GRY
trwa inicjalizacja, prosze czekac...

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział I

               



                   Otworzyłam szeroko oczy i wpartywałam się w krajobraz za szybą jadącego autobusu, włączyłam moje ulubione piosenki na mp3 i rozważałam, czy aby na pewno dobrze robię jadąc tam gdzie jadę, czy nie zatęsknię za domem, znajomymi? Czy nie będę chciała uciec już pierwszego dnia? A co jeśli nie jestem na tyle samodzielna żeby spędzić aż dwa miesiące w obcym mieście z dala od domu? Na dobrą sprawę, nigdy nawet nie słyszałam o tej miejscowości! Przestudiowałam mapę Wielkiej Brytanii i nigdzie nie nalazłam takiego zakątku. Możliwe, że źle szukałam.... nie ważne. To akurat nie było dla mnie największym zmartwieniem w tamtej chwili. Uświadomiłam sobie właśnie, że mogę się nie dogadać z Brytyjczykami, gdyż mój angielski bywa kwadratowy. Układałam sobie w głowie wszystko jeszcze raz, od początku, aż do końca, trasę podróży, przesłuchane piosenki, myśli które kłębiły się w mojej głowie od momentu startu samolotu z Krakowa, aż do momentu przesiadki do autobusu w Leeds. Zastanawiałam się, czy aby na pewno wszystko spakowałam, czy z pośpiechu nie zgubiłam gdzieś po drodze bagażu. Wszystko analizowałam jeszcze raz.  Ale z drugiej strony, to chyba nic dziwnego dla 20-letniej dziewczyny, która właśnie odbywa podróż swojego życia? Nie wiem co się dzieje, ale czuję dziwne kołatanie serca. Znam je bardzo dobrze... ponieważ jego pojawienie się sugeruje, że właśnie zbliżam się do momentu kulminacyjnego, takiego w którym to wszystko w co do tej pory wierzyłam może ulec zmianie. Zamknęłam oczy na ułamek sekundy, poczym na nowo je otworzyłam i dostrzegłam w oddali niewyraźny, przysłonięty mrokiem napis na tabliczce "Bradford 5 km". Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na wyświetlacz telefonu, aby sprawdzić, czy nie mam jakiś nowych wiadomości. Nie było nic. Kolejne 5 kilometrów drogi trwało całe wieki. W końcu autobus się zatrzymał na jednym z przystanków. Większość ludzi ruszyła do wyjścia, ja grzecznie ich przepuściłam i niepewnym ruchem chwyciłam za bagaż i szłam za nimi.
                  Kiedy wyszłam z pojazdu zaczerpnęłam spory łyk świeżego powietrza i rozejrzałam się dookoła, aby wypatrzyć gdzieś Matta, który miał tu na mnie czekać. Nie widzieliśmy się już jakieś 3 lata, a na dodatek wokół panował półmrok, więc obawiałam się, że mogę go nie rozpoznać w tłumie ludzi. Stanęłam w chwilowym bezruchu, poczym zaczęłam iść w stronę mężczyzny, który do mnie pomachał.
- Matt? - zapytałam niepewnie zbliżając się do niego.
- Lena? - usłyszałam w ramach odpowiedzi. Na mojej twarzy pojawił się pogodny uśmiech.
- Matt! - ucieszyłam się.
- Tak dawno cię nie widziałem! - podbiegł i przytulił mnie z całych sił. -Cieszę się, że w końcu przyjechałaś. - powiedział nadal mnie tuląc. Prawdę mówiąc Matt tak na prawdę miał na imię Mateusz. Był kuzynem mojej najlepszej przyjaciółki, i gdyby nie on, to nigdy nie odważyłabym się przyjechać do Wielkiej Brytanii, a już na pewno nie do Bradford.
- Ja też! Co u ciebie? Opowiadaj!
- Chętnie, ale w samochodzie. Musimy już jechać, bo się spóźnimy. - oznajmił i zabrał ode mnie bagaże chowając je w bagażniku swojego srebrnego Audi A6. Oboje wsiedliśmy do środka, poczym Matt ruszył z piskiem opon. Po chwili byliśmy już na miejscu. Wysiadłam niepewnie z auta. Targały mną nerwy, jednak nie mogłam dać mu tego po sobie poznać, ani jemu, ani ludziom których za moment poznam. Uniosłam głowę ku górze i przeczytałam napis na olbrzymim szyldzie nad drzwiami wejściowymi "Hotel Paradise". "Brzmi OK." pomyślałam, poczym razem z Mattem przekroczyłam próg budynku.
- Czekaj moment. - powiedział blondyn, poczym zniknął gdzieś za recepcją. Miałam teraz dość czasu, aby bacznie przyjrzeć się wystrojowi wnętrza. Wszystko było bardzo przytulne i takie domowe. Ściany pokryte były żółto - kremowymi barwami, które dodatkowo zdobiły różne fotografie, bukiety kwiatów stojących na jasnych półkach, oraz niewyraźne rysunki namalowane przez dzieci. Spodobało mi się tu. Po jakimś czasie wrócił Matt, ale nie był sam. Towarzyszyła mu jakaś kobieta o średnim wzroście, jej włosy były w odcieniu ciepłego, jasnego brązu. Ubrana była w pastelowo pomarańczowy żakiet. Kąciki jej ust uniosły się nieznacznie ku górze na mój widok. Obok niej krok w krok szedł mężczyzna, wysoki Pakistańczyk.  Na jego twarzy gościł promienny uśmiech. Podeszli do mnie oboje, a kobieta  wyciągnęła w moją stronę bladą dłoń, którą uścisnęłam.
- Jestem Patricia Malik. - oznajmiła. - To jest mój mąż Yasir. Jesteśmy właścicielami tego hotelu.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Nazywam się Lena Schwarz. Pocztą wysłałam państwu moje CV. Cieszę się, że rozpatrzyli państwo pomyślnie moje podanie o pracę tutaj, pomimo mojemu braku doświadczenia.
- Matt nas przekonał, że warto cię zatrudnić, ponieważ jesteś pracowitą, solidną i kompetentną osobą. Mamy nadzieję, że się nie myli. - odezwał się mężczyzna.
- Postaram się wywiązywać z moich obowiązków najlepiej, jak tylko będę umieć. - zapewniłam go.
- Mamy taką nadzieję. Zapewne Matt zdążył cię już poinformować, że zamieszkasz tutaj. Odstąpimy ci jeden z pokoi. Dzięki temu będziesz na miejscu i unikniesz spóźnień do pracy. - rzekła kobieta.
- No chyba, że zaśpisz. - zaśmiał się muzułmanin.
- Musisz też wiedzieć, że my również mieszkamy tutaj z naszymi dziećmi. Właściwie, to już tylko z synem, ponieważ nasze córki spędzą całe wakacje na farmie mojej kuzynki. W razie jakichkolwiek problemów będziemy w stanie udzielić ci potrzebnej pomocy i odpowiednio cię nakierować. - uśmiechnęła się do mnie Brytyjka. - Mamy nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało w te wakacje.
- Ja również i jeszcze raz bardzo dziękuje, za przyjęcie mnie do pracy. Na prawdę jej teraz potrzebuję. - odparłam. Wszelkie emocje opadły do minimum. Prawdę mówiąc, najbardziej bałam się właśnie tej rozmowy. Teraz już nic nie mogło się stać.
- Pozwól za mną. - odezwał się Yasir, a ja posłusznie podążałam za nim przemierzając kolejne korytarze i schody. Łatwo było się tu zgubić. Mężczyzna oprowadzał mnie po całym hotelu i mówił mi jakie są moje obowiązki... czyli dokładnie takie, jak myślałam, odkurzanie, zmienianie pościeli, przynoszenie ręczników. Nic więcej, albo aż tyle.
                Kiedy skończył mnie zapoznawać z każdym zakamarkiem tego budynku, nareszcie pozwolono mi się udać do mojego pokoju. Włożyłam kluczyk do drzwi i próbowałam go przekręcić. Nie dało się. Postanowiłam więc nacisnąć klamkę. Jak się okazało drzwi były otarte. Bez zastanowienia wniosłam do środka walizki. Chciałam zaświecić światło, żeby móc się rozejrzeć po pokoju i rozpakować, jednak nigdzie nie mogłam znaleźć włącznika. W ciemności dostrzegłam niewyraźne kontury łóżka. Bez dłuższego zastanowienia się wskoczyłam na nie.
- Co jest do cholery?! - usłyszałam czyjś rozespany głos.
- Yyyyy.. ja... - zamarłam. Zerwałam się z łóżka i odskoczyłam 2 metry w tył i przywierając plecami do ściany zapaliłam światło. Teraz mogłam zobaczyć zdezorientowaną twarz osoby na którą przed momentem wskoczyłam.
- Co ty tu robisz? - zapytał mnie mężczyzna leżący na łóżku.
- Ja przepraszam. Nie wiedziałam, że ktoś tu jest. Na prawdę. - zaczęłam się tłumaczyć. - Przepraszam. - Poczułam jak rumieńce oblewają moje policzki. Byłam taka zawstydzona! Nie byłam nawet w stanie spojrzeć na tego kogoś. Moje oczy przez cały czas utkwione były w czubkach moich butów, które nagle wydały mi się interesujące.
- Dobrze. Ale kim jesteś i co tu robisz? - zapytał ponownie. Usłyszałam charakterystyczne skrzypienie łóżka, co mogło tylko oznaczać, że zmienił pozycję z leżącej na siedzącą. Niepewnie podniosłam wzrok. Miałam rację, teraz siedział na jego skraju w samych bokserkach wpatrując się we mnie i oczekując na jakąkolwiek odpowiedź. Kiedy moje oczy napotkały jego źrenice, momentalnie spuściłam głowę. - Nie wstydź się. - powiedział rozbawiony.  Z pewnością dostrzegł czerwień mojej twarzy.
- Nie wstydzę się. - powiedziałam nadal gapiąc się na moje balerinki.
- Wstydzisz. - stwierdził. - Inaczej nie bałabyś się na mnie spojrzeć. - dodał. W tym też momencie ponownie uniosłam wzrok, co jak się okazało było błędem. Nadal siedział w tej samej pozycji na skraju łóżka mocno zaciskając dłonie na materacu, co powodowało, że jego mięśnie były przez cały czas naprężone. Ostrożnie zbadałam wzrokiem jego osobę. Zauważyłam, że ma ciemną karnację, bardzo umięśnione ciało pokryte dziesiątkami tatuaży, szeroki uśmiech którego przyczyną najprawdopodobniej byłam ja, śliczne brązowe oczy, które onieśmieliły mnie najbardziej i kruczoczarne włosy w  delikatnym nieładzie. Wydał mi się perfekcyjny. "No i mam ten mój pieprzony moment kulminacyjny." pomyślałam. Stałam tak przed nim w bezruchu, cała zarumieniona i onieśmielona nie wiedząc co zrobić czy nawet powiedzieć. - Jak ci na imię? - zapytał po chwili naszego milczenia.
- Lena. - odparłam.
- Miło mi. - jego usta rozszerzyły się jeszcze bardziej.
- A Ty pewnie jesteś Zayn? - zapytałam nabierając trochę więcej odwagi.
- Skąd wiesz? - zapytał podejrzliwie.
- Od twojego taty. - sprostowałam.
- Czekaj, czekaj, to ty jesteś tą nową pokojówką? - dociekał.
- W zasadzie.... - zastanowiłam się nad tym, co chciałam powiedzieć. - Możliwe, że tak. Wszystko zależy od ciebie. - dodałam.
- Obawiam się, że nie rozumiem.
- Może ja się tam nie znam, ale wydaje mi się, że wtargnięcie do pokoju syna szefa i próba rozgniecenia go na łóżku, to nie do końca dobry start pracy, której się nawet na dobrą sprawę jeszcze nie zaczęło. - powiedziałam poważnym tonem. Moje słowa wywołały u niego niekontrolowany napad śmiechu.
- Chcesz... - zaczął - żebym cię chronił?
- Nie, chcę tylko, żebyś nie wspominał o tym twoim rodzicom, bo na prawdę potrzebuję tej pracy.
- No okay, ale to cię może drogo kosztować. - na jego dotąd rozbawionej twarzy zawitał łobuzerski uśmiech.
-  Co masz na myśli? - zaniepokoiłam się. To chyba oczywiste, jaka wizja tego jego "drogo kosztować" zrodziła się w mojej wyobraźni.
- Zobaczymy Lena. - zaakcentował moje imię i puścił mi oczko, a ja głośno przełknęłam ślinę.
- Lepiej będzie jak ja już pójdę. - rzuciłam i zaczęłam zbierać z podłogi moje bagaże. Chłopak pospiesznie wstał z łóżka i zbliżył się do mnie.
- Zaczekaj. - powiedział, poczym zabrał mi z dłoni torby ponownie odkładając je na jasno brązowe panele. - Nie wypuszczę cię dopóki mi nie powiesz, co ty w ogóle robisz w moim pokoju. - chwycił mój nadgarstek i spojrzał głęboko w moje oczy. Poczułam, jak moje serce zaczyna galopować. W pokoju panowała idealna cisza, było tylko słychać nasze ciche oddechy. Nie wiem czemu, ale bałam się oddychać równo z nim. Bałam się tego, że jest tak blisko, bałam się poczuć odurzający zapach jego perfum, bałam się wypowiedzieć jakąkolwiek falę zbędnych słów. Jego oczy były intensywnie brązowe. Dopiero teraz miałam okazję dokładnie się im przyjrzeć. Były tajemnicze, co zaczęło mnie pociągać. Nie byłam w stanie nic z nich wyczytać. U każdego to było możliwe, tylko nie u niego. Czemu? - Odpowiesz mi? - zapytał spokojnie i tym samym wyrwał mnie z zamyślenia.
- Pomyliłam pokoje. - odparłam jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
- Który masz numer? - zapytał.
- 14, ale to chyba w innym skrzydle. - stwierdziłam. Miałam nadzieję, że przyzna mi rację. Przecież nie mogłam mieć pokoju tak blisko niego. Poczułam się zmieszana i zawstydzona. Nienawidzę tego uczucia.
- Pokój na przeciwko. - uśmiechnął się lekko.
- Przepraszam za to, że cię zbudziłam i w ogóle za tą chorą akcję. - powiedziałam. On uwolnił mój nadgarstek.
- Nic nie szkodzi. - wzruszył ramionami - nie powiem rodzicom o tym, że na mnie lecisz.
- Słucham? - Miałam nadzieję, że się przesłyszałam. On uśmiechnął się cwaniacko i założył rękę za rękę.
- Słyszałaś. Kręcę cię. - stwierdził.
- Nic takiego nie powiedziałam, a już na pewno nie pomyślałam. Niby czemu miałbyś mnie kręcić? Nawet cię nie znam. Nie lecę na ciebie. - broniłam się.
- To dlaczego aż tak temu zaprzeczasz? - uniósł lewą brew.
- Bo mnie wkurzasz. Jesteś zarozumiały. - powiedziałam również zakładając rękę za rękę.
-  to coś nowego, dziewczyny zwykle sądzą, że jestem uroczy.
- Ale nie ja.
- To może jesteś... - nie dokończył, ale nie musiał. Wystarczyło mi to jak bezczelnie przeniósł wzrok na mój biust.
- Może jestem. A ty i tak nigdy nie będziesz miał okazji tego sprawdzić. - odrzekłam z ironią.
- Kto powiedział, że w ogóle chciałbym? - roześmiał się. Poczułam się upokorzona.
- Twój "kolega" . - syknęłam zaciskając pieści.
- Ty na niego nie działasz. - odparł z obojętnością.
- Żadna strata. - przekręciłam oczami.
- Jesteś urocza. - delikatnie założył mi kosmyk włosów za ucho. Nie miałam pojęcia co ma na myśli.
- Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego o Tobie. - na mojej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
- Czyżbym wywarł na Tobie złe wrażenie?  - Nie odpowiedziałam, jedynie uniosłam do góry lewą brew. - To chyba oznacza, że tak. Pomogę ci z walizkami. - odparł i pochyli się, aby zebrać je wszystkie z ziemi.
- To ma być rekompensata? - zapytałam niewzruszona.
- Raczej coś w ramach przekupstwa.... ja ci zaniosę walizki do pokoju, a ty w zamian obiecasz, że puścimy w niepamięć tę niezręczną rozmowę.
- Zobaczymy, Zayn. - zaakcentowałam jego imię w ten sam sposób jak zrobił to on kilka minut temu.
Oboje udaliśmy się do mojego pokoju. Mulat postawił moje walizki nieopodal łóżka.
- Dzięki. - odparłam i usiadłam na łóżku. Chłopak zamknął drzwi i zajął miejsce obok mnie. Rozpraszało mnie, że jest praktycznie nagi, a na dodatek jestem na niego tak strasznie wściekła, a on tak jak gdyby nigdy nic siada tuż obok mnie. To było niezręczne i nie na miejscu. Może byłoby inaczej, gdyby nie był tak przystojny?
- Czemu zatrudniłaś się u moich rodziców do pracy wakacyjnej? - zapytał nagle, zaskakując mnie "normalnością" pytania, które nie tyczyło się mojego rzekomego uwielbienia jego osoby.
- Potrzebuję pieniędzy na studia. Mój znajomy Matt powiedział, że potrzebujecie pokojówki, więc postanowiłam spróbować.
- Długo znasz już Matta?
- Tak. To znaczy nie. Widzieliśmy się może 3 - 4 razy. On jest kuzynem mojej przyjaciółki. - wyjaśniłam. - A ty jak długo go znasz?
- W sumie, to odkąd tu przyjechał. - odparł.
- Przyjaźnicie się? - zapytałam.
- Nie. Tak tylko się znamy. Jesteśmy zwykłymi znajomymi... wiesz, chodzimy niekiedy razem do klubu czy coś. Moi przyjaciele są porozrzucani po całej Wielkiej Brytanii. Jeden mieszka w Doncaster, drugi w Wolverhampton, trzeci w Holmes Chapel, a czwarty w Mulingar w Irlandii..
- To strasznie daleko. - stwierdziłam.
- Tak, ale od czego są samochody oraz autobusy? - zaśmiał się wesoło.
- Na jakie studia planujesz iść?
- Wydział Sztuk Scenicznych. - odparłam natychmiastowo.
- interesujesz się teatrem?
- Bardzo. Wiem, że to dziwne. W dzisiejszych czasach na pierwszym miejscu jest kino. Mało kto chodzi do teatru.  Ja pomimo to wolę teatr.
- Rozumiem. - kąciki jego ust się lekko uniosły.
- A ty coś studiujesz? Albo masz dopiero taki zamiar? - spojrzałam na niego. Nawet nie zauważyłam, ze jego oczy są przez cały czas utkwione we mnie. Znowu mnie onieśmielił.
- Rachunkowość.
- Uuu... to jest podobno ciężkie.
- Podobno. - zaśmiał się melodyjnie. - Jutro przed Tobą ciężki dzień. - stwierdził. - Boisz się?
- Sama nie wiem. To ty mi lepiej powiedz, czy mam się czego bać. - uśmiechnęłam się promiennie do niego.
- Nie. Moi rodzice wbrew pozorom są wyrozumiali.
- Tak? - zapytałam.
- Tak. Inaczej zabiliby mnie, za to że kiedyś wyrzuciłem telewizor przez okno. Ale jak widzisz, siedzę tu teraz obok ciebie, więc nie masz się czego obawiać.
- Czekaj? Wyrzuciłeś telewizor? - zaśmiałam się wesoło.
- Byłem mały... to długa historia. - uśmiechnął się do mnie szeroko. - Pójdę już. Musisz się wyspać, bo pewnie jesteś skonana po podróży. - Podniósł się z mojego łóżka i ruszył w stronę drzwi.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc. - rzuciłam za nim.
- Nie ma za co. - odparł melodyjnie stojąc w drzwiach. Już miał wychodzić, ale w ostatnim momencie się odwrócił - Nie bój się. Nie powiem im o niczym. - posłał mi kojący uśmiech.
- O czym? O tym, że na ciebie lecę? - zapytałam nadal siedząc na łóżku.
- Nie, o tym, że zaczynam cię lubić i ty mnie też. - puścił mi oczko. - Śpij dobrze. - dodał roześmiany i wyszedł.
- Dobranoc. - wyszeptałam, kiedy drzwi się już zamknęły.
                Moje serce nadal biło jak oszalałe. Jego rytm nie zwalniał odkąd wskoczyłam na jego łóżko, jedynie przyśpieszał. Sama nie wiedziałam, co się tu konkretnie stało. Najpierw mnie tak cholernie zawstydził, potem zirytował, doprowadził do zażenowania, a na samym końcu rozbawił i podniósł na duchu. Kim on tak na prawdę jest? Dlaczego wywołuje u mnie tyle różnych,  mieszanych emocji które się między sobą przeplatają sprawiając, że mam ochotę go w jednym momencie zabić, a w drugim... pocałować? Wygląda na to, że mam aż dwa miesiące, żeby to odkryć.

7 komentarzy:

  1. Świetne! Masz talent!
    Zapraszam do mnie :)
    http://onedirectionfanfiction-pretendfeeling.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. No no no świetne! Ja co prawda zaczęłam czytać od 3 rozfzislu, ale to nim bo już nadrabiam, coś źle włączyłam xD. Podsumowując, bardzo mi się podoba, to opowiadanie;) ordonka:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba :D ♥ ♥ Mam nadzieję, że będziesz wpadać na mojego bloga częściej xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny! <3<3<3

    OdpowiedzUsuń