokiem zatrzymując się przy mojej ławce z skrzyżowanymi rękami.
- Przepraszam Pani Wrigley. - odparłem z wymuszonym, szerokim uśmiechem.
- Oj Horan, Horan. - westchnęła. W tym też czasie zza drzwi dobiegło ciche pukanie, po czym drzwi się uchyliły.
- Przepraszam za spóźnienie. - powiedziała dziewczyna wchodząca do środka. Była to oczywiście moja najśliczniejsza zguba.
- Jest pięć minut pod dzwonku. - zaznaczyła Wrigley – Powinnam cie wyprosić z klasy. - dodała.
- Na prawdę przepraszam. Rozmawiałam z panem od matematyki. - odezwała się Katy.
- Dobrze, więc w takim razie dzisiaj otrzymasz tylko upomnienie. Lepiej, żeby się to nie powtórzyło następnym razem. - rzekła srogo po czym wróciła do swego biurka. - Idź do ostatniej ławki. Tylko tam jest wolne miejsce. - dodała siadając na trzeszczącym krześle.
Zaraz... ostatnia ławka?! Co?! Nie, nie, nie... to nie może być prawda! Ja siedzę w jednej z ostatnich ławek i tylko obok mnie jest wolne miejsce. Poczułem, że słabnę.
- Cześć. - rzuciła siadając obok mnie.
- H-h-hej. - odparłem, czując jak kropelki potu gromadzą się na moim czole. Wytarłem je szybko w rękaw bluzy, tak wiem, obrzydliwe, ale na szczęście ona była zbyt zajęta wypakowywaniem książek , żeby to zauważyć.
- Pisaliście coś? - zapytała nadal grzebiąc w swoim plecaku.
- N-n-nie. Nie. - wydukałem. Nagle nie wiem czemu, zacząłem mieć nie skoordynowane ruchy dłoni.
- Okay. - wzruszyła ramionami i położyła torbę na podłodze.
Nie wiedziałem, co mam zrobić. Byłem zestresowany, przerażony, sparaliżowany, czułem, że cały oblany jestem zimnym potem, a moja twarz ma kolor dorodnego, czerwonego jabłka, na dodatek słyszałem szepty między moimi kumplami. Niech no ja ich tylko dorwę po lekcjach. Bałem się spojrzeć w bok, na Katy Już chyba zrobiłem z siebie dostatecznego debila.
- Ty jesteś Niall, prawda? - zapytała, a ja kiwnąłem twierdząco głową gapiąc się w okno. - Wiesz może do której czynna jest szkolna biblioteka? - wyszeptała.
- Y-y-y.. j-ja.. t-tak, to znaczy n-nie.. to j-ja... ona... - zacząłem się gmatwać w słowach. Sam nie jestem pewien, czy aby na pewno dobrze zrozumiałem pytanie.
- Niall? - zapytała ponownie.
- J-jestem Niall. - kiwnąłem twierdząco głową nadal gapiąc się w okno.
- Okay... dzięki za info. - powiedziała. Co prawda nie widziałem tego, ale jestem pewien, że przewróciła oczami w tamtym momencie.
Nie ma co, popisałem się inteligencją. Przecież ona ma mnie teraz za jakiegoś przygłupa, który nawet nie umie się wysławiać. Brawo Horan! Jest twoja! - zakpiłem z samego siebie w myślach i miałem ochotę zetrzeć samego siebie z powierzchni ziemi. Ta lekcja dłużyła mi się niemiłosiernie. Pani Wrigley w kółko o czymś gadała, ale nie mam pojećia o czym. Byłem zajęty tym, że zrobiłem z siebie idiotę w oczach najcudowniejszej dziewczyny pod słońcem.
- Dobrze, więc teraz podzielę was w grupy. - nauczycielka wstała z miejsca szurając głośno krzesłem, przez co podskoczyłem na stołku z powodu niespodziewanego i nieprzyjemnego dla uszu dźwięku. - Albo nie. Projekt zrealizujecie w takich parach, w jakich siedzicie dzisiaj w ławce. Wszystko jasne?! - zapytała.
- Tak. - odpowiedział chórkiem klasa. Kilka sekund później zadzwonił dzwonek. Chciałem założyć kaptur na głowę i uciec, ale Katy mnie jeszcze zatrzymała.
- Mam robić razem projekt, więc przydałoby się spotkać dzisiaj, albo jutro, żeby omówić szczegóły. - powiedziała.
- Ok. - odparłem krótko wpatrując się w czubki moich butów.
- Dobra, w takim razie, może spotkamy się dzisiaj u ciebie? - zapytała.
- Jasne. - odparłem.
- Podasz mi może adres?
- Naprzeciwko szkoły, biały dom, duży, mały, biały dom.
- Czekaj, jaki? - dopytywała się.
- Biały. - wzruszyłem ramionami.
- Ale tam są dwa domy... jeden duży, drugi mały. Więc który bo powiedziałeś...
- Ten mniejszy. - rzuciłem i uciekłem.
Raz, dwa, trzy... Niall ty deklu! Kiedy wybiegłem z klasy, wziąłem głęboki wdech. Zaraz po mnie z klasy wyszli Liam, Harry i Louis.
- Jestem Niall? Poważnie? - zaśmiał się Louis.
- Cicho siedź. - wkurzyłem się.
- Stary, czy ty wiesz co ty tam odwaliłeś? Słyszałeś samego siebie? - zapytał Styles.- Dziewczyna się produkowała, zadawała ci masę pytań, żeby rozkręcić rozmowę, a ty co? Głowa w okno i śluby milczenia? - dodał.
- Zawaliłeś. - westchnął Liam.
- Noooo wiem! - uderzyłem pięścią w szafkę.
- Więc ona ma dzisiaj u ciebie być. - stwierdził Tomlinson.
- Kto? - zapytałem zdezorientowany.
- Yyy Katy? - zapytał z sarkazmem Liam.
- Po co?! - wystraszyłem się.
- Macie robić razem projekt. - odparł Harry.
- Jaki projekt? - ulokowałem w nim moje spojrzenie, które ewidentnie domagało się jakichkolwiek wyjaśnień.
- Dobrze, już dobrze, Louis przy tobie jest. - chłopak zaczął się śmiać i przytulił mnie do siebie.
- Ja na serio się z nią umówiłem? - spojrzałem na Liama. Czułem, że tylko on może mi udzielić wiarygodnej odpowiedzi.
- Tak. Ma przyjść do ciebie, ale nie powiedziała kiedy. - wyjaśnił.
- Ha. Haha. Hahahahaha. Narazie! - krzyknąłem i zacząłem pędzić jak na złamanie karku.
                    Nawet nie wiem, kiedy wybiegłem ze szkoły, pokonałem parking, szkolny trawnik, ruchliwą ulicę, otworzyłem dom i wpadłem do mojego pokoju. Chyba nadal do mnie nic nie docierało. Wziąłem głęboki wdech i powiedziałem do siebie: "Horan... weź się w garść. Dzisiaj będzie tu dziewczyna twoich marzeń i masz ją oczarować." Następnie rozejrzałem się po pokoju, panował w nim ład i porządek. "Chociaż tyle" pomyślałem. Podszedłem do półki na której stała moja wieża i zapodałem jakąś muzykę. Uznałem, że nie wypada przyjąć jej będąc w tych samych ciuchach, więc otworzyłem szafę na oścież i wyjąłem z niej najlepsze ciuchy i udałem się do łazienki, gdzie się odświeżyłem i zmieniłem strój. Po kilku minutach byłe gotowy. Usiadłem więc na kanapie w moim pokoju i czekałem aż się zjawi. Każda sekunda oczekiwania zdawała się trwać całe wieki.

~To be continued~


Jest już ponad 5k wyświetleń i z tej okazji postanowiłam dodać I rozdział nowego opowiadania. Pamiętacie ankietę na temat tego, o kim ma być kolejne ff? Wygrał Horan, więc macie tu go :D Mam nadzieję, że was choć trochę wciągnął pierwszy rozdział :)
Kolejny zarówno SOML jak i Y&I pojawi się już niebawem ♥

6kom = next chapter ☺

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział III - Story of my life



                W nocy miałem problemy ze snem. Co chwilę się przebudzałem. Było to spowodowane koszmarem, który spędził mi sen z powiek. Widziałem pod powiekami jakieś oficjalne, elegancie przyjęcie, na którym byli moi znajomi, praca, telewizja i rodzina Maddie. Wszyscy wydawali się być niezwykle szczęśliwi i zachwyceni tym, że są tam gdzie są. Na początku nic nie rozumiałem, obraz był jakby za mgłą. Po kilku chwilach zaczął się wyostrzać, a moi oczom ukazała się postać Liama, który pochylony był nad moją trumną. Obok niego stała Maddie. Płakała. Jako jedyna – płakała. Po chwili trumna z moim ciałem prysnęła, niczym bańka mydlana, a na jej miejscu pojawił się ksiądz wraz z ołtarzem, przed którym stała moja żona wraz z Paynem. Miała na sobie długa, lśniąca, białą suknię. Był to ich ślub. Wystraszyłem się, że ją straciłem już na dobre. Chciałem coś zrobić, zareagować, powiedzieć, że żyję i się nie zgadzam, jednak nie byłem w stanie. Nikt nie słyszał mojego krzyku, a ja sam zacząłem wznosić się w powietrze. Kiedy się ocknąłem, odruchowo podniosłem się do pozycji siedzącej, wziąłem kilka głębokich wdechów, przetarłem twarz, która cała była mokra od kropel zimnego potu skupionego głównie na moim czole. Nic nie rozumiałem. Co miał niby oznaczać ten sen? Umarłem? Umarłem w moim śnie? A ona mnie opuściła? Nie... coś pokręciłem. Przecież ona nie mogłaby ode mnie odejść. Ja jestem jej kluczem do kariery i luksusów, a ona moim. Maddie nie mogłaby mnie porzucić. Płakała nad moja trumną... jako jedna, jedyna. Dlaczego, skoro mnie nienawidzi? Co najdziwniejsze, to nie są fakt, że zobaczyłem moje ciało w trumnie mnie przeraził, tylko ten, że ona wybrała Liama, że go kocha. Było jasne, że tej nocy już nie zasnę. Podniosłem się z łóżka i zacząłem krzątać się po domu w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby ukoić moje nerwy. Zajrzałem więc co szklanego barku, w którym stała szkocka whisky. Bez dłuższego namysłu uniosłem wieczko bogato zdobionej, szklanej butelki i przechyliłem ją nalewając trochę trunku do niskiej szklanki. Miałem nadzieję, że choć trochę mnie uspokoi. Niepotrzebnie się łudziłem. Alkohol w niczym mi nie pomógł. Nadal towarzyszył mi dziwny niepokój i głośne kołatanie serca. Bałem się czegoś, tylko czego? Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Byłem roztrzęsiony. Poczułem, że muszę zajrzeć do pokoju Madeline. Chciałem się upewnić, że na pewno w nim jest, że tam po prostu jest i smacznie śpi. Bałem się, że mogę ją nie zastać. Pierwsza myśl, która napłynęła do mojej głowy w drodze do jej pokoju to ta, że pewnie wymknęła się do Liama i u niego nocuje. Ta perspektywa mnie przerażała.
                Kiedy w końcu znalazłem się pod jej drzwiami, zawahałem się, czy aby nie zapukać na nie, ale uznałem, że jeśli tam jest, to ją tylko niepotrzebnie obudzę i rozpęta się kolejna awantura. Postanowiłem więc nie ryzykować i po cichu się wemknąć do środka. Nacisnąłem więc złotą klamkę i cicho, na palcach wszedłem do wnętrza jej sypialni. Panował przyjemny dla oczu półmrok. Zasłony były do połowy zasłonięte, przez co gdzieniegdzie przedzierały się delikatne, pojedyncze promienie dopiero co wschodzącego słońca. Maddie spała grzecznie w swoim łóżku. Jej klatka piersiowa równomiernie unosiła się i opadała. Zauważyłem, że połowa jej kołdry zdążyła już wylądować na podłodze. Uznałem, że może jej być zimno, więc podszedłem do jej łóżka i uniosłem czerwoną, satynową pościel, po czym ostrożnie ją nią przykryłem. Wyglądała tak spokojnie. Kąciki jej ust były minimalnie uniesione ku górze na znak delikatnego uśmiechu. Pofalowane, blond włosy w kompletnym nieładzie opadły na twarz. Wyciągnąłem ku niej moją dłoń i delikatnie odgarnąłem je jej twarzy gładząc przy tym jej aksamitny policzek opuszkami palców. Nie mogłem się powstrzymać i zacząłem gładzić jej włosy. Stęskniłem się za tym widokiem. Już prawie zapomniałem jak słodko wygląda, kiedy śpi. Jest niczym mały, nieporadny, kochany aniołek, którego należy wziąć na noc w silne ramiona i otoczyć opieką. Dlaczego ja o tym zapomniałem? Zostawiłem ją na tak wiele nocy na własną rękę? Było tyle burz, wichur za oknem, miewała tyle koszmarów sennych, dlaczego zwyczajnie zapomniałem, że to ja powinienem stawić im czoła kładąc się obok niej, szczelnie zamykać ją w swoich ramionach, aby nic nigdy nie zagrażało jej bezpieczeństwu, aby była wystarczająco silna aby odpędzić złe sny? Jestem beznadziejnym mężem. Zawsze byłem. Pochyliłem się nad nią i skradłem pocałunek z jej delikatnych warg, następnie usiadłem na skraju jej łóżka i wpatrywałem się w nią, jak spokojnie i beztrosko oddycha. „Harry” - usłyszałem nagle jak wyszeptała przez sen. „Tak??” - zerwałem się z miejsca. Nic nie odpowiedziała. Spała, a ja w dalszym ciągu siedziałem przy jej boku gotów na to, by stać się strażnikiem jej bezpiecznego snu.
                Po blisko godzinie postanowiłem opuścić jej pokój. Nie chciałem, żeby wiedziała, że u niej byłem. Nie rozumiałaby dlaczego, zresztą ja sam nie wiem po co siedziałem u niej pół nocy.
Pamiętam, jak się poznaliśmy. Wszystko za sprawą Liama. Gdyby nie on, ona nigdy nie wtargnęłaby do mojego życia z takim impetem. Straciłem dla niej głowę. Oszalałem na jej punkcie. W momencie naszego pierwszego pocałunku pokochałem ją z całych sił, już na dobre. Od tamtego momentu – na zawsze. Ja nadal ją kocham mimo wszystko, tylko zapomniałem już, jak funkcjonuje miłość. Kariera i popularność mnie zgubiły. Ja zdradziłem Maddie już dużo, dużo wcześniej... zrobiłem to jeszcze zanim poszedłem do łóżka z Evą – moją sekretarką, a dokładnie sekretarką Paula. Ja zdradziłem Maddie już na początku, w pierwszych sekundach naszego związku... zdradziłem ją ze sławą. Nie umiałem się nigdy pogodzić z tym, że Madeline jest ambitna i umie coś osiągnąć w życiu, nie umiałem się cieszyć z jej sukcesów, krytykowałem ją, próbowałem ja odwieść od podpisywania kontraktów na pokazy mody, sesje, reklamówki dla Zary, H&M, Reserve i innych sieci sklepów odzieżowych. Byłem wściekły, kiedy to nią zainteresowały się media... świeże mięso w show biznesie – żona Stylesa. Temat na każdą okładkę. Ona zawsze próbowała mnie zrozumieć, bronić, uszczęśliwić, udowodnić mi, że kariera to tylko zbędna aprobata. Nie umiałem, a raczej nie chciałem słuchać. Ona zaczęła coś znaczyć w branży, każdy projektant mody się o nią bił, założyła własną organizację charytatywną dla sierot. Była specjalnym gościem w Buckingham i w Waszyngtonie. Osiągnęła na tyle dużo, aby moja duma mogła pomóc nienawiści w górowaniu nad miłością. Teraz widzę co zrobiłem źle. Żałuję. Na prawdę żałuję.

- Cześć. - powiedziała uśmiechnięta Maddie wchodząc do kuchni, gdzie właśnie popijałem kawę.
- Jak się spało? - zapytałem ni stąd ni zowąd.
- Interesuje cię to? - zdziwiła się.
- Tak. - odparłem.
- Dobrze, dziękuję. Powinnam zapytać jak spało się tobie? - usłyszałem.
- Powinnaś. - odłożyłem filiżankę na marmurowy blat stołu.
- Więc? Jak minęła noc? - zapytała nie spoglądając na mnie.
- Kiepsko. - westchnąłem.
- Domyślam się... w końcu spędziłeś ją sam, a nie z Evą. - uniosła lewą brew i sięgnęła po jedną z kanapek, które kilka chwil temu przygotowała dla nas kucharka.
- Jakbyś czytała w moich myślach. - na mojej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
- Jedź do niej. Może jest już wolna. - rzuciła.
- Wolna? - spojrzałem na nią zdezorientowany.
- Miałam na myśli to, że może już wyszedł od niej poprzedni klient. Daj jej kilka minut czasu, żeby uporządkowała choć trochę swoją sypialnię. Nawet dziwka ma jakiś grafik. - zaśmiała się szyderczo.
- Nie waż się o niej tak mówić! Słyszysz?! - uniosłem ton głosu i uderzyłem pięścią w stół.
- Czyżbym cię uraziła? - ponownie uniosła lewa brew.
- Jesteś dużo milsza kiedy śpisz. - odparłem.
- Kiedy śpię? - zdziwiła się. - Pamiętasz jeszcze jaka jestem kiedy śpię? - skierowała na mnie swój podejrzliwy wzrok.
- Pamiętam dużo więcej niż ci się wydaje Maddie.
- To zapomnij. - wzruszyła ramionami.
- Nie chcę. Jakby nie było jesteś moją żoną.
- Tylko na papierze.
- Przed Bogiem też. - zaznaczyłem.
- Teraz o tym myślisz? Przykro mi, ale było o tym myśleć zanim zacząłeś się pieprzyć z tą dziwką.
- Mówiłem już, nie nazywaj jej tak!
- A jak mam ją nazywać?! - Maddie wstała od stołu - Zabrała mi wszystko! Kochającego męża, szczecie, wiarę w siebie!
- Niczego ci nie zabrała! Sama z tego zrezygnowałaś! - stanąłem naprzeciwko niej.
- Ja zrezygnowałam?! To ty zawsze byłeś przeciwny temu, żebym cokolwiek osiągnęła w życiu. Byłeś zły i zresztą nadal jesteś, kiedy nie ma cię na okładce... Bo to przecie ty jesteś gwiazdą! Wielki, wspaniały Harry Styles! - uderzyła mnie z pięści w ramię.
- Czy ty mnie właśnie uderzyłaś? - zdziwiłem się – To nie prawda, że byłem przeciwny. Zawsze chciałem żebyś zaszła daleko, ale czy ty nie widziałaś co się działo?! To ty była numerem jeden, a ja pozostałem w cieniu! Menadżer, fani, producenci – oni wszyscy zawsze naciskali na mnie, żebym był numerem jeden. Ty nie wiesz jak to jest robić coś żeby zadowolić innych!
- Po pierwsze nie pieprz, że fani wymagają od ciebie, żebyś zawsze był na podium! Oni kochają cię za to jaki jesteś i że ci na nich zależy, tak jak ja kiedyś... Po drugie nie wmawiaj mi, że do twojego romansu z tą szmatą cię ktokolwiek, kiedykolwiek zmuszał!
- Potrzebowałem ciepła!
- Ciepła?! Nie ciepła, tylko niezobowiązującego romansu. Tak samo było ze mną! Nigdy mnie nie kochałeś, byłeś jedynie zauroczony i teraz musisz się męczyć. Ty nie nadajesz się do poważnego związku! - Po tych słowach nie wytrzymałem... zamachnąłem się. - No i co? Uderzysz mnie? Znowu? - zapytała chwytając mnie w ostatnim momencie za nadgarstek.
- Przepraszam – wyszeptałem.
- Zawsze tylko przepraszasz, a ja mam ci to wszystko wybaczać? - zapytała. Straciłem nad sobą już do reszty kontrolę i z całych sił przyciągnąłem ją do siebie i namiętnie pocałowałem jej usta. Na początku starała się mnie odepchnąć, ale po chwili zaczęła oddawać każdy z moich pocałunków.
- Nie chcę, żebyś cierpiała. - wyszeptałem, kiedy nasze wargi się rozłączyły.
- To mnie nie rań. - odparła gładząc mnie po włosach. - Ja nie chcę takiego życia. Nie chcę być z tobą w taki sposób. Nie kiedy ona mi cię zabiera, kiedy cały świat patrzy nam na ręce, kiedy nie mam pewności, czy całujesz mnie bo nadal mnie kochasz, czy zwyczajnie potrzebujesz seksu. - w kącikach jej oczu zaczęły gromadzić się łzy. Jedna z nich spłynęła wzdłuż jej policzka, po czym otarłem go kciukiem.
- Kocham. - wyszeptałem. - Zawsze kochałem i zawsze już będę. -zapewniłem ją. - Nie chcę nikogo innego. Eva to był błąd, w który nie powinienem był się pakować. Kiedy poczułem, że Liam mógłby mi cię odebrać i zostałbym sam, bez ciebie, twojego zapachu, uśmiechu, porozrzucanych wszędzie kosmetyków, be naszych awantur, nie umiałbym żyć. - rozkleiłem się. Niczym totalny mięczak.
- Bez awantur? - zdziwiła się.
- One nas określają. Przynajmniej się nie nudzimy. - na jej twarzy pojawił się słodki, promienny uśmiech.
- Kocham cię. - wyszeptała i delikatnie złączyła nasze usta. Zrobiła to nieco niepewnie. Bała się, że mogę ją odtrącić. Nie tym razem.
- Ja ciebie też. - odparłem i pogłębiłem nasz pocałunek, który przerodził się w walkę namiętności. Potrzebowaliśmy się. Zacząłem błądzić dłońmi po jej plecach, unosząc powoli jej koszulę nocną, a ona zdjęła ze mnie szlafrok, przez co stałem przed nią w samych bokserkach. Szybko przenieśliśmy się do sypialni. Niemalże zapomniałem jak wybornie smakuje i pachnie jej ciało. Jest taka delikatna, zmysłowa i jednocześnie drapieżna. Czułem, jakbym dotykał ją po raz pierwszy. Składałem ogniste pocałunki na jej szyi, którą oznaczyłem malinką, aby udowodnić światu, że jest tylko moja. Maddie zaciskała paznokcie na moich plecach. Czułem, jak rośnie jej podniecenie. Zerwałem z niej zbędne części bielizny i zacząłem drażnić pozostałe części jej ciała. Z jej ust wymykały się pojedyncze jęki i westchnienia. Moja dłoń zaczęła błądzić w stronę jej kobiecości, na co Madeline nie pozostała mi dłużna i zdjęła moje bokserki. Nasze ciała zdawały się tańczyć w jednym, tym samym, tylko nam znanym rytmie. To był najwspanialszy poranek mojego życia. Wszystko za sprawą niej. Nikt nigdy nie dotykał mnie w taki sposób jak ona. Jest idealna w każdym calu. Jest cała moja i nigdy z nikim się nią nie podzielę. Jak mogłem wytrzymać blisko rok bez jej dotyku? Nonsens.

              Leżeliśmy wtuleni w siebie na dużym, małżeńskim łożu. Maddie gładziła opuszkami palców moją rękę, która szczelnie oplatała jej ciało.
- O czym myślisz kochanie? - zapytałem, kiedy zauważyłem, że wpatruje się w okno.
- O tym, czy jutro też wszystko będzie takie piękne. - odparła, a ja musnąłem czule wargami jej ramię.
- Wszystko zależy od nas. - uśmiechnąłem się.
- Brakowało mi cię. Wiesz? Byłeś tu, ale jakby cię nie było... - westchnęła.
- Wiem. Przepraszam. - pogładziłem jej włosy.
- Nie przepraszaj... po prostu nie zawiedź mnie już. Proszę. - uniosła głowę i spojrzała w moje oczy. Widziałem w nich pełno nadziei.
- Nie zawiodę. Nigdy. - obiecałem i złączyłem nasze usta.

***Maddie***



                Dlaczego nie mogliśmy żyć w ten sposób już wcześniej? Straciliśmy tyle czasu, nerwów, energii. Byliśmy o włos od zniszczenia się nawzajem. Wszystko rozegraliśmy w zły sposób. Ciężko było mi się pogodzić z niektórymi wyborami Harrego zarówno wtedy, jak i teraz. Nie umiałam się pogodzić z tym, że zdradził mnie z Evą. To bolało. Nadal boli. Wiem, że jeszcze przedwczoraj był u niej. Powiedział, że ona była błędem... a co jeśli jutro zmieni zdanie w tym temacie i za nią zatęskni? Co jeśli postanowi do niej wrócić? Nie przeżyję kolejny raz takiego rozczarowania i upokorzenia. Jeśli ponownie wybierze ją, ja usunę się na bok. Wystąpię o rozwód. Nie mogę dłużej marnować życia. Mam je tylko jedno i czas w końcu przejąć ster swojego losu. Harry będzie musiał się wyprowadzić, oddać mi większą część swojego majątku i zapomnieć o moim istnieniu. Rozwód swoja drogą będzie na jego korzyść – każda czołówka będzie jego, a ze mnie media zrobią zimną sukę. Jak zawsze. Styles jest święty – dla wszystkich. Jest niesamowitym, zapatrzonym w siebie bałwanem, ale go kocham i tych uczuć nie zmieni czas ani żadna z jego zdrad. Jeśli tym razem mnie zawiedzie, to wiem, że jestem wystarczająco silna, aby móc zacząć żyć i kochać go na odległość, w samotności. 

- Kochanie, twój telefon dzwoni. - krzyknął Styles z salonu, kiedy ja byłam w toalecie.
- Już idę. - odparłam zakładając na siebie kwiecistą sukienkę i zeszłam na dół. - Kto to? - zapytałam podnosząc telefon ze stołu.
- Nie wiem. Nie sprawdzałem. - odparł z lekkim uśmiechem.
- Nie ważne. - wzruszyłam ramionami i usiadłam na jego kolanach na skórzanej kanapie. - Jeśli to coś pilnego, to zadzwoni jeszcze raz. - uśmiechnęłam się promiennie, a Harry mocno mnie do siebie przytulił.
- Mam ochotę cię schrupać. - wymruczał do mojego ucha.
- Harry... też masz takie wrażenie, że to co się tu dzieje jest dziwne? - zapytałam.
- O czym mówisz? - zaniepokoił się.
- O tym, że my... normalnie rozmawiamy... mało tego... powiedzieliśmy sobie, że się kochamy. - wyjaśniłam.
- To chyba normalne w małżeństwie. - zirytował się trochę.
- Nie w naszym. Nie uważasz? - ciągnęłam dalej temat.
- Maddie, znowu chcesz się zacząć ze mną kłócić na nowo? Aż tak bardzo nie możesz bez tego żyć? - zapytał puszczając mnie.
- Nie. Ja tylko chcę ci w delikatny sposób powiedzieć, że musimy się nauczyć żyć razem na nowo, bo nie wiem jak ty, ale ja czuję się obco w tej sytuacji. Dobrze, ale obco. Musze się na nowo do ciebie przyzwyczaić. - wygłosiłam mój monolog, a on pocałował mnie z zaskoczenia.
- Wiem co masz na myśli. - wyszeptał do mojego ucha. W tym też momencie zaczął dzwonić telefon. - Odbierz, może to coś ważnego. - powiedział.
- Myślisz? - westchnęłam. - No dobra... - dodałam i ociężale sięgnęłam po telefon. Kiedy zobaczyłam na wyświetlaczu kto dzwoni, zamarłam. - Harry, przepraszam, ale muszę wyjść.
- Nie chcesz rozmawiać przy mnie?
- To nie tak... będę się czuła niezręcznie, bo to dość nietypowa sprawa. - wyjaśniłam i szybko wyszłam.
Udałam się do mojego pokoju, gdzie zamknęłam za sobą drzwi i oddzwoniłam do osoby, która dwukrotnie próbowała się ze mną skontaktować.
- Co tym razem Liam? - zapytałam dość oschle.
- Spotkajmy się. - poprosił.
- Nie chcę. Wybacz. - odparłam.
- Jestem pod twoim domem, przy fontannie. Proszę chodź tu. Nie odejdę aż dopóki z tobą nie porozmawiam. Mogę tu nawet siedzieć do rana.
- Liam...
- Proszę. - usłyszałam jego błagalny ton.
- Zaraz będę. - odparłam.
Wzięłam głęboki wdech i wolnym, niepewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Nie chciałam, żeby Harry się dowiedział, więc musiałam przemknąć do wyjścia z domu niezauważona. To nie było łatwe, bo jest niezwykle czujną osobą, ale w końcu mi się udało.


***Harry***
              Nie rozumiem, dlaczego nie chciała rozmawiać przy mnie. Przecież, teraz, kiedy na nowo jesteśmy razem nie powinna wychodzić z telefonem. Okay, ma swoją prywatność i mi guzik do tego, ale przecież może mi zaufać. Nie chciałem wywoływać kolejnej awantury, ale jestem pewien, że dzwonił nie kto inny jak Liam. Co on znowu od niej chce? Przecież powiedziała mu, że to mnie kocha. Payne jest zdesperowany. Wczoraj próbował wmówić jej, że nigdy nie powiem jej, że ją kocham i że umrę tracąc ją. Jest moim przyjacielem i go kocham, ale nie pozwolę mu kręcić się obok mojej żony. Nie jestem głupi. Widziałem jak Maddie przed sekundą wymknęła się z domu. Chciałbym móc jej ufać... Bez dłuższego namysłu ruszyłem za nią. Udała się tam, gdzie poprzednim razem – pod fontannę. On tam już na nią czekał. Jakie cudowne, romantyczne miejsce na schadzki kochanków. Stanąłem za jednym z pomników, który całkowicie mnie zasłaniał.
- Chciałeś porozmawiać... - powiedziała podchodząc do niej. Gdy ja ujrzał nagle się rozpromienił.
- Wyglądasz zjawiskowo... jak zawsze zresztą. - odparł chwytając jej dłoń. - Dziękuję, że przyszłaś.
- Liam, powiedz mi, o czym chciałeś ze mną porozmawiać. - poprosiła.
- O nas.
- Nie ma nas. Sam dobrze wiesz. Nigdy nie było. - wyjaśniła.
- Kocham cię. Nie jestem wstanie funkcjonować wiedząc, że jesteś tu teraz z nim. Daj mi szansę, a udowodnię ci, że mogę cię uczynić najszczęśliwsza kobieta na tym świecie. Błagam. Jesteś moim wszystkim. W nosie mam zespół, fanów, pieniądze, wywiady. Ty jesteś wszystkim, czego mi potrzeba. - przyciągnął ja do siebie z całych sił i niespodziewanie wpił się w jej usta. Maddie na początku próbowała go odepchnąć, jednak nie pozwolił jej na to. Uległa mu, a ich pocałunek zaczął się pogłębiać. Nie mogłem na to patrzeć. Zacząłem popadać w furię. Nie wiem nawet, kiedy zdążyłem wyskoczyć zza tego posągu i podbiec do nich.
- No proszę, proszę! Co za piękne przedstawienie! - krzyknąłem przez co ich wargi się rozłączyły.

To be continued. 



Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądają :). Niedługo licznik odwiedzin przekroczy 5K :D Jest co świętować, bo zakładając tego bloga obstawiałam, że 100 wyświetleń to będzie max :) Mam dla Was niespodziankę, ale to dopiero wtedy, kiedy będzie 5K :D czyli myślę, że niebawem ♥
Każdy kom = uśmiech na mojej twarzy ♥ 

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział II - Story of my life



                   Pewna polska pisarka powiedziała kiedyś "Cierpienie należy do życia. Jeśli cierpisz, znaczy, że żyjesz. Pogódź się z tym mała dziewczynko." Miała rację? Cierpienie tylko określa mój stan metafizyczny? A co jeśli to właśnie ono mnie zabija? Cierpię żyjąc moim życiem. Cierpię widząc go pałętającego się po domu, patrzącego na mnie wzrokiem pełnym nienawiści i pogardy, wypowiadającego tak wiele gorzkich słów, które mają ugodzić moje serce. Udaje się mu mnie niszczyć w tak piękny, prostolinijny i bezwstydny sposób. Wiem, że ja także nie pozostaję mu dłużna. Działam w akcie samoobrony. Staram się ochronić resztki mojej godności oraz dumy, która została dzięki niemu poważnie poszkodowana. Gdyby on tylko chciał odbudować coś miedzy nami, to przysięgam, że zaangażowałabym się w to z całych sił. Zawalczyłabym o naszą zastygłą miłość, wiedząc, że ten pojedynek miałby sens. Wciąż pamiętam jacy byliśmy kiedyś. Nie potrzebowaliśmy tego całego szumu wokół nas. Woleliśmy wyrwać się choć na kilka chwil z uścisków sławy, aby spędzić ze sobą intensywnie czas. Dawniej nie liczył się majątek, rozgłos, willa z basenem i prywatnym parkiem, jacht, odrzutowiec czy szybkie samochody bezczynnie zajmujące powierzchnię garażu. Wystarczył nam niewielki pokoik, denna komedia romantyczna, miska chipsów oraz ciepły koc pod którym siedzieliśmy wtuleni jeden w drugiego. Tak chciałam żyć już zawsze. Z dala od tego całego zgiełku i zamieszania jakie się rodziło ilekroć widziano nas razem na Londyńskiej ulicy. Zawsze w mgnieniu oka zbiegało się morze fanów, zarówno jego jak i moich, setki wścibskich paparazzich oraz hejterów. Mieliśmy trudności, aby przebić się do naszego samochodu. Normalne życie pozostało w tyle. Gdyby nie Harry nie zaszłabym tak wysoko. Fakt, już przed naszym poznaniem budziłam sensację wśród mediów, ale nigdy nie wywoływałam takiego szału i pisku wielbicieli. Od momentu związania się z Harrym moja kariera nabrała tępa. Stałam się kimś. Styles został w moim cieniu, co źle na niego wpływało i było powodem naszych sprzeczek, a co za tym szło, rodzącej się nienawiści. Nie minął rok od ślubu, a my już nie mogliśmy na siebie patrzeć. Kochaliśmy się, jednak trudno nam było tolerować się nawzajem. Harry zaczął szukać pocieszenia wśród swoich asystentek, a ja w alkoholu. Nie byłam wcale rozczarowana, kiedy dowiedziałam się o jego kochance. Miałam tę przyjemność, aby stanąć z nią twarzą w twarz. Eva Virgo - moja następczyni. Jest zwykłą sekretarką, dlatego też Styles się z nią związał, ona nie zaszkodzi jego karierze i popularności. Świat nie może się dowiedzieć o jego romansie. Styles nie jest głupi, dobrze wie, że jeśli odejdę, a ona postanowi poinformować świat o ich bliższej znajomości, to będzie skończony.

                  Zgodnie z planem zaczęłam się przygotowywać do czerwonego dywanu. Moja asystentka przywiozła mi zamówioną specjalnie na ten dzień suknię od Rag & Bone wartą ponad sześćdziesiąt tysięcy funtów. Prywatna kosmetyczka oraz fryzjer odprawiali nade mną rytuały, a stylista dobierał dodatki. Harry chciał, żebym wyglądała zjawiskowo. Nasze stroje zawsze muszą się uzupełniać. One Direction ma kilka nominacji, więc podejrzewam, że to będzie wieczór Harrego. Bardzo mu zależy na wygranej, a ja muszę przyznać, że zasłużył na nią. Oni wszyscy zasłużyli. Może i Styles jest beznadziejnym mężem, ale jako idol sprawdza się w stu procentach. On na prawdę kocha swoich fanów i wie, ile im zawdzięcza. Pod tym względem nie mogę go bezkarnie krytykować.
                  Gala rozpoczyna się o 21, a czerwony dywan o 20.30. To będzie nasze 30 minut - 30 minut udawania. Zostało nam tylko kilka minut do odjazdu limuzyny. W końcu znalazł się Styles, nie widziałam go przez cały dzień. Towarzyszyli mu chłopaki z zespołu oraz ich partnerki. Wszyscy wyglądali jak milion dolców.
- Jesteś gotowa? - zapytał Styles nawet na mnie nie spoglądając.
- Tak. Jestem. - przytaknęłam i pozwoliłam Niallowi wziąć się pod rękę.
- Wyglądasz absolutnie nieziemsko. - odezwał się Irlandczyk, kiedy szofer otworzył nam drzwi do limuzyny.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się serdecznie. - Ty również świetnie wyglądasz. Już słyszę ten pisk dziewczyn na twój widok. - dodałam.
- One zawsze piszczą, nawet jeśli jestem w dresie. - zaśmiał się wsiadając po mnie do limuzyny. Zaraz za nami wsiedli Louis, Eleanor, Harry, Zayn, Perrie oraz Liam.
- Denerwujecie się? - zapytałam.
- Trochę. - odezwał się Tomlinson. - Ale przeczuwam, że wszystkie nagrody będą nasze. - dodał z dumą.
- No chyba, że Little Mix nas pobiją. - wtrącił się Zayn puszczając oczko do swojej żony, na co ona dała mu szybkiego całusa w policzek. Jeśli mam być szczera, to ta dwójka dla mnie tworzyła parę idealną. Od samego początku, aż do teraz są w sobie równie mocno zakochani. Nie dbają o popularność, która zgubiła mnie oraz Stylesa. Cieszą się swoją obecnością i zadowalają sobą, jakby nie było jutra.
- Wszystko możliwe. - dodał Liam.
              Harry całą drogę na galę milczał. Unikał kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. Wpatrywał się bezustannie w miasto za szybą samochodu i myślał nad czymś intensywnie. Ocknął się dopiero wtedy, kiedy limuzyna się zatrzymała pod czerwonym dywanem. Wszyscy zdążyli już wysiąść, w pojeździe zostałam tylko ja i on.
- Idziemy? - zapytałam spoglądając na niego. Kiwnął twierdząco głową.
              Szofer pomógł nam obojgu opuścić pojazd. Kiedy wyszliśmy, oboje zostaliśmy oślepieni blaskiem fleszy, oraz ogłuszeni piskiem fanów znajdujących się gdzieś na uboczu tego całego wydarzenia. Kurczowo złapałam się dłoni Stylesa, który poprowadził mnie do jednego z prezenterów MTV. Kobieta przywitała się z nami, po czym kazała skierować kamerę na nas.
- Nie mogło was zabraknąć na gali wręczenia nagród Brit Awards. Madeline stresujesz się tymi wszystkimi nominacjami Harrego? - zwróciła się do mnie.
- Oczywiście. Zarówno Harry jak i całe One Direction ciężko pracowali nad ostatnim albumem, więc bezsprzecznie zasługują na wygraną. Jednak ich konkurencja tego roku jest duża. Muszą się zmierzyć z The Vamps, The Wanted, Adele, Lorde. Mimo to uważam, że sobie poradzą. Wierze w nich i dopinguję z całego serca. - odparłam.
- A co z tobą panie Styles. Jest trema?
- Minimalna. - zaśmiał się. - Ciężko pracowaliśmy nad albumem i wiemy, że odwaliliśmy kawał dobrej roboty, więc spodziewamy się samych pozytywnych niespodzianek tego wieczoru. - uśmiechnął się szeroko.
- A co z wami? Nadal wielka miłość? Uwierzcie mi, że teraz wszystkie fanki modlą się do telewizorów. - zaśmiała się reporterka.
- Oczywiście. - potwierdził Harry obejmując mnie w pasie, na co ja odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem. - Nie wyobrażam sobie żadnej innej kobiety u mojego boku. - dodał po czym znienacka musnął moje wargi. Nie musiał czekać długo na moją odpowiedź na jego pocałunek. Odwzajemniłam go ze zdwojoną namiętnością.
- Może czasami zdarzają nam się małe nieporozumienia, ale oboje wiemy, że bez siebie nie znaczymy nic. Bywają trudne momenty, ale kocham Harrego zarówno w tych dobrych jak i złych chwilach. Zawsze będę go już kochać. - powiedziałam patrząc w jego oczy. Przez moment chyba sama uwierzyłam w moje własne słowa.
- Ja ciebie też. - uśmiechnął się delikatnie i złożył na moich ustach, delikatny, pełen uczuć pocałunek. Nie wiem dlaczego, ale w tamtym momencie zapragnęłam, żeby to wyznanie było prawdziwe.
                   Po chwili nasz wywiad się skończył i oboje weszliśmy na podest, aby zrobić kilka poz dla fotografów. Wtedy Harry wyszeptał do mojego ucha - "Jesteś piękna i cudownie dzisiaj wyglądasz. Przepraszam, że nie powiedziałem ci tego wcześniej." - te słowa zupełnie zbiły mnie z tropu. Od kiedy on prawi mi bezinteresowne komplementy? To się jemu nie zdarza. Czyżby chwila zapomnienia? Odpowiedziałam mu bladym uśmiechem i zapozowałam do kolejnego zdjęcia. Po chwili udaliśmy się do wielkiej hali zbudowanej specjalnie ze względu na galę. Zajęliśmy nasze miejsca przy stoliku obok reszty zespołu. Niall objął mnie ramieniem, po czym spotkał się z gniewnym spojrzeniem Harrego i Liama. Obojgu nie spodobało się to, że mnie dotknął. Przeczuwam, że po powrocie do domu zostanę ukarana za to, że pozwoliłam sobie zrobić zdjęcie z Horanem. Harry ciężko znosił sytuacje, w których to reszta chłopaków była w centrum uwagi.
***Harry***

                   Nie jestem zazdrosny o Madeline, jednak uważam, że nie powinna się do tego stopnia szczerzyć do reszty zespołu. Jest moją żoną. Powinniśmy na każdej fotografii być uchwyceni razem w romantycznych uniesieniach, a nie obok siebie, patrząc się w zupełnie inne strony. Media muszą widzieć, że się kochamy. Oboje jesteśmy dobrymi aktorami, więc w czym problem?
Kiedy doszło do momentu kulminacyjnego gali, czyli ogłoszenia laureatów, Maddie chwyciła mnie za dłoń. Nie ukrywam, że ułatwiło mi to trochę ukoić nerwy w oczekiwaniu na wyniki. Kiedy trzykrotnie padła nazwa „One Direction” oraz dwukrotnie nazwisko „Styles” ogarnęła mnie duma, do której jak najbardziej miałem prawo. Podniosłem się z krzesła i w pośpiechu pobiegłem po nagrody. Nachyliłem się nad mikrofonem i postanowiłem powiedzieć kilka słów, aby uczynić dzisiejszy wieczór jeszcze bardziej wyjątkowym.

„Prawdę mówiąc nie przygotowałem sobie żadnej przemowy. Słysząc tu tylu przedmówców, którzy wszystko dobrali tak wspaniale w słowa, pragnę tylko powiedzieć, że ten wieczór należy do was Directioners. To dzięki wam tutaj dzisiaj jestem i trzymam w dłoniach te nagrody. To wasza zasługa, więc wyjdźcie gdzieś dzisiaj, zabawcie się. Zasłużyliście na to. Chcę też podziękować reszcie chłopaków oraz mojej żonie. Bez względu na wszystko zawsze jest przy mnie i mnie wspiera. Nigdy nie będę w stanie się jej za to odwdzięczyć. Dziękuję. Dobranoc.” - wygłosiłem swój monolog, po czym pomachałem do kamery i wróciłem do stolika, gdzie czekała mnie uśmiechnięta Maddie. Bez dłuższego zastanowienia musnąłem jej wargi.
- Zasłużyłeś na te nagrody. - wyszeptała i pogładziła mnie po włosach.
- Dziękuję, że jesteś przy mnie. - powiedziałem nagle łamiącym się głosem i przytuliłem ją z całych sił. Nie zważałem na kilkadziesiąt tysięcy funtów, które mamy oboje na sobie tego wieczoru, jedyne o czym myślałem to, to, żeby dostatecznie mocno zacisnąć powieki, aby nie wydostała się spod nich żadna łza. Nie rozumiałem samego siebie. Dlaczego nagle byłem zdolny do płaczu, skoro nic takiego się wtedy nie stało? Gala jak gala. Kilka nagród, zdjęć, wywiadów i after party. Nic wielkiego.

- Okay. - odparła tylko, po czym odsunęła ode mnie na bezpieczną odległość.

                   Po gali wszyscy razem udaliśmy się na małe after party. Nie byłem w zbyt dobrym humorze. Nikt chyba oprócz Nialla tego nawet nie zauważył. Mogłem się spodziewać, że tak będzie. Maddie ma mnie głęboko gdzieś, Zayn i Lou zajęci są swoimi dziewczynami, a Liam uganianiem się za moją żoną. Co on w ogóle w niej widzi? Przecież to zwykła egocentryczka skupiona na swojej karierze. Jest idiotą jeśli myśli, że ona byłaby w stanie zrezygnować ze mnie dla niego. Mam nad nią pełną kontrolę. Ten fakt mi w zupełności odpowiada. Im mocniej jej nienawidzę, tym bliżej siebie chcę ją mieć. Dzisiaj już zupełnie zacząłem tracić zmysły. Nie wiem, czy to za sprawą jej perfum, stroju czy alkoholu, ale chciałbym, abyśmy po powrocie do willi mogli pójść razem do ogrodu, usiąść na huśtawce w świetle księżyca, wtulić się jeden w drugiego i porozmawiać tak jak umieliśmy to robić kiedyś. Takich momentów czasem mi brakuje. Do tego jednak nie dojdzie, bo ona mi nie ufa i wie, że za każdym moim komplementem czy bezinteresownym uczynkiem kryje się wielki podstęp, który ją niemiłosiernie zrani. Nie tym razem.
                   Kiedy oddaliłem się od stolika, aby porozmawiać z organizatorem bankietu, zauważyłem kątem oka, jak Liam ciągnie gdzieś za sobą Maddy. Co on do cholery kombinuje?! Wkurzyłem się, przecież byle kto mógł im zrobić zdjęcie i wybuchnąłby skandal na skalę światową zatytułowany „Żona Stylesa ma romans z jego przyjacielem”. Najgorsze jest to, że media mogłyby mieć rację.
Postanowiłem pójść za nimi. Jeżeli ich coś łączy, to chcę to okryć nim ubiegną mnie brukowce. Przeprosiłem więc grzecznie Pana McPaul'a i udałem się w ich kierunku. Chciałem, aby moje ruchy wyglądały naturalnie, nie mogłem dać po sobie poznać, że jestem zaniepokojony czymkolwiek. Szybkim krokiem pokonałem całą salę i udałem się do ciemnego pomieszczenia do którego oboje skręcili. Najprawdopodobniej był to jakiś składzik czy kantorek w którym trzymane były obrusy, krzesła i tym podobne rzeczy. Stanąłem pod drzwiami i zajrzałem przez dziurkę od klucza do środka. Po chwili rozbłysnęło w środku światło, które mnie oślepiło. Madeline stała ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami naprzeciw Liama, który opierał się o blat stolika.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś? - zapytała nagle. Payne wdał się w stan lekkiego zadumania. - Odpowiesz? - słysząc ponownie barwę jego głosu, wyrwał się z zamyślenia i skoncentrował swoje spojrzenie na jej sylwetce.
- Musimy porozmawiać, nie uważasz? - odparł pytaniem na pytanie.
- Akurat teraz i tu? Jakbyś nie mógł po prostu przyjechać do mojego domu... - zaczęła. - Musze wracać, bo Harry...
- Widzę, jak się z nim męczysz. - stwierdził przerywając jej w połowie zdania.
- O czym ty mówisz? - zapytała zdezorientowana.
- O tym, że ty masz go już dość! Widzę co się dzieje i nie podoba mi się to, jak on cię traktuje. Dajesz mu sobą pomiatać! Nie wolno ci!
- Proszę, przestań.... - wyszeptała spuszczając swój wzrok na podłogę.
- Maddie... nie mogę patrzeć, jak cierpisz. Nic nie mówiłem, nie wtrącałem się, bo jesteś moją przyjaciółką, ale nie mogę już tak dłużej. Odejdź od niego i zacznij żyć swoim życiem. Pamiętam, jak cię pierwszy raz ujrzałem. Byłaś pewna siebie, wesoła, pełna życia. On ci to wszystko odebrał. Miałaś w sobie ogień, którego każdy się bał i szanował go. Zmieniłaś się i przykro mi, że nie mogę powiedzieć, że na lepsze. - zbliżył się do niej i pogładził ją po włosach.
- Jak śmiesz?! - krzyknęła. - Nie masz prawa mówić, czy mam z nim dalej żyć, czy odejść! To nie twoja sprawa!
- Moja! Bo cię kocham! - wywrzeszczał chwytając jej dłoń.
- Nie chcę tego słuchać... - wyszeptała odtrącając go do tyłu.
- Zawsze cię kochałem. Od początku. Od pierwszego dnia. Kochałem w tobie wszystko. Kochałem cię w każdym momencie. Kochałem cię, kiedy poznałaś Harrego, kochałem cię, kiedy powiedziałaś „tak” przed ołtarzem, kochałem cię, kiedy twoja gwiazda rozbłysnęła. Kochałem cię wczoraj i kocham dzisiaj. Zawsze już będę. - mówiąc to po jego policzku płynęła łza.
- Nie utrudniaj już tego bardziej. Proszę cię. - Maddie nie wytrzymała i popłakała się.
- Co od niego dostałaś oprócz upokorzeń i bólu? Czy kiedykolwiek powiedział ci, że umrze, kiedy ty umrzesz? Czy powiedział ci dzisiaj, że cię kocha? Nie! I nie powie! Woli swoją kochankę! Dlaczego ty jesteś taka ślepa?!
- Nie masz prawa tak mówić! - zirytowała się.
- Mam prawo! Powiedz mi, że się mylę, a dam ci spokój. - chwycił szczelnie jej dłonie.
- Mylisz się. - wyszeptała łamiącym się głosem.
- Kochasz go? - spojrzał głęboko w jej oczy.
- Od zawsze. - odparł, po czym odepchnęła go ponownie i zbliżyła się w stronę drzwi.
                   Spanikowałem. Nie chciałem, by mnie zobaczyła, więc schowałem się w toalecie, która znajdowała się za drzwiami obok. Towarzyszyły mi mieszane uczucia. Miałem ochotę zabić Liama za to, co się tam przed momentem wydarzyło, a z drugiej strony czułem się podle i było mi go żal. W końcu jest moim przyjacielem. To nie jego wina, że się zakochał. Serce nie sługa... Maddie powiedziała, że mnie nadal kocha. Z jednej strony ucieszyła mnie ta wiadomość, a z drugiej zmartwiła, bo nie mam pewności, że mówiła prawdę. Znam ją wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że umie wybitnie kłamać patrząc prosto w oczy. Jest dobrą aktorką.
***Madeline***

                   Bałam się tej rozmowy z Liamem, bo wiedziałam, że będzie poważna, ale nie sądziłam, że aż do tego stopnia. Nie chciałam słyszeć tego wyznania. Ono spowodowało, że w mojej głowie narodził się jeszcze większy mętlik. Jak on może mnie kochać?! Nie chcę tego. Po prostu nie chcę. Nie sądzę, abym była kobietą, w której kwarto ulokować swoje uczucia. Nie dam mu nic prócz cierpienia. Z drugiej strony... on też nie jest mi obojętny. Zawsze wie co powiedzieć, żebym się uśmiechnęła i zapomniała o troskach. Lubię być w jego towarzystwie, bo czuję się przy nim taka wyjątkowa, warta miłości i szacunku. On zawsze odnosił się do mnie z szacunkiem i dawał mi ciepło, o jakim zapominał Styles, ale to wszystko jest nie ważne. To się nie liczy. Ja mam męża.
- Gdzie jest Harry? - zapytałam wracając do stolika, przy którym siedział już tylko Niall.
- Poszedł gdzieś. - odparł Irlandczyk. - stało się coś? Płakałaś? - dociekał.
- Nie, tylko wpadło mi coś do oka. - posłałam mu wymuszony uśmiech.
- Wracamy do domu? - usłyszałam za sobą głos Stylesa.
- Tak. - odparłam zrezygnowana i podniosłam się z miejsca.
                    Chwyciłam jego dłoń i oboje udaliśmy się w stronę jednej z taksówek, które czekały na gości bankietu pod wejściem do rezydencji. Po kilkunastu minutach byliśmy już w domu. Oboje weszliśmy do naszego salonu. Byłam nieobecna. Nic nie przykuwało mojej uwagi. Moje myśli odbiegały daleko do Liama i jego wyznania.
- Mówiłem coś do ciebie! - usłyszałam wrzask, który przytwierdził mnie nagle do ziemi.
- Przepraszam... - wyszeptałam.
- Tak wiem, jesteś zajęta myśleniem o Liamie. - odparł z przekąsem opadając na skórzaną kanapę. - Słyszałem waszą rozmowę.
- Zapomnij o niej. - rozkazałam łamiącym się głosem.
- Chcesz do niego odejść? - zapytał spoglądając na mnie.
- Nie. Nie mogłabym. - odparłam i nagle coś we mnie pękło i wybuchnęłam niekontrolowanym płaczem. Styles w momencie do mnie podbiegł i objął mnie czule.
- Już dobrze. Jestem przy tobie. Nie płacz skarbie. - zaczął szeptać do mojego ucha. To mnie otrzeźwiło.
- Skarbie? Skarbie?! Teraz skarbie?! Kiedy poczułeś się zagrożony bo wiesz, że mogę cię zostawić z niczym, przypomniałeś sobie, że jestem twoim skarbem?! - odepchnęłam go.
- Maddie...
- Zamilcz! Przez ten cały czas to ty miałeś nade mną pełną kontrolę, mogłeś robić co chciałeś, bo wiesz, że bym ci się nie przeciwstawiła. Kochałam cię draniu! Tolerowałam twoje zdrady i wszelkie ciosy! Musiałam cię przecież kochać, bo inaczej już dawno byłbyś skończony! I co w zamian dostałam? No właśnie... podbite oko, przepłakane noce i umiłowanie do alkoholu. To wszystko co dostałam od ciebie. Więc jeśli chcesz jeszcze mieszkać w tym domu, trzymaj się ode mnie z daleka, inaczej z tobą skończę! - zagroziłam i udałam się swojego pokoju.
                   Nie chciałam tego wszystkiego powiedzieć. Było mi głupio. Dlaczego doprowadziliśmy do takiej nienawiści? Styles zawsze był moim ideałem mężczyzny, byłam gotowa walczyć o niego do upadłego. Gdybym czuła, że nadal warto – walczyłabym.




Ten rozdział miał się pojawić już w zeszłym tygodniu :). Mam nadzieję, że was nie zanudziłam dzisiaj. Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądają ♥ Pamiętajcie - piszę dla Was! :D
Dooooobra, znacie zasadę: 6 kom i zobaczymy co się podzieje w kolejnym rozdziale  ;)

Pozdrawiam, Hipsta xx

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział I - Story of my life.

Witam wszystkich wiernych czytelników oraz tych nowych (mam nadzieję, że tacy są :]). Sugerując się ankietą, zauważyłam, że to jednak Harry wygrał z Niallem przewagą jednego głosu. Może to i nawet lepiej, ponieważ pisząc nowe opowiadanie, stwierdziłam, że Niall jest zbyt kochany, aby stać się jego głównym bohaterem. Jednak ci, który głosowali na Horana, niech się nie smucą, bo już planuję z nim nowe opowiadanie :). 



STORY OF MY LIFE




ROZDZIAŁ I







             Zamknij oczy i spróbuj sobie wyobrazić siebie owianą blaskiem chwały, srebrzystymi światłami reflektorów, migocącymi fleszami, migawkami aparatów starającymi się z oddaniem uchwycić twój każdy, nawet najmniejszy ruch czy gest.  Uśmiechasz się, bo wiesz, że to jest twoje pięć minut. Dookoła ciebie plątają się na zmianę prywatna kosmetyczka, fryzjer, krawcowa. Masz na sobie lśniącą suknię od Dolce & Gabbana wysadzaną drogimi kamieniami, wartą blisko sto tysięcy dolarów, którą założysz tylko ten jeden, jedyny raz, do tylko jednej sesji. Po kilku dobrych pstryknięciach fotografa na twoje konto wpłynie kolejne kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset tysięcy funtów, które wzbogacą twoją jak dotąd sporą fortunę. Potem jak po każdej sesji założysz na nos czarne okulary i opuścisz studio przedzierjąc się do limuzyny przez tłum wiernie oddanych fanów. Wydasz kierowcy rozkaz, aby zawiózł cię bezpośrednio do domu, do twojego męża - Harrego Stylesa - najjaśniejszego spośród wszystkich brylantów One Direction. Wspólnie zdecydujecie, czy wyruszyć w daleką podróż waszym jachtem, czy może prywatnym odrzutowcem, aby nacieszyć się z luksusów, jakich świat daje wam zaznać każdego dnia. Wszystko wygląda niczym sen? Nieprawdaż? Teraz otwórz oczy i wyobraź sobie, że to moje życie. Moja sesja, moja chwała, mój mąż. Fotoreporterzy uważają, że jesteśmy parą doskonałą. Wszędzie razem, zapatrzeni w siebie, obejmujący i całujący się na każdym kroku, roześmiani od ucha do ucha, bezwstydnie trwoniący naszą fortunę. Wszyscy widzą w nas płomień pożądania oraz prawdziwą miłość. Z mojej perspektywy wygląda to jednak inaczej. 

- Chociaż raz potraktuj mnie poważnie! - krzyknęłam i machnąwszy ręką niechcący strąciłam z półki statuetkę Harrego, która spotykając się z marmurową posadzką rozbiła się na drobne kawałki.
- To była stauetka od fanów szmato! - wykrzyczał podchodząc do mnie.
- W nosie mam twoich fanów! - rzekłam wymijając go.
- Podobno kiedyś sama byłaś jedną z nich. - odparł z chłodem.
- Żałuję tego. 
- Ja też. Spieprzyłaś moje życie! - ponownie uniósł głos.
- Nienawidzę cię! - wykrzyczałam. - Jesteś zwykłym zapatrzonym w siebie gnojkiem! Myślisz, że przez One Direction wszyscy mają ci padać do stóp? - zapytałam z ironią. - Zapomniałeś się chyba. Ten zespół to pięć osób, Harry! Pięć! A nie jeden pajac, który chce żeby wszyscy byli na każde jego skinienie. Kim byś teraz był bez reszty chłopaków? Nikim, Styles! 
- Zamknij się! - odparł.
- To mnie ucisz. Choć ten jeden raz zachowaj się jak mężczyzna. - powiedziałam, a mój mąż zacisnął zęby i spoliczkował mnie. Przywarłam trzęsącą się dłonią do obolałego miejsca. - Nienawidzę cię - wyszeptałam i wybiegłam z holu. 
            To nie był pierwszy raz, kiedy podniósł na mnie rękę. To się zdarzało już wcześniej. Był tyranem, ale nikt poza mną tego w nim nie dostrzegał. Na początku starałam się zważać na słowa w jego obecności, ponieważ szybko robił się agresywny, ale z czasem zwyczajnie zaczęłam z nim walczyć. Od dłużeszego czasu sypiamy w osobnych łóżkach i mijamy się beznamiętnie. Każde przypadkowe słowo prowokuje kłótnię, a co za tym idzie przepychankę. Nie wiem, czy mam się go bać, czy mu wszystko wybaczać i wmawiać sobie, że się zmieni. Nic już nie wiem. Zastawiasz się pewnie, dlaczego jeszcze z nim jestem... Trzy lata temu, nie powiedzieliśmy sobie zwykłego, sakramentalnego tak. My zawarliśmy pakt. Nasz rozwód mógłby zniszczyć nas oboje. On straciłby prestiż i wiernych fanów, a ja kontrakty na pokazy mody oraz sesje fotograficzne. Przecież nikt nie chce pracować ze skandalistami. Czy chcemy, czy nie, musimy z Harrym udawać prawdziwą miłość. Stojąc na czerwonym dywanie lśnimy niczym para królewska. Obojgu nam to odpowiada. Wtedy, wszystko jest pełne perfekcji. Jesteśmy dla siebie uprzejmi, zachowujemy się jakby cały świat nie istniał, jakbyśmy byli tam tylko ja i on. Wyglądamy jak prawdziwie zakochani. Kiedy dla lepszego efektu mnie całuje, czuję, jakbym go na prawdę kochała z całego serca, ale to nie trwa długo. Kiedy wracamy do naszej willi, cały czar pryska, a Harry zamienia się w tego samego aroganckiego drania z jakim muszę żyć na co dzień. Rok temu, myślałam, że wszystko jeszcze się ułoży i będziemy w stanie pokonać każdą trudność od losu, jednak teraz widzę, że to już koniec. Zbliżamy się ku upadkowi, może już upadliśmy? Chce odejść, ale nie wolno mi. Jednego nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że braliśmy ślub z miłości, a teraz żyjemy razem, lecz osobno z czystego przymusu? 
- Mocno cię boli? - zapytał Styles wchodząc za mną do pokoju dla gości, w którym sypiałam.
- Już przeszło. - odparłam nawet na niego nie spoglądając. - Od kiedy cię to obchodzi co czuję? - zapytałam.
- Od zawsze. - odparł i usiadł obok mnie na łóżku, po czym pogładził opuszkami palców miejsce, które przed momentem uderzył. Wzdrygnęłam się i odsunęłam od niego. - Nie chciałem tak mocno. - westchnął.
- Daj mi spokoj. - poprosiłam. - Po co przyszedłeś? Chcesz mnie przeprosić? - zadrwiłam. - Przyzwyczaiłam się już do twoich ciosów. Przepraszam jest zbędne. 
- Nie miałem zamiaru cię przepraszać. 
- Więc czego chcesz? - zapytał. 
- Jutro mamy galę Brit. 
- Pamiętam o niej. Nie bój się, nie pozostawiłeś sińca na moim policzku. 
- Ubierz się stosownie. Masz jutro zachwycać swoim strojem oraz makijażem. Taylor Swift z pewnością założy coś efektownego. To nie o niej mają jutro mówić, tylko o tobie i o mnie. 
- Więc czemu się z nią rozstałeś przed laty, skoro wyglądałeś tak dostojnie u jej boku? - zapytałam posyłając mu spojrzenie pełne pogardy - Czyżby to była kolejna kobieta przez którą twój blask się mroczył? - dodałam z ironią. - Może w końcu zdobędziesz się na moralną odwagę ujawnienia światu tego, czego nigdy nie zatajałeś przede mną. Zapoznaj ich z Evą. Będą zachwyceni. Tworzylibyście wspaniałą parę na czerwonym dywanie. Sekretarka i komercjonalista. Ciekawe połączenie. - parsknęłam śmiechem podchodząc do komody na której stał niewielki dymion z winem, którym zapełniłam całą lampkę.
- Może to ją powinienem zabrać na jutrzejszą galę. - skomentował krótko nadal przetwarzając w głowie falę słów, która przed momentem opusciła moje usta.
- Może powinieneś. Przynajmniej choć raz nie musiałbyś niczego udawać. - wyszeptałam, po czym upiłam łyk czerwonej cieczy.
- Uważasz, że cię nie kocham? - usłyszałam ni stąd ni zowąd.
- A kochasz? - zazdrwiłam.
- Kochałem. - zakomunikował ulokowując swoje spojrzenie we mnie.
- No widzisz. Rozwiedź się ze mną. Daj mi wolność. Daj mi wolność i niech każde z nas pójdzie w swoją stronę. - odezwałam się błagalnym tonem. Syles jedynie wziął głęboki wdech.
- Wiesz, że nie możemy. To jest interes. 
- Teraz interes, a trzy lata temu, to była miłość?
- Ludzie się zmieniają. - wzruszył ramionami.
- Kim ty jesteś? Gdzie jest ten facet w którym się zakochałam? Gdzie jest facet, z którym wzięłam ślub? - nie odpowiedział. Wyszedł. 

***Punkt widzenia Harry'ego***



              Kiedyś wszystko wyglądało inaczej. Łączyła nas szczera miłość i zaangażowanie, ale z czasem zaczęliśmy mieć siebie dość. To ja jestem gwiazdą, a ona zamiast lśnić w moim cieniu, odebrała mi całe zainteresowanie mediów. Po ślubie, to nie o mnie i moich solówkach oraz wywiadach zrobiło się głośno, tylko o jej obecności w moim życiu. Na początku nie przeszkadzało mi to, ale w momencie w którym to jej gwiazda zaczęła skrzyć jaśniej niż moja zacząłem ją nienawidzić. To właśnie Madeline budziła zainteresowanie i aprobatę wszystkich dookoła, a nie ja. Stała się kimś. Hasło "Madeline Misselbrook" można było zobaczyć na czołówce każdej gazety, "The Sun", "VOGUE", "Elle", "Marie Clarie" i w wielu innych. Nawet Londyńskie autobusy były i nadal są przyozdobione jej wizerunkiem. Jest najpopularniejszą z wszystkich supermodelek. Zaraz po rodzinie królewskiej, pierwsza dama Wielkiej Brytanii. A gdzie jestem ja? Madeline uchodzi za najbardziej dystyngowaną kobietę, wręcz prawdziwą damę bez wszelkiej skazy. Wszycy wierzą w jej każde słowo. Wszyscy spuszczają się nad jej zdjęciami. To właśnie do niej należy jedna trzecia naszego majątku. Wciąż prosi mnie o rozwód. Czy ona nie rozumie, ile oboje możemy na tym stracić? Zostanę bez dachu nad głową, z marnymi kilkoma milionami na koncie. Moja opinia zostanie zszargana - damski bokser. Nie dam jej rozwodu. Jeśli mamy cierpieć to oboje, razem. Z resztą, co osiągnie rozwodząc się ze mną? Zostanie sama! Teraz przynajmniej ma mnie. To paradoks. Nienwidze jej i jestem od niej uzależniony. Jutro jest gala. Lubię na nie chodzić w jej towarzystwie. Ludzie traktują nas jak najwięszychdystyngowanych arystokratów. Madeline zawsze wygląda tak pięknie w światłach reflektorów, niczym wytwór mojej wyobraźni. Nie całuję jej wtedy z przymusu - robię to, bo moje serce wyczuwa potrzebę posmakowania jej ust. Wtedy czuję, jakbym na prawdę ją kochał. To jest niedorzeczne. Ona pała do mnie równie silną nienawiścią co i ja do niej, więc jak ja mogę pragnąć naszych pocałunków? Jej jest pewnie niedobrze na samą myśl o tym, że trzymam jej dłoń. Mimo wszystko współczuję jej, ponieważ musi grać potulną damę z dobrego domu, w momentach, kiedy chce wrzeszczeć, kląć i ryczeć. Sam się przyczyniłem do tak skrajnych emocji, które ją dopadają. Nie żałuję. Zasłużyła sobie. Chcę ją zniszczyć. 
- Nie bardzo mogę teraz rozmawiać. - po domu rozniosło się niewyraźne echo głosu mojej żony, które wyrwało mnie z dalszych rozmyśleń. - Harry może coś zauważyć. - Madeline kontynuowała swoją rozmowę telefoniczną. Ja natomiast bez dłuższego zastanowienia ruszyłem w stronę garderoby z której dobiegał jej głos. Stanąłem w progu, czego ona nie była w stanie zauważyć, gdyż stała plecami do wejścia. - Postaram się być do 15 minut. - dodała i rozłączyła się. 
                Nie chciałem wywoływać kolejnej awantury więc się usunąłem. Nie miałem jednak zamiaru tak tego zostawić. Postanowiłem ruszyć za nią, kiedy wymknęła się dyskretnie z naszego domu. Ku mojemu zdziwieniu, nie oddaliła się daleko. Udała się do ogrodu, w którym czekał na nią pewien mężczyzna. "Czyli robisz ze mnie idiotę i sprowadzasz sobie kochanków pod moją nieobecność" - powiedziałem do siebie w myślach. Sam nie wiem czemu, ale dotknęła mnie ta perspektywa. Madeline uścisnęła na przywitanie mężczyznę i usiadła razem z nim na ławce pod fontanną. Światło niewielkiej latarni ich oświetlało, więc byłem w stanie rozpoznać twarz jej potencjalnego kochasia. Rozpoznałem w nim kogoś, kogo w życiu bym się spodziewał, a mianowicie mojego przyjaciela Liama Payna. Więc to on posuwa moją żonę?! Już miałem wyskoczyć zza żywopłotu, jednak postanowiłem obserwować dalszy rozwój sytuacji. 
- Czemu chciałeś się spotkać? - zapytała spoglądając na niego.
- Tak zwyczajnie. - uśmiechnął się do niej. 
- Nie powinno cię tu być. Jeśli Harry się dowie... - zaczęła.
- To co? Nie mogę odwiedzić mojej najlepszej przyjaciółki? - odparł splatając ich palce. Madeline jednak szybko wyrwała dłoń z jego uścisku.
- Powinieneś już sobie pójść. - poprosiła. 
- Co się z tobą dzieje? Jesteś jakaś inna. Stało się coś? - dociekał.
- Nie. - zaprzeczyła.
- Widzę...
- Nic mi nie jest. - odparła zaciskając pięści.
- Co to jest? - zapytał zapytał chłopak zauważając czerwień jej policzka. 
- Nie rozumiem... - westchnęła. 
- Twój policzek... jest zaczerwieniony. - stwierdził ze zmartwieniem.
- Wydaje ci się. - wzruszyła ramionami.
- Przecież widzę. Kto ci to zrobił? - zapytał.
- Nie ważne. I tak mi nie uwierzysz. 
- Czy to... 
- No kto? - zapytała z drwiną.
- Harry? - wyszeptał niepewnie.
- Powinieneś już sobie pójść. - podniosłą się z miejsca.
- Czekaj! - chwycił jej dłoń. - Jak długo to już trwa? - nadal kontynuował przesłuchanie. - Przecież wiesz, że robię dla ciebie wszystko. Powiedz tylko słowo, a zabiorę cię stąd. 
- Sam trafisz do furtki. - stwierdziła i wyrwałą dłoń z jego uścisku, po czym wróciła do domu. 
Przez moment obserwowałem jeszcze Liama. Siedział w samotności pod fontanną przez dobre kilka minut analizując to, czego się dzisiaj dowiedział. Jutro pewnie czeka mnie wykład z jego strony, że nie traktuje się kobiet w ten sposób. Niech się nie wtrąca. To nie jest jego małżeństwo.
***Punkt widzenia Maddie***

             Ja i Liam jesteśmy przyjaciółmi już od dobrych czterech lat. Poznaliśmy się za pośrednictwem Danielle - jego dawnej dziewczyny. Od zawsze czułam, że on mnie rozumie i w nim mam oparcie. Potem dzięki niemu poznałam Stylesa. Przez pierwsze dwa lata wychwalałam tamten dzień ponad niebiosa, obecnie - chciałabym żeby nigdy do niego nie doszło. Liam nie wie co się dzieje w naszym małżeństwie. Jedyne o czym ma pojęcie to, to, że zdarzają się nam gorsze dni. Nigdy nie zwierzałam się mu z "naszych" problemów, a już zwłaszcza z tego, że Harry ma skłonność do czynienia ze mnie prywatnego worka treningowego. Styles twierdzi, że to ja jestem wszystkiemu winna, że to ja zniszczyłam jego życie. Prawda jest inna. To on zniszczył mnie. Pławienie się w luksusie jest cudowne, ale nie jeśli mam za nie płacić tak wysoką cenę, jak życie obok niego. On wie co powiedzieć, żeby rozbić mnie na miliard kawałków. Ma mnie za nic. W gruncie rzeczy, z czasem ja sama zaczęłam wierzyć, że jestem nikim. Nie ma się co oszukiwać. To moje przeznaczenie - otrzymywać ciosy od Stylesa, akceptować jego zdrady oraz udawać szczęście, kiedy oczy milionów ludzi są zwrócone w naszą stronę. 
Usiadłam na łóżku wpatrując się w granatową ścianę. Nie zauważyłam nawet, kiedy do pokoju wszedł Harry. Nie zrobiło mi to specjalnej różnicy. 
- Możemy porozmawiać? - usłyszałam. 
- O czym? - zapytałam spoglądając w jego stronę. 
- O nas. - odparł siadajc obok mnie.
- Nie mamy o czym. W ostatnim czasie już dość od ciebie usłyszałam. Swoją drogą nie jesteś dzisiaj u swojej kochanki, czy może znudziły cię nocne ekscesy z nią? - zapytałam, a on niespodziewanie przywarł ustami do moich. Zaczął je dlikatnie muskać wargami. Poczułam, jak językiem zaznaczył linię na mojej dolnej wardze prosząc o wstęp. Uległam. Styles zaczął błądzić dłońmi po moich ramionach zsuwając z nich ramiączka kremowej sukienki. Potrzebowałam jego bliskości. Gdzieś pomiędzy nienawiścią a odrazą, zrodziła się namiętność. Harry zaczął prawą dłonia sunąć wzdłóż mojego uda. Wtedy się ocknęłam. - Zostaw mnie. - rozkazałam. Nie posłuchał. - Zotaw mnie! Słyszysz? - wykrzyczałam odtrącając go z całych sił. O dziwo nie spoliczkował mnie za to, że się mu sprzeciwstawiłam. Jedynie podniósł się z mojego łóżka i stojąc w drzwiach rzekł:
- Chciałem się przekonać, czy coś nas jeszcze łączy.
- I uznałeś, że najlepiej to sprawdzić w łóżku? - zadrwiłam. 
- Dla twojego własnego dobra powiedz Liamowi, że się potknęłaś. Ostrzegam. - rzucił w moim kierunku tonem nie cierpiącym sprzeciwu i wyszedł trzaskając drzwiami, co spowodowało, że z lęku podskoczyłam. 






Okay, to byłby pierwszy rozdział nowego opowiadania. Mam nadzieję, że początek Was choć trochę zaciekawił :). Znacie zasadę... 6 komentarzy = następny rozdział ♥