GRY
trwa inicjalizacja, prosze czekac...

wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział II

             



             Rano zerwałam się na równe nogi już przed 6 rano. Musiałam się odświeżyć, uczesać, zrobić delikatny makijaż. Poszłam więc do łazienki, która znajdowała się w moim pokoju. Była niewielka, ale za to zadbana. Wzięłam szybko prysznic. Kiedy wychodziłam z łazienki w samej bieliźnie, usłyszałam pukanie w drzwi.
- Chwileczkę! - zawołałam. Zarzuciłam się na siebie biały szlafrok, owinęłam się w pasie paskiem który później zawiązałam na kokardkę i poszłam otworzyć drzwi. Za nimi stał Zayn.
- Cześć. - uśmiechnął się szeroko na mój widok. - Mrrr... - zmierzły mnie wzrokiem od góry aż do dołu i  z powrotem. - Dopiero wstałaś? - zapytał.
- Nie. - odparłam. - Po co...
- Przyniosłem ci twój uniform. - odpowiedział na moje jeszcze niezdane pytanie.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się serdecznie.
- To do zobaczenia później. - rzucił i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
               Obejrzałam mój uniform z każdej strony. Prawdę mówiąc nie podobał mi się. Kiedy go przymierzyłam, uznałam, że wyglądam w nim jak Natalia Oreiro w "Zbuntowanym Aniele". No nic... nie będę się sprzeczać o jakiś głupi mundurek. Przeczesałam włosy palcami i uznałam, że jestem gotowa żeby zacząć pierwszy dzień pracy.
Zeszłam do recepcji, gdzie właśnie Pani Malik rejestrowała nowych gości. Czekałam grzecznie, aż owe młode małżeństwo uda się do swojego świeżo wynajętego pokoju.
- Dień dobry. - przywitałam się z nią. - Od czego mam dzisiaj zacząć? - zapytałam. Byłam w dobrym humorze i miałam ochotę stawić dzisiaj czoła wszystkim wyzwaniom.
- Na początek pójdź do pokoju numer 4 i zmień tam pościel, zamieć i przynieś świeże ręczniki. To samo zrób w 45, 89, 112, 1, 23 i 30. Kiedy skończysz wstaw do każdego z tych pokoi flakony z świeżymi kwiatami. - rozkazała wpatrując się w ekran laptopa stojącego na marmurowej ladzie. - Chyba mój mąż wczoraj pokazał ci, gdzie trzymamy mopy, odkurzacze i tego typu rzeczy. - dodała.
- Tak. - odparłam rozweselona. - Już zabieram się do pracy.
Prosto z recepcji ruszyłam do składzika znajdującego się piętro niżej. Weszłam tam "z buta", co jak się okazało było błędem.
- O Matko! Przepraszam... - wydusiłam z siebie cała zszokowana i wyszłam zamykając za sobą drzwi.                Nie wierzyłam w to, co tam przed momentem zobaczyłam. Nie chciałam w to wierzyć. Własnie przyłapałam Zayna z jakąś dziewczyną w dwuznacznej sytuacji. Ona właśnie próbowała mu ściągnąć spodnie. Nie rozumiem samej siebie, ale poczułam ukłucie w sercu. Dlaczego? Stałam oparta o ścianę próbując unormować oddech. Zayn wybiegł za mną.
- Lena! - wrzasnął, choć wcale nie było to potrzebne. Przecież nie jestem głucha.
- Nic nie widziałam. - odparłam z chłodem.
- I dobrze. Tego się trzymaj. Nie chciałbym żeby ktokolwiek się dowiedział. - spojrzał na mnie z zakłopotaniem.
- Możesz być spokojny, nie wydam cię. - zapewniłam go, na co on odetchnął z ulgą.
W tym też momencie ze składziku wyszła ta panna. Miała na sobie krótką różową kieckę i szpilki piętnastki. Podeszła do Multa i pocałowała go w policzek.
- Do następnego. - powiedziała do niego, na co on nie zareagował.
- Dlaczego nie możesz się spotkać ze swoją dziewczyną w swoim pokoju? - zapytałam kiedy ona już od nas odeszła.
- To nie jest moja dziewczyna. - odparł.
-Okay, w takim razie przyjaciółka...
- Też nie. Właściwie, to jej nie znam. - oświecił mnie.
- Jak to? - zapytałam. - Z resztą nie chcę wiedzieć.
- Lena, błagam cię nie mów nic na ten temat nikomu. Bo jeśli to dotrze do mojej dziewczyny....
- Dziewczyny? - spojrzałam na niego. Zbił mnie z tropu.
- Tak dziewczyny. Ona się wścieknie. - powiedział.
- Wiesz co? Nie mieszaj mnie w swoje pokręcone sprawy. Mam w nosie to z kim sypiasz. Żal mi tylko twojej dziewczyny. - powiedziałam, po czym odeszłam od niego.
- Czekaj! - krzyknął poczym podbiegł do mnie i chwycił mnie za nadgarstek.
- Puść mnie. Jesteś gnojkiem.
- Wiem. - odparł z satysfakcją. - Ale powiedz, czy cię to nie kręci? - przejechał dłonią po moim policzku.
- Odrzuca mnie. - odparłam z ironią i wyrwałam mój nadgarstek z jego silnego uścisku.
- Składzik jest w drugą stronę kochanie. - powiedział usatysfakcjonowany. Najwyraźniej spodziewał się mojej reakcji, a ja zaczęłam podążać według jego planu, którego na dobrą sprawę nie potrafiłam nawet zdefiniować.
- Pieprz się. -odparłam i zawróciłam mijając go.
Wchodząc do środka przypomniałam sobie co tam zastałam 5 minut temu. Do oczu napłynęły mi łzy, które szybko otarłam o nadgarstek. Zabrałam potrzebne mi rzeczy i ruszyłam na "Akcję sprzątania pokoi".


*** Punkt widzenia Zayna***

              Nie wiem kiedy i jak znalazłem się w tym składziku z Tiną. To po prostu się stało. Emocje wzięły górę, nie myślałem, nie panowałem nad sobą. Nie myślałem też wtedy o Alice, mojej dziewczynie z którą jestem już od 6 miesięcy. W zasadzie, to ja nigdy o niej nie myślę. Nie jest ani pierwszą, ani ostatnią myślą w mojej głowie po przebudzeniu. Sam nie wiem, dlaczego z nią jeszcze jestem. Przecież oboje nadajemy na różnych falach i nie mamy dla siebie wystarczająco czasu. Chciałbym żeby wszystko wyglądało inaczej, ale nie da się. Jestem facetem, mam swoje potrzeby. To co się stało w składziku, to nie pierwsza taka sytuacja. Ilekroć w hotelu pojawiła się nowa, samotna turystka lub pracownica, nie mogłem się powstrzymać, żeby nie umilić jej czasu. Ta Lena też jest całkiem niezła. Ma śliczne, uwodzicielskie zielone oczy, w których mógłbym utonąć, ponętne usta o których pewnie marzy nie jeden facet który tylko ją zna, na dodatek jest bystra i prostolinijna. Kręcą mnie takie dziewczyny. Ale ona jest inna od innych. Jest jeszcze większym wyzwaniem. Jest niczym prawdziwe trofeum, którego nie chce się zastąpić żadnym innym. Jest urocza i mimo tego a może nawet dzięki temu, że wczoraj o mało co mnie nie połamała, że naubliżała mi, wyprowadziła z równowagi oraz sprawiła że po raz pierwszy przed zaśnięciem myślałem o kimś, polubiłem ją. I chciałbym, żeby to działało w obie strony. Poczułem się zawstydzony, kiedy nas nakryła. Gdyby to zrobiła inna pokojówka, to pewnie nie przejąłbym się, ale ona... nie chciałem żeby to widziała. Przez to jeszcze bardziej straciłem w jej oczach, a już i tak jestem wystarczająco nisko w jej notowaniach. Chciałbym móc jeszcze z nią porozmawiać szczerze, od serca, tak jak wczoraj. Dostrzegłem w niej coś, co sprawia, że nie mogę przestać o niej myśleć.


***Punkt widzenia Leny***

              Próbowałam się uporać jak najszybciej z tymi wszystkimi pokojami. Kiedy zajęłam się pracą, to zapomniałam o tym, co zepsuło mi humor dzisiejszego poranka. Zayn jest dwulicowym dupkiem, który zawsze dostawał od życia na tacy wszystko czego tylko chciał. Nie ma żadnych zahamowań. Nie wiem co mnie zabolało bardziej, fakt, że ma dziewczynę, czy, że rzuca się na każdą która się tylko nawinie. "Drań. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego." Powtarzałam sobie w myślach. Kiedy skończyłam pracę, udałam się do mojego pokoju. Odpaliłam laptopa, włączyłam jakąś pierwszą lepszą ścieżkę dźwiękową i poszłam się wykąpać. Byłam cała brudna. Będąc w łazience śpiewałam wszystkie piosenki, które tylko przyszły mi do głowy. Prawdopodobnie było mnie słychać w całym hotelu. Dobrze, że nie było ciszy nocnej. Była dopiero jakoś 17 - 18. Kiedy się wykąpałam założyłam na siebie czarną bieliznę i wyszłam z łazienki nadal coś nucąc pod nosem:
"I'm trying to tell you 
I'm trying to know you 
I'm dying to show you 
Fighting to get you 

Soon as you got me 
You go and drop me 
It's cruel when you burn me 
I love how you hurt me 

Oh no, I'll never let you go 
Oh no, I hate that I need you so 

It's not what you said 
It's the way you say it 
It's not what you did 
It's the way you do it 
Sick and tired of needing your affection 
I chose to be lonely than live without your 
Attention "              Właśnie śpiewałam ostatni wers refrenu, który zmuszona byłam przerwać głośnym piskiem.
- Co ty tu robisz?! - krzyknęłam spanikowana podbiegając do łóżka na którym znajdował się ręcznik którym pośpiesznie się owinęłam. Zayn siedział na fotelu na przeciw łóżka.
- Było otwarte. - powiedział jakby nigdy nic.
- To cię nie tłumaczy! - krzyknęłam podminowana.
- Ależ tak. Ciebie, jakoś wczoraj usprawiedliwiło. - odparł rozbawiony.
- I z czego ty się znowu śmiejesz? - zapytałam wchodząc z powrotem do łazienki.
- Tak po prostu. Masz śliczny głos. Miałem okazję wysłuchać całego twojego koncertu. - usłyszałam, kiedy właśnie zakładałam na siebie szlafrok. Nie odpowiedziałam nic. Odwróciłam się tylko w stronę drzwi, aby opuścić łazienkę, a w nich stał chłopak.
- Z drogi. - syknęłam wychodząc.
- Czemu jesteś taka spięta? - zapytał idąc za mną.
- Nie jestem - odparłam siadając na łóżku.
- Przecież widzę. Wiem, że nasza znajomość może nie zaczęła się tak jak powinna, ale jeszcze nic nie jest stracone. - zaczął mówić zbliżając się do mnie. W końcu kucnął tuż przede mną chwytając się dłońmi moich łydek, aby nie stracić równowagi. Poczułam zimny dreszcz na całym ciele, aż mną wzdrygnęło.
- Zayn... - westchnęłam zrezygnowana.
- Jest mi na prawdę przykro z powodu tego co zobaczyłaś dzisiaj i przepraszam. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Przepraszam też za to jak się w stosunku do ciebie zachowałem wczoraj i dzisiaj. Jest mi głupio. - powiedział nie odrywając swoich brązowych źrenic od moich. - Daj mi szanse udowodnić sobie, że nie jestem aż takim dupkiem za jakiego mnie uważasz. - poprosił. Poczułam mrowienie w brzuchu.
- Dobrze, ale skończ z ta swoją zarozumiałością. To strasznie wkurzające i nie dotykaj mnie ciągle i nie wchodź za mną do łazienki i nie wmawiaj mi, że na ciebie lecę, kiedy tak nie jest. - odparłam.
- Stoi. - rozpromienił się i usiadł na łóżku tuż obok mnie.


 ***Punkt widzenia Zayna***

            Ucieszyłem się, że jeszcze nic nie jest stracone. Jedno co mnie martwiło, to, to, że zabroniła mi się dotykać. Szkoda, bo kiedy byłem blisko niej czułem nieopisaną potrzebę owijania jej włosów wokół mojego palca, pogładzenia jej bladego policzka, chwycenia za nadgarstek kiedy uciekała. Co się ze mną dzieje.... Wariuję. Mimo to, że cholernie na mnie działa, nie chcę się do niej zbliżać w ten konkretny sposób, bo wiem, że mógłbym ją tylko tym skrzywdzić, a nie chcę żeby cierpiała z mojej winy.
- Twój chłopak nie miał nic przeciwko temu, że postanowiłaś wyjechać? - postanowiłem wybadać sytuację. Jej zielone oczy z dywanu przeniosły się teraz na mnie. Zastanowiła się przez moment, poczym krótko odpowiedziała:
- Nie mam chłopaka.
- Myślałem, że masz. Nie obraź się, ale taka dziewczyna jak ty powinna mieć chłopaka. To znaczy... mam na myśli to, że jesteś bardzo ładna. - wygłupiłem się tylko tą falą zbędnych słów.
- Miło mi to słyszeć. Nie sądzę, żeby to było dziwne, że nadal jestem sama. Ja po prostu nie chcę marnować czasu na przypadkowe, krótkotrwałe związki. Chcę się związać, ale z odpowiednim facetem, który będzie tym jednym, jedynym, wyjątkowym. Takim, który mnie nie skrzywdzi, który będzie mnie kochał nie pomimo moim wszelkim wadom, ale właśnie za nie. - odpowiedziała wpatrując się w martwy punkt gdzieś na ścianie.
-Masz już kogoś takiego na oku? - zapytałem. Kolejne bezsensowne pytanie.
- Nie. - pokiwała przecząco głową, na jej warz wkradł się lekki uśmiech. - Mogę o coś zapytać? - spojrzała na mnie, a ja zamarłem.
- Pewnie - wydusiłem z siebie.
- Dlaczego jesteś ze swoją dziewczyną, skoro jej nie kochasz?
- Skąd wiesz, że jej nie kocham? - zapytałem zdezorientowany.
- Gdybyś ją kochał, nie miałbyś ochoty nawet spojrzeć na inną. - usłyszałem w ramach odpowiedzi.
- To skomplikowane. - odparłem i opadłem na łóżko.
- Wcale nie. - ciągnęła nadal temat. - Albo ją kochasz, albo nie. Co w tym skomplikowanego?
-Wszystko. Nie chcę jej ranić. - powiedziałem, co nie było prawdą.
- Ściemnisz. - odparła i położyła się tuż obok mnie. - Jak dla mnie, jesteś z nią, bo jest ci w ten sposób wygodnie. Nie musisz nic nikomu tłumaczyć.
- Czego na przykład?
- Dlaczego nadal jesteś sam, dlaczego się rozstaliście, kto z kim zerwał.... - wymieniała.
- Zmieńmy temat. Proszę. - przechyliłem głowę w jej kierunku. Ona wpatrywała się w sufit.
- Dobra, wytłumacz mi, dlaczego wyrzuciłeś ten telewizor przez okno - zaśmiała się.
- Nie pamiętam. To było tak dawno temu. - odparłem.
- Ja kiedyś jak miałam 8 lat wyjęłam drzwi z zawiasów w szkolnej toalecie. - zachichotała. To było takie słodkie...
-Jak to? Nie wierzę! Nie uniosłabyś ich. - zaśmiałem się.
- Wiem, ale jakimś cudem je wyjęłam. Chciałam otworzyć, a one paffff wyleciały.
- Pafff i wyleciały? - powtórzyłem po niej cienkim głosikiem, co się jej nie spodobało bo trąciła mnie lekko łokciem nadal się śmiejąc.
- Dokładnie tak. Albo kiedyś jak miałam też około 8 lat jechałam rozpędzona ze stromej górki na rowerze, nie wyhamowałam na zakręcie i wpadłam prosto do metrowej dziury na oczach znajomych. Do dzisiaj pamiętam ich miny. - westchnęła cicho.
- Ja za to kiedyś udzieliłem znajomej mojej rodziny idealnego wsparcia duchowego.
- Jakiego? - zaciekawiła się.
- Dziewczyna zaczęła płakać i powiedziała, że jest w ciąży, a ja poklepałem ją po plecach i powiedziałem do niej: "Nie martw się, może dziecko nie jest twoje". Do dzisiaj wszyscy mi to wypominają.
- Może nie jest twoje... - zaczęła się śmiać do rozpuku. Na jej lewym policzku uwydatnił się słodki dołeczek.
- No co? - szturchnąłem ją. - Czego się spodziewałaś po 6 letnim dziecku? - zapytałem również rozbawiony. Nie odpowiedziała. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech. "Jest taka piękna" pomyślałem. Chciałem ją objąć ramieniem w tamtym momencie, ale nie wiedziałem jakby na to zareagowała. Mógłbym tylko wszytko zepsóć, a chyba zaczynała się do mnie przekonywać. Zauważyłem, że zawsze kiedy się śmieje na jej lewym policzku pojawi się słodki dołeczek jak u pięcioletniej dziewczynki, a w jej oczach kryje się błysk który sprawia, że nie mogę oderwać od niej wzroku. Wiem, że nie mogę się przyzwyczaić do jej obecności, bo ona przecież wraz z końcem wakacji wyjedzie już na stałe. Z resztą, jej z pewnością nie zależy na spouchwalaniu się z synem szefa. "Aaaaach" westchnąłem głośno, przez co jej piękne, zielone oczy przeniosły się na moją osobę, ja się tylko lekko uśmiechnąłem. Nagle w pokoju zapanowała niezręczna cisza. Chciałem coś powiedzieć, ale na usta nie cisnęło mi się żadne sensowne zdanie. Cholera... to pierwsza dziewczyna przy której zastanawiam się, co właściwie powinienem powiedzieć.. Zwykle mówię im w prost, że mają niezłą dupę, a one to kupują.  Z nią jest inaczej. Boję się w ogóle użyć teraz przy niej takiego błahego sformułowania. Mało tego, wiem, że nie powinienem. Ona zasługuje na większy szacunek.
- Są tu jakieś dobre kluby? - dobiegło mnie jej ciche zapytanie.
- Yyy.. kluby? - chciałem się upewnić, czy dobrze usłyszałem, ona kiwnęła twierdząco głową, uniosła się na łokciach i przygryzła dolną wargę. - Jest kilka dość fajnych. Jeśli chcesz, to mogę cię tam zabrać dzisiejszego wieczoru.... - zaproponowałem.
- Sama nie wiem. Chyba nie powinnam z tobą iść. - odparła błyskawicznie.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Po prostu...
- Po prostu to nie odpowiedź. - ułożyłem się na łóżku w tej samej pozycji co ona.
- Dlaczego? - usłyszałem.
- Bo tak. - wymamrotałem.
- Bo tak to też nie odpowiedź. - uniosła lewą brew.
- Ale jest lepsza od po prostu.
- Zdaje ci się. - westchnęła cicho.
- Wiesz co mi się zdaje? - zapytałem. - Zdaje mi się, że nie chcesz iść ze mną do klubu, bo doskonale wiesz jakie to mogłoby nieść za sobą konsekwencję. - przygryzłem dolną wargę i posłałem jej wyzywające spojrzenie.
- Jakie? - zapytała niewzruszona.
- Dobrze wiesz, że mogłabyś wypić parę głębszych, stracić pełną świadomość swoich czynów i oddać mi się. - pogładziłem jej policzek, ona się wzdrygnęła i przesłała mi ostrzegawcze spojrzenie. Znowu przegiąłem.
- Nie jesteś ostatnim facetem n tej Ziemi. - odparła z chłodem.
- Ostatnim może nie, ale za to najprzystojniejszym jakiego znasz. - puściłem jej oczko, a ona się zaśmiała.
- Że twoje rozbuchane ego jeszcze nie wyleciało w powietrze.... - zachichotała.
- Wcale nie jest rozbuchane. - broniłem się.
- Jasne... - westchnęła.
- A ty? - utkwiłem w niej moje spojrzenie.
- Co ja? - zapytała lekko zdezorientowana.
- Jak myślisz, działasz na mnie? - zapytałem bez ogródek. Kolejny błąd.
- Jak każda inna laska na tej planecie. - odparła z wymuszonym uśmiechem.
- Jesteś słodka, wiesz? - rzuciłem podnosząc się z jej łóżka.
- A ty głupi.
- No i dalej nic o sobie nie wiemy. - rzuciłem stojąc w drzwiach. Ona nie zareagowała na moje słowa. Wyszedłem wiec zamykając za sobą drzwi.


***Punkt widzenia Leny***

               "Jaki on jest.... grrrrrrrrrrr....wkurzający" powiedziałam sama do siebie. Równie bardzo jak mnie wkurzał i prosił się o spoliczkowanie, to tak mocno potrzebowałam jego obecności. Momentami dało się z nim porozmawiać. Zachowywał się jak człowiek, a nie zgrywał jakiegoś żigolaka.
Położyłam się na łóżku, strona po której leżał pachniała nim. Zaciągnęłam się mocno resztkami jego obecności w moim pokoju i poczułam niebezpieczne mrowienie w brzuchu. Motylki... one nigdy nie wróżą niczego dobrego. Wstałam leniwie z łóżka i podeszłam do szafki, aby wyciągnąć jakieś wygodne ciuchy. Ponieważ planowałam poszperać trochę po internecie, a następnie iść spać, założyłam na siebie ciepły, różowy dres. Wyglądałam w nim słodko. Moje długie, brązowe, lśniące włosy upięłam w wysoki kok. Było około 20. Zasiedzieliśmy się z Zaynem. Usiadłam na fotelu i wzięłam laptopa na kolana, ledwie zdążyłam go odpalić, a w pokoju rozległ się cichy dźwięk czyjegoś pukania. Odłożyłam więc komputer  na niską ławę i poszłam otworzyć. Nie zapytałam nawet kto za nimi stoi.
- To jak? Gotowa? - usłyszałam wesoły dźwięk głosu Zayna.
- Na co? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- No jak to na co? Mieliśmy iść razem do klubu. - uśmiechnął się delikatnie.
- Nie przypominam sobie niczego takiego. - odparłam.
- Do prawdy? - zapytał unosząc lewą brew.
- Tak. Zapytałeś czy z tobą pójdę, a ja zaprzeczyłam.
- Nie prawda. Powiedziałaś, że chyba nie powinniśmy nigdzie razem iść, a nie że nie chcesz nigdzie ze mną iść. To dwie różne sprawy.
- Nie prawda. - broniłam się. - Nie mam zamiaru nigdzie z tobą iść.
- Aż tak bardzo się boisz, że wylądujemy w łóżku? - zapytał z cwaniackim uśmieszkiem.
- Nie liczyłabym na to na twoim miejscu. - syknęłam.
- A kto powiedział, że ja na coś liczę? - zapytał.
- Daj mi 20 minut. - odparłam i zamknęłam mu drzwi przed nosem.
                Towarzyszyły mi mieszane uczucia, chciałam  z nim iść potańczyć, ale przecież nie mogę. Nie mogę w to wkręcać. Nie mogę sie zakochiwać w chłopaku, który nie ma co do mnie poważnych zamiarów. Nie mogę. Po prostu. Powiedzmy to na głos: Zakochałam się w nim.

1 komentarz: