GRY
trwa inicjalizacja, prosze czekac...

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział IV




               Rano rozległo się w moim pokoju głośne pukanie do drzwi. Leniwie podniosłam się z łóżka. Nie wiedziałam, co robię w swoim pokoju, skoro jeszcze pięć minut temu rozmawiałam z Zaynem na dole. Zauważyłam też, że mam na sobie wczorajszy strój.
- Moment! - zawołałam. Uchyliłam delikatnie drzwi.
- Wyspałaś się? - zapytał Zayn.
- Cześć. - uśmiechnęłam się delikatnie, a on bez zaproszenia wtargnął do mojego pokoju trzymając w dłoniach tackę ze śniadaniem.
- Pomyślałem, że pewnie będziesz głodna po przebudzeniu więc przyniosłem małe co nie co. Mam nadzieję, że mogę ci dotrzymać towarzystwa. - położył tackę na stół.
- Będzie mi miło, ale muszę się jeszcze odświeżyć. - odparłam wskazując na łazienkę. - Będę się czuć niezręcznie wiedząc, że jesteś w tym czasie w pokoju. - dodałam.
- Nic ci z mojej strony nie grozi. Obiecuję. Ale jeśli mi nie ufasz, to mogę wyjść i wrócić za kilka minut. - odrzekł. Był dobrym manipulantem.
- Okay, zostań, ale nie wchodź do łazienki. - uśmiechnęłam się delikatnie i wygrzebałam z szafy ubrania na zmianę.
                  Zostawiłam Zayna samego w pokoju i udałam się do łazienki wziąć szybki prysznic. Jego obecność nie przeszkadzała mi w kaleczeniu muzyki. Rzecz jasna sprawiał, że czułam się troszkę nieswojo. Po chwili Zayn przyłączył się z pokoju do mojego koncertu. Dzięki temu się trochę rozluźniłam. Śpiewaliśmy razem przez dłuższą chwilę, aż do momentu, kiedy zagłuszyłam nas oboje dźwiękiem włączonej suszarki. Po 15 minutach wróciłam do niego. Byłam już ubrana w moje "służbowe" ciuchy.
- Wygląda apetycznie. - powiedziałam siadając przy małym stoliku na przeciw niego.
- Starałem się. - posłał mi szeroki uśmiech.
- Przepraszam, że wczoraj zasnęłam. - zaczęłam. - Jak znalazłam się w moim pokoju?
- Nic nie szkodzi. Zaniosłem cię.
- Współczuje. Jestem ciężka. - zaśmiałam się melodyjnie.
- Nie da się ukryć. - parsknął śmiechem.
- Ej! - oburzyłam się na niby. - Miałeś zaprzeczyć. - kopnęłam go lekko pod stolikiem.
- Auuuuuuuu... ?-  zapytał i pokazał mi język.
- Jesteś okropny. - pokiwałam głową śmiejąc się.
- Ale za to robię najlepsze kanapki na świecie. - puścił do mnie oczko.
- Jadałam lepsze...
- Obraziłaś mnie. - udał urażonego.
- No sorry, ale kanapkom mojej babci nic nie dorówna.
- No chyba, że tak. - odparł z pełnymi ustami.
- Jakie plany na dzisiaj? Polujesz na jakąś piękną, zagubioną turystkę? - uśmiechnęłam  się cwaniacko.
- Nie. Poluję na pewną ślicznotkę która mieszka pod 14, bo chcę jej pokazać parę ciekawych miejsc w Bradford. - odparł z szerokim uśmiechem. Rzecz jasna miał na myśli mnie.
- Nie wiem gdzie taką znajdziesz, bo ja już mam plany kochanie. - zaakcentowałam ostatnie słowo poczym upiłam trochę soku pomarańczowego.
- Trudno. Żałuj. -wzruszył ramionami. - Ale miej świadomość, że z nim nigdy nie będziesz miała takiej zabawy jak ze mną. - na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech.
- Trudno... Ja sobie bez ciebie poradzę, ale pytanie, czy dasz sobie radę beze mnie. - podniosłam się z miejsca i podeszłam do stolika nocnego na którym znajdował się mój telefon. Chciałam sprawdzić nowe wiadomości. Dzwonili rodzice. Postanowiłam, że zadzwonię do nich później.
- I co? Napisał? - usłyszałam.
- Nie. - odparłam z chłodem.
- Nie zależy mu? Gdybym to ja był na jego miejscu, to napisałbym jakbym zatęsknił, czyli od razu po pożegnaniu z tobą. - powiedział.
- Ale nie jesteś. - stwierdziłam.
- I dobrze, bo kobiety to same kłopoty. - westchnął - Wszystkie tylko umiecie namieszać nam w głowie i nic więcej.
- Też cię lubię. - uśmiechnęłam się wymuszonym uśmiechem.
- Ze mną tak już jest, że albo mnie kochasz, albo nienawidzisz. - odparł. Ja na te słowa wybuchnęłam śmiechem. - Czemu się śmiejesz?
- Bo... ja też tak zawsze powtarzałam ludziom... - spojrzałam na niego, a on posłał  mi jeden ze swoich rozbrajających uśmiechów. Wróciłam na swoje miejsce i dokończyłam kanapkę.
- To o której ten twój królewicz się tu zjawi? - zapytał spoglądając na mnie spod swoich gęstych, czarnych rzęs.
- Co ty taki ciekaw? - zapytałam. Kąciki moich ust nieznacznie się uniosły.
- Wcale mnie to nie ciekawi. Ja tylko staram się jakoś podtrzymać rozmowę. - usłyszałam w ramach odpowiedzi.
- Mhm... - zaśmiałam się bezgłośnie.
- Co? - zapytał.
- Nie nic. - odparłam i uniosłam się ponownie z fotela w celu założenia trampek na jak dotąd bose stopy. - Okay Zayn.. obowiązki wzywają - powiedziałam. On tylko na mnie spojrzał pytająco. - Muszę zacząć pracę.
- Już? - zdziwił się. - Jest dopiero 8.15 - dodał patrząc na zegarek.
- Chodź, nie marudź. - odrzekłam i zaczęłam zbierać ze stołu zużyte naczynia. Mulat podniósł się ociężale  fotela i otworzył drzwi na oścież i przepuszczając mnie w nich wraz z naczyniami. Zamknął pokój moim kluczem poczym wsunął mi go do małej kieszonki pastelowo różowego fartuszka. Zaczęłam podążać wzdłuż korytarza przy jego boku.
- Mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy... - zaczął - miło się je śniadanie w twoim towarzystwie. - dodał spoglądając na mnie kątem oka. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, w tym też momencie z pokoju wyszła wysoka, długonoga blondynka w wieku około 19 lat, która zaczęła poruszać się korytarzem w naszą stronę.
- Haaaai Zeyn - powiedziała owijając sobie gumę do żucia wokół palca - Mam nadzieję, że wpadniesz do mojego pokoju niebawem. - puściła mu oczko i poszła dalej. Zayn natychmiastowo obejrzał się za nią lustrując jej krągły tyłek, który miała praktycznie na wierzchu.
- To dawna znajoma... - odparł z samozachwytem nadal oglądając się za nią raz po raz.
- Z kiedy? Z wczoraj, czy sprzed tygodnia? - zapytałam z wyczuwalnym sarkazmem w głosie.
- O co ci chodzi? Jesteś zazdrosna? - zapytał z drwiną.
- Jeszcze czego. - odparłam poczym dosłownie cisnęłam mu tackę w ręce i poszłam w swoją stronę.
- April! - zawołał za mną, ale nie zareagowałam. Zostawiłam go samego na korytarzu. Zasłużył sobie.


***Punkt widzenia Zayna***

                O co znowu jej chodzi? Zachowuje się jak rozwydrzona małolata. Ciągle ma te swoje humorki, a ja może mam tracić czas na zgadywanie o co jej idzie? Nonsens. Nie chcę niczego zgadywać. Jedyne na co mam ochotę, to wbić się w jej usta, ale nie mam nawet po co próbować. Wiem, że ona mnie odepchnie. Teraz jej myśli kłębią się wokół tego całego Billa. Co ona w nim widzi? Jest sztywny! To przecież widać po nim! Jeśli ją skrzywdzi, to nie ręczę za siebie. Znam ją dopiero dwa dni, a ona już ośmiela się dyrygować moim życiem, uczuciami oraz myślami. Równie mocno jej nienawidzę, co mam do niej słabość. Wczoraj ledwie wyszedłem w nocy z jej pokoju. Stałem nad jej łóżkiem i wsłuchiwałem się w jej umiarkowany, spokojny oddech. Spała jak mały aniołek. Miałem ochotę musnąć jej policzek, ale bałem się, że ją obudzę. Cholera! Od kiedy ja się czegokolwiek boję? Dwa dni temu żyłem sobie spokojnie, polowałem na wszystko co ma duże cycki, po zwykłym "cześć" każda laska była moja, nie obchodziła mnie waga moich słów oraz czynów, a teraz ja, Zayn Malik, badboy z Bradford najzwyczajniej w świecie boję się, że szanownej pani może się nie spodobać sposób w jaki się do niej odnoszę, w jaki ją dotykam i patrzę na nią. Jestem bliski postradania rozumu. Wszystko już szło jak po maśle, April zaczęła mi ufać, a tu nagle jakaś laska, której imienia nawet nie pamiętam w wybitny sposób podważyła moją wiarygodność w jej oczach. W oczach, w których chciałbym uchodzić za ideał mężczyzny. Taaaak.. za ideał.. Teraz za ideał uchodzi ten goguś. Za jedno mogę mu być tylko wdzięczny, a mianowicie za to, że April wróciła wczoraj szczęśliwa. Ale nawet to nie zmienia faktu, że nie wierze w jego szczere intencje co do niej. On ją zostawi w najmniej oczekiwanym momencie i zada jej wiele bólu. Znam takich jak on. Igrają z uczuciami kobiet. Przecież ja też jestem taki jak oni.  Przez cały dzień snułem się po okolicy nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Na chwilę spotkałem się z moimi przyjaciółmi z miejscowego "gangu". Chcieli, żebym dzisiaj z nimi wyskoczył na imprezę do "Hot Club". Nie jestem w nastroju na balangowanie, ale powiedziałem, że jeśli będę miał chwilkę czasu to wpadnę. Było już około 17, więc uznałem, że najwyższy czas wracać do domu. Przekręciłem kluczyk w drzwiach i bezwładnie opadłem na łóżko. Byłem pozbawiony życia. Kiedy tak leżałem, ktoś zapukał na moje drzwi. Przetarłem dłońmi twarz i poszedłem otworzyć drzwi.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - usłyszałem od Annie, mojej "przyjaciółki". Dziewczyna jest starsza ode mnie o 2 lata i chyba to właśnie mnie w niej pociąga. Ma długie brązowe włosy i bardzo kobiece kształty. Jej krwisto czerwone usta uformowały się w szeroki uśmiech.
- Nie. - odparłem stojąc nadal w progu, odwzajemniłem jej mimikę. Mimo wszystko była to miła niespodzianka.
- To dobrze, przyszłam ci umilić czas. - odparła. W tym też momencie przyszła April. Zmierzyła naszą dwójkę wzrokiem i bez słowa weszła do swojego pokoju na przeciwko.
- Cieszę się. - odparłem i zaprosiłem ją do środka. Annie od progu wbiła się namiętnie w moje usta. Oddałem jej pocałunek, gdybym tego nie zrobił, nie byłbym sobą.
- Tęskniłam. - wyszeptała w moje usta i pogłębiła nasz pocałunek. Zaczęła wsuwać swoje zimne dłonie pod moją białą podkoszulkę.
- Czekaj... - rzekłem odpychając ją. Ona spojrzała na mnie pytająco.
- Co jest? - odparła zdziwiona.
- Nie mogę. - stwierdziłem stanowczo. - Lepiej będzie jak już sobie pójdziesz. - wskazałem palcem w stronę drzwi.
- I dobrze. Marnowałam z tobą tylko czas. - rzuciła ze złością i wyszła z pokoju trzaskając za sobą drzwiami.
Nie przejęło mnie zbytnio jej zachowanie. Wzruszyłem jedynie ramionami i udałem się do łazienki aby przemyć twarz całą czerwoną od koloru jej szminki i wyszedłem. Wziąłem głęboki wdech i zapukałem na drzwi do pokoju April. Po chwili uchyliły się.
- Tak? - zapytała patrząc na mnie tymi swoimi błyszczącymi, zielonymi oczami.
- Mogę wejść? - zapytałem niepewnie, kąciki jej ust uniosły się ku górze.
- Nie. Wybacz, ale muszę się zbierać na randkę. - powiedziała stanowczo - Z resztą, ty jak widać też masz już zajęcie. - dodała i otarła kciukiem pozostałości po szmince z kącika moich ust i zamknęła mi drzwi przed nosem. "Kurwa!" Zakląłem w myślach i zszedłem na dół do recepcji, gdzie usadowiłem się na wygodnej kanapie.


***Punkt widzenia April***

                Co on sobie wyobraża? Nie przepuści żadnej panienki. Myślałam, że się pomyliłam co do niego na początku, ale teraz widzę, że wysnułam dobre wnioski. To kobieciarz. Chciałam go wpuścić do pokoju, na prawdę, ale nie mogłam, bo bycie blisko niego sprawia, że czuję się niczym zaczarowana, a kiedy odchodzi, smutna, szara rzeczywistość daje mi o sobie przypomnieć. On się świetnie bawi integrując się codziennie z coraz to nowszą dziewczyną, a ja się muszę temu przyglądać. Cieszę się, że poznałam Billa. Może on pomoże mi zapomnieć o zauroczeniu Malikiem. Potrzebuję tego.
Była już 17.30 więc zaczęłam się zbierać. Przeczesałam włosy palcami pozostawiając je w uroczym nieładzie, nałożyłam makijaż nieco mocniejszy niż na co dzień. Założyłam na siebie krótki, biały, koronkowy top który był idealnie dopasowany do mojego ciała oraz białe, krótkie, dżinsowe spodenki z wysokim stanem, zdobione ćwiekami. Na nogi wsunęłam białe, wygodne trampki.

 Nie wiedziałam, gdzie Bill ma zamiar mnie zabrać, więc uznałam, że ten strój jest odpowiedni zarówno na imprezę, jak i na romantyczny spacer. Spryskałam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami Ballroom Beauty z linii Avon. Połączenie maliny, cytryny, poziomki, róży, liścia fiołku, jaśminu, piżmu, drzewa sandałowego oraz ambry tworzyło wspaniałą, magiczną kompozycję zapachową. Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze i byłam gotowa do wyjścia. Zeszłam do recepcji, gdzie nie było nikogo oprócz Zayna oraz siedzącego na przeciw niego Billa. Zaniepokoiło mnie to, ale postanowiłam udawać, że wszystko gra. Bill na mój widok uśmiechnął się szeroko i podniósł się z kanapy. Podeszłam do niego.
- Cześć. Ślicznie wyglądasz. - zaczął i  pocałował mój policzek.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że nie czekasz na mnie zbyt długo. - odparłam.
- Dopiero co przyszedłem. - odrzekł splatając nasze palce. Czułam na sobie wzrok Mulata,który dosłownie wiercił mi dziurę w plecach.
- To gdzie idziemy? - zapytałam.
- Pomyślałem, że zabiorę cię teraz do kina, a potem do "Hot Club" jeśli tylko chcesz. - zaproponował.
- Okay. - odparłam krótko i pociągnęłam go w stronę wyjścia.
               Chciałam jak najszybciej zniknąć z oczu Zaynowi. Razem z Billem wsiedliśmy do jego srebrnego Audi Q7 i odjechaliśmy z piskiem opon. Po kilku minutach znaleźliśmy się pod budynkiem w którym znajdowało się małe centrum handlowe oraz owe kino. Chłopak otworzył dla mnie drzwi od strony pasażera i podał dłoń aby pomóc mi wysiąść. Oboje udaliśmy się do środka. Kino było ulokowane na ostatnim piętrze, więc kilkakrotnie zaliczyliśmy ruchome schody, aby się na nie dostać.
- Na jaki film idziemy? - zapytałam w końcu, kiedy wręczył mi kubek z Colą.
- Wybrałem dla nas horror. - uśmiechnął się szeroko.
- Fajnie, lubię horrory. - odwzajemniłam jego mimikę.
                Chłopak ponownie splótł nasze palce i zaprowadził mnie na salę, która była do połowy zapełniona. Zajęliśmy środkowe miejsca w ostatnim rzędzie, założyliśmy na nos okulary 3D i czekaliśmy, aż film się zacznie. Bill ani na moment nie puścił mojej dłoni. To sprawiło, że czułam się niezręcznie. Przez głowę przeleciała mi szybka myśl, że gdyby to Malik mnie teraz trzymał za dłoń, to nie widziałabym w  tym nic złego, wręcz przeciwnie. Po krótkiej chwili film wciągnął mnie chyba aż za bardzo, bo nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam się tulić do chłopaka mrużąc oczy. On objął mnie mocniej ramieniem i zaśmiał się pod nosem. Kiedy film dobiegł końca była około 21. Uznaliśmy oboje, że nadszedł najwyższy czas aby udać się w końcu na imprezę.
                 Zajechaliśmy pod klub z którego dobiegała głośna muzyka i co chwilę ktoś wchodził, albo wychodził. Wewnątrz unosił się w powietrzu nieprzyjemny zapach dymu tytoniowego połączony z odorem alkoholu. Nie spodobało mi się tutaj. Wszyscy wyglądali już na konkretnie wstawionych oraz naćpanych. Wszędzie roiło się od skąpo ubranych nastolatek które ledwie stały na chwiejnych nogach oraz chłopaków, którzy chętnie chcieliby się nimi "zaopiekować". Bill pociągnął mnie za sobą w stronę stolika, który był wolny. Czułam się tutaj dziwnie. Jacyś kolesie ciągle spoglądali w moją stronę. Nie wiedziałam, o co im chodzi. Stali razem w grupce w jednej dłoni trzymając butelkę z piwem a w drugiej odpalonego papierosa.
- Chcesz coś do picia? - zapytał mnie nagle Bill wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.
- Yyy.. tak, poproszę. - odparłam. - Może być Martini z lodem. - dodałam.
- Oj, obawiam się, że tutaj nie mają czegoś takiego. Przyniosę Ci piwo. - odparł z uśmiechem i zniknął w tłumie bawiących się ludzi.
                 Zaczęłam się bać, bo ta grupka chłopaków nadal nie spuszczała ze mnie wzroku. Nie byłam w stanie wyraźnie rozpoznać ich twarzy, gdyż rozmywały się za smugą dymu. Nagle dwóch chłopaków się odsunęło, a zza nich wyłoniła się znajoma męska sylwetka. Był to nie kto inny jak Zayn. Może to dziwne, ale odetchnęłam z ulgą. Puścił do mnie oczko i poszedł przed siebie zaciągając się papierosem.  Z jednej strony cieszyłam się, że mnie zignorował, bo w końcu jestem tutaj na randce, a z drugiej zabolało mnie to.



***Punkt widzenia Zayna***

              Kiedy tylko ten goguś przekroczył drzwi wejściowe hotelu, posłałem mu gniewne spojrzenie. On mimo to usiadł na przeciwko mnie i w spokoju czekał na April bawiąc się przy tym telefonem. Nie odrywałem od niego wzroku. Kiedy ona zeszła na dół, wyglądała... wspaniale. Uśmiechnąłem się wtedy sam do siebie. Wkurzyło mnie to, że nie zwróciła na mnie uwagi, tylko od razu pobiegła do niego. Chcąc nie chcąc usłyszałem, dokąd ją zabiera. Myślałem, że się przesłyszałem "Hot Club"? Ja tam zawsze chodzę z kumplami, kiedy chcemy upolować jakąś zdobycz na jedną noc. Chciałem ją ostrzec, że to nie jest miejsce dla niej, ale ona i tak by mnie nie posłuchała. Uznałem więc, że muszę tam iść. Muszę iść, żeby ją obserwować i chronić. Nie ufam mu. Od razu po ich wyjściu pobiegłem do pokoju, żeby zmienić ciuchy i  zatelefonowałem do kumpli, że jednak zmieniłem zdanie i wbijam z nimi. Ucieszyli się. Już po godzinie byłem na miejscu. Zajęliśmy nasze stałe miejsce i obserwowałem bawiących się ludzi chcąc ją dostrzec gdzieś pośród nich.
- Co ty taki niemrawy dzisiaj? - zapytał Josh.
- Czekam na kogoś. - odparłem.
- Na dziewczynę? - wtrącił Matt, ten sam z którym znała się April.
- Na April. - odparłem.
- Na April? Nie znam. - wzruszył ramionami.
- Znasz. Mam na myśli Lenę. - sprostowałem.
- Poderwałeś ją? - dociekał.
- Oszalałeś? - przesłałem mu gniewne spojrzenie. - Ona ma tu dzisiaj randkę i po prostu wolę mieć ją na oku, bo jak coś się stanie to rodzice mnie oskalpują. - powiedziałem pierwsze lepsze co mi przyszło do głowy.
                Kiedy już się zjawiła, uspokoiłem się minimalnie, ale wciąż byłem pełen obaw o jej bezpieczeństwo. Musiałem jednak zachować zimną krew, bo nie mogłem wyjść z roli twardziela, a już na pewno nie przed chłopakami. Uchodziliśmy za jednych z najgroźniejszych kolesi w Bradford. Prawdę mówiąc, nie rozumiem czemu ludzie nas tak postrzegali, skoro nikogo jeszcze nie zabiliśmy, a nawet jeśli od czasu do czasu dochodziło do jakiś bójek z naszym udziałem, to był to tylko i wyłącznie akt samoobrony. Gdy zauważyłem, że Bill odszedł od ich stolika, poprosiłem chłopaków, żeby na nią uważali, a ja sam ruszyłem za nim. Stał właśnie koło baru i czekał na barmana. Podszedłem do niego i spojrzałem mu głęboko w oczy, zaciągnąłem się ostatni raz dymem poczym wydmuchałem go prosto w jego twarz gasząc przy tym peta o blat baru. Następnie postanowiłem się odezwać.
- Pewnie o mnie słyszałeś i o moich znajomych. - zacząłem - Jeśli ją skrzywdzisz, to przysięgam, że nie ma miejsca w którym ja i oni cię nie znajdziemy. - wysyczałem z powagą w głosie.
- Grozisz mi? - zapytał.
- Nie, ja cię tylko jak na razie ostrzegam. Lepiej weź to sobie pod uwagę, bo kolejnym razem, nie będzie się nam rozmawiało w tak przyjemny sposób jak teraz. - odparłem nie spuszczając wzroku z jego brązowych oczu.
- Nie boję się ciebie. - odparł.
- A powinieneś. Jeśli ona kiedykolwiek przez ciebie zapłacze, to pożałujesz, że żyjesz. - powiedziałem stanowczo i wróciłem na swoje miejsce.
               Nie byłem zadowolony z tej całej sceny, bo nie przemyślałem jej do końca, przez co mogło to wszystko wyglądać nieco groteskowo. Jednak moje wystąpienie coś tam poskutkowało, bo bał się do końca wieczoru ją tknąć... jednak ona nie miała z tym problemu. Nie zważając na moją obecność przytulała się do niego. Nie miałem zamiaru dłużej się temu przyglądać i wróciłem do domu na nogach sącząc po drodze piwo z puszki. Będąc już u siebie wziąłem szybki prysznic, założyłem spodnie od dresu i podziwiałem w lustrze mój umięśniony tors. Kiedy skończyłem się zachwycać sam sobą,podszedłem do okna i to, co tam zobaczyłem zabolało mnie bardziej, niż bym się tego po sobie spodziewał. April stała oparta o jego samochód, a on bezczelnie wbił się w jej usta. Nie protestowała, wręcz przeciwnie. Oddała jego pocałunek. Po chwili on odjechał, a ona wróciła do hotelu. Nie wiem czy to moje pokręcone uczucia, czy stężenie alkoholu sprawiło, że wyszedłem po cichu na korytarz i zaszedłem ją od tyłu w momencie kiedy otwierała drzwi do swojego pokoju, przylgnąłem gołym torsem do jej pleców i ucałowałem jej szyję zaciągając się tym samym słodkim zapachem jej perfum.
- Pachniesz tak ładnie. - wymruczałem. Ona była sparaliżowana. Czułem to.
- Zayn, przestań. - wyszeptała.
- Nie chcę przestawać. - odparłem owijając ją mocno ramionami.
- Proszę... - jej głos zadrżał. Odsunąłem się od niej. Nie mogłem zignorować jej prośby.
- Przepraszam. - odparłem. - Jestem pijany. Nie myślę co robię. - dodałem i zniknąłem w swoim pokoju. Zgasiłem światło i położyłem się na łóżku. Po chwili słyszałem, jak w pokoju rozległo się ciche pukanie.
- Otwarte!! - krzyknąłem nie zważając na ciszę nocną. Drzwi się uchyliły i do środka wpadła jasna struga rażącego światła.
- Mogę? - usłyszałem cichy, niepewny głosik. Był to nie kto inny jak April.
- T-tak.. - odparłem podnosząc się na łokciach. Dziewczyna zaczęła podążać ostrożnie w moją stronę. Bez słowa legła obok mnie i wtuliła się w mój tors.
- April... - zacząłem.
- Jak chcesz, to mogę sobie pójść. - odparła.
- Nie chcę. - wymamrotałem.
- Wiem, że rozmawiałeś z Billem. - powiedziała rozdzierając ciszę.
- I? - zapytałem niewzruszony.
- Dlaczego? - zapytała.
- Dlaczego co? - odparłem pytaniem na pytanie.
- Dlaczego z nim rozmawiałeś?
- Żeby wiedział.
- A konkretnie?
- Znam takich jak on. Tyle. - powiedziałem i pogładziłem jej głowę.
- Dziękuję, że się o mnie troszczysz. - wyszeptała i pocałowała mój policzek. Szybko podniosła się z mojego łóżka i wyszła.
                  Nie rozumiałem, co się tutaj stało przed momentem. Ona mi podziękowała? Podziękowała mi za to, że nie chcę, żeby ten łajdak ją skrzywdził? Podziękowała mi za to, że ja chcę być na jego miejscu? Tak. Chcę być takim farciarzem jak on. Chcę móc ją przytulić bez żadnej afery, chcę móc ją pocałować, wyszeptać do ucha, że jest piękna i że znaczy dla mnie dużo więcej niż myśli. Ale to się nigdy nie wydarzy, bo nie pasujemy do siebie.

piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział III



                Miałam tylko 20 minut, żeby zrobić się na bóstwo. Biegałam po pokoju jak oszalała. Nagle nie wiedziałam, gdzie posiałam wszelkie kosmetyki, ubrania i szpilki. "Wyluzuj! Przecież to tylko zwykły wypad do klubu. Nic więcej." - powiedziałam do samej siebie. Udało mi się wygrzebać z dna szafy małą-czarną, skórzana kurtkę w tym samym kolorze oraz jakieś szpilki.

 Jednak dobrze, że je spakowałam. Kiedy założyłam na siebie sukienkę, to pognałam do łazienki nałożyć lekki, szybki makijaż. Wyglądałam apetycznie. Przejrzałam się ostatni raz w lustrze i wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Minęło równe 20 minut. Podeszłam pod drzwi pokoju Malika, wzięłam głęboki wdech i zapukałam niepewnie na drzwi.
- Moment! - usłyszałam. Po chwili drzwi się uchyliły i pojawiła się w nich sylwetka chłopaka.
- Jestem już gotowa. - przygryzłam dolną wargę poczym się uśmiechnęłam delikatnie. Zayn obejrzał się szybko za siebie. - To.. idziemy? - zapytałam.
- Kochanie, kto przyszedł? - usłyszałam z wnętrza pokoju kobiecy głos.
- Lena.. ja.. przepraszam, ale coś mi wypadło. - odezwał się nagle.
- Zayn! Z kim rozmawiasz? - ponownie zapytała owa kobieta.
- Z nikim. - sprostował patrząc się na mnie.
- Nie będę wam przeszkadzać. - powiedziałam mierząc go wzrokiem. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam podążać wzdłuż korytarza w stronę recepcji.
- Gdzie idziesz? - usłyszałam.
- Nie twój interes. - odpowiedziałam nie patrząc nawet w jego stronę. Po prostu szłam dalej przed siebie.
Pałętałam się po jakiejś oświetlonej uliczce miasta. Nie miałam pojęcia gdzie iść, co zrobić ze sobą. Czułam, że nie mogę wrócić do hotelu w tym momencie. Byłam na niego wściekła. Nikt nigdy nie upokarzał mnie tak jak on. Nikt nigdy nie sprawiał, że czułam się taka mała. Nikt nigdy nie traktował mnie tak przedmiotowo. Nikt. Ten drań igrał ze mną i z moimi uczuciami. Miałam go dość. Przez niego chciałam się spakować i wyjechać. Poniżał mnie, choć pewnie nie był tego w pełni świadom. Robił wszystko, żeby zawrócić i namieszać w mojej głowie. Chciał, żebym grała według jego reguł. Wiedział co zrobić, żebym za nim zatęskniła. Podczas gdy tak snułam się tymi bradfordskimi uliczkami, dobiegła mnie jakaś muzyka. Nie miałam wątpliwości skąd ją słychać. Nieopodal znajdowała się dyskoteka. Poinformował mnie o tym jasno świecący szyld. Bez zawahania pokonałam ochronę i dostałam się do środka. Muzyka grała głośno, w powietrzu wyczuwalny był gorzki zapach tytoniu. Rozejrzałam się po sali. Wszystkie stoliki były zajęte. Podeszłam więc do baru i zajęłam jedyne wolne miejsce. Poprosiłam barmana o Krwawą Mery. Musiałam się czegoś napić. Może w ten sposób dałabym odetchnąć skołatanym nerwom. Wkurzało mnie to, jak on potrafił mnie zmanipulować, że końcem końców zgodziłabym się na jego każdą głupią propozycję. Próbowałam zgrywać twardzielkę, ale wątpię, żeby się dał nabrać. Jego oczy są odpowiedzialne za to, jaki jest czarujący, jego oczy, usta, uśmiech, zapach, sposób w jaki składa słowa w całość. Wszystko co czyni go wyjątkowym, przypomina mi o tym, że nie mogę o nim myśleć w ten sposób. Nie mogę myśleć, że jest przystojny, nie mogę się uśmiechać na myśl o jego spojrzeniu. Nie wolno mi. Będę cierpieć. Będę cierpieć, bo chcę jego, chcę czegoś co nigdy nie będzie moje. Chcę czegoś, co mnie rani.
Kiedy tak trwałam w zamyśleniu sącząc lodowatego drinka, ktoś mnie zaczepił. Spojrzałam ostrożnie w bok. Na krześle obok mnie siedział młody, przystojny mężczyzna w wieku około 21 lat. Uśmiechał się do mnie szeroko.
- Hej, jestem Bill. - usłyszałam.
- Lena. - odwzajemniłam jego mimikę.
- Jesteś tu sama? - zapytał.
- Tak. - odparłam przenosząc wzrok na pustą już szklankę.
- Tak się składa, że ja też. - usłyszałam. Nic nie odparłam. - Może masz ochotę zatańczyć? - dodał po chwili milczenia.
- A wiesz, że chętnie? - uśmiechnęłam się serdecznie. Chłopak podał mi dłoń i zaprowadził mnie na parkiet na którym bawiło się blisko pięćset osób. Tańczyliśmy dość długo. Prawdę mówiąc nie zważałam na upływający czas. Dobrze się bawiłam w jego towarzystwie. To mi wystarczyło. Kiedy poczułam, że powinnam już wracać, bo jakby nie patrzeć jutro muszę wstać rano. Co z tego, że jest niedziela? Moja praca tego nie uwzględnia. Bill zaproponował, że zawiezie mnie do domu. Zgodziłam się. Nie miałam siły wracać pieszo. Nogi mnie bolały po wyczerpującym tańcu. Gdy znaleźliśmy się pod hotelem, Bill pomógł mi wysiąść z auta i odprowadził mnie pod same duże, szklane drzwi przez które doskonale widać było wnętrze recepcji. W środku było ciemno. Właściciele już dawno spali. Na szczęście dali mi swoje zapasowe klucze wejściowe.
- Która godzina? - zapytałam Billa.
- Trzecia w nocy. - uśmiechnął się szeroko i przybliżył do mnie.
- Tak późno? - zdziwiłam się. Na mojej twarzy zagościł radosny uśmiech.
- W klubie, nie mieliśmy nawet okazji, żeby porozmawiać.
- Faktycznie, muzyka nam to trochę utrudniała. - zaśmiałam się.
- Może miałabyś ochotę się jeszcze raz ze mną spotkać? - zapytał lekko onieśmielony.
- Zapraszasz mnie na randkę? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Jeśli nie masz nic przeciwko.... - odparł.
- Chętnie. - przygryzłam dolną wargę.
- To może spotkamy się jutro około 18?
- Jasne. - ucieszyłam się.
- W takim razie wpadnę po Ciebie tutaj. - powiedział, poczym pocałował mój policzek i odszedł. Poczekałam aż wsiądzie do auta, upewniłam się, że  na mnie patrzy i pomachałam mu.
Cała w skowronkach odtworzyłam kluczem drzwi wejściowe i weszłam do ciemnego pomieszczenia. Nie byłam w stanie nic wypatrzeć pod nogami. Szłam po omacku. Na moje nieszczęście nie wiedziałam, gdzie znajduje się włącznik światła. "Cholera" - wrzasnęłam półgłosem kiedy potknęłam się o kontuar. Szłam dalej próbując po omacku wywnioskować, jakie przedmioty się przede mną znajdują. Nagle poczułam, że dobiłam do jakiejś osoby. Wystraszyłam się i odruchowo zaczęłam piszczeć. Osoba z którą przed momentem się zderzyłam natychmiastowo przybliżyła mnie do siebie i zasłoniła moje usta dłonią.
- Nie wrzeszcz. - usłyszałam czyjś szept. Próbowałam coś powiedzieć, wykazać jakikolwiek protest, jednak dłoń szczelnie dociśnięta do moich ust sprawiała, że jedynym dźwiękiem jaki byłam w stanie wydobyć z siebie był stłumione, niezrozumiałe mamrotanie.  Sądząc po posturze tej osoby, był to mężczyzna. Próbowałam się wyrwać, ale nie miałam na tyle siły. Facet pociągnął mnie za sobą w kierunku kanapy. Zmusił mnie, abym na niej usiadła. Kiedy już na niej spoczęłam, on odkneblował moje usta, ale nadal trzymał mój nadgarstek. Zaczął szukać czegoś po omacu na małym stoliku przed nami. Jak się okazało włącznika od lampki która na nim stała. Nagle rozbłysnęło delikatne światło i mogłam rozpoznać osobę, która napędziła mi takiego stracha.
- Zayn! - krzyknęłam półgłosem.
- Ciiii. - usłyszałam w ramach odpowiedzi.
- Puszczaj mnie. - wyrwałam moją rękę z jego silnego uścisku. - Wystraszyłeś mnie!
- Przepraszam, nie chciałem. - wymamrotał.
- Nie mogłeś najpierw zapalić światła, a potem dopiero iść w moim kierunku? - zapytałam oburzona.
- Nie. A poza tym, to nie ja szedłem w twoim kierunku, tylko ty w moim. Ja tam po prostu stałem, a ty szłaś na oślep, więc nie zwalaj teraz na mnie. - syknął.
- Mniejsza o to. I tak nie będę w stanie ci niczego udowodnić. - wzruszyłam ramionami.
- Co ty znowu chcesz mi udowadniać? - spojrzał na mnie zdezorientowany.
- I tak nie zrozumiesz. - odburknęłam.
- Właściwie, to powinnaś mi wytłumaczyć, kim jest ten fakas? - spojrzał głęboko w moje oczy.
- Raczej nie powinno cię to obchodzić. - przesłałam mu wymuszony uśmiech.
- A jednak obchodzi. Więc kim on był?
- O co ci znowu chodzi? Śledzisz mnie? - zapytałam.
- Nie muszę. Przez szklane drzwi widać wszystko. - po jego słowach przeniosłam wzrok na owe drzwi.. i faktycznie, ze środka widać wszystko.
- Myślałam, że śpisz. - szepnęłam.
- Czekałem na ciebie. - ulokował swoje spojrzenie w moich oczach.
- Po co?
- Tak po prostu. - wzruszył ramionami.
- Tak po prostu to nie odpowiedź. Sam tak mówiłeś. - przewróciłam oczami.
- Więc kim on był? - zapytał ponownie.
- Znajomy. Poznaliśmy się w klubie. Potańczyliśmy, wypiliśmy kilka drinków i jutro mamy zamiar to powtórzyć. Zadowolony? - uniosłam lewą brew.
- Nie. Mieliśmy iść do klubu razem.... - wyszeptał.
- Ale ty byłeś zajęty... nie pamiętasz? Właśnie musiałeś umilić czas jednej ze swoich dziewczyn. - odparłam z przekąsem.
- To była Alice. - sprostował.
- No i? - westchnęłam.
- Zerwaliśmy.
- I co? Mam ci teraz współczuć? Czy może jej pogratulować, że w  końcu ma cię z głowy? - wysyczałam. Dopiero w momencie kiedy wypowiedziałam to zdanie, zdałam sobie rację z wartości i dotkliwości tych słów. To było podłe z mojej strony. Zayn spuścił głowę i westchnął. We mnie obudziły się wyrzuty sumienia. - Przepraszam.. - wyszeptałam i przytuliłam go. Popełniłam strategiczny błąd. Chyba zdziwiło go moje zachowanie.
- Nie szkodzi. Zasłużyłem sobie. - odparł zrezygnowany.
- Ach... - westchnęłam i odsunęłam się od niego.


***Punkt widzenia Zayna***

Po zerwaniu z Alice poczułem, że muszę z kimś porozmawiać.  Od razu do głowy przyszła mi Lena. Tylko ona mogłaby mnie zrozumieć, albo chociaż wysłuchać i dokopać jakimś moralizującym tekstem. Zapukałem więc na jej drzwi około północy. Miałem nadzieję, że się trochę podąsała, poplątała po okolicy i już wróciła. Myliłem się jednak. Zmartwiłem się. Postanowiłem więc przekąsić coś i po godzinie wróciłem pod jej drzwi. Nadal nic. Zszedłem więc do recepcji i usiadłem na kanapie  w ciemnym holu. Wpatrywałem się w drzwi wejściowe mając nadzieję, że za moment je przekroczy. Po godzinie zobaczyłem, że nadchodzi. Ucieszyłem się i jednocześnie odetchnąłem z ulgą. Kiedy zauważyłem, że nie jest sama, bo towarzyszy jej jakiś goguś, to zrobiło mi się gorąco i chciałem wiedzieć kim on jest. Miałem ochotę wyjść do nich i kazać mu spływać, ale to byłoby nie na miejscu. Wstałem z kanapy i podszedłem do kontuaru, gdyż stamtąd był najlepszy widok na drzwi. Byłem wściekły, że z  nim rozmawia. Sposób w jaki się do niego szczerzyła doprowadzał mnie do furii. Ten frajer stał zdecydowanie za blisko niej. Myśli, że skoro ma dwa metry, skórzaną kurtkę, podarte dżinsy, nastroszone włosy to jest fajny? Sama ich rozmowa wydawała mi się nie halo, ale gdy ją pocałował w policzek, a jej się to najwyraźniej spodobało, poczułem się oszukany. Wiem dobrze, że mnie by odepchnęła. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałem jej schodzić z drogi. Dobrze wiedziałem, że ona nie jest w stanie dostrzec mnie w tym mroku. Pozwoliłem jej do mnie dobić. To chyba dlatego, że najzwyczajniej w świecie potrzebowałem rozmowy z nią. Chciałem też wybadać kim on jest. Wiem, że nie powinno mnie to interesować, bo ona i ja i tak nie będziemy nigdy razem. Spójrzmy prawdzie w oczy. Ona jest tylko pokojówką, która na dodatek pod koniec sierpnia wróci do siebie. Nie spotkamy się już więcej. Więc po co w ogóle próbować szczęścia? To ją może tylko zranić. Z resztą, ona i tak nie myśli o mnie w tych kategoriach. To on się jej podoba. Widziałem, jak na niego patrzyła. Jest nim oczarowana. Jej sarkazm mnie specjalnie nie zaskoczył. Zasłużyłem sobie na niego. Nie spodziewałem się jednak, że mnie za niego przeprosi, a już na pewno, że mnie przytuli. Prawdę mówiąc, spodobało mi się to. Czuję, że mógłbym się nawet od tego uzależnić. Nie chciałem, żeby się odsuwała.
Oparłem się plecami o kanapę i głośno westchnąłem. Ona zerknęła na mnie kątem oka.
- Powiedziałem jej dzisiaj, że nie możemy być razem - zacząłem - bo nasz związek nie ma przyszłości, bo nie myślę o niej przed zaśnięciem, bo jej uśmiech nie wywołuje uśmiechu na mojej twarzy, bo nie czekam z niecierpliwością na jej telefon, bo... jej nie kocham. - powiedziałem gapiąc się przed siebie. - Rozpętała się straszna awantura. - dodałem.
- A dziwisz się jej? - zapytała łagodnym tonem.
- Nie. Ja tylko dziwię się sobie, że nie odważyłem się na ten krok już dawno, dawno temu. Ona mnie teraz nienawidzi. Liczyła na coś więcej. - przetarłem twarz dłońmi.
- Jak każda dziewczyna, która jest zakochana. - odparła owijając końcówkę brązowych włosów na palec.
- Powiedziała, że jestem ostatnim draniem i że wiedziała o moich zdradach, ale miała nadzieję, że się jeszcze zmienię. - było mi głupio mówić to wszystko, bo pewnie traciłem przez to w jej oczach.
- Kłamstwo ma krótkie nogi Zayn. - spojrzała na mnie.
- Wiem.... - westchnąłem. - Ślicznie dziś wyglądasz. - uśmiechnąłem się do niej delikatnie. - Przepraszam, że cię wystawiłem.
- Nie musisz. Nic się nie stało przecież. - odwzajemniła moja mimikę.
- Czuję się jak skończony dupek, mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś z tym gościem.
- Z Billem? Tak. Było... wesoło.  - zaśmiała się cicho.
- Kolejnym razem cię już nie wystawię. Obiecuję. - spojrzałem na nią.
- To dobrze, bo poczułam się poniżona i było mi przykro. - posmutniała.
- Chodź do mnie - wyszeptałem i rozłożyłem ramiona, w które się wtuliła. Ku mojemu zaskoczeniu, nie protestowała.
- Nie jesteś draniem. - powiedziała. - Czasami tylko go zgrywasz, ale mimo to jesteś fajnym kolesiem, jeśli nie wmawiasz mi, że na ciebie lecę. - zaśmiała się słodko, a ja zacząłem gładzić ją po jej długich włosach.
- Lubię kiedy chłopak to robi.... - wyszeptała.
- Kiedy jest draniem?
- Nie, kiedy bawi się moimi włosami. - na jej twarzy pojawił się mały, uroczy rumieniec, chyba zdała sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziała. - Nie przestawaj. - dodała i zamknęła powieki wtuliła się we mnie mocnej.
- Okay. - odparłem krótko i zaśmiałem się cicho.
- Zayn... - zaczęła.
- Tak? - zapytałem nadal gładząc jej włosy.
- Powiedz mi coś prawdziwego.
- Coś prawdziwego? - upewniłem się.
- Tak... coś prawdziwego, o tobie, o czymś co mało kto wie.
- Widzisz te rysunki na ścianie? - zacząłem, a ona otworzyła oczy, uniosła głowę, aby się im przyjrzeć i kiwnęła nią twierdząco. - Ja je namalowałem.
- Ty? - upewniła się.
- Miałem wtedy może 6 lat. Mama je zatrzymała dla siebie i pewnego pięknego dnia postanowiła przyozdobić nimi ściany.
- Są...
- Tylko nie mów, że ładne. - zaśmiałem się.
- Może nie są to najładniejsze malowidła jakie miałam przyjemność oglądać, ale mają w sobie pewną moc... Przypominają o czasach dzieciństwa, kiedy wszystko było proste i nieskomplikowane tak jak te rysunki. - wyszeptała obejmując mnie w pasie i ponownie zamknęła oczy.
- Ty też rysowałaś? - zapytałem opierając podbródek o jej głowę.
- Nie... ja kaleczyłam muzykę. - zaśmiała się. - Ale zdradzę ci w sekrecie, że jestem całkiem dobrą malarką. - dodała.
- A ja w sekrecie zdradzę ci, że umiem śpiewać.
- Ktoś cię kiedyś słyszał?
- Jedynie moje siostry.
- Jesteś z nimi zżyty?
- Tak. Nie ma ich zaledwie tydzień, a ja już tęsknię. Ale nigdy im o tym nie powiem. Są wkurzające i przemądrzałe, ale je kocham. Szkoda, że ich nie poznasz. Polubiłybyście się.
- Powinieneś im powiedzieć, że je kochasz. Zasługują na to, żeby to od ciebie usłyszeć bez konkretnej okazji. - powiedziała.
- To nie jest takie łatwe skarbie. Nie lubię wyrażać swoich uczuć. - odparłem.
- Mam podobnie. Ale jak raz komuś powiem, że go kocham, to potem nie mogę z tym skończyć. - zachichotała.
- Bo ty jesteś już takim typem człowieka.
- Jakim?
- Kochanym, radosnym, słodkim....
- Ej, nie przesadzaj. Idealizujesz mnie....
- Nie prawda. - uśmiechnąłem się szeroko.
- Prawda. -zanegowała, przytuliłem ją jeszcze mocniej.
- Teraz twoja kolej....
- Przyjaciele mówią do mnie April.
- Czemu?
- Bo jak byłam blondynką, to przypominałam Avril Lavigne. Na początku wołali do mnie Avril, ale potem pewien chłopak wysłał do mnie list miłosny i przekręcił Avril na April i tak już zostało.
- April... - wyszeptałem.
- Możesz tak do mnie mówić. - powiedziała niepewnie.
- Dobrze. - zgodziłem się.
- Miałeś takie coś, że w dzieciństwie wychodziłeś nocą przed dom, kładłeś się na chłodnej trawie i wpatrywałeś się w gwiazdy? - zapytała ni z stąd ni zowąd.
- Nie. - zaprzeczyłem - Ale, niekiedy wdrapywałem się na dach kiedy nikt nie widział i obserwowałem nocne życie miasta. W sumie dalej tak robię. Jeteś pierwszą osobą której się do tego przyznałem.
- Kiedy coś mnie dręczy, to idę na spacer. Po prostu wychodzę z domu i idę przed siebię na polanę. Z tym miejscem wiąże się wiele wspomnień, panuje tam spokój, cisza, nie ma żywego ducha, jest pełno kolorowych kwiatów z których zawsze robię bukiet. Mogę tam w spokoju pomyśleć.
- Lubię niekiedy siąść w spokoju i pobyć sam ze sobą. Na dachu mogę w spokoju pomyśleć, powspominać, pośpiewać, bo nikt nie jest w stanie mnie usłyszeć, a nawet jeśli słyszy, to nie wie skąd dobiega śpiew.
- Zaśpiewaj mi coś... - poprosiła. Jej oczy były zamknięte. Bez dłuższego nmysłu zacząłem śpiewać pierwszą lepszą piosenkę która przyszła mi do głowy.

"Love me tender, love me sweet, never let me go. 
You have made my life complete and I love you so. 
Love me tender, love me true, all my dreams fulfill. 
For, my darlin', I love you and I always will."

- Śpisz? - wyszeptałem po skończeniu zwrotki. Nie usłyszałem odpowiedzi. Powieki zakrywały jej piękne zielone źrenice, a oddech był spokojny i umiarkowany. - Zaniosę cię do pokoju. - wyszeptałem, choć nawet nie byłem pewien, czy mnie słyszała. Sięgnąłem do małej kieszonki jej skórzanej kórtki w poszukiwaniu klucza do jej pokoju. Znalazłem go. Ostrożnie podniosłem się z kanapy i wziąłem ją na ręce, April bewładnie opadła na moje ramiona. Powoli przemierzałem z nią loggby, schody prowadzące na pierwsze piętro oraz długi korytarz, aż znaleźliwśmy się pod drzwiami do jej pokoju. Z trudem otorzyłem drzwi uważając na to, aby jej nie obudzić ani nie upuścić. Nie zapalając światła wszedłem do środka kładąc ją na łóżku. Ona tylko zamruczała przez sen. Spała jak zabita. Była wykończona po całym dniu. Bałem się, że może zaspać do pracy, więc obiecałem sobie, że rano obudzę ją.

wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział II

             



             Rano zerwałam się na równe nogi już przed 6 rano. Musiałam się odświeżyć, uczesać, zrobić delikatny makijaż. Poszłam więc do łazienki, która znajdowała się w moim pokoju. Była niewielka, ale za to zadbana. Wzięłam szybko prysznic. Kiedy wychodziłam z łazienki w samej bieliźnie, usłyszałam pukanie w drzwi.
- Chwileczkę! - zawołałam. Zarzuciłam się na siebie biały szlafrok, owinęłam się w pasie paskiem który później zawiązałam na kokardkę i poszłam otworzyć drzwi. Za nimi stał Zayn.
- Cześć. - uśmiechnął się szeroko na mój widok. - Mrrr... - zmierzły mnie wzrokiem od góry aż do dołu i  z powrotem. - Dopiero wstałaś? - zapytał.
- Nie. - odparłam. - Po co...
- Przyniosłem ci twój uniform. - odpowiedział na moje jeszcze niezdane pytanie.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się serdecznie.
- To do zobaczenia później. - rzucił i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
               Obejrzałam mój uniform z każdej strony. Prawdę mówiąc nie podobał mi się. Kiedy go przymierzyłam, uznałam, że wyglądam w nim jak Natalia Oreiro w "Zbuntowanym Aniele". No nic... nie będę się sprzeczać o jakiś głupi mundurek. Przeczesałam włosy palcami i uznałam, że jestem gotowa żeby zacząć pierwszy dzień pracy.
Zeszłam do recepcji, gdzie właśnie Pani Malik rejestrowała nowych gości. Czekałam grzecznie, aż owe młode małżeństwo uda się do swojego świeżo wynajętego pokoju.
- Dień dobry. - przywitałam się z nią. - Od czego mam dzisiaj zacząć? - zapytałam. Byłam w dobrym humorze i miałam ochotę stawić dzisiaj czoła wszystkim wyzwaniom.
- Na początek pójdź do pokoju numer 4 i zmień tam pościel, zamieć i przynieś świeże ręczniki. To samo zrób w 45, 89, 112, 1, 23 i 30. Kiedy skończysz wstaw do każdego z tych pokoi flakony z świeżymi kwiatami. - rozkazała wpatrując się w ekran laptopa stojącego na marmurowej ladzie. - Chyba mój mąż wczoraj pokazał ci, gdzie trzymamy mopy, odkurzacze i tego typu rzeczy. - dodała.
- Tak. - odparłam rozweselona. - Już zabieram się do pracy.
Prosto z recepcji ruszyłam do składzika znajdującego się piętro niżej. Weszłam tam "z buta", co jak się okazało było błędem.
- O Matko! Przepraszam... - wydusiłam z siebie cała zszokowana i wyszłam zamykając za sobą drzwi.                Nie wierzyłam w to, co tam przed momentem zobaczyłam. Nie chciałam w to wierzyć. Własnie przyłapałam Zayna z jakąś dziewczyną w dwuznacznej sytuacji. Ona właśnie próbowała mu ściągnąć spodnie. Nie rozumiem samej siebie, ale poczułam ukłucie w sercu. Dlaczego? Stałam oparta o ścianę próbując unormować oddech. Zayn wybiegł za mną.
- Lena! - wrzasnął, choć wcale nie było to potrzebne. Przecież nie jestem głucha.
- Nic nie widziałam. - odparłam z chłodem.
- I dobrze. Tego się trzymaj. Nie chciałbym żeby ktokolwiek się dowiedział. - spojrzał na mnie z zakłopotaniem.
- Możesz być spokojny, nie wydam cię. - zapewniłam go, na co on odetchnął z ulgą.
W tym też momencie ze składziku wyszła ta panna. Miała na sobie krótką różową kieckę i szpilki piętnastki. Podeszła do Multa i pocałowała go w policzek.
- Do następnego. - powiedziała do niego, na co on nie zareagował.
- Dlaczego nie możesz się spotkać ze swoją dziewczyną w swoim pokoju? - zapytałam kiedy ona już od nas odeszła.
- To nie jest moja dziewczyna. - odparł.
-Okay, w takim razie przyjaciółka...
- Też nie. Właściwie, to jej nie znam. - oświecił mnie.
- Jak to? - zapytałam. - Z resztą nie chcę wiedzieć.
- Lena, błagam cię nie mów nic na ten temat nikomu. Bo jeśli to dotrze do mojej dziewczyny....
- Dziewczyny? - spojrzałam na niego. Zbił mnie z tropu.
- Tak dziewczyny. Ona się wścieknie. - powiedział.
- Wiesz co? Nie mieszaj mnie w swoje pokręcone sprawy. Mam w nosie to z kim sypiasz. Żal mi tylko twojej dziewczyny. - powiedziałam, po czym odeszłam od niego.
- Czekaj! - krzyknął poczym podbiegł do mnie i chwycił mnie za nadgarstek.
- Puść mnie. Jesteś gnojkiem.
- Wiem. - odparł z satysfakcją. - Ale powiedz, czy cię to nie kręci? - przejechał dłonią po moim policzku.
- Odrzuca mnie. - odparłam z ironią i wyrwałam mój nadgarstek z jego silnego uścisku.
- Składzik jest w drugą stronę kochanie. - powiedział usatysfakcjonowany. Najwyraźniej spodziewał się mojej reakcji, a ja zaczęłam podążać według jego planu, którego na dobrą sprawę nie potrafiłam nawet zdefiniować.
- Pieprz się. -odparłam i zawróciłam mijając go.
Wchodząc do środka przypomniałam sobie co tam zastałam 5 minut temu. Do oczu napłynęły mi łzy, które szybko otarłam o nadgarstek. Zabrałam potrzebne mi rzeczy i ruszyłam na "Akcję sprzątania pokoi".


*** Punkt widzenia Zayna***

              Nie wiem kiedy i jak znalazłem się w tym składziku z Tiną. To po prostu się stało. Emocje wzięły górę, nie myślałem, nie panowałem nad sobą. Nie myślałem też wtedy o Alice, mojej dziewczynie z którą jestem już od 6 miesięcy. W zasadzie, to ja nigdy o niej nie myślę. Nie jest ani pierwszą, ani ostatnią myślą w mojej głowie po przebudzeniu. Sam nie wiem, dlaczego z nią jeszcze jestem. Przecież oboje nadajemy na różnych falach i nie mamy dla siebie wystarczająco czasu. Chciałbym żeby wszystko wyglądało inaczej, ale nie da się. Jestem facetem, mam swoje potrzeby. To co się stało w składziku, to nie pierwsza taka sytuacja. Ilekroć w hotelu pojawiła się nowa, samotna turystka lub pracownica, nie mogłem się powstrzymać, żeby nie umilić jej czasu. Ta Lena też jest całkiem niezła. Ma śliczne, uwodzicielskie zielone oczy, w których mógłbym utonąć, ponętne usta o których pewnie marzy nie jeden facet który tylko ją zna, na dodatek jest bystra i prostolinijna. Kręcą mnie takie dziewczyny. Ale ona jest inna od innych. Jest jeszcze większym wyzwaniem. Jest niczym prawdziwe trofeum, którego nie chce się zastąpić żadnym innym. Jest urocza i mimo tego a może nawet dzięki temu, że wczoraj o mało co mnie nie połamała, że naubliżała mi, wyprowadziła z równowagi oraz sprawiła że po raz pierwszy przed zaśnięciem myślałem o kimś, polubiłem ją. I chciałbym, żeby to działało w obie strony. Poczułem się zawstydzony, kiedy nas nakryła. Gdyby to zrobiła inna pokojówka, to pewnie nie przejąłbym się, ale ona... nie chciałem żeby to widziała. Przez to jeszcze bardziej straciłem w jej oczach, a już i tak jestem wystarczająco nisko w jej notowaniach. Chciałbym móc jeszcze z nią porozmawiać szczerze, od serca, tak jak wczoraj. Dostrzegłem w niej coś, co sprawia, że nie mogę przestać o niej myśleć.


***Punkt widzenia Leny***

              Próbowałam się uporać jak najszybciej z tymi wszystkimi pokojami. Kiedy zajęłam się pracą, to zapomniałam o tym, co zepsuło mi humor dzisiejszego poranka. Zayn jest dwulicowym dupkiem, który zawsze dostawał od życia na tacy wszystko czego tylko chciał. Nie ma żadnych zahamowań. Nie wiem co mnie zabolało bardziej, fakt, że ma dziewczynę, czy, że rzuca się na każdą która się tylko nawinie. "Drań. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego." Powtarzałam sobie w myślach. Kiedy skończyłam pracę, udałam się do mojego pokoju. Odpaliłam laptopa, włączyłam jakąś pierwszą lepszą ścieżkę dźwiękową i poszłam się wykąpać. Byłam cała brudna. Będąc w łazience śpiewałam wszystkie piosenki, które tylko przyszły mi do głowy. Prawdopodobnie było mnie słychać w całym hotelu. Dobrze, że nie było ciszy nocnej. Była dopiero jakoś 17 - 18. Kiedy się wykąpałam założyłam na siebie czarną bieliznę i wyszłam z łazienki nadal coś nucąc pod nosem:
"I'm trying to tell you 
I'm trying to know you 
I'm dying to show you 
Fighting to get you 

Soon as you got me 
You go and drop me 
It's cruel when you burn me 
I love how you hurt me 

Oh no, I'll never let you go 
Oh no, I hate that I need you so 

It's not what you said 
It's the way you say it 
It's not what you did 
It's the way you do it 
Sick and tired of needing your affection 
I chose to be lonely than live without your 
Attention "              Właśnie śpiewałam ostatni wers refrenu, który zmuszona byłam przerwać głośnym piskiem.
- Co ty tu robisz?! - krzyknęłam spanikowana podbiegając do łóżka na którym znajdował się ręcznik którym pośpiesznie się owinęłam. Zayn siedział na fotelu na przeciw łóżka.
- Było otwarte. - powiedział jakby nigdy nic.
- To cię nie tłumaczy! - krzyknęłam podminowana.
- Ależ tak. Ciebie, jakoś wczoraj usprawiedliwiło. - odparł rozbawiony.
- I z czego ty się znowu śmiejesz? - zapytałam wchodząc z powrotem do łazienki.
- Tak po prostu. Masz śliczny głos. Miałem okazję wysłuchać całego twojego koncertu. - usłyszałam, kiedy właśnie zakładałam na siebie szlafrok. Nie odpowiedziałam nic. Odwróciłam się tylko w stronę drzwi, aby opuścić łazienkę, a w nich stał chłopak.
- Z drogi. - syknęłam wychodząc.
- Czemu jesteś taka spięta? - zapytał idąc za mną.
- Nie jestem - odparłam siadając na łóżku.
- Przecież widzę. Wiem, że nasza znajomość może nie zaczęła się tak jak powinna, ale jeszcze nic nie jest stracone. - zaczął mówić zbliżając się do mnie. W końcu kucnął tuż przede mną chwytając się dłońmi moich łydek, aby nie stracić równowagi. Poczułam zimny dreszcz na całym ciele, aż mną wzdrygnęło.
- Zayn... - westchnęłam zrezygnowana.
- Jest mi na prawdę przykro z powodu tego co zobaczyłaś dzisiaj i przepraszam. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Przepraszam też za to jak się w stosunku do ciebie zachowałem wczoraj i dzisiaj. Jest mi głupio. - powiedział nie odrywając swoich brązowych źrenic od moich. - Daj mi szanse udowodnić sobie, że nie jestem aż takim dupkiem za jakiego mnie uważasz. - poprosił. Poczułam mrowienie w brzuchu.
- Dobrze, ale skończ z ta swoją zarozumiałością. To strasznie wkurzające i nie dotykaj mnie ciągle i nie wchodź za mną do łazienki i nie wmawiaj mi, że na ciebie lecę, kiedy tak nie jest. - odparłam.
- Stoi. - rozpromienił się i usiadł na łóżku tuż obok mnie.


 ***Punkt widzenia Zayna***

            Ucieszyłem się, że jeszcze nic nie jest stracone. Jedno co mnie martwiło, to, to, że zabroniła mi się dotykać. Szkoda, bo kiedy byłem blisko niej czułem nieopisaną potrzebę owijania jej włosów wokół mojego palca, pogładzenia jej bladego policzka, chwycenia za nadgarstek kiedy uciekała. Co się ze mną dzieje.... Wariuję. Mimo to, że cholernie na mnie działa, nie chcę się do niej zbliżać w ten konkretny sposób, bo wiem, że mógłbym ją tylko tym skrzywdzić, a nie chcę żeby cierpiała z mojej winy.
- Twój chłopak nie miał nic przeciwko temu, że postanowiłaś wyjechać? - postanowiłem wybadać sytuację. Jej zielone oczy z dywanu przeniosły się teraz na mnie. Zastanowiła się przez moment, poczym krótko odpowiedziała:
- Nie mam chłopaka.
- Myślałem, że masz. Nie obraź się, ale taka dziewczyna jak ty powinna mieć chłopaka. To znaczy... mam na myśli to, że jesteś bardzo ładna. - wygłupiłem się tylko tą falą zbędnych słów.
- Miło mi to słyszeć. Nie sądzę, żeby to było dziwne, że nadal jestem sama. Ja po prostu nie chcę marnować czasu na przypadkowe, krótkotrwałe związki. Chcę się związać, ale z odpowiednim facetem, który będzie tym jednym, jedynym, wyjątkowym. Takim, który mnie nie skrzywdzi, który będzie mnie kochał nie pomimo moim wszelkim wadom, ale właśnie za nie. - odpowiedziała wpatrując się w martwy punkt gdzieś na ścianie.
-Masz już kogoś takiego na oku? - zapytałem. Kolejne bezsensowne pytanie.
- Nie. - pokiwała przecząco głową, na jej warz wkradł się lekki uśmiech. - Mogę o coś zapytać? - spojrzała na mnie, a ja zamarłem.
- Pewnie - wydusiłem z siebie.
- Dlaczego jesteś ze swoją dziewczyną, skoro jej nie kochasz?
- Skąd wiesz, że jej nie kocham? - zapytałem zdezorientowany.
- Gdybyś ją kochał, nie miałbyś ochoty nawet spojrzeć na inną. - usłyszałem w ramach odpowiedzi.
- To skomplikowane. - odparłem i opadłem na łóżko.
- Wcale nie. - ciągnęła nadal temat. - Albo ją kochasz, albo nie. Co w tym skomplikowanego?
-Wszystko. Nie chcę jej ranić. - powiedziałem, co nie było prawdą.
- Ściemnisz. - odparła i położyła się tuż obok mnie. - Jak dla mnie, jesteś z nią, bo jest ci w ten sposób wygodnie. Nie musisz nic nikomu tłumaczyć.
- Czego na przykład?
- Dlaczego nadal jesteś sam, dlaczego się rozstaliście, kto z kim zerwał.... - wymieniała.
- Zmieńmy temat. Proszę. - przechyliłem głowę w jej kierunku. Ona wpatrywała się w sufit.
- Dobra, wytłumacz mi, dlaczego wyrzuciłeś ten telewizor przez okno - zaśmiała się.
- Nie pamiętam. To było tak dawno temu. - odparłem.
- Ja kiedyś jak miałam 8 lat wyjęłam drzwi z zawiasów w szkolnej toalecie. - zachichotała. To było takie słodkie...
-Jak to? Nie wierzę! Nie uniosłabyś ich. - zaśmiałem się.
- Wiem, ale jakimś cudem je wyjęłam. Chciałam otworzyć, a one paffff wyleciały.
- Pafff i wyleciały? - powtórzyłem po niej cienkim głosikiem, co się jej nie spodobało bo trąciła mnie lekko łokciem nadal się śmiejąc.
- Dokładnie tak. Albo kiedyś jak miałam też około 8 lat jechałam rozpędzona ze stromej górki na rowerze, nie wyhamowałam na zakręcie i wpadłam prosto do metrowej dziury na oczach znajomych. Do dzisiaj pamiętam ich miny. - westchnęła cicho.
- Ja za to kiedyś udzieliłem znajomej mojej rodziny idealnego wsparcia duchowego.
- Jakiego? - zaciekawiła się.
- Dziewczyna zaczęła płakać i powiedziała, że jest w ciąży, a ja poklepałem ją po plecach i powiedziałem do niej: "Nie martw się, może dziecko nie jest twoje". Do dzisiaj wszyscy mi to wypominają.
- Może nie jest twoje... - zaczęła się śmiać do rozpuku. Na jej lewym policzku uwydatnił się słodki dołeczek.
- No co? - szturchnąłem ją. - Czego się spodziewałaś po 6 letnim dziecku? - zapytałem również rozbawiony. Nie odpowiedziała. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech. "Jest taka piękna" pomyślałem. Chciałem ją objąć ramieniem w tamtym momencie, ale nie wiedziałem jakby na to zareagowała. Mógłbym tylko wszytko zepsóć, a chyba zaczynała się do mnie przekonywać. Zauważyłem, że zawsze kiedy się śmieje na jej lewym policzku pojawi się słodki dołeczek jak u pięcioletniej dziewczynki, a w jej oczach kryje się błysk który sprawia, że nie mogę oderwać od niej wzroku. Wiem, że nie mogę się przyzwyczaić do jej obecności, bo ona przecież wraz z końcem wakacji wyjedzie już na stałe. Z resztą, jej z pewnością nie zależy na spouchwalaniu się z synem szefa. "Aaaaach" westchnąłem głośno, przez co jej piękne, zielone oczy przeniosły się na moją osobę, ja się tylko lekko uśmiechnąłem. Nagle w pokoju zapanowała niezręczna cisza. Chciałem coś powiedzieć, ale na usta nie cisnęło mi się żadne sensowne zdanie. Cholera... to pierwsza dziewczyna przy której zastanawiam się, co właściwie powinienem powiedzieć.. Zwykle mówię im w prost, że mają niezłą dupę, a one to kupują.  Z nią jest inaczej. Boję się w ogóle użyć teraz przy niej takiego błahego sformułowania. Mało tego, wiem, że nie powinienem. Ona zasługuje na większy szacunek.
- Są tu jakieś dobre kluby? - dobiegło mnie jej ciche zapytanie.
- Yyy.. kluby? - chciałem się upewnić, czy dobrze usłyszałem, ona kiwnęła twierdząco głową, uniosła się na łokciach i przygryzła dolną wargę. - Jest kilka dość fajnych. Jeśli chcesz, to mogę cię tam zabrać dzisiejszego wieczoru.... - zaproponowałem.
- Sama nie wiem. Chyba nie powinnam z tobą iść. - odparła błyskawicznie.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Po prostu...
- Po prostu to nie odpowiedź. - ułożyłem się na łóżku w tej samej pozycji co ona.
- Dlaczego? - usłyszałem.
- Bo tak. - wymamrotałem.
- Bo tak to też nie odpowiedź. - uniosła lewą brew.
- Ale jest lepsza od po prostu.
- Zdaje ci się. - westchnęła cicho.
- Wiesz co mi się zdaje? - zapytałem. - Zdaje mi się, że nie chcesz iść ze mną do klubu, bo doskonale wiesz jakie to mogłoby nieść za sobą konsekwencję. - przygryzłem dolną wargę i posłałem jej wyzywające spojrzenie.
- Jakie? - zapytała niewzruszona.
- Dobrze wiesz, że mogłabyś wypić parę głębszych, stracić pełną świadomość swoich czynów i oddać mi się. - pogładziłem jej policzek, ona się wzdrygnęła i przesłała mi ostrzegawcze spojrzenie. Znowu przegiąłem.
- Nie jesteś ostatnim facetem n tej Ziemi. - odparła z chłodem.
- Ostatnim może nie, ale za to najprzystojniejszym jakiego znasz. - puściłem jej oczko, a ona się zaśmiała.
- Że twoje rozbuchane ego jeszcze nie wyleciało w powietrze.... - zachichotała.
- Wcale nie jest rozbuchane. - broniłem się.
- Jasne... - westchnęła.
- A ty? - utkwiłem w niej moje spojrzenie.
- Co ja? - zapytała lekko zdezorientowana.
- Jak myślisz, działasz na mnie? - zapytałem bez ogródek. Kolejny błąd.
- Jak każda inna laska na tej planecie. - odparła z wymuszonym uśmiechem.
- Jesteś słodka, wiesz? - rzuciłem podnosząc się z jej łóżka.
- A ty głupi.
- No i dalej nic o sobie nie wiemy. - rzuciłem stojąc w drzwiach. Ona nie zareagowała na moje słowa. Wyszedłem wiec zamykając za sobą drzwi.


***Punkt widzenia Leny***

               "Jaki on jest.... grrrrrrrrrrr....wkurzający" powiedziałam sama do siebie. Równie bardzo jak mnie wkurzał i prosił się o spoliczkowanie, to tak mocno potrzebowałam jego obecności. Momentami dało się z nim porozmawiać. Zachowywał się jak człowiek, a nie zgrywał jakiegoś żigolaka.
Położyłam się na łóżku, strona po której leżał pachniała nim. Zaciągnęłam się mocno resztkami jego obecności w moim pokoju i poczułam niebezpieczne mrowienie w brzuchu. Motylki... one nigdy nie wróżą niczego dobrego. Wstałam leniwie z łóżka i podeszłam do szafki, aby wyciągnąć jakieś wygodne ciuchy. Ponieważ planowałam poszperać trochę po internecie, a następnie iść spać, założyłam na siebie ciepły, różowy dres. Wyglądałam w nim słodko. Moje długie, brązowe, lśniące włosy upięłam w wysoki kok. Było około 20. Zasiedzieliśmy się z Zaynem. Usiadłam na fotelu i wzięłam laptopa na kolana, ledwie zdążyłam go odpalić, a w pokoju rozległ się cichy dźwięk czyjegoś pukania. Odłożyłam więc komputer  na niską ławę i poszłam otworzyć. Nie zapytałam nawet kto za nimi stoi.
- To jak? Gotowa? - usłyszałam wesoły dźwięk głosu Zayna.
- Na co? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- No jak to na co? Mieliśmy iść razem do klubu. - uśmiechnął się delikatnie.
- Nie przypominam sobie niczego takiego. - odparłam.
- Do prawdy? - zapytał unosząc lewą brew.
- Tak. Zapytałeś czy z tobą pójdę, a ja zaprzeczyłam.
- Nie prawda. Powiedziałaś, że chyba nie powinniśmy nigdzie razem iść, a nie że nie chcesz nigdzie ze mną iść. To dwie różne sprawy.
- Nie prawda. - broniłam się. - Nie mam zamiaru nigdzie z tobą iść.
- Aż tak bardzo się boisz, że wylądujemy w łóżku? - zapytał z cwaniackim uśmieszkiem.
- Nie liczyłabym na to na twoim miejscu. - syknęłam.
- A kto powiedział, że ja na coś liczę? - zapytał.
- Daj mi 20 minut. - odparłam i zamknęłam mu drzwi przed nosem.
                Towarzyszyły mi mieszane uczucia, chciałam  z nim iść potańczyć, ale przecież nie mogę. Nie mogę w to wkręcać. Nie mogę sie zakochiwać w chłopaku, który nie ma co do mnie poważnych zamiarów. Nie mogę. Po prostu. Powiedzmy to na głos: Zakochałam się w nim.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział I

               



                   Otworzyłam szeroko oczy i wpartywałam się w krajobraz za szybą jadącego autobusu, włączyłam moje ulubione piosenki na mp3 i rozważałam, czy aby na pewno dobrze robię jadąc tam gdzie jadę, czy nie zatęsknię za domem, znajomymi? Czy nie będę chciała uciec już pierwszego dnia? A co jeśli nie jestem na tyle samodzielna żeby spędzić aż dwa miesiące w obcym mieście z dala od domu? Na dobrą sprawę, nigdy nawet nie słyszałam o tej miejscowości! Przestudiowałam mapę Wielkiej Brytanii i nigdzie nie nalazłam takiego zakątku. Możliwe, że źle szukałam.... nie ważne. To akurat nie było dla mnie największym zmartwieniem w tamtej chwili. Uświadomiłam sobie właśnie, że mogę się nie dogadać z Brytyjczykami, gdyż mój angielski bywa kwadratowy. Układałam sobie w głowie wszystko jeszcze raz, od początku, aż do końca, trasę podróży, przesłuchane piosenki, myśli które kłębiły się w mojej głowie od momentu startu samolotu z Krakowa, aż do momentu przesiadki do autobusu w Leeds. Zastanawiałam się, czy aby na pewno wszystko spakowałam, czy z pośpiechu nie zgubiłam gdzieś po drodze bagażu. Wszystko analizowałam jeszcze raz.  Ale z drugiej strony, to chyba nic dziwnego dla 20-letniej dziewczyny, która właśnie odbywa podróż swojego życia? Nie wiem co się dzieje, ale czuję dziwne kołatanie serca. Znam je bardzo dobrze... ponieważ jego pojawienie się sugeruje, że właśnie zbliżam się do momentu kulminacyjnego, takiego w którym to wszystko w co do tej pory wierzyłam może ulec zmianie. Zamknęłam oczy na ułamek sekundy, poczym na nowo je otworzyłam i dostrzegłam w oddali niewyraźny, przysłonięty mrokiem napis na tabliczce "Bradford 5 km". Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na wyświetlacz telefonu, aby sprawdzić, czy nie mam jakiś nowych wiadomości. Nie było nic. Kolejne 5 kilometrów drogi trwało całe wieki. W końcu autobus się zatrzymał na jednym z przystanków. Większość ludzi ruszyła do wyjścia, ja grzecznie ich przepuściłam i niepewnym ruchem chwyciłam za bagaż i szłam za nimi.
                  Kiedy wyszłam z pojazdu zaczerpnęłam spory łyk świeżego powietrza i rozejrzałam się dookoła, aby wypatrzyć gdzieś Matta, który miał tu na mnie czekać. Nie widzieliśmy się już jakieś 3 lata, a na dodatek wokół panował półmrok, więc obawiałam się, że mogę go nie rozpoznać w tłumie ludzi. Stanęłam w chwilowym bezruchu, poczym zaczęłam iść w stronę mężczyzny, który do mnie pomachał.
- Matt? - zapytałam niepewnie zbliżając się do niego.
- Lena? - usłyszałam w ramach odpowiedzi. Na mojej twarzy pojawił się pogodny uśmiech.
- Matt! - ucieszyłam się.
- Tak dawno cię nie widziałem! - podbiegł i przytulił mnie z całych sił. -Cieszę się, że w końcu przyjechałaś. - powiedział nadal mnie tuląc. Prawdę mówiąc Matt tak na prawdę miał na imię Mateusz. Był kuzynem mojej najlepszej przyjaciółki, i gdyby nie on, to nigdy nie odważyłabym się przyjechać do Wielkiej Brytanii, a już na pewno nie do Bradford.
- Ja też! Co u ciebie? Opowiadaj!
- Chętnie, ale w samochodzie. Musimy już jechać, bo się spóźnimy. - oznajmił i zabrał ode mnie bagaże chowając je w bagażniku swojego srebrnego Audi A6. Oboje wsiedliśmy do środka, poczym Matt ruszył z piskiem opon. Po chwili byliśmy już na miejscu. Wysiadłam niepewnie z auta. Targały mną nerwy, jednak nie mogłam dać mu tego po sobie poznać, ani jemu, ani ludziom których za moment poznam. Uniosłam głowę ku górze i przeczytałam napis na olbrzymim szyldzie nad drzwiami wejściowymi "Hotel Paradise". "Brzmi OK." pomyślałam, poczym razem z Mattem przekroczyłam próg budynku.
- Czekaj moment. - powiedział blondyn, poczym zniknął gdzieś za recepcją. Miałam teraz dość czasu, aby bacznie przyjrzeć się wystrojowi wnętrza. Wszystko było bardzo przytulne i takie domowe. Ściany pokryte były żółto - kremowymi barwami, które dodatkowo zdobiły różne fotografie, bukiety kwiatów stojących na jasnych półkach, oraz niewyraźne rysunki namalowane przez dzieci. Spodobało mi się tu. Po jakimś czasie wrócił Matt, ale nie był sam. Towarzyszyła mu jakaś kobieta o średnim wzroście, jej włosy były w odcieniu ciepłego, jasnego brązu. Ubrana była w pastelowo pomarańczowy żakiet. Kąciki jej ust uniosły się nieznacznie ku górze na mój widok. Obok niej krok w krok szedł mężczyzna, wysoki Pakistańczyk.  Na jego twarzy gościł promienny uśmiech. Podeszli do mnie oboje, a kobieta  wyciągnęła w moją stronę bladą dłoń, którą uścisnęłam.
- Jestem Patricia Malik. - oznajmiła. - To jest mój mąż Yasir. Jesteśmy właścicielami tego hotelu.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Nazywam się Lena Schwarz. Pocztą wysłałam państwu moje CV. Cieszę się, że rozpatrzyli państwo pomyślnie moje podanie o pracę tutaj, pomimo mojemu braku doświadczenia.
- Matt nas przekonał, że warto cię zatrudnić, ponieważ jesteś pracowitą, solidną i kompetentną osobą. Mamy nadzieję, że się nie myli. - odezwał się mężczyzna.
- Postaram się wywiązywać z moich obowiązków najlepiej, jak tylko będę umieć. - zapewniłam go.
- Mamy taką nadzieję. Zapewne Matt zdążył cię już poinformować, że zamieszkasz tutaj. Odstąpimy ci jeden z pokoi. Dzięki temu będziesz na miejscu i unikniesz spóźnień do pracy. - rzekła kobieta.
- No chyba, że zaśpisz. - zaśmiał się muzułmanin.
- Musisz też wiedzieć, że my również mieszkamy tutaj z naszymi dziećmi. Właściwie, to już tylko z synem, ponieważ nasze córki spędzą całe wakacje na farmie mojej kuzynki. W razie jakichkolwiek problemów będziemy w stanie udzielić ci potrzebnej pomocy i odpowiednio cię nakierować. - uśmiechnęła się do mnie Brytyjka. - Mamy nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało w te wakacje.
- Ja również i jeszcze raz bardzo dziękuje, za przyjęcie mnie do pracy. Na prawdę jej teraz potrzebuję. - odparłam. Wszelkie emocje opadły do minimum. Prawdę mówiąc, najbardziej bałam się właśnie tej rozmowy. Teraz już nic nie mogło się stać.
- Pozwól za mną. - odezwał się Yasir, a ja posłusznie podążałam za nim przemierzając kolejne korytarze i schody. Łatwo było się tu zgubić. Mężczyzna oprowadzał mnie po całym hotelu i mówił mi jakie są moje obowiązki... czyli dokładnie takie, jak myślałam, odkurzanie, zmienianie pościeli, przynoszenie ręczników. Nic więcej, albo aż tyle.
                Kiedy skończył mnie zapoznawać z każdym zakamarkiem tego budynku, nareszcie pozwolono mi się udać do mojego pokoju. Włożyłam kluczyk do drzwi i próbowałam go przekręcić. Nie dało się. Postanowiłam więc nacisnąć klamkę. Jak się okazało drzwi były otarte. Bez zastanowienia wniosłam do środka walizki. Chciałam zaświecić światło, żeby móc się rozejrzeć po pokoju i rozpakować, jednak nigdzie nie mogłam znaleźć włącznika. W ciemności dostrzegłam niewyraźne kontury łóżka. Bez dłuższego zastanowienia się wskoczyłam na nie.
- Co jest do cholery?! - usłyszałam czyjś rozespany głos.
- Yyyyy.. ja... - zamarłam. Zerwałam się z łóżka i odskoczyłam 2 metry w tył i przywierając plecami do ściany zapaliłam światło. Teraz mogłam zobaczyć zdezorientowaną twarz osoby na którą przed momentem wskoczyłam.
- Co ty tu robisz? - zapytał mnie mężczyzna leżący na łóżku.
- Ja przepraszam. Nie wiedziałam, że ktoś tu jest. Na prawdę. - zaczęłam się tłumaczyć. - Przepraszam. - Poczułam jak rumieńce oblewają moje policzki. Byłam taka zawstydzona! Nie byłam nawet w stanie spojrzeć na tego kogoś. Moje oczy przez cały czas utkwione były w czubkach moich butów, które nagle wydały mi się interesujące.
- Dobrze. Ale kim jesteś i co tu robisz? - zapytał ponownie. Usłyszałam charakterystyczne skrzypienie łóżka, co mogło tylko oznaczać, że zmienił pozycję z leżącej na siedzącą. Niepewnie podniosłam wzrok. Miałam rację, teraz siedział na jego skraju w samych bokserkach wpatrując się we mnie i oczekując na jakąkolwiek odpowiedź. Kiedy moje oczy napotkały jego źrenice, momentalnie spuściłam głowę. - Nie wstydź się. - powiedział rozbawiony.  Z pewnością dostrzegł czerwień mojej twarzy.
- Nie wstydzę się. - powiedziałam nadal gapiąc się na moje balerinki.
- Wstydzisz. - stwierdził. - Inaczej nie bałabyś się na mnie spojrzeć. - dodał. W tym też momencie ponownie uniosłam wzrok, co jak się okazało było błędem. Nadal siedział w tej samej pozycji na skraju łóżka mocno zaciskając dłonie na materacu, co powodowało, że jego mięśnie były przez cały czas naprężone. Ostrożnie zbadałam wzrokiem jego osobę. Zauważyłam, że ma ciemną karnację, bardzo umięśnione ciało pokryte dziesiątkami tatuaży, szeroki uśmiech którego przyczyną najprawdopodobniej byłam ja, śliczne brązowe oczy, które onieśmieliły mnie najbardziej i kruczoczarne włosy w  delikatnym nieładzie. Wydał mi się perfekcyjny. "No i mam ten mój pieprzony moment kulminacyjny." pomyślałam. Stałam tak przed nim w bezruchu, cała zarumieniona i onieśmielona nie wiedząc co zrobić czy nawet powiedzieć. - Jak ci na imię? - zapytał po chwili naszego milczenia.
- Lena. - odparłam.
- Miło mi. - jego usta rozszerzyły się jeszcze bardziej.
- A Ty pewnie jesteś Zayn? - zapytałam nabierając trochę więcej odwagi.
- Skąd wiesz? - zapytał podejrzliwie.
- Od twojego taty. - sprostowałam.
- Czekaj, czekaj, to ty jesteś tą nową pokojówką? - dociekał.
- W zasadzie.... - zastanowiłam się nad tym, co chciałam powiedzieć. - Możliwe, że tak. Wszystko zależy od ciebie. - dodałam.
- Obawiam się, że nie rozumiem.
- Może ja się tam nie znam, ale wydaje mi się, że wtargnięcie do pokoju syna szefa i próba rozgniecenia go na łóżku, to nie do końca dobry start pracy, której się nawet na dobrą sprawę jeszcze nie zaczęło. - powiedziałam poważnym tonem. Moje słowa wywołały u niego niekontrolowany napad śmiechu.
- Chcesz... - zaczął - żebym cię chronił?
- Nie, chcę tylko, żebyś nie wspominał o tym twoim rodzicom, bo na prawdę potrzebuję tej pracy.
- No okay, ale to cię może drogo kosztować. - na jego dotąd rozbawionej twarzy zawitał łobuzerski uśmiech.
-  Co masz na myśli? - zaniepokoiłam się. To chyba oczywiste, jaka wizja tego jego "drogo kosztować" zrodziła się w mojej wyobraźni.
- Zobaczymy Lena. - zaakcentował moje imię i puścił mi oczko, a ja głośno przełknęłam ślinę.
- Lepiej będzie jak ja już pójdę. - rzuciłam i zaczęłam zbierać z podłogi moje bagaże. Chłopak pospiesznie wstał z łóżka i zbliżył się do mnie.
- Zaczekaj. - powiedział, poczym zabrał mi z dłoni torby ponownie odkładając je na jasno brązowe panele. - Nie wypuszczę cię dopóki mi nie powiesz, co ty w ogóle robisz w moim pokoju. - chwycił mój nadgarstek i spojrzał głęboko w moje oczy. Poczułam, jak moje serce zaczyna galopować. W pokoju panowała idealna cisza, było tylko słychać nasze ciche oddechy. Nie wiem czemu, ale bałam się oddychać równo z nim. Bałam się tego, że jest tak blisko, bałam się poczuć odurzający zapach jego perfum, bałam się wypowiedzieć jakąkolwiek falę zbędnych słów. Jego oczy były intensywnie brązowe. Dopiero teraz miałam okazję dokładnie się im przyjrzeć. Były tajemnicze, co zaczęło mnie pociągać. Nie byłam w stanie nic z nich wyczytać. U każdego to było możliwe, tylko nie u niego. Czemu? - Odpowiesz mi? - zapytał spokojnie i tym samym wyrwał mnie z zamyślenia.
- Pomyliłam pokoje. - odparłam jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
- Który masz numer? - zapytał.
- 14, ale to chyba w innym skrzydle. - stwierdziłam. Miałam nadzieję, że przyzna mi rację. Przecież nie mogłam mieć pokoju tak blisko niego. Poczułam się zmieszana i zawstydzona. Nienawidzę tego uczucia.
- Pokój na przeciwko. - uśmiechnął się lekko.
- Przepraszam za to, że cię zbudziłam i w ogóle za tą chorą akcję. - powiedziałam. On uwolnił mój nadgarstek.
- Nic nie szkodzi. - wzruszył ramionami - nie powiem rodzicom o tym, że na mnie lecisz.
- Słucham? - Miałam nadzieję, że się przesłyszałam. On uśmiechnął się cwaniacko i założył rękę za rękę.
- Słyszałaś. Kręcę cię. - stwierdził.
- Nic takiego nie powiedziałam, a już na pewno nie pomyślałam. Niby czemu miałbyś mnie kręcić? Nawet cię nie znam. Nie lecę na ciebie. - broniłam się.
- To dlaczego aż tak temu zaprzeczasz? - uniósł lewą brew.
- Bo mnie wkurzasz. Jesteś zarozumiały. - powiedziałam również zakładając rękę za rękę.
-  to coś nowego, dziewczyny zwykle sądzą, że jestem uroczy.
- Ale nie ja.
- To może jesteś... - nie dokończył, ale nie musiał. Wystarczyło mi to jak bezczelnie przeniósł wzrok na mój biust.
- Może jestem. A ty i tak nigdy nie będziesz miał okazji tego sprawdzić. - odrzekłam z ironią.
- Kto powiedział, że w ogóle chciałbym? - roześmiał się. Poczułam się upokorzona.
- Twój "kolega" . - syknęłam zaciskając pieści.
- Ty na niego nie działasz. - odparł z obojętnością.
- Żadna strata. - przekręciłam oczami.
- Jesteś urocza. - delikatnie założył mi kosmyk włosów za ucho. Nie miałam pojęcia co ma na myśli.
- Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego o Tobie. - na mojej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
- Czyżbym wywarł na Tobie złe wrażenie?  - Nie odpowiedziałam, jedynie uniosłam do góry lewą brew. - To chyba oznacza, że tak. Pomogę ci z walizkami. - odparł i pochyli się, aby zebrać je wszystkie z ziemi.
- To ma być rekompensata? - zapytałam niewzruszona.
- Raczej coś w ramach przekupstwa.... ja ci zaniosę walizki do pokoju, a ty w zamian obiecasz, że puścimy w niepamięć tę niezręczną rozmowę.
- Zobaczymy, Zayn. - zaakcentowałam jego imię w ten sam sposób jak zrobił to on kilka minut temu.
Oboje udaliśmy się do mojego pokoju. Mulat postawił moje walizki nieopodal łóżka.
- Dzięki. - odparłam i usiadłam na łóżku. Chłopak zamknął drzwi i zajął miejsce obok mnie. Rozpraszało mnie, że jest praktycznie nagi, a na dodatek jestem na niego tak strasznie wściekła, a on tak jak gdyby nigdy nic siada tuż obok mnie. To było niezręczne i nie na miejscu. Może byłoby inaczej, gdyby nie był tak przystojny?
- Czemu zatrudniłaś się u moich rodziców do pracy wakacyjnej? - zapytał nagle, zaskakując mnie "normalnością" pytania, które nie tyczyło się mojego rzekomego uwielbienia jego osoby.
- Potrzebuję pieniędzy na studia. Mój znajomy Matt powiedział, że potrzebujecie pokojówki, więc postanowiłam spróbować.
- Długo znasz już Matta?
- Tak. To znaczy nie. Widzieliśmy się może 3 - 4 razy. On jest kuzynem mojej przyjaciółki. - wyjaśniłam. - A ty jak długo go znasz?
- W sumie, to odkąd tu przyjechał. - odparł.
- Przyjaźnicie się? - zapytałam.
- Nie. Tak tylko się znamy. Jesteśmy zwykłymi znajomymi... wiesz, chodzimy niekiedy razem do klubu czy coś. Moi przyjaciele są porozrzucani po całej Wielkiej Brytanii. Jeden mieszka w Doncaster, drugi w Wolverhampton, trzeci w Holmes Chapel, a czwarty w Mulingar w Irlandii..
- To strasznie daleko. - stwierdziłam.
- Tak, ale od czego są samochody oraz autobusy? - zaśmiał się wesoło.
- Na jakie studia planujesz iść?
- Wydział Sztuk Scenicznych. - odparłam natychmiastowo.
- interesujesz się teatrem?
- Bardzo. Wiem, że to dziwne. W dzisiejszych czasach na pierwszym miejscu jest kino. Mało kto chodzi do teatru.  Ja pomimo to wolę teatr.
- Rozumiem. - kąciki jego ust się lekko uniosły.
- A ty coś studiujesz? Albo masz dopiero taki zamiar? - spojrzałam na niego. Nawet nie zauważyłam, ze jego oczy są przez cały czas utkwione we mnie. Znowu mnie onieśmielił.
- Rachunkowość.
- Uuu... to jest podobno ciężkie.
- Podobno. - zaśmiał się melodyjnie. - Jutro przed Tobą ciężki dzień. - stwierdził. - Boisz się?
- Sama nie wiem. To ty mi lepiej powiedz, czy mam się czego bać. - uśmiechnęłam się promiennie do niego.
- Nie. Moi rodzice wbrew pozorom są wyrozumiali.
- Tak? - zapytałam.
- Tak. Inaczej zabiliby mnie, za to że kiedyś wyrzuciłem telewizor przez okno. Ale jak widzisz, siedzę tu teraz obok ciebie, więc nie masz się czego obawiać.
- Czekaj? Wyrzuciłeś telewizor? - zaśmiałam się wesoło.
- Byłem mały... to długa historia. - uśmiechnął się do mnie szeroko. - Pójdę już. Musisz się wyspać, bo pewnie jesteś skonana po podróży. - Podniósł się z mojego łóżka i ruszył w stronę drzwi.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc. - rzuciłam za nim.
- Nie ma za co. - odparł melodyjnie stojąc w drzwiach. Już miał wychodzić, ale w ostatnim momencie się odwrócił - Nie bój się. Nie powiem im o niczym. - posłał mi kojący uśmiech.
- O czym? O tym, że na ciebie lecę? - zapytałam nadal siedząc na łóżku.
- Nie, o tym, że zaczynam cię lubić i ty mnie też. - puścił mi oczko. - Śpij dobrze. - dodał roześmiany i wyszedł.
- Dobranoc. - wyszeptałam, kiedy drzwi się już zamknęły.
                Moje serce nadal biło jak oszalałe. Jego rytm nie zwalniał odkąd wskoczyłam na jego łóżko, jedynie przyśpieszał. Sama nie wiedziałam, co się tu konkretnie stało. Najpierw mnie tak cholernie zawstydził, potem zirytował, doprowadził do zażenowania, a na samym końcu rozbawił i podniósł na duchu. Kim on tak na prawdę jest? Dlaczego wywołuje u mnie tyle różnych,  mieszanych emocji które się między sobą przeplatają sprawiając, że mam ochotę go w jednym momencie zabić, a w drugim... pocałować? Wygląda na to, że mam aż dwa miesiące, żeby to odkryć.