GRY
trwa inicjalizacja, prosze czekac...

wtorek, 26 sierpnia 2014

You&I - Rozdział IV




***Niall***

                Byłem wycieńczony minionym dniem. Nawet nie wiem po ilu sekundach po przyłożeniu policzka do poduszki udało mi się zasnąć. Noc minęła mi całkiem spokojnie, bez głupich snów czy niepotrzebnych przebudzeń. Myślałem, że będę śnił o Katy, a tu nic. Dziwne. Kiedy rano obudził mnie donośny dźwięk alarmu w moim telefonie, który dawał mi jasno do zrozumienia, że najwyższa pora wstawać, miałem ochotę wyrzucić go przez okno i kontynuować czynność, która w tak nieprzyjemny dla organizmu sposób została mi przerwana. Zdecydowanie potrzebowałem jeszcze dwóch godzin drzemki. Nic z tego. Słysząc dźwięk budzika, który swoją drogą wył jak oszalały, moja mama wparowała do mojego pokoju i zaczęła szarpać za moją pościel.
- Przestań. - wymamrotałem nadal odpływając do bajkowej krainy Śpiocholandi.
- Synku, wstawaj! Spóźnisz się do szkoły! - zaczęła narzekań od samego rana.
- Trudno. - odburknąłem, po czym przewróciłem się na drugi bok.
- No, ale musisz iść do szkoły! - kontynuowała.
- Wstanę za pięć minut mamo. - szepnąłem i przykryłem się kołdrą.
- Dobrze. Ale masz wstać. Ja wychodzę do pracy. Śniadanie masz w lodówce. - zaznaczyła, po czym opuściła mój pokój i skierowała się najprawdopodobniej do ganku, na którym zwykła trzymać swój płaszcz.
                Ponownie zasnąłem. Ujrzałem pod powiekami Katy. Miała na sobie ten sam różowy dres, co wczoraj. Wyglądała tak słodko. Siedzieliśmy razem na kwiecistej polanie, rozmawialiśmy. Nagle ona wstała i wyciągnęła ku mnie swoją dłoń „Wstawaj, czas do szkoły” - wyszeptała z szerokim uśmiechem. „Nie chcę nigdzie iść. Katy, zostańmy tutaj” - odparłem. Lada moment podbiegła do mnie i zaczęła potrząsać moimi ramionami, abym się ruszył. Przy tym wszystkim wydawała z siebie takie słodkie pomruki. Nasze twarze były coraz bliżej. Objąłem ją z całych sił, uformowałem usta w dzióbek i złączyłem z jej ustami.
- Horaaaaaaaaaan! - usłyszałem czyjś głośny, jednak stłumiony krzyk. Otworzyłem oczy i ukazała mi się wystraszona, zdezorientowana mina Tomlinsona... moje wargi były przytwierdzone do jego.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - krzyknąłem przerażony i odepchnąłem go.
- Stary! Co ci do jasnej cholery odbiło?! - zapytał wkurzony opierając się plecami o ścianę, próbował wytrzeć rękawem swetra swoje wargi.
- Ja... Ja... - zacząłem – A co ty tu właściwie robisz? - zapytałem.
- Co ja robię?! - ponownie się zezłościł. - Chciałem cię obudzić kretynie! A ty mnie wziąłeś za cycatą Katy i pocałowałeś mnie! - dodał oburzony.
- Jak to? - zapytałem zdziwiony.
- Srak to. Nie mogłem się ciebie dobudzić, więc podszedłem i zacząłem tobą szarpać, a ty mnie ścisnąłeś i zacząłeś coś mamrotać w stylu „Oh Katy” i zanim się spostrzegłem... pocałowałeś mnie. - dodał z lekka zawstydzony.
- Ohhh... to dobrze. - odetchnąłem z ulgą.
- Dobrze? - uniósł lewą brew.
- Przez moment myślałem, że jesteś gejem. - wyjaśniłem.
- Któregoś pięknego dnia ci za to strzelę. - przesłał mi swoje gniewne spojrzenie. - Zbieraj się. Twoja mama do mnie dzwoniła, żebym cię siłą ściągnął z łóżka, bo twój tata się gdzieś krząta koło domu i nie ma na to czasu. - rzekł i wyszedł z mojego pokoju. - Masz dziesięć minut! - krzyknął będąc już na korytarzu.
                Rozbawiony podniosłem się z łóżka i rozciągnąłem się. W pośpiechu zacząłem się rozglądać po pokoju chcąc odnaleźć wzrokiem ubrania, które sobie wieczorem przygotowałem z myślą założenia ich po przebudzeniu. „Są!” - krzyknąłem. „Mówiłeś coś?” - zawołał z dołu Tomo. „Nie!” - odparłem i zabierając ubrania z taboretu znajdującego się przy biurku, pobiegłem do łazienki, gdzie przygotowywałem się do wyjścia. Nie upłynęło pięć minut, a ja byłem już gotowy. Zbiegłem więc na sam dół do kuchni, w której siedział Louis.
- Szybki jesteś. - usłyszałem.
- Zdarza się. - odburknąłem. - Widziałeś może...
- Twoje śniadanie? - przerwał mi w połowie zdania. Kiwnąłem twierdząco głową. - W lodówce. Twoja mama podobno je tam włożyła. - wyjaśnił.
- Dzięki. - odparłem ucieszony, po czym podbiegłem do lodówki, w której czekały na mnie kanapki.   Konałem z głodu – jak co rano. Nie zamykając nawet lodówki rzuciłem się na nie w pośpiechu, gdyż czas nas gonił. Za 5 minut do szkoły przyjedzie Katy. Wiem to, bo zawsze jest punktualna. Za to ją podziwiam. Ja zawsze mam czas. Nigdzie mi się nie śpieszy, a ona? Ona jest jak chodzący zegarek. Jeśli się zjawi w szkole, to wiadomo, że jest już za pięć i za moment lekcje się rozpoczną.
                 Kiedy już skończyłem konsumować moje ekspresowe śniadanie nie czekając nawet na Tomo, wybiegłem z domu, a on musiał biec za mną. Był wściekły. No cóż. Nie mój problem. Ja muszę zdążyć na czas, aby przywitać się z Katy, a została jeszcze jakaś minuta. Będąc pod szkołą, odetchnąłem z ulgą. Zdążyłem. Przystanąłem obok wejścia do budynku, olewając kompletnie chłopaków, którzy wołali na mnie, żebym szedł z nimi. Po chwili zobaczyłem, jak moja księżniczka nadjeżdża na desce. Chyba na mojej twarzy pojawiły się wypieki. Ups. Ona jest totalnie urocza. „Cześć Niall”. - rzuciła mijając mnie. „Hej” - odparłem. Miałem nadzieję, że się przy mnie zatrzyma, ale nieee... no gdzieee? Wkurzony i zawiedziony poszedłem za kumplami. Dogoniłem ich, kiedy wchodzili do klasy.
- Jak tam Horan? Olała cię? - zapytał rozbawiony Tomo.
- Spieprzaj. - skomentowałem krótko i udałem się do mojej ławki.
- Nie martw się, może śpieszyła się do toalety czy coś. - pocieszał mnie Payne.
- Może. - wzruszyłem ramionami siadając w mojej ławce. Znowu siedziałem sam. Tomlinson usiadł w ławce z kolegą z drużyny, a ja spisany byłem sam na siebie.
- Wielkie dzięki Tomlinson. - wymamrotałem.
- Niall? Czy ja ci w czymś przeszkadzam? - wtrąciła się nauczycielka, która właśnie weszła do sali lekcyjnej.
- Nie. Zwyczajnie mam muchy w nosie. - odburczałem.
- Słucham? - zapytała ponownie.
- Nic. - wzruszyłem ramionami.
- Horan czy ty masz w ogóle świadomość z kim ty rozmawiasz? Jestem twoim nauczycielem, a nie koleżanką z klasy. Wymagam odnoszenia się do mnie z szacunkiem godnym nauczyciela. Inaczej...
- Świetnie, teraz jeszcze Pani robi ze mnie głupka pozbawionego świadomości. - wymamrotałem.
- Dość tego Horan! Miarka się przebrała. Nie wiem, co się z tobą w ostatnim czasie dzieje! Tak dłużej być nie może. Proszę, do dyrektora! Trafisz sam, czy mam ci wskazać drogę? - zapytała.
Nagle w klasie rozległo się pukanie i drzwi się uchyliły.
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie. - usłyszałem głos Katy. Uniosłem więc wzrok na drzwi. Tak. To była ona. Znowu spóźniła się na lekcję.
- Katy Akerly! Jest pięć minut po dzwonku! Nie powinnam cię wpuszczać do klasy.
- No tak, ale dopiero po piętnastu minutach może mi pani dać nieobecność. - zaznaczyła brunetka.
- Słucham? Nie dość, że się spóźniasz na lekcję, to jeszcze podważasz moje zdanie? Dość tego młoda panno. Ty i pan Horan udajecie się do dyrektora. Nie mamy już o czym mówić. Nie chcę was widzieć do końca lekcji. Ja sobie jeszcze sprawdzę, czy u niego byliście i dopilnuję, by wam się tym razem nie upiekło. A tymczasem do widzenia. - rzekła, po czym otworzyła przed nami drzwi na oścież. /spojrzałem niepewnie na stojącą w progu dziewczynę, po czym wzruszyłem ramionami i przesyłając jej kojący uśmiech, udałem się w jej stronę, po czym złapałem za jej dłoń i wyprowadziłem na korytarz.
- Wredna zołza! - wściekła się brunetka. - Cholera jasna! - wykrzyczała. - Mam już serdecznie dość tej szkoły i tych ludzi. - dodała marszcząc brwi.
- Nie dramatyzuj. - szepnąłem – Akcja, to dopiero będzie, jak nas dorwie dyro. - westchnąłem.
- A ciebie za co wywaliła? - zaciekawiła się.
- A bo ja wiem? - ponownie westchnąłem.
- Fajnie. - wymamrotała. - Będziemy tak stać, czy idziemy na ten dywanik? - uniosła lewą brew.
- A może... urwijmy się? - zaproponowałem niepewnie. Sam nie wiem, dlaczego taki pomysł narodził się w mojej głowie.
- Nie wierzę! - klasnęła w dłonie – Najspokojniejszy i najmniej zdemoralizowany uczeń którego znam, chce iść na vaxy? No, no, no... Horan... - zaśmiała się. - Okay, a teraz na poważnie, chodź już, bo będą jeszcze większe kłopoty, jak nas ta flondra przyczai, że tu stoimy. - chwyciła mnie za dłoń i pociągła za sobą.
- Na wagary? - zapytałem z lekka zdezorientowany.
- Do dyrektora kretynie. - przewróciła oczami... co prawda tego nie widziałem, ale jestem pewien, że tak właśnie zareagowała w tym momencie.



***Katy***


                 Pół nocy nie wiedzieć czemu rozmyślałam o niebieskookim blondynie, zamiast spać. Jest w nim coś, co sprawia, że się uśmiecham. To chyba ta jego niezdarność i pierdołowatość, czynią go takim wesołkiem, który zaraża uśmiechem każdego, kto znajdzie się w promieniu jego rażenia. Słowo daję, że przez pierwsze godziny po naszym „poznaniu” miałam go ochotę dosłownie oskalpować. A teraz? Teraz już mi aż tak bardzo nie zawadza. Wręcz przeciwnie. Coś mnie do niego przyciąga. Owszem, jest na swój sposób przystojny, ale to chyba nie ten pułap... Ja raczej dostrzegam w nim coś więcej... Coś więcej poza sferą czysto fizyczną. Jest uroczy i pełen pozytywnej energii, jednak jako facet, mnie nie interesuje. Mam nadzieję, że on ma podobne zdanie o mnie. Byłoby niezręcznie, gdybym mu wpadła w oko, lub co gorsza, gdyby się we mnie zakochał. Nie chciałabym tego. Nie jestem gotowa na nowy związek. Jeszcze się nie pozbierałam po ostatnim. Tak czy siak, chcę na spróbowanie pospędzać z Niallem trochę czasu. Chcę się przekonać, co by z tego wyszło. Kto wie, może ocieramy się oboje o cudowną, dozgonną przyjaźń? Ja naprawdę wierzę w takie coś jak przyjaźń damsko-męska. Może i jestem naiwna, ale wierzę w taki układ. Rano gdy zobaczyłam Horana w drzwiach wejściowych do szkoły, to chcąc nie chcąc, ucieszyłam się, że go widzę. Nie do końca wiedziałam jak się zachować, więc rzuciłam niezobowiązujące słowo na przywitanie i ruszyłam w swoją stronę. Byłam ciekawa, czy pójdzie za mną. Nie poszedł. Wybrał kumpli. Typowy facet. Nie zawiodło mnie to. Spodziewałam się właśnie takiej reakcji z jego strony, a nie innej. Kilka sekund przed dzwonkiem, poczułam, że muszę iść na stronę, aby zmienić podpaskę... babskie sprawy... głupio o tym gadać. Kiedy wróciłam do klasy, ta jędza, pani Wrigley, przyssała się do mnie, niczym pijawka i wyprosiła mnie z klasy, kierując mnie prosto do dyrektora. Byłam nieco zaskoczona, kiedy okazało się, że moim kompanem na dywanik będzie nie kto inny, jak Horan. Byłam ciekawa, czemu jego też wywaliła za drzwi, ale mało co mi powiedział. Blondyn chciał iść na wagary. W sumie spodobał mi się ten pomysł, jednak nie mogłam mu ulec. Nie wiem czemu... Może się zwyczajnie wystraszyłam? Chciałam tylko iść do dyrektora Pittsa i mieć z głowy. Pewnie czeka nas dzisiaj koza. Kiedy znaleźliśmy się pod drzwiami jego gabinetu, blondyn zapukał na nie i nie czekając aż ktoś się pofatyguje by otworzyć, nacisnął klamkę i otwierając potężne, dębowe drzwi przepuścił mnie w nich. Dyrektor zmarszczył brwi i przerwał wypełnianie jakiś formularzy. Był wyraźnie niezadowolony na nasz widok. Powiedzieliśmy z Horanem zgodnym chórkiem „dzień dobry” i czekając na odpowiedź wpatrywaliśmy się blado w postać mężczyzny, który również lustrował nas wzrokiem. Przez kilkanaście sekund panowała przeraźliwie niezręczna cisza. Przyszło mi do głowy, aby ją przerwać.
- Przysłała nas Pani Wrigley. - zaczęłam. Dyrektor nadal się wpatrywał w nas na zmianę.
- Dobrze. - odezwał się nagle spokojnym, opanowanym tonem. - W jakiej sprawie? - zapytał siadając głębiej w swoim skórzanym fotelu.
- Wyprosiła nas oboje z lekcji i kazała się zgłosić u Pana. - wtrącił Niall. - Sami do końca nie wiemy jaki był konkretny powód. - dodał.
- Yyy tak... to znaczy... ja się spóźniłam na lekcję pięć minut... - odparłam niepewnie.
- A ty kolego? - zaciekawił się mężczyzna.
- Pyskowałem. - wzruszył ramionami. Zdawał się zachowywać tak, jakby wizyta u dyrektora była dla niego niczym nowym. Jakby to była zwyczajna, codzienna, nieodbiegająca od normy sytuacja. Okay, może on ma w tym wprawę, ale nie ja! Nigdy wcześniej nie byłam wzywana do dyrektora! Mam prawo się denerwować. Wkurza mnie ten jego spokój.
- Pyskowałeś... pyskowałeś... - powtórzył dwukrotnie po Niallu tkwiąc w lekkim zamyśleniu. - Powiedz mi Niall, tak? - blondyn kiwnął twierdząco głową – A zatem Niall, o ile mnie pamięć nie myli, byłeś tu już wczoraj, czy tam przedwczoraj, również przysłany przez Panią Wrigley. Podłożyłeś jej nogę, tak?
- To był wypadek. Przecież nie zrobiłem tego umyślnie. Nie jestem głupi. Nigdy nie ośmieliłbym się jej do tego stopnia znieważyć. Fakt, nie przepadam za nią, ani za lekcjami z nią, ale to nie powód by planować zamach na jej zdrowie. - bronił się Horan.
- Dobrze. - Pitts lustrował ostrożnie sylwetkę Nialla. - Nie chcę stosować na tobie żadnych kar. To nie tędy droga. Moglibyście siedzieć w szkolnej kozie godzinami, ale powiedzcie sami, co by wam to dało z wyjątkiem zmarnowanego czasu? - zapytał ze zmartwieniem – Zdaję sobie sprawę z tego, że Pani Wrigley, to surowa, wymagająca, srogo każąca uczniów nauczycielka, która miewa zapęd do karania uczniów nawet za najmniejsze błahostki, ponieważ wierzy, że w ten sposób nauczy ich szacunku i rzetelności. Młodzieży wydaje się być trudną, ale jednak jest nauczycielem i należy się jej szacunek. Proszę was zatem, abyście na jej lekcje przychodzili punktualnie i nie pozwalali sobie na żadne uszczypliwe komentarze, czy choćby głupie uśmieszki, gdyż ona krzywo na to patrzy. Lekcja jest od tego, by wynieść z niej jak najwięcej. Powygłupiać możecie się po szkole. Zapamiętajcie to sobie i przeproście panią Wrigley. Zrozumiano? - zapytał z srogą miną. Kiwnęliśmy twierdząco głowami – To teraz proszę powrócić do obowiązków ucznia. Lekcja jeszcze trwa. - dodał i wskazał dłonią w kierunku drzwi wyjściowych. Pożegnaliśmy się z nim i bez żadnych dodatkowych pytań czy dyskusji opuściliśmy jego biuro.
- Czyli nic...? - zapytałam opierając się o zimną ścianę.
- Co nic? - Horan zmarszczył brwi.
- No nic, nie ma żadnej kary. Nawet dla ciebie. - wyjaśniłam wpatrując się w niego. Na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech, który przerodził się w radosny śmiech.
- Powinnaś się chyba cieszyć. - odparł.
- Racja, ale jak na razie to nie ma z czego, bo musimy wracać na lekcję z tą... - nie dokończyłam.
- Nie musimy. Urwijmy się. - ponownie powrócił do tematu, który wałkowaliśmy przed wizytą u dyrektora Pittsa.
- Oszalałeś. - przekręciłam oczami.
- Niby czemu? - spojrzał na mnie.
- Niby temu, że właśnie dopiero co byliśmy na dywaniku, a ta jędza jest na nas cięta i jak się dowie, że zwialiśmy, to wiesz, że będzie po nas. Wezwą rodziców, a my zostaniemy pewnie zawieszeni w prawach ucznia. Niall, zdążyłam się zapoznać z regulaminem tej szkoły. - spojrzałam an niego z wyrzutem. - A poza tym, moi rodzice mają już wystarczająco sporo zmartwień w tej chwili i nie chcę im przysparzać kolejnego. - dodałam. - I... ja jeszcze nigdy nie zwiałam ze szkoły. Nigdy. - powtórzyłam.
- A myślisz, że ja uciekłem? - zaśmiał się wesoło. - Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - nadal mnie przekonywał.
- Nie. - zaprzeczyłam. Zapanowała chwila ciszy. - Czekaj... a jeśli się źle czuję, to mogę się zwolnić u higienistki do domu? - zapytałam nagle.
- Jasne. - odparł. - W każdej chwili. - dodał.
- To świetnie. - uśmiechnęłam się promiennie.
- Katy, dzieje się coś złego? Źle się czujesz? Będziesz umierać? - wystraszył się.
- Oszalałeś? - zaśmiałam się. - Wpadłam na pewien pomysł... idźmy do higienistki czy tam pielęgniarki i puśćmy ściemę, że źle się czujemy, żeby nas zwolniła do domu. Dobrze? - zapytałam.
- Jesteś pewna? - trochę się wahał, ale ostatecznie rzekł – Okay, chodźmy.
- Czekaj, nie tak szybko. Nie możemy iść razem. To byłoby podejrzane. Najpierw pójdę ja, a ty jakieś 10 minut po mnie. - zaproponowałam.
- Dobra. Powiem, że mnie boli żołądek.
- Twój wybór. Powiedz lepiej, że masz rozwolnienie. Puszczą cię od razu, jeśli im powiesz, że mieszkasz naprzeciwko szkoły. - włożyłam dłonie do kieszeni i ruszyłam przed siebię w stronę gabinetu, za mną szedł Horan. Kiedy się już znalazłam pod białymi drzwiami z napisem: „Pokój 201: Pedagog szkolny, higienistka, pielęgniarka” obejrzałam się do tyłu na Nialla i rzuciłam w jego kierunku niezobowiązująco „Będę czekać pod szkołą”, po czym zapukałam na drzwi i weszłam do wewnątrz. Gabinet był niewielki. Dominowały odcienie błękitu oraz seledynu, przez co sprawiał wrażenie zimnego pomieszczenia. Przywitałam się z panią higienistką. Zapytałam ją o to, czy jest tu gdzieś pani pielęgniarka, ale jak się okazało, pojechała gdzieś do innej szkoły. Byłam zatem skazana na dobrą wolę higienistki, której puściłam bajeczkę o tym, że źle się czuję, ponieważ boli mnie lewe ucho, bo najprawdopodobniej ponownie dopadło mnie jego zapalenie. Zgodziła się na to, by mnie wysłać do domu, jednak nalegała, by zatelefonować do rodziców i czekać aż mnie odbiorą. Nie spodobało mi się to, więc zaczęłam ją błagać, by mnie wypuściła do domu już teraz, gdyż ucho boli mnie niemiłosiernie, a w domu mam odpowiednie leki na tego typu dolegliwości, a na dodatek jest w nim tylko moja babcia, która nie jest w stanie mnie odebrać, bo nie ma samochodu. Na szczęście higienistka łyknęła moje marne aktorstwo i puściła mnie wolno. Tak jak mówiłam blondynowi, udałam się pod szkołę. Czekałam na niego dobre pół godziny, aż w końcu się zjawił.

***Niall***

                  Jeśli mam być szczery, to bałem się tej wizyty u dyra, ale przecież nie mogłem dać jej tego po sobie poznać. Przecież ponownie wzięłaby mnie za jakiegoś mięczaka, a jak na razie, zauważyłem, że w miarę dobrze mi idzie, więc trzepaniem portkami ze strachu tylko by wszystko pogorszyło. Katy jest doprawdy urocza i nie mogę się powstrzymać przed wpatrywaniem się w jej piękne oczy. Bałem się, ze dyrektor ją jakoś ukarze, ale na szczęście miał dzisiaj dobry dzień, choć pierwsze sekundy po naszym wejściu do jego gabinetu nie sugerowały o tym, że jakoby byłby w humorze. Dobrze, że pozory bywają mylące. On chce żebyśmy tę wiedźmę przeprosili?! Niby za co ja mam ją przepraszać?! To niech lepiej ona przeprosi, za to, że w ogóle jest na tym świecie i zatruwa mi swoją osobą życie. Nie cierpię jej. Nie miałem ochoty wracać na jej lekcję, ani w ogóle siedzieć w szkole, więc ponownie wyskoczyłem z tym wagarowaniem. Wiem, że to nie ładnie z mojej strony sprowadzać moją księżniczkę na drogę, z której jako wzorowy chłopak, powinienem ją odwodzić. Może mi wybaczy, że ją tak „demoralizuję” dzisiaj. Nie dziwię się jej, że się boi, że ktoś nas przyłapie na wagarach i poniesiemy tego ogromne konsekwencję. Ja również się boję. Nigdy wcześniej nie zerwałem się choć pięć minut wcześniej przed dzwonkiem. W ogóle jestem osobą, która, gdy chce przemknąć niezauważona, to robi obok siebie straszny rejwach i wszyscy ją słyszą już z kilometra. Tak czy siak, poszedłem do higienistki, tak jak uczyniła to chwilę przede mną Katy i nakłamałem jej jak z nut. Dobrze, że ona wie, że mieszkam naprzeciwko szkoły i to jest dosłownie rzut beretem stąd do mojego domu, bo pewnie by mnie nie wypuściła. Najszybciej jak się tylko dało, pobiegłem do Katy pod szkołę. Siedziała na ławce pomiędzy krzakami, aby nikt jej nie przyuważył. Wiedziałem, że tam się udała. Ja sam bym się tam skrył chowając się przed nauczycielami. Mieliśmy niewiele czasu na to, by się zmyć z terenu szkoły, gdyż pozostało jeszcze jakieś pięć minut do długiej przerwy, podczas której część uczniów wychodzi ze szkoły na świeże powietrze i udaje się do różnych zakamarków by móc w spokoju zapalić papierosa, (co u nas jest objęte zakazem palenia), a za nimi ciągną się niczym węszące, bezszelestne widma nauczyciele, chcący przyłapać kogokolwiek na gorącym uczynku. Dlatego też, bez dłuższego gadania pobiegliśmy trzymając się za dłonie w stronę tylnej bramy, po której przekroczeniu, nie wiedząc czemu, nasze dłonie nagle się rozdzieliły.
- Dobra, to co teraz? Gdzie idziemy? - zapytała Akerly przystając.
- Nie wiem. Do mnie? - zaproponowałem.
- To może lepiej do mnie? - wyszła z inicjatywą.
- Może być. Chętnie zobaczę, jak mieszkasz. - ucieszyłem się nawet jej propozycją.
- W takim razie chodźmy. - uśmiechnęła się delikatnie i ruszyliśmy w kierunku jej domu, do którego już znałem drogę.
                 Szliśmy dobre dziesięć minut, aż znaleźliśmy się na werandzie. Jej dom, był dużo mniejszy niż mój. Mój jest mały, ale ten był dosłownie miniaturowych rozmiarów. Mimo to, wyglądał dość przytulnie. Kiedy Katy szukała w plecaku kluczy do głównego zamka, rozglądnąłem się trochę po ogrodzie obok jej domu. Był praktycznie w surowym stanie, a po trawie prawie nie było śladu. No cóż, może są w trakcie robót ogrodowych? Kiedy już Katy otworzyła drzwi, zaprosiła mnie do środka. Wnętrze było ciepłe, ale surowe. Na ścianach nie wisiały prawie żadne obrazy. W oknach, nie było firanek, tylko spuszczone rolety, a na podłodze ani jednego dywanu. Nie spodobało mi się tutaj.
- Chodźmy może do mojego pokoju? - zaproponowała, a ja kiwnąłem twierdząco głową zgadzając się, po czym ruszyłem za nią po schodach na górę. Na wprost schodów znajdował się już jej pokój. Kiedy weszliśmy do niego, Katy rzuciła plecakiem na łóżko i się przeciągnęła. Wyglądała tak słodko, niczym mały kotek, który właśnie przebudził się ze swojej popołudniowej drzemki. - Czekaj na moment, muszę coś jeszcze sprawdzić. - oznajmiła, po czym zostawiła mnie samego u siebie w pokoju i przymknęła za sobą drzwi.

                Kiedy opuściła pokój zamykając za sobą drzwi, miałem szansę, aby rozejrzeć się uważnie po jego wnętrzu. Wszędzie pełno było pocztówek z całej Europy, zdjęć z różnych imprez na których szalała w towarzystwie swoich znajomych, których nigdy wcześniej nie widziałem na oczy, ulubionych płyt, plakatów, a w koncie między półką, a kremową ścianą ulokowana była granatowa, połyskująca, akustyczna gitara pełna różnych własnoręcznie wykonanych napisów oraz symbolicznych dat, które musiały wiele dla niej znaczyć skoro postanowiła je nieodwracanie umieścić na swoim instrumencie. Chciałem się z bliska przyjrzeć gitarze. Wziąłem ją do rąk. Chciałem coś brzdęknąć, ale bałem się, że usłyszy, lub co gorsza, będzie zła, że bez pytania dotykam jej przedmiotów. Postanowiłem więc ją szybko odłożyć na swoje miejsce. Musiałem to zrobić niezwykle delikatnie, aby żadna ze strun nie wydała z siebie nawet najcichszego dźwięku. Odruchowo przeniosłem wzrok na pierwszy, lepszy punkt w pokoju. Moje oczy napotkały niski, szklany stolik, na którym położony był flakonik z czerwonymi różami oraz jakiś mały, różowy zeszyt. Podszedłem bliżej i zauważyłem widniejący na nim napis "Nie dotykaj!". Wyglądało mi to na pamiętnik. Korciło mnie, żeby go otworzyć i poznać wszystkie jej sekrety. Wahałem się przez kilka sekund wciąż wyciągając dłoń ku owej rzeczy, która wręcz się prosiła o moją ingerencję, a następnie wkładając ją z powrotem do kieszeni. Przecież gdybym przeczytał chociaż jedno, krótkie zdanie zapisane w nim przez nią, byłbym skończonym egoistycznym, zapatrzonym w siebie draniem, a biorąc pod uwagę fakt, że mogłaby mnie przyłapać na wertowaniu jej zapisków, zabiłaby mnie. Ciekawość jednak wygrała. Gdzie indziej miałbym odkryć coś na jej temat jak nie w jej pokoju oraz czytając jej pamiętnik? No właśnie. A ja desperacko potrzebowałem pogłębić moją wiedzę w temacie, który nurtował mnie od ponad roku. Szybko chwyciłem w dłonie mały, różowy zeszycik i ostrożnie przewertowałem kartki zatrzymując się na ostatnim wpisie z wczorajszą datą:
"22XI – Nie wiem co się dzieje. Wszystko wymyka mi się spod kontroli. Chciałabym móc pozamykać tak wiele rozdziałów i ostatecznie uporać się z tymi wszystkimi sprawami, które spędzają mi sen z powiek. Chciałabym móc zapomnieć o nim. Tak po prostu, zwyczajnie. Chciałabym wykreślić jego imię z mojego serca i umysłu i oswoić się z myślą, że on już nie wróci. Nie kocha mnie. Nigdy mnie nie kochał. Byłam tylko pieprzonym zakładem. Tak mocno chcę go znienawidzić! Dlaczego nie potrafię?! Za cztery dni wyjeżdżam do Newcastle. Może tam wreszcie uda mi się spojrzeć na moje życie z innej perspektywy? Może tak zwyczajnie zapomnę?"
- Wyczytałeś coś ciekawego? - usłyszałem.
- Tak. - odparłem będąc w transie. Po momencie się ogarnąłem - Yy.. c-co?! J-ja... J-ja... - zacząłem się jąkać, kiedy zdałem sobie sprawę, że mnie przyłapała.
- Oddaj mi to! - rozkazała podchodząc do mnie szybkim krokiem, po czym wyrwała mi swój pamiętnik z rąk.
- Katy, tak cię przepraszam. Ja... - zacząłem.
- Daj spokój i wyjdź. Nie chcę mieć z tobą już nic wspólnego. - powiedziała srogo, po czym wskazała mi palcem drogę ku drzwiom. Zrobiłem jak chciała – wyszedłem.


No i mamy IV rozdział Horanka ;) Jak się Wam podoba dzisiejsza część? Mam nadzieję, że bardzo, bo pisałam ją i pisałam... z jakiś dobry miesiąc ;), ale wiecie jak to jest w wakacje, niby jesteśmy w domu, ale mimo to nie ma na nic czasu, bo znajomi czekają :). 
6kom=next ♥
Wasze komentarze i opinie motywują mnie do dalszego pisania xx