GRY
trwa inicjalizacja, prosze czekac...

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział XI

  Piosenka ♥

                   20 sierpnia. To TEN dzień. Wyjeżdżam. Nie wiem, czy to ze strachu, czy może z żalu nie byłam w stanie zmrużyć oka tej nocy. Zaczęłam liczyć owieczki, ale one mnie tylko drażniły, więc skończyłam na 45 i skupiłam się na wyliczaniu wszystkich pięknych uśmiechów, które udało mi się zobaczyć na twarzy Mulata w przeciągu tych dwóch miesięcy. Naliczyłam ich łącznie 294. Dużo. Nieprawdaż? Moja znienawidzona matematyka, w tamtym jednym momencie była najprzyjemniejszym przedmiotem... ale kiedy on zniknął sprzed moich oczu, na nowo zaczęłam ją nienawidzić. Miałam ochotę iść do niego, ale uznałam, że to przegięcie, ponieważ z pewnością teraz śpi i moja nocna wizyta, tylko by go rozgniewała. Momentami czułam się, jak na prawdę najważniejsza osoba w jego życiu, ale tylko momentami. Na początku jego cały świat krążył wokół innych kobiet, potem próbował mnie onieśmielić wchodząc z impetem w moje życie i mącąc mi w głowie, tylko po to, żeby potem tak bez powodu przestać się do mnie odzywać na równe trzy tygodnie i nagle przenocować mnie w swoim łóżku kiedy się upiłam. Cały on. I co ja mam niby myśleć o naszej relacji? Dzisiaj i tak wszystko się już skończy. Głupek! Wystarczyłoby jedno słowo... tylko jedno słowo... "Zostań". Zostałabym. Gdyby powiedział, że mu zależy, że mnie kocha, że widzi przed nami jakąkolwiek przyszłość... zostałabym... dla niego.
                    O 11 uznałam, że najwyższa pora się zbierać. Założyłam na siebie ubranie, które naszykowałam już ubiegłego wieczoru, czyli szorty, biały top oraz luźny, zielony sweterek. Na nogi wsunęłam zdobione ćwiekami trampki ponad kostkę pod kolor swetra. Przeczesałam włosy i nałożyłam delikatny makijaż. Następnie schowałam wszystkie przybory do kosmetyczki, którą wrzuciłam gdzieś na dno torebki. Wyglądałam całkiem dobrze, a nawet ślicznie, jednak nie poprawiło mi to ani trochę humoru. Postanowiłam zejść do kuchni, żeby coś zjeść. Kucharka przywitała mnie ciepłym uśmiechem i nastroiła kanapki oraz gorącą herbatkę.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się mimowolnie zabierając się za jedzenie. Byłam strasznie głodna, co jest dziwne, ponieważ zazwyczaj nie jadam śniadań.
- Spakowałaś się już? - zapytała z troską.
- Tak. Już wczoraj to zrobiłam. - odparłam z pełnymi ustami.
- Co będzie z Zaynem? - wypaliła z grubej rury przez co zakrztusiłam się kęsem kanapki.
- Słucham? - zapytałam chrząkając w międzyczasie.
- Chcesz go zostawić? - zapytała.
- Nie zostawiam go. - odparłam. - Przecież nie jest moim chłopakiem. - wzruszyłam ramionami.
- Ach... wy młodzi jeszcze musicie wiele się nauczyć o życiu. - pokiwała głową.
- Wiem. - odparłam kończąc jedzenie.
- O której jedziesz? - zapytała.
- O 12. - odparłam. - o 14 samolot startuje.
- Jesteś pewna, że chcesz jechać? - zapytała nagle.
- Jestem pewna. Wracam do domu, do rodziny, do znajomych, do dawnego życia, do świętego spokoju. - odparłam.
- Nie podobało ci się tutaj? - zapytała.
- Podobało mi się, ale dom to zawsze dom. - uśmiechnęłam się lekko.
- Chodź tu do mnie złociutka. - powiedziała rozkładając ręce, ja wstałam i podeszłam do niej.  - Będzie mi cię tu brakować. Jesteś wspaniałą dziewczyną, młodą kobietą i życzę ci, żeby poukładało ci się w życiu jak najlepiej, żebyś była szczęśliwa, zawsze rozpromieniona, żebyś pamiętała, że jestem przy tobie i że ci kibicuję. - mówiąc to, po jej policzku spłynęła łza.
- Dziękuję - mocno ją przytuliłam. - Nigdy o pni nie zapomnę. Słowo. Mnie również będzie brakowało naszych rozmów i pani wspaniałej kuchni. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Do widzenia. - powiedziałam.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. - pocałowała mój policzek.

Piosenka ♥
                     Po tym pożegnaniu poszłam do szefostwa, żeby wypłacić od nich pieniądze które tu zarobiłam oraz żeby się z nimi pożegnać i podziękować za gościnę i pracę, która mi oferowali. Po krótkiej rozmowie z nimi wróciłam do jeszcze "mojego" pokoju. Rozejrzałam się po nim ostatni raz. Przewertowałam wzrokiem jego każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Westchnęłam głośno. To już... koniec? Za moment tak po prostu przekroczę próg tego pokoju i już tu nie wrócę? Dziwne uczucie.... Każdy wyryte w pamięci wspomnienie miało ścisły związek z Zaynem. Nie widziałam go dzisiaj jeszcze. Wiem, że on nie należy do porannych ptaszków, ale byłoby miło, gdyby chociaż przyszedł się pożegnać. W końcu  za chwilę ma po mnie przyjechać Matt. W zasadzie już powinien tu być, bo jest 12.05. Pewnie Zaynowi nie zależy zbytnio na tym, że wyjeżdżam. Przecież po mnie przyjedzie tu następna taka jak ja, a może nawet ładniejsza? Szkoda zachodu dla mnie.
                     Kiedy tak snułam swoje domysły, usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam.
- Mogę wejść? - usłyszałam cichy głos Malika.
- Jasne. - uśmiechnęłam się promiennie.
                     Chłopak podszedł do mnie, zostawiając 30-centymetrową przestrzeń między nami. Jego błyszczące oczy z uwagą wpatrywały się w moje źrenice, czekając aż coś zrobię, czy powiem, a ja pozwoliłam, aby bezsensowna fala słów opuściła mój umysł i wydostała się przez usta.
- Za moment przyjedzie po mnie Matt. - on nadal stał niewzruszony, jakby analizował w głowie, to, co właśnie dopłynęło do jego uszu. Wyglądał na zagubionego, a może na zakłopotanego? Przygryzłam nerwowo dolną wargę i czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Nic. Wpatrywał się tylko tymi swoimi dużymi, lśniącymi, brązowymi oczami, jakby doznał hibernacji.
- Matt już chyba przyjechał- rzekłam słysząc ryk silnika. - To... cześć. - uśmiechnęłam się blado. Już miałam odchodzić, ale w ostatniej chwili chwycił mnie mocno za nadgarstek. Spojrzałam na jego twarz. Zmieniła wyraz. Dotarło do niego... dotarło do niego że za kilka minut już na dobre zniknę z jego życia.
- Zaczekaj. - powiedział z wyczuwalną niepewnością w głosie. - Muszę ci coś powiedzieć, zanim wyjedziesz. - Oznajmił i chwycił moje dłonie kierując wzrok na moje usta, z następnie ponownie ulokował go w moich źrenicach.
- W takim razie słucham. - odparłam prawie niedosłyszalnym głosem.
- April ja... - zaczął.
- Hej! Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem jeszcze zatankować. - wykrzyczał Matt wbiegając do mojego pokoju i tym samym przerywając Zaynowi w połowie zdania. - Pośpiesz się. - rozkazał i chwycił za walizki i zniósł je za dół.
Miałam w nosie samolot. Chciałam wiedzieć, co ma mi do powiedzenia Zayn. Może... powie mi to, co od dawna chcę usłyszeć?
- Miałeś mi coś powiedzieć... - przypomniałam mu, kiedy Matt się usunął.
- Ach tak... bo ja... chciałem ci powiedzieć... cieszę się, że cię poznałem. - uśmiechnął się sztucznie.
- Taaaak.. ja też się cieszę. - na mojej twarzy zagościł minimalny, wyreżyserowany uśmiech. Miałam nadzieję, że usłyszę coś innego. Przeliczyłam się. Znowu.
- Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. - pogładził mój policzek.
- Będę tęsknić. Naprawdę. - do moich oczu napłynęły łzy, jednak nie mogłam pozwolić na to, aby spłynęły wzdłuż mojego policzka.



- Ja też. - przytulił mnie mocno. Z trudem wyswobodziłam się z jego uścisku i chwyciłam za torebkę, która stała na stoliku.  Nadszedł najwyższy czas zakończyć tę historię.
- Czekaj! - Jeszcze coś! - zerwał się nagle, kiedy ja stałam już praktycznie pod drzwiami i zaczął podążać w moją stronę. Wyraz jego twarzy sugerował, że ma mi do powiedzenia coś niezwykle ważnego. Chwycił mocno moje dłonie i już otworzył usta, żeby mi coś wyjawić.



- No prosiłem cię, żebyś się pospieszyła! Samolot nie będzie na ciebie czekał. Są straszne korki, i to będzie cud, jeśli zdążymy na czas. - ponownie wparował Matt i chwycił mnie za dłoń ciągnąc za sobą wzdłuż korytarza aż w kierunku wyjścia.

Piosenka ♥
                      Po chwili byliśmy już przy aucie. Zayn nie zszedł z nami. Został sam ze sobą na górze, w moim pokoju. Pożegnałam się ze służbą oraz właścicielami, którzy zgromadzili się wokół mnie. Zanim wsiadłam na przednie siedzenie samochodu Matta, spojrzałam ostatni raz na "Paradise". Ujrzałam Zayna, jak stoi w jednym z okien i mnie obserwuje. Pomachałam mu delikatnie, ledwo zauważalnie, jednak on to dostrzegł i odwzajemnił gest i zaciągnął się papierosem. Na jego twarzy nie gościł uśmiech. Nie tak chciałam go zapamiętać. Chciałam nosić jego obraz w sercu, jako roześmianego, nieprzewidywalnego, niebezpiecznie uwodzicielskiego, troskliwego, słodkiego badboy'a z Bradford. Ach... jego twarz, jego brązowe oczy przyjmujące różne odcienie brązu w zależności od pory dnia, wesoły śmiech, zapach perfum które unosiły się w powietrzu jego pokoju, tajemnicze tatuaże zdobiące jego umięśnione ciało. Nigdy nie zapomnę nawet najdrobniejszego szczegółu wiążącego się z jego osobą.
                      Tak jak było w planie wsiadłam w samochód i wraz z Mattem ruszyliśmy w stronę lotniska. Droga do Leeds dłużyła się niemiłosiernie, a radiu leciały same miłosne kawałki. Moje serce pękało. Chciałam już tam wtedy w aucie wybuchnąć płaczem, ale nie mogłam pokazać Mattowi mojej kruchości. Przecież on powiedziałby o tym Zaynowi.... Chciałam wyskoczyć z auta. Serio. Już nawet planowałam kolejne czynności począwszy od odpięcia pasów, otwarcia drzwi na oścież i wskoczenia ze środka. Ale co by to dało? Wariatki się tak zachowują, ja muszę chociaż zachowywać pozory zdrowego rozsądku. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Matt szybko zabrał z bagażnika moje walizki i oboje wbiegliśmy na lotnisko. Było pełno ludzi. Wyjęłam mój bilet i czekałam w kolejce do odpowiedniej bramki. Matt stał tuż obok mnie chcąc mi dodać otuchy. Milczałam. Stojąc na palcach nerwowo rozglądałam się po tłumie ludzi, który się tu pałętał, chcąc dostrzec gdzieś pośród nich jego twarz. Twarz, która mnie odwiedzie od popełnienia błędu. Twarz, która każe mi zostać. Na próżno.
- On nie przyjdzie. - odezwał się Matt, zabijając we mnie resztki nadziei. Wzruszyłam ramionami udając zupełną obojętność.
- Nie zależy mi. - odparłam dławiąc się ciężarem każdego z tych słów.
                      Marzyłam, żeby tu wbiegł, tak jak to zwykle dzieje się na komediach romantycznych, pocałował mnie i powiedział coś, co moje serce potraktuje jako ratunek... chciałam, żeby powiedział, że mocno mnie kocha i chce spędzić ze mną resztę życia.
Nadszedł czas odlotu. Pożegnałam Matta i z krwawiącym sercem wsiadłam na pokład samolotu do Polski. Czułam, jakbym właśnie teraz, w tym oto momencie rezygnowała z marzeń. Jakbym... traciła jego. Ale przecież on nigdy nie był mój! Więc jak ja mogłabym go stracić?! Od zawsze był obojętny, a ja bałam się do tego przed sobą przyznać. Ten chłopak na pstryknięcie palcem mógłby mieć każdą dziewczynę pod słońcem, więc czemu chciałby mieć właśnie mnie? Czas zostawić go za sobą. Zapomnieć. Wrócić do normalności. Nie mogę mu pozwolić wpędzić się w depresje i poczucie winy. Muszę żyć. Muszę go zostawić gdzieś za sobą, niczym cudowną książkę o tragicznej miłości, do której nie chce się wracać, bo kosztowała na zbyt wiele łez. Kocham go.  I co mi teraz z tego? Stało się. Samolot się wzbił w powietrze.



                       A ja.... wybuchnęłam. Uszły ze mnie wszystkie emocje, które w sobie dusiłam. Płakałam przez cała drogę do domu. Skończyło się właśnie coś, co nigdy nawet nie miało okazji się zacząć. Więc dlaczego jest mi tak cholernie żal?




***Zayn***

Piosenka ♥ 

                       Wszedłem niepewnie do jej pokoju. Nie wiedziałem, jak moje serce zareaguje na jej widok. "Gdybyś tylko wiedziała... jak bardzo cię kocham" - pomyślałem patrząc na jej śliczny uśmiech, któremu uroku dodawał ten niesforny dołeczek w lewym policzku. Poczułem, że słabnę, kiedy do niej podszedłem. Nagle zapomniałem, co chcę i co się dzieje. Układałem w głowie słowa, które chciałem jej wyznać, żeby ostatecznie nie brzmiały niczym jakiś bełkot. Zamarłem. Dopiero jej słowa mnie ocuciły. Ma taki słodki głosik... Chciałem jej powiedzieć, ale nie wiedziałem w jaki sposób... jak na to zareaguje... co sobie pomyśli.... Stała tak blisko mnie, na wyciągnięcie ręki. Byłem w stanie poczuć słodki zapach jej perfum. Widziałem gromadzące się w kącikach jej oczu, słone, nieznaczne łzy. Z pewnością nie chciała, żebym je dostrzegł. Czułem gdzieś na szyi ciepło powietrza, które wydychała z płuc. Marzyłem, żeby ją chwycić w tali, przysunąć do siebie i zatonąć w jej ustach po raz pierwszy i ostatni. Nie mogłem tego zrobić. Teraz to już i tak nie zmieniłoby niczego. Kocham ją. Nie mam pojęcia, kiedy ta dziewczyna, jej zielone, roześmiane oczy, uroczy śmiech, uwydatniający się przy tym dołeczek w lewym policzku, seksowny sposób w jaki przygryzała dolną wargę zawładnęły moim światem. Na początku znajomości sądziłem, że przygryza wargę, żeby mnie sprowokować, ale z czasem zrozumiałem, że to jest jeden  jej nawyków, tak samo jak i obwijanie kosmyka włosów wokół palca, oraz unoszenie lewej brwi, kiedy jest zezłoszczona. Chciałem jej powiedzieć... ale Matt za każdym razem mi przerywał. Mam nadzieję, że będzie szczęśliwa..., że uda jej się spełnić wszystkie marzenia, ale przede wszystkim mam nadzieję, że nigdy mnie nie wyrzuci z pamięci. To... bez sensu. Po co miałaby mnie pamiętać? Kiedyś w jej życiu zjawi się mężczyzna, który da jej to wszystko, co chciałem dać jej ja, gdyby tylko chciała.
                      Kiedy wyszła z pokoju, wyjąłem z kieszeni wisiorek w kształcie klucza, który chciałem jej podarować, mówiąc, że jest jedyną właścicielką mojego serca. Nie udało się. Zacząłem płakać w momencie, kiedy auto odjechało. Po raz pierwszy płakałem. Osunąłem się na ziemię i skryłem twarz w dłoniach. To bolało. Tak bardo bolało. Jakbym... w tamtym momencie stracił część siebie... część mojego życia... część uśmiechu... część powietrza, który oddycham... część pieprzonej muzyki... część mojej duszy... część serca. Przestałem być sobą. Wisiorek, który miałem jej podarować dopiąłem do swoich kluczy. Usunąłem z telefonu wszystkie kontakty do "przyjaciółek". Pozostawiłem tylko jej numer. Przestałem zaliczać każdą imprezę w mieście. Rzuciłem studia. Czas spędzałem głównie na dachu, bez względu na pogodę, czy porę roku. Myślałem o niej codziennie. Plułem sobie w twarz, że wtedy zachowałem się jak ostatni tchurz i tak zwyczajnie pozwoliłem jej odejść. Jestem człowiekiem bez nadziei. Ona była moją nadzieją, a teraz pewnie przyświeca już innemu. I dobrze. Co ja mogłem jej zaoferować? Dozgonną miłość? Co z tego... niby moi rodzice mają hotel.. ale to nie ja go odziedziczę, tylko moja siostra. Na dobrą sprawę nie śmierdzę groszem. Lepiej dla niej, że wróciła do domu.
                        Wiele razy chiałem chwycić za telefon, nawet już wykręcałem numer, ale nigdy nie wystarczyło mi odwagi na naciśnięcie zielonej słuchawki. Dźwięk jej głosu, na nowo mógłby złamać moje serce, które jeszcze się nie zdążyło zrosnąć. Nie napisałem nawet krótkiego smsa, czy już wylądowała. Nie byłem w stanie. Mam nadzieję, że któregoś dnia mi wybaczy. Jestem wrakiem, choć udaję, że jeszcze się trzymam.


***April***

                          Minął rok, 365 ponurych dni. 365 długich, bezsennych nocy. 365 niepotrzebnych wschodów i zachodów słońca. Miliard wyblakłych wspomnieć zapisanych na kartach bezkresnej pamięci. Miliard wyrzutów sumienia. Upłynęło tyle godzin, minut, sekund, a o on.... Minęło tyle czasu.... Chciałam stanąć na równe nogi. To nie było łatwe. Wyjeżdżając zostawiłam swoje serce w Bradford, w posiadaniu mężczyzny, który nawet nie wie, że ono należy do niego. Głupia ja. Prawda? Przez równy rok, nawet nie zadzwonił, nie zapytał Matta, czy żyje. Nie zainteresował się mną w żaden sposób. Pewnie dzisiaj nawet nie pamięta mojego imienia. Jestem tego pewna. Nie wie już kim byłam. Nic dziwnego. Takich dziewczyn jak ja się nie pamięta. Nie mam o to do niego pretensji... ja tylko... chciałabym móc tam wrócić i zacząć wszystko od nowa. Chciałabym móc się w nim nigdy nie zakochać, a już na pewno nie pokochać go do tego stopnia. Nigdy nikomu nie opowiedziałam o Zaynie. Nawet najlepsza przyjaciółka, nie wiedziała o jego istnieniu. Nikt. Po co mieli wiedzieć? Żeby uświadamiać mnie o mojej bezsilności? Nie muszą. Na prawdę.
                          Wielokrotnie zastanawiałam się, co takiego chciał mi wtedy powiedzieć... Może... że mnie kocha? Nie.. nie.. nie! To absurd! Gdyby mnie kochał, nie pozwoliłby mi tak po prostu odejść! Zadzwoniłby! Napisał! Czy cokolwiek! A on? Zapomniał. Szkoda, że ja nie zapomniałam.
                           Nie poszłam na ASP. Zrezygnowałam. Zayn uświadomił mi, że to nie jest to, czego potrzebuję. Artystka musi mieć czystą kartę. Ja nie mam. Moje wspomnienia są przepełnione Zaynem. Koszmar. Cudowny koszmar. Złożyłam podanie na jedną z londyńskich uczelni. Uznałam, że  w Polsce nie będę w stanie ukoić nerwów ani wspomnień, które żyją we mnie. Może to dziwne, ale ja wciąż czuję jego dotyk, zapach i to samo uczucie w brzuchu, które towarzyszyło mi, kiedy mnie nawet przypadkowo musnął dłonią. Czy ja kiedyś zacznę ŻYĆ?


***Zayn***

Piosenka ♥
                     Dlaczego tak ciężko jest nam zostawić przeszłość za sobą? Chciałbym zostawić za sobą April ale nie jestem w stanie. Nawet po roku, ona kieruje moim życiem. To jest chore. Postanowiłem wyjechać z Bradford, ponieważ tam jest wciąż pełno jej. W pokoju w którym niegdyś mieszkała ona, teraz nocuje jakaś francuska, która u nas pracuje. Chciałem nawet ją poderwać... mało brakowało do pocałunku, ale kazałem jej zjeżdżać, bo nie była April. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że do tego stopnia zwariuję po jej wyjeździe, uznałbym, że upadł na mózg.
                    Przeprowadziłem się do Londynu, gdzie zamieszkałem u mojego przyjaciela - Harrego Stylesa, adwokata. Poznaliśmy się tak samo jak z Niallem - na obozie. Jestem mu wdzięczny, że pozwolił mi u siebie pomieszkać na jakiś czas. Teraz aktualnie jestem spłukany i nie mam kasy na własne mieszkanie w Londynie. Jet mi jednak głupio, że już od 2 tygodni siedzę na jego głowie. Rzecz jasna dorzucam sie do jedzenia i czynszu, ale i tak mam u niego ogromny dług. Chcę mieć własne mieszkanie, jednak jak na razie jestem dopiero na etapie szukania pracy, a od rodziców nie chcę brac pieniędzy, bo nie mają obecnie najlepszej sytuacji. Dzisiaj idę po raz pierwszy na nową uczelnię. Uznałem, że muszę się w końcu ogarnąć i pomyśleć o przyszłości. Wybrałem anglistykę. Za 15 minut mam pierwszy wykład.
Zabrałem ze sobą torbę przerzucaną przez ramię, jakiś notes, podręcznik oraz długopis i wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Był piękny wrześniowy dzień. Udałem się na parking, gdzie stał zaparkowany mój czerwony, gruchot do którego wsiadłem i odpaliłem silnik. "Moja mała pędzi jak szalona, więc za 5 minut będę pod uczelnią." - pomyślałem i ruszyłem z piskiem opon. Pech chaił, że w połowie drogi, natrafiłem na jaki zakichany korek. Trąbiłem, ale nikt sobie nic z tego nie robił. Musiałem czekać dobre 10 minut, żeby ruch się nieco rozładował.
                   Kiedy dojechałem w końcu pod uczelnię, byłem już spóźniony jakieś 15 minut. Wybiegłem pospiesznie z auta i ruszyłem w stronę uczelni przelatując przez obrotowe drzwi. Szukałem rozpiski sal, i w gruncie rzeczy jej nie rozumiałem. Co to ma niby znaczyć: F2R483A? Od kiedy się nadaje takie głupie oznaczenia sal?! Biegałem po całym uniwersytecie żeby natrafić na właściwe pomieszczenie, rozglądałem się i szukałem kogoś, kto mi wskaże kierunek, jednak na próżno. W końcu po kilku minutach biegania znalazłem to, czego szukałem. Sala 483 znajdowała się się na drugim piętrze. Ostrożnie nacisnąłem klamkę drzwi, biorąc przy tym głęboki wdech i pewnym krokiem wszedłem do środka. Jak się okazało wejście do sali było od tyłu, przez co jedynie dziekan z którym teraz miałem mieć wykład mógł zauważyć moje przybycie. Nie udało mu się jednak, bo stał przodem do tablicy, a ja szybko wślizgnąłem się do środka zajmując jedyne wolne miejsce w ostatniej ławce obok jakiejś dziewczyny. Wypakowałem się i próbowałem ochłonąć.
- O czym wykład?  - zapytałem nieznajomej brunetki.
- Ogólnie.. czego będziemy się uczyć. - odparła. Spojrzałem na nią. Była piękna, gładkie, lśniące włosy, przyjazny wyraz twarzy, brązowe oczy.
- Jestem Zayn. - przedstawiłem się szeptem.
- Emily. - odparła uśmiechając się delikatnie.
- Wiesz... nie chcę się narzucać, ale masz chłopaka? - zapytałem prosto z mostu.
- Nie. A podobam ci się? - zachichotała.
- Jak diabli. - zaśmiałem się.
- Pójdziemy gdzieś po wykładzie? - zapytała nagle.
- Co proponujesz? - zapytałem poruszając brwiami.
- Gorąca czekolada? - zaproponowała.
- Chętnie. - puściłem jej oczko.
                  Do końca wykładu flirtowaliśmy ze sobą. Była słodka. Polubiłem ją. Kiedy dziekan wydał nam pozwolenie na opuszczenie sali, oboje wstaliśmy z naszych miejsc i czekaliśmy, aż reszta studentów opuści pomieszczenie. Co najciekawsze... wyjście z sali było na samym jej przodzie, a wejście na tyle. Dziwne. Łącznie było nas tu około 30. To nie dużo.... Emily bardzo cieszyła się na naszą "randkę". Ja prawdę mówiąc też. Nadszedł najwyższy czas zapomnieć o April. Właśnie miałem pytać Emily, czy da mi swój numer, ale na moment odwróciłem wzrok w stronę wyjścia w którym mignęła dobrze mi znana kobieca postać... "Nie.. Zayn... wariujesz... To nie może być April!" - powtarzałem sobie. Bez zastanowienia chwyciłem za swoją torbę i ruszyłem w stronę wyjścia taranując wszystkich i zapominając o nic nierozumiejącej Emily. Zacząłem biec za dziewczyną, jednak nie zdążyłem jej złapać, ponieważ zniknęła gdzieś w tłumie setek innych studentów którzy też właśnie skończyli swoje wykłady. "Dam sobie rękę uciąć, że to była April. Co prawda, ta dziewczyna, którą widziałem w drzwiach była blondynką, ale... miała postawę April i jej sukienkę. To ona. Jestem tego pewien. To moja April. Moje kochanie..." - powtarzałem sobie w myślach. Poczułem, że ktoś mnie łapie pod ramię.
- Mrrr, to co z ta czekoladą? - uśmiechnęła się do mnie zalotnie Emily.
- Nieaktualna. - wzruszyłem ramionami i poszedłem w stronę auta. Teraz liczyło się tylko to, że April jest tutaj, w Londynie.


PS. Dodałam muzykę ♥ Myślę, że pasuje do nastroju dzisiejszego rozdziału :D Hmmm.. obiecałam wam "niespodziewankę" i oto ona: TO JESZCZE NIE JEST KONIEC ♥ Cieszycie się? ;)

środa, 22 stycznia 2014

Rozdział X



                     Przez kolejne kilka dni codziennie wychodziliśmy gdzieś z Zaynem i dużo rozmawialiśmy. Poznałam go od strony, od której nie znają go nawet jego najlepsi przyjaciele. Kredyt zaufania jakim mnie obdarzył upoważnił mnie do tego, aby równie opowiedzieć mu co nieco o sobie. Dowiedział się, jaka na prawdę jestem. Nasze czysto przyjacielskie relacje znacznie się poprawiły i ociepliły. Szkoda, że dopiero teraz, kiedy za trzy dni wsiądę w samolot i wrócę do Polski. Będę za nim tęsknić. Nie lubię tego uczucia... tęsknota to świadomość braku kogoś w naszym życiu. Za trzy dni w moim życiu zabraknie jego. Zatęskni za mną? Wspomni mnie kiedyś przed snem? Napisze? Zadzwoni? Chciałabym, żeby odpowiedzi na te wszystkie pytania brzmiały po prostu: tak. Jednak nie mogę zbyt wiele po nim oczekiwać. Ma swoje życie, które po moim wyjeździe ponownie wróci do normy. Podobnie jak i moje. Wrócę do domu, pójdę na studia, na nowo spotkam się z przyjaciółmi, postaram się coś w sobie zmienić. Zawsze chciałam być blondynką, może w końcu się na to odważę? Podobno kiedy kobieta zmienia kolor włosów, to ma to świadczyć o tym, że właśnie zamknęła w swoim życiu pewien rozdział. Ja zamierzam zamknąć. Chciałabym móc tu jeszcze kiedyś wrócić. Chciałabym, mieć do kogo wrócić. Do Zayna.... O ile... będzie o mnie jeszcze pamiętał. Myśl, że za trzy dni będę w drodze powrotnej do domu kaleczy moje serce.... Kocham go i muszę się z nim pożegnać. Dlaczego to wszystko jest takie niesprawiedliwe? Muszę się z nim pożegnać, najprawdopodobniej już na dobre.... a my jeszcze nie dostaliśmy szansy, żeby zacząć cokolwiek... A raczej.. dostaliśmy, tylko ja byłam niezdecydowana. Kocham go zbyt mocno, żeby pozwolić mu się do mnie zbliżyć, bo jeśli to uczynię, to pożegnanie mnie unicestwi. Ostatnio nawet rozważałam opcję pozostania w Bradford, ale to głupie... co ja mu powiem? "Zayn kocham cię i nie chcę nigdzie jechać?" Wyśmieje mnie. Przecież, on nie chce poważnego związku. Z resztą opowiedział mi o swojej mamie, która chce, żeby związał się  z Alice. Ja jej nawet nie dorastam do pięt. Taka prawda. Ona jest wspaniała! Szczupła, wysoka, blond włosa, z niebieskimi oczami. A ja? No właśnie.... Jakaś tam brunetka średniego wzrostu z ohydnymi, zielonymi oczami. I na czym tu oko zawiesić? Zayn zasługuje na dużo ładniejszą niż ja.
             Właśnie byłam w trakcie wygłaszania mojego monologu w myślach, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - odpowiedziałam.
- Jesteś gotowa? - zapytał Zayn wchodząc i całując mnie na przywitanie w policzek.
- Jestem. - uśmiechnęłam się szeroko. - Ale co ty planujesz? - zapytałam zdezorientowana. Wczoraj obiecał mi, że gdzieś mnie zbierze.
- Zobaczysz. - założył mi włosy za ucho. - Niespodzianka kochanie.
- Zayn.. proszę.. - spojrzałam na niego błagalnie.
- Zobaczysz. - powtórzył i pociągnął mnie mocno za dłoń. - Mam nadzieję, że spakowałaś to o co cię prosiłem. - rzucił wyprowadzając mnie z hotelu.
- Ale po co mi dwie pary butów i ubranie na zmianę? - zapytałam wsiadając do czerwonego kabrioletu którego drzwi przede mną otworzył.
- Pokąpiemy się. - puścił mi oczko.
- Tylko? - uniosłam lewą brew. On szybko wskoczył do samochodu od strony kierowcy.
- Nie tylko, jeśli tylko chcesz. - musnął moje ucho ustami i się zaśmiał. - Taki żart. - usłyszałam, kiedy odpalił silnik.
- Szkoda - westchnęłam, po czym wybuchnęłam śmiechem.
                   Po godzinie jazdy Zayn zjechał w jakąś polną drogę.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam spoglądając na niego.
- Przed siebie. - zerknął na mnie i posłał mi szeroki uśmiech.
- Podoba mi się ten pomysł. - odparłam i przeczesałam dłonią włosy, które mierzwił mi wiatr.
                 Po 15 minutach chłopak zatrzymał samochód gdzieś pośród szczerych pól. Nie wiedziałam w dalszym ciągu, po co mnie tu przywiózł i gdzie się dokładnie znajdujemy. W sumie, nie obchodziło mnie to. Najważniejsze, że byłam z nim.
                 Zayn niczym prawdziwy dżentelmen pomógł mi wysiąść z auta. Przeciągnęłam się i zdjęłam z nosa okulary przeciwsłoneczne aby móc się lepiej przyjrzeć okolicy w której się znajdowaliśmy. Otaczała nas łąka pełna kolorowych kwiatów, nieopodal znajdował się zielony las, którego czubkami drzew kołysał wiatr. Dobiegał z niego piękny śpiew ptaków. Po źdźbłach traw skakały pasikoniki oraz inne owady. Trawa była dość wysoka.
- Podoba ci się tutaj? - zapytał Zayn. A ja kiwnęłam twierdząco głową.
- A gdzie woda? Mówiłeś, że będziemy pływać. - powiedziałam rozglądając się dookoła.
- Za lasem. - odparł z uśmiechem.
- Jak to za lasem? - zapytałam robiąc wielkie oczy.
- Normalnie. Przejdziemy przez łąkę, las i jesteśmy nad rzeką. - wyjaśnił wyjmując koszyk z jedzeniem oraz kocami.
- O nie! Ja tam nie idę. Nie cierpię się plątać po lesie. Zapomnij. - stanęłam z założonymi rękami opierając się o rozgrzaną maskę kabrioletu.
- Nie marudź śliczna. - pokręcił głową.
- Nie pójdę. Z resztą widziałeś tę trawę? W niej mogą być jakieś węże czy coś. Możemy zginąć, bo tobie się zachciewa wycieczki nad rzekę. - zaczęłam szukać mocnych argumentów, ale każdy jeden coraz bardziej go bawił.
- Chodź kochanie. - powiedział rozweselony i chwycił mnie w pasie przerzucając sobie przez ramie. - Zaniosę cię.
- Zayn! Puść mnie! - protestowałam, na próżno.
- Jesteś jak dziecko. - zaśmiał się i klepnął mnie w tyłek.
                   Po kilku minutach znaleźliśmy się w końcu na kamienistym brzegu rzeki. Chłopak postawił mnie na ziemię i rzekł:
- Widzisz, żyjemy.
- Jesteś nieznośny. - pokręciłam głową, a on znienacka pocałował mój policzek.
- Dlatego mnie lubisz. - przejechał dłonią wzdłuż moich długich włosów.
- Nie tylko dlatego. - odparłam siadając na kamieniach. Trochę wgniatały mi się w pośladki.
- To za co jeszcze? - zapytał kładąc się tuż przy mnie. Jego głowa spoczęła na moich kolanach, a ja zaczęłam głaskać jego czarne włosy.
- Za to, że nigdy nie pozwalasz mi się nudzić. Bywasz do tego stopnia bezczelny i prostolinijny, że aż... zaczęłam to traktować jako jedną z twoich zalet. Zawsze... umiesz mnie rozbawić i wyprowadzić z równowagi w tym samym czasie.... - zaczęłam wymieniać.
- Podniecam cię. - dodał do mojej listy uśmiechając się szelmowsko.
- Jak stonkę oprysk... - odparłam śmiejąc się.
- Chyba chcesz, żebym cię tu zostawił samą i sobie poszedł. - udał obrażonego.
- Dam sobie radę. Znajdę jakiegoś przystojniak, który zechce spędzić ze mną miło czas, skoro tobie się nie chce. - wzruszyłam ramionami.
- W sumie... mogę zostać... - odparł drapiąc się po głowie.
- Na taką odpowiedź liczyłam kochanie. - zaśmiałam się melodyjnie i pogładziłam jego policzek, a on ujął moją dłoń i skierował na swoje usta pozostawiając na niej słodki ślad swoich warg.
-Jesteś piękna... - uniósł ciepłą dłoń i pogładził opuszkami palców mój blady policzek. - Mówiłem ci to już kiedyś? - zapytał uśmiechając się słodko do mnie.
- Możliwe, że kiedyś już o tym wspomniałeś. - zaśmiałam się melodyjnie będąc lekko spięta. Jego dotyk i wcześniejsza fala słów obudziła dreszcze, które przebiegły wzdłuż moich pleców.
- Co będziesz robić po powrocie? Nadal Akademia Sztuk Pięknych... Wydział Sztuk Scenicznych? - zapytał.
- Tak. - uśmiechnęłam się mimowolnie. Byłam zaskoczona, że pamięta to, co powiedziałam mu dwa miesiące temu, przy naszym pierwszym spotkaniu.
- Później facet, ślub, gromadka dzieci i spokojna starość w ramionach ukochanego na huśtawce w ogrodzie z biegającymi dookoła was wnukami? - zapytał nagle nadal się we mnie wpatrując. Jego twarz zmieniła wyraz, na taki, jakiego jeszcze dotąd nie znałam. Coś jak smutek połączony z troską, nadzieją i wymuszoną radością.
- Życie to nie bajka, Zayn. - odparłam krótko gładząc jego włosy.
- Mylisz się. To my piszemy nasz własny życiorys i mamy to, o co walczymy i co chcemy mieć. - odpowiedział.
- Ale... niekiedy zwyczajnie... niektóre rzeczy są niemożliwe... i nie mogą się wydarzyć, nawet jeśli tego bardzo chcemy. Nie możemy być egoistami w życiu i musimy mieć na uwadze dobro innych osób. - wyjaśniłam. On nic nie odpowiedział, tylko patrzył się gdzieś w dal. - Rozmawiałam dzisiaj rano z Mattem. Powiedział, że mnie zawiezie na lotnisko. Pojedziesz z nami? - zapytałam szturchając go lekko.
- Proszę, nie rozmawiajmy już o twoim wyjeździe. Liczy się to, co jest dzisiaj. - uśmiechnął się szeroko, po czym wstał i podał mi dłoń. - Chodź. - dodał.
- Gdzie? - zapytałam podnosząc się z kamieni z jego  pomocą.
- Do wody! - krzyknął i chwycił mnie mocno w pasie i przerzucił przez ramię, po czym zaczął biec ze mną w stronę wody. Zaczęłam wierzgać nogami i piszczeć, ale nie zwracał na to uwagi. Po krótkiej chwili obydwoje znajdowaliśmy się już w wodzie. Zaynowi sięgała do pasa. - Chcesz się schłodzić? - zapytał klepiąc mnie w tyłek.
- Nie. Nie. Nie. - odparłam.
- A ja widzę, że chcesz. - zaśmiał się i kucnął, przez co automatycznie zanurzył mnie całą w wodzie.
- Uduszę cię! - powiedziałam z rozbawieniem połączonym z lekkim fochem trzymając się go kurczowo, aby nie upaść do wody.
- Tylko na to czekam. - powiedział, po czym postawił mnie na dnie. Woda była w miarę ciepła, a rzeka płytka i przejrzysta.
- Myślałam, że nie umiesz pływać. - stwierdziłam mierzwiąc jego czuprynę.
- Bo nie umiem. - zaśmiał się i ochlapał mnie wodą.
- O ty! - udałam oburzoną i rzuciłam się na niego ze śmiechem przez co oboje wpadliśmy do wody.



Dobrze, że nie było głęboko, bo żadne z nas nie było w dzieciństwie na tyle zdolne, aby opanować sztukę pływania.
- Chcesz nas zabić? - zapytał rozbawiony wynurzając się w wody.
- Ciebie, owszem. - pokazałam mu język i zaczęłam uciekać w stronę lądu, a on zaczął za mną biec. Ciężka tafla wody i prąd morski skutecznie ograniczały nasze ruchy.
- Jak cię dorwę...! - krzyczał za mną.
- To co? - Zapytałam "wybiegając" z wody na brzeg.
- To zobaczysz. Zgwałcę cię. Słowo. - usłyszałam od goniącego mnie chłopaka.
- Aleeee się boję.... - zaśmiałam się. Nawet nie zauważyłam, kiedy Zayn mnie dogonił i chwycił w pasie.
- Powinnaś. - zaśmiał się kładąc mnie bezwładnie na kamienie. Nie protestowałam, nie widziałam potrzeby.
- Będzie padać. - zaśmiałam się.
- W końcu to Anglia ślicznotko. - przewrócił oczami i zaczął sunąć swoją dłonią wzdłuż mojego uda.
- Zgwałcisz mnie na kamieniach? - zapytałam nie ukrywając mojego rozbawienia.
- Tak. - zrobił śmieszną minę.
- Złaź ze mnie Malik. - kopnęłam go lekko.
- A jak nie to co? - zapytał zabierając dłoń z mojego uda.
- To zobaczysz. - pokazałam mu język.
- Ciebie nago? - poruszył zabawnie brwiami.
- Never in a million years. - pomierzwiłam jego mokre włosy i odepchnęłam go od siebie. Mulat usiadł obok mnie, a ja oparłam się głową o jego ramię, które kilka sekund później mocno mnie obejmowało.
- Nie jest Ci zimno? - zapytałam.
- Trochę, a tobie? - spojrzał na mnie kątem oka.
- Trochę. - wzruszyłam ramionami.
- Jak wrócimy do domu, zrobię ci ciepłe, pyszne kakao. Jestem w tym mistrzem. Nikt nie robi takiego jak ja. - rzekł z samozachwytem.
- Chętnie spróbuję. Ooooo.. a ja upiekę naleśniki. Jestem w tym dobra. Podobno są zniewalające.
- Nimi trujesz swoje ofiary? - parsknął śmiechem.
- Wiesz co? - posłałam mu gniewne spojrzenie i szturchnęłam go łokciem w umięśniony brzuch.
- Żartowałem kochanie, nie złość się. - pocałował mnie w policzek.
Miałam własnie coś odpowiedzieć, ale ni stąd ni zowąd lunęło deszczem.
- Mówiłam, że będzie padać? - zapytałam patrząc na niego.
- Cholera! Moje auto! - zerwał się.


***Zayn***


                   Chciałem, żeby tamta chwila trwała jak najdłużej, jednak nie było nam to pisane, gdyż nagle niespodziewanie nadeszła potworna ulewa. Pewnie nie przejąłbym się tym zbytnio, gdyż już i tak byliśmy cali morzy, ale problemem stał się mój samochód, w który stał gdzieś pośrodku polany z otwartym dachem. Bez zastanowienia zerwałem się z miejsca i chwyciłem April za dłoń ciągnąc ją w stronę lasu, aby wrócić do auta, zanim na dobre je zaleje. Biegliśmy ile sił w nogach. W ekspresowym tempie znaleźliśmy się na owej łące i wskoczyliśmy na mokre siedzenia mojego kabrioletu.
- Zamknij dach. - odezwała się April trzęsąc się z zimna.
- Nie mogę. - odparłem odpalając silnik.
- Jak to nie? - zapytała.
- Jest zepsuty.
- Kto normalny jeździ z popsutym dachem.
- Zayn Malik. - odparłem. Byłem wkurzony, bo wiem, że gdyby w aucie siadło cokolwiek od wilgoci, ojciec by mnie zabił. Kiedy udało mi się odpalić tego gruchota ruszyłem najprędzej jak to było tylko możliwe. Jazda z otwartym dachem podczas ulewy jakąś polną drogą, która zamienia się w jedno wielkie błoto, nie należy do najprzyjemniejszych.
- Nie wrócimy do domu. - stwierdziłem.
- Jak to? Żartujesz? - April zrobiła wielkie oczy.
- Musimy znaleźć tu gdzieś jakiś motel i schować auto, bo inaczej mi je zaleje na amen.
- Okay... przy skręcie w tą polną drogę był jakiś mały motel czy coś. - rzekła.
- Jedziemy tam. - kiwnąłem twierdząco głową i dodałem gazu.
                     Po 5 minutach byliśmy na miejscu. Wjechałem autem na plac i rozglądałem się za kimś, kto mi pomoże. Na całe szczęście w pobliżu kręcił się właściciel motelu, który mi pomógł schować wóz w swoim garażu, a następnie zakwaterowaliśmy się w jego hotelu. Zapadał już powoli mrok, a deszcz nie ustawał, więc nie było sensu nawet myśleć o powrocie do Bradford. Chcąc nie chcąc, musimy spędzić noc w motelu... a co najlepsze, ten motel się cholernie mały, i na 5 pokoi, został im dokładnie jeden wolny. Mnie ten fakt bardzo cieszył, April trochę marudziła, ale to nieistotne. Nie ma wyjścia. Jest na mnie skazana. A konkretnie na nas we wspólnym łożu małżeńskim. Na samą myśl, robiło mi się gorąco.
                    April zniknęła mi gdzieś po drodze do naszego "apartamentu królewskiego". "No nic. Znajdzie się" pomyślałem. Pokoik do którego otrzymaliśmy klucze, był malutki i prawdę mówiąc nudny. Jego mdłe wnętrze było straszne. Dobrze, że spędzimy tu tylko tę jedną noc i wracamy do Bradford. Cóż... teraz narzekam na ten pokój, a przecież może się w nim zdarzyć coś pięknego, czego oboje nie zapomnimy do końca życia.
                     Po kilku minutach do środka weszła April mając na sobie już świeże, suche ciuchy, które wygrzebała gdzieś w bagażniku mojego auta. Dla mnie też przyniosła. "Jest taka kochana" - powiedziałem sam do siebie w myślach.
- Masz. - rzekła z chłodem nawet na mnie nie patrząc.
- Długo masz zamiar się jeszcze na mnie złościć? - zapytałem gładząc jej policzek.
- Powiedziałeś im, że jestem twoją narzeczoną! - oburzyła się.
- Tylko wspomniałem... nic wielkiego, inaczej nie daliby nam tego pokoju. - uśmiechnąłem się do niej słodką próbując wywołać na jej twarzy ten śliczny uśmiech i rumieńce, które tak uwielbiałem.
W pokoju rozległo się pukanie, a April otworzyła drzwi, gdyż stała praktycznie przy nich.
- Tak? - zapytała właściciela budynku, który stał w drzwiach.
- Przyniosłem wam koce. - odparł mężczyzna wertując nas oboje wzrokiem.
- Dziękujemy. - odparła moja ślicznotka.
- A gdzie twój pierścionek zaręczynowy? - zapytał nagle właściciel wręczając jej do rąk koce.
- U jubilera. - odparła. - Chciałam mieć na nim wygrawerowaną datę, kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz.
- Rozumiem. - facet uśmiechnął się i poszedł w swoją stronę.
- No kochanie, nie wiedziałem, że umiesz tak wybornie kłamać.... - przygryzłem dolną wargę.
- Uczę się od najlepszych. - odparła.
- Masz na myśli mnie? - uniosłem lewą brew do góry.
- Idź się przebierz. - rozkazała.
- Okay, ale dobrze się przypatrz, bo mój tyłek świetnie się prezentuje w mokrych dżinsach. - zaśmiałem się i zabrawszy suche ubrania wyszedłem z pokoju do łazienki, która znajdowała się na korytarzu.
                Kiedy wróciłem do pokoju, April leżała rozłożona na "naszym" łóżku i odpisywała na czyjeś sms-y.
- Mam rozumieć, że mnie zdradzasz już przed ślubem? - zapytałem rzucając się na wolne miejsce na łóżku tuż przy niej, ona nic nie odpowiedziała. - Jesteś na mnie zła? - zapytałem robiąc słodkie oczka. Dalej nic. - No April... - zamruczałem wsuwając dłoń pod materiał jej bluzki i gładziłem jej brzuch kreśląc na nim bliżej nie znane wzory. Nie reagowała. - Kochanie... - wyszeptałem do jej ucha i przygryzłem jego płatek. Moim skromnym zdaniem, ta zabawa szła w jak najlepszą stronę.
- Zayn, przeszkadzasz mi. - powiedziała będąc nadal zapatrzona w telefon. Głośno westchnąłem i oparłem brodę o jej ramię.
- Z kim tak piszesz? - zapytałem. Widziałem na wyświetlaczu jej telefonu, że pisze z Mattem, ale nie byłem w stanie nic zrozumieć z ich rozmowy, gdyż mówili do siebie w obcym mi języku.
- Z Mattem. Ustalamy o której ma po mnie przyjechać w piątek.
- I o której będzie? - zapytałem.
- O 12. - odparła. - Zayn, nadal mi nie powiedziałeś, czy jedziesz z nami, czy nie.
- Nie. - rzekłem stanowczo. - Nie lubię pożegnać. Nie gniewaj się. - musnąłem jej policzek.
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnęła się delikatnie do mnie. - Też ich nie cierpię. - stwierdziła i położyła dłoń na moim udzie. Poczułem przyjemne dreszcze.
- Będę tęsknił. - posmutniałem.
- Ja też. - uśmiechnęła się serdecznie.
- Więc nie jedź. Podoba ci się tutaj. Obsługa hotelu cię uwielbia. - zaproponowałem.
- Muszę wracać. Wszyscy na mnie czekają w domu... rodzina, znajomi, studia. - zaczęła wymieniać.
- Rozumiem. Tam jest twoje życie. - próbowałem udawać obojętność, ale nie sądzę, żeby mi to dobrze wychodziło.
- Coś w tym stylu. - rzekła i przytuliła mnie mocno.
- Będzie ci brakować mojego seksownego ciała, które tak uwielbiasz? - poruszyłem zabawnie brwiami.
- Też. - zaśmiała się wesoło.
- I tego, że cię dotykam? - kontynuowałem pieszcząc jej plecy dłonią która wkradła się pod bluzkę.
- Wiesz... po 2 miesiącach do niektórych rzeczy idzie się przyzwyczaić. - pogładziła moją wolną dłoń. - Kochanie....
- Tak słoneczko? - zapytałem opierając podbródek o jej głowę.
- Idziemy spać? - zapytała.
Widziałem, że jest strasznie senna. Więc bez zastanowienia odparłem "Jasne".
- Nie mam piżamy. - wyszeptała.
- Śpijmy nago... - zaproponowałem ze cwaniackim uśmieszkiem.
- Nie. - pokręciła przecząco głową.
- I tak masz obiecany gwałt. - zaśmiałem się.
- To mnie gwałć. Jestem taka zmęczona, że nawet nie mam sił się bronić. - wyszeptała i ziewnęła kończąc zdanie.
- Moje biedactwo. - pocałowałem czubek jej głowy.
- Chodźmy już spać. - poprosiła mnie jeszcze raz.
- Dobrze. - kiwnąłem twierdząco głową. Ona wstała z łóżka i na moich oczach zaczęła się rozbierać. Pozostawiła na sobie jedynie bieliznę i obcisły top, po czym wróciła do mnie.
- A ty się nie rozbierasz? - zapytała.
- Nie chcę, żebyś się zbytnio podnieciła. - zaśmiałem się wesoło,  po czym również wstałem i rozebrałem się do samych bokserek.


***April***

                  Nie podobała mi się opcja spędzenia nocy w tym miejscu, ale nie było innej rady. Myślałam, że zabiję Zayna spojrzeniem, kiedy ten palnął właścicielom, że jesteśmy narzeczonymi. W gruncie rzeczy, to stwierdzenie, wcale mi nie przeszkadzało, jednak wypadało zachować pozory oburzonej. Dzisiejszy dzień był na prawdę cudowny. Byliśmy blisko siebie, a teraz jeszcze ten hotel i wspólna noc. Chyb on sobie nawet nie wyobraża, jaką mam ochotę wpić się w jego usta. Chciałabym chyba nawet to z nim zrobić. On ma rację, pociąga mnie jak nikt inny. Wolałam udać, że jestem zmęczona, niż zrobić przed wyjazdem jakąś głupotę.
                 Kiedy Zayn się rozebrał do snu, nie byłam w stanie spojrzeć na jego ciało. Było zbyt perfekcyjne. Odwróciłam więc głowę i udałam, że zasypiam. On zgasił światło i legł na łóżku i zaczął się bawić telefonem. Potrzebowałam go.
- Zayn, przytul mnie mocno. - poprosiłam, a on bez dłuższego zastanowienia przywarł swoim tułowiem do moich pleców i objął mnie w pasie. - Nie puszczaj. - ponownie poprosiłam.
- Nie mam takiego zamiaru. - wyszeptał do mojego ucha i pocałował moją szyję. Czułam jak moje ciało zaczyna drżeć. Miał na mnie zbyt duży wpływ. Po jakiejś minucie zaczął błądzić dłonią po moim brzuchu. Ponownie wsunął ją pod moją bluzkę, a ja poczułam jak miliard motyli chce się wydostać na powierzchnię. Westchnęłam cicho pod magnetyzmem jego dłoni.


***Zayn***

                  Poprosiła, żebym ją przytulił. Zrobiłem więc to, czego po mnie oczekiwała. Poczułem jak jej ciało przeszła fala dreszczy. Uśmiechnąłem się sam do siebie pod nosem. Po chwili skierowała się do mnie z kolejną prośbą, żebym jej nie wypuszczał z ramion. Nie byłem w stanie się od niej odkleić nawet na moment. Pachniała tak dobrze, tak pociągająco. Bez namysłu zacząłem drażnić opuszkami palców jej brzuch i musnąłem przelotnie szyję, na której chciałem zostawić po sobie ślad w postaci malinki, jednak uznałem, że nie powinienem. Chciałem czegoś więcej tej nocy. Ona również. Czułem to. Czułem, że jest już moja. Gładząc jej brzuch, moja dłoń zaczęła schodzić niżej, aż do podbrzusza, gdzie opuszki palców zaczęły kreślić nieznane nam obojgu wzory. Jeden z palców uniósł minimalnie gumkę bielizny i wsunął się dosłownie dwa milimetry pod nią. Z jej ust wydostał się stłumiony jęk. Chciałem więcej, jednak nie byłem w stanie. Przypomniałem sobie o tym, że wyjeżdża i już jej więcej nie zobaczę. Nie chciałem jej wykorzystywać. Nie ją. Nie moją April. Ponownie położyłem dłoń na jej brzuchu i wyszeptałem niewyraźnie "Przepraszam", a ona wzdrygnęła się lekko i złączyła nasze palce.
- Nie jetem na ciebie zła. - odparła. Ja wtuliłem się w jej włosy i próbowałem zasnąć.



Rano kiedy się obudziłem, ona leżała przytwierdzona policzkiem do mojej klatki piersiowej. Przejechałem dłonią wzdłuż jej włosów i pocałowałem czubek jej głowy. Obudziłem ją.
- Dzień dobry. - powiedziałem radośnie.
- Cześć. - uśmiechnęła się otwierając swoje zaspane oczy.
- Dobrze ci się spało? - zapytałem.
- Dobrze, bo z tobą. - zaśmiała się.
- Mogę powiedzieć to samo. Jesteś głodna? - zapytałem.
- Nie. - powiedziała ziewając. - Musimy już wracać...
- Jest dopiero 13. Ubierzmy się i chodźmy na spacer. Tu jest tak pięknie. - rzekłem gładząc jej włosy.
- Okay. - rozpromieniła się jeszcze bardziej.
                    Po 20 minutach wymeldowaliśmy się z motelu i ruszyliśmy przed siebie polną drogą wspominając minione dwa miesiące, śmiejąc się i żartując. Nie mogłem w to uwierzyć, że to już jutro. Że jutro o tej porze jej już nie będzie w moim życiu... właśnie teraz, kiedy wszystko zaczęło w końcu iść po naszej myśli. Jak ja sobie bez niej poradzę? Kocham ją... Kocham ją jak wariat. Nikt nigdy wcześniej, nie wstrząsnął tak moim światem jak ona i nikt nigdy nie sprawił, że czułem, że miłość jest czymś dobrym. Ona mnie nauczyła, czym jest miłość. Udowodniła mi, że takie uczucie istnieje. Nie chcę jej stracić. Z jednej strony cieszę się, że spełni swoje marzenie i pójdzie na wyśnione studia, ale z drugiej... nie chcę jej nigdzie puszczać. Jest moją drugą połówką. Gdybym miał szansę cofnąć czas, to zmieniłbym tyle rzeczy w sobie, w moim postępowaniu... wykorzystałbym czas do maksimum, żeby być jak najbliżej i jak najdłużej przy niej. Jutro wszystko się skończy. Wiem, że bez względu na to, gdzie będzie i  z kim się zwiąże ja będę ją kochał wiecznie. Chcę jej szczęścia.


***April***

                     Wieczorem wróciliśmy do hotelu. Mama Malika wiedziała o tym, że wczoraj dopadła nas ulewa, więc nie złościła się, że mnie nie było dzisiaj rano w pracy. Kiedy z nią rozmawiałam, w taki dziwny sposób się mi przyglądała i zadała pytanie, które wydało mi się dziwne "Jesteś pewna, że chcesz wyjechać?". Nie rozumiem. Opowiedziałam, że jestem pewna. Co miałam niby powiedzieć?
Gdy przekroczyłam próg pokoju, przypomniało mi się wszystko, co się w nim działo w ciągu tych dwóch miesięcy. Miałam mieszane uczucia. Radość, rozpacz i strach toczyły walkę wewnątrz mojej duszy. Każda z tych emocji chciała dominować nad pozostałymi. Musiałam zacząć się pakować. Wyjęłam wszystko co było moje z szafek i ułożyłam w walizce. Po dwóch godzinach, byłam już w całości spakowana. Chciało mi się płakać, jednak obiecała sobie, że nie będę. Jestem zbyt silna. Tylko... jak mam tak po prostu wyjechać zostawiając za sobą miłość mojego życia? Jak mam przetrwać dzień bez jego uśmiechu, zachrypniętego, kojącego głosu, bez aksamitnych dłoni, spojrzenia brązowych oczu w których tonęłam, pięknego zapachu i dwuznacznych komentarzy?


PS. Kochani ten rozdział miał się pojawić dopiero w przyszłym tygodniu, ale uznałam, że dodam go dzisiaj w ramach podziękowania za wasze wsparcie i za wszystkie pozytywne i bardzo ciepłe opinie o moim fanfiction. Dziękuję Wam bardzo xx. Każdy wasz komentarz czy choćby wiadomość na twitterze mają dla mnie ogromne znaczenie. Dziękuję Wam jeszcze raz, że tak mocno zaangażowaliście się i zżyliście się z bohaterami. W kolejnym rozdziale pojawi się dla was taka mała... "niespodzianka", a raczej "niespodziewanka" ♥ 
Przekroczyliście wczoraj 1000 wyświetleń mojego bloga, co mnie mile zaskoczyło i zmotywowało do pisania. Prawdę mówiąc, dodając pierwszy rozdział sądziłam, że 100 wyświetleń, to będzie max, a tu proszę! Dziękuję wam jeszcze raz z całego serca. 
Wasza Hipsta ♥

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział IX




              Pół nocy nie spałem, zastanawiając się, jak ją zatrzymać w Bradford. Przychodziły mi do głowy różne scenariusze, plany i pomysły. W tym najbardziej desperackim mówiłem jej, że ją kocham. Przecież, nie uwierzyłaby mi, nie po tym co widziała, a widziała dużo. Widziała tyle kobiet przewijających się przez drzwi do mojego pokoju, że nie będzie w stanie uwierzyć  w żadne moje wyznanie. A co jeśli wyjawię jej, że ją kocham, a ona powie, że nie czuje tego samego? Umarłbym pod ciężarem tych słów. Udało mi się zasnąć dopiero około 7 rano, czyli dokładnie wtedy, kiedy ona wstawała do pracy. Miałem piękny sen... była w nim ona i ja. Sam na sam pośrodku letniej polany skąpanej w promieniach porannego słońca. Trzymałem jej dłoń, a ona uśmiechała się do mnie promiennie. W jej oczach mienił się blask tysiąca gwiazdy, z których każda jedna tliła się mocniejszym blaskiem niż pozostałe. Prowadziliśmy jakąś nic nieznaczącą rozmowę. W pewnym momencie ująłem lekko jej podbródek i połączyłem nasze usta w czułym, wyczekanym pocałunku, który ona odwzajemniła. Uśmiechała się całując moje usta. Kiedy nasze wargi się oddaliły, otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążyła, bo ubiegła ją moja mama, który zerwała ze mnie ciepłą kołdrę tym samym mnie budząc. Zamruczałem z niezadowoleniem czując zimno opiewające moje ciało. Otworzyłem zaspane oczy i spojrzałem na mamę która stała nade mną.

- Zayn, wiesz która jest godzina? - zapytała.
- Wczesna. - odparłem na nowo przykrywając się kołdrą.
- Jest już 14! - krzyknęła na mnie i zdarła ze mnie kołdrę.
- No i? - zapytałem wtulając się w poduszkę.
- Jak no i? Jest niedziela. Piękny dzień, a ty śpisz! Wstawaj w tej chwili i pomóż w kuchni. Pozmywaj naczynia, cokolwiek. Z resztą powinieneś się wreszcie zacząć uczyć! Wiem, że są wakacje, ale ty masz synku egzamin za niedługo i musisz go zdać. Przestań w końcu tyle imprezować i weź się za coś pożytecznego. - wykrzyczała. Momentalnie przeszła mi ochota na dalsze spanie.
- Pamiętam o egzaminie. - odparłem.
- To dobrze, ale czy otworzyłeś w ostatnim czasie książkę lub przewertowałeś notatki z wykładów? - zapytała, a ja kiwnąłem przecząco głową.
- Jutro się za to wezmę. - oznajmiłem.
- Dzisiaj. - odparła surowo. - Powiedz mi jeszcze Zayn... co się tu wczoraj działo? - zapytała siadając na łóżku obok mnie.
- O co pytasz? - przejechałem dłonią po moich czarnych włosach.
- Wiesz o co. - stwierdziła. - Co tu robiła wczoraj policja? - zapytała nagle.
- Nic. - wzruszyłem ramionami.
- Kilka osób widziało, jak cię wyprowadzają w kajdankach... - ciągnęła dalej temat.
- Kilka osób, czyli kto? - zapytałem. Miałem ochotę znaleźć tych kilka osób i je roznieść. Kable!
- Nieważne. - usłyszałem. - Powiesz mi, co się wydarzyło?
- Nic mamo. Zwykła pomyłka. Wzięli mnie za kogoś innego. Przecież gdybym to ja był winien, to nie siedziałbym tu teraz z tobą, tylko w jednej z cel. - uśmiechnąłem się delikatnie, co ona odwzajemniła. Nie mogłem powiedzieć jej prawdy. To by ją zraniło.
- Wierzę ci słoneczko. - odparła. - Jest tylko jeszcze jedna sprawa, która mnie niepokoi... - zaczęła.
- Jaka? - zaciekawiłem się.
- Twoja znajomość z tą polką. W co ty się pakujesz? - zapytała, a we mnie zaczęła się gromadzić złość.
- W nic. - wzruszyłem ramionami.
- Spędzasz z nią bardzo dużo czasu.
- Po prostu lubię z nią rozmawiać. - spojrzałem na mamę.
- Dobrze, ale nie o to mi chodzi.... Podoba ci się?
- Kto? Lena?! Nie. - odparłem.
- Na pewno? - chciała się upewnić.
- I tak za dwa tygodnie wyjedzie. - wzruszyłem ramionami.
- Czyli jednak... - westchnęła głośno.
- Co miało znaczyć to westchnięcie? - zapytałem lekko oburzony.
- Nic synku, ale ona nie jest stąd. Nie jest taka jak my, jak ty. Jest chrześcijanką, ty Muzułmaninem. Ona mieszka w Polsce, ty w Anglii. Ona wyjedzie, a ty zostaniesz. Nie nakłonisz jej do tego, żeby tu zamieszkała. A nawet jeśli zechce wrócić do Bradford w przyszłe wakacje, to twoje serce może już ulokować swoją miłość w innej kobiecie. - wygłosiła swój monolog, który tylko przytwierdził mnie do ziemi i osłabił mnie oraz moje nadzieje na jakąkolwiek wspólną przyszłość z April.
- Mamo.... - zacząłem. - I tak nie mam na co liczyć. Ona na mnie nie reaguje, tak jak inne dziewczyny. Jest odporna na moje starania, a co najgorsze, nie ufa mi. - wyżaliłem się. - Sam jestem sobie winien. Gdybym to rozegrał w inny sposób, to ona widziałaby we mnie fajnego faceta, a tak... widzi tylko gnojka, który lubi się bawić kobietami.
- Zayn, nie bądź dla siebie taki surowy. - pogładziła mnie po głowie, tak jak małego chłopca, który się rozczula nad popsutą zabawkową wyścigówką. - Może, to nawet lepiej, że jest tak jak jest? Lena wyjedzie, zapomnisz o niej. Wszystko minie. Za to Alice będzie tutaj. Możecie na nowo spróbować. Tworzyliście taką wspaniałą parę. - dodała.
-Lena jest dla mnie ważna, nie Alice. - odparłem stanowczo. - Chyba ją... to znaczy... myślę, że... Lena... Kocham ją. - wydusiłem w końcu.
- Dlaczego? - zapytała.
- Nie wiem. Kocham ją za to jaka jest. Kocham ją za jej wady oraz zalety. Pozwoliła mi zrozumieć tak wiele spraw... nigdy wcześniej tego nie czułem... czegoś tak bezinteresownego... Od półtorej miesiąca, kiedy znalazła się tutaj myślę o niej i błagam o jej szczęście, a nie własne.
- Zayn... - zaczęła - To nie ma sensu. - oświadczyła mi. Prawdę mówiąc liczyłem na inną odpowiedź... liczyłem, że mnie wesprze i zdopinguje w dalszych staraniach o serce April, a ona co? Odwodzi mnie od miłości do niej, mówiąc, że Alice jest świetna dla mnie. Zawiodła mnie.
- Wiem, że nie ma. - odparłem. - Ale zależy mi na niej. - powtórzyłem.
- Synku, rozchmurz się  i zrób to o co prosiłam. - rzekła podnosząc się z mojego łóżka.
- Zapomnij o niej? - przewróciłem oczami.
- Nie... pozmywaj naczynia. - uśmiechnęła się ciepło i zniknęła za drzwiami.

                Zapowiadał się świetny dzień. Na dzień dobry okłamałem własną matkę, usłyszałem coś, co mnie zgasiło oraz zdałem sobie sprawę z beznadziejności sytuacji w której się znalazłem. Jestem arcy-frajerem. Podniosłem się łóżka i udałem się do łazienki w celu umycia zębów oraz przemycia twarzy wodą na rozbudzenie, chociaż w zasadzie po tej porannej rozmowie, nie było mi to potrzebne. Wróciłem do pokoju i stanąłem pod szafą, którą następnie otwarłem na oścież, aby wyszukać jakiś w miarę przyzwoitych ciuchów na dzisiaj. Byłem w złym humorze i nie chciałem niczyjego towarzystwa. Jak na złość usłyszałem czyjeś pukanie do drzwi. - Nie ma mnie!! - wykrzyczałem. Jednak nawet to nie powstrzymało tej osoby od wtargnięcia do mojego pokoju.
- Cześć. - usłyszałem cichy, wesoły głos April. - Jednak jesteś - zaśmiała się melodyjnie. Widziałem na jej policzkach małe rumieńce, które z pewnością były powiązane z tym, że stałem przed nią w samych bokserkach. Kiedy zobaczyłem jej słodki uśmiech, cała złość i rozżalenie poszły w niepamięć.
- Dla ciebie zawsze jestem. - odparłem uśmiechając się szelmowsko i napiąłem mięśnie opierając się rękami o drzwiczki szafy. To ją zawstydziło jeszcze bardziej, bo spuściła wzrok, zupełnie jak w tym momencie, w którym się poznaliśmy.



- Chciałam się z kimś ponudzić, bo tak się składa, że skończyłam już pracę. - rzekła szukając bezpiecznego punktu, w którym mogłaby ulokować swoje spojrzenie, żeby nie wydało się, że boi się spojrzeć na mój nagi tors.
- Zawsze chętnie się z tobą ponudzę kochanie. - odparłem z rozbawieniem. - Usiądź sobie. - skinąłem głową na łóżko. Posłusznie usiadła na jego skraju.
- Wiem, dlatego przyszłam. Wiesz, przeszedł mi już kac. - odparła. Nadal patrzyła w nieznanym mi kierunku.
- Dlaczego jak do mnie mówisz, to nie patrzysz na mnie? - zapytałem nagle przygryzając dolną wargę.
- Wydaje ci się. - odparła zmieszana.
- Nie wydaje mi się. - uśmiechnąłem się cwaniacko. - Spójrz na mnie. - przyjęła wyzwanie i przelotnie obdarzyła mnie spojrzeniem, ale zaraz potem ponownie uciekła wzrokiem. - Boisz się patrzeć na mnie. - powiedziałem zadziornie.
- Nie boję się. - wzruszyła ramionami.
- Boisz się.... bo podoba ci się to, co widzisz i wiesz, że za moment możesz ulec. - wyszeptałem zbliżając się do niej.
- Ulec czemu? - zapytała wpatrując się we własne dłonie. Usiadłem tuż przy niej, najbliżej, jak się tylko dało i brutalnie chwyciłem jej podbródek zmuszając ją, by spojrzała na mnie. Nasze usta dzieliły tylko milimetry.
- Mi - wymruczałem wsuwając prawą dłoń pod materiał jej bluzki, a lewą gładząc jej policzek.
- Oszalałeś - stwierdziła i odepchnęła mnie na bezpieczną odległość. Zaśmiałem się głośno. Była taka uparta.
- Być może. - wyszeptałem do jej ucha.
- Zayn przestań! - zbulwersowała się.
- Co ja znowu robię? - zapytałem zdezorientowany. - Przecież tobie się to podoba - odparłem uwodzicielskim głosem gładząc ją po ramieniu.
- Myślałam, że mogę z tobą normalnie spędzić czas, ale ty wolisz grać w te swoje gierki. - odparła z chłodem podnosząc się z łóżka.
- Czekaj. - rzekłem chwytając jej dłoń. - Już nie będę. - spojrzałem w jej oczy. - Obiecuję.
- Okay, ale jeden nieodpowiedni ruch, a sobie pójdę. - zagroziła mi palcem.
- Nie bredź. - zaśmiałem się i pociągnąłem ją mocno za dłoń i wpadła w moje ramiona, a ja opadłem bezwładnie na łóżko trzymając ją w ciasnym uścisku.
- Zayn! - protestowała.
- Słucham?- zapytałem gładząc ją po włosach.
- Mam sobie pójść? - zapytała.
- Nie dasz rady, bo cię nie puszczę. - odparłem cwaniacko.
- Mam cię opluć? - zapytała z powagą.
- Plując mi w twarz, to tak jakbyś mnie pocałowała.. - odparłem nadal się śmiejąc... wiem.. to zdanie brzmiało dużo lepiej, kiedy trzymałem je w głowie.
- Chciałbyś... - przewróciła oczami.
- A wiesz, że tak? - zapytałem wkradając się dłonią pod materiał jej bluzki.
- Nie lubię, kiedy mi tak robisz... - wzburzyła się.
- A ja wiem, że lubisz. - przygryzłem dolną wargę.
- Jesteś zbyt pewny siebie. - odparła wtulając się w moją klatkę piersiową. Tego posunięcia z jej strony się nie spodziewałem.
- Ale to ci się we mnie podoba kochanie. - wyszeptałem do jej ucha, a ona się tylko zaśmiała. Nadal trzymałem dłoń na jej plecach pod bluzką.
- Masz śliczne perfumy... - stwierdziła wąchając moją szyję.
- Podobają ci się? - zapytałem.
- Mhm. Zayn...
- Słucham kochanie?
- Mógłbyś się w końcu ubrać? - zapytała kreśląc opuszkami palców linię wokół mojego tatuażu na barku.
- Jestem ubrany. - zażartowałem.
- W jednej-piątej tylko.... - odparła.
- Ta jedna-piąta to i tak za dużo. - puściłem jej oczko.
- Jasneeeee... - zaśmiała się.
- No okay, skoro aż tak ci na tym zależy, to się ubiorę. - westchnąłem i zwaliłem ją z siebie, na co ona się zaśmiała.
              Podszedłem ponownie do szafy, aby wygrzebać na jej dnie jakieś ciuchy. Zdecydowałem się na niebieską podkoszulkę z nadrukiem oraz spodnie od dresu. Poszedłem do łazienki aby je ubrać oraz ułożyć włosy.
-Zayn! - usłyszałem nagle.
- Już idę - odparłem odkładając grzebień na umywalkę, po czym podszedłem do niej. Właśnie siedziała po turecku na moim łóżku przeglądając mój album ze zdjęciami. Ciekawiło mnie, skąd go wytrzasnęła, skoro ja szukałem go od tygodni i nie mogłem znaleźć.
- Gdzie był? - zapytałem siadając obok niej i obejmując ją ramieniem.
- Pod twoim łóżkiem.
- Co robiłaś pod moim łóżkiem? - zapytałem robiąc minę wtf.
- Nie chcesz wiedzieć. - roześmiała się.
- Chcę. - pokazałem jej język.
- Oj tam. - odparła. - Ty mi lepiej powiedz kim jest ten przystojniak na zdjęciu stojący obok ciebie.



- Liam Payn. Czemu pytasz?
- Jest... - westchnęła- Taki słodziak... Aż się go chce mocno przytulić i nigdy nie wypuszczać... Taki kochany... Ma takie urocze oczka... Awwww... - zaczęła się nim zachwycać. Nie podobało mi się to.
- Teraz już nie jest taki słodki. -odbąknąłem.
- Czemu? - zapytała.
- Bo wygląda tak. - zacząłem kartkować strony albumu. - Ooo. Jest, proszę. - wskazałem jej zdjęcie.



- Żartujesz? To jedno z najgorętszych ciach na tej planecie... - odparła. - Ma dziewczynę? - usłyszałem.
- Jak dla ciebie, to tak. - odparłem.
- Szkoda... jest taki przystojny i kochany...
- Nie rozpędzaj się. To ja jestem przystojny i kochany. - powiedziałem z samozachwytem.
- Ahaaa...
- Co ci się we mnie nie podoba? - zapytałem zaczynając ją łaskotać.
- Eeeeeej... przestań... - broniła się, jednak ja byłem silniejszy.
- Nie przestanę, dopóki nie powiesz, że to ja jestem przystojny i kochany.
- A czy kiedykolwiek zaprzeczyłam? - zapytała nagle.
- Nie. - pokiwałem przecząco głową.
- Więc czego się ciskasz Malik? - roześmiała się i rozciągnęła moje policzki.
- To boli. - wymamrotałem z miną zbitego szczeniaka.
- Oj, przepraszam. - uśmiechnęła się szeroko i pstryknęła mnie w nos. Chyba nigdy wcześniej nie zachowywała się tak w stosunku do mnie. Co się więc zmieniło, że nagle nie odtrąca mnie, ani nie obraża się, że ją dotykam?
- Daj buziaka. - poruszyłem brwiami i przysunąłem ją do siebie, a ona pocałowała mój policzek, na którym pozostawiła palący ślad swoich ust.
- Ja już zmykam. - zakomunikowała mi, a następnie wstała z mojego łóżka i podeszła w stronę drzwi. - Zobaczymy się jeszcze dzisiaj? - zapytała stojąc w nich, a ja kiwnąłem twierdząco głową.

               Chciałbym umieć to w jakiś logiczny sposób pojąć. Czy ona przed momentem zapytała, czy się jeszcze dzisiaj spotkamy, czy zwyczajnie się przesłyszałem? Nie chciałem, żeby wychodziła, bo kiedy trzymam ją w ramionach, czuję się, jakbym był strażnikiem najcenniejszego skarbu jaki ma ten świat. Chyba w momencie, kiedy mnie pocałowała w policzek, lekko się zarumieniłem, bo sądziłem, że zignoruje moją prośbę o buziaka. Z nią nigdy nic nie wiadomo. Musimy się nacieszyć sobą zanim wyjedzie, ja muszę się nacieszyć nią.
Po krótkiej chwili zachwycania się April, zszedłem do kuchni i zrobiłem to, o co prosiła mnie mama. Oczywiście nie nie obyło się bez krótkiej rozmowy z kucharką.
- Pasowalibyście do siebie. Ja ci to mówię. - tłumaczyła mi.
- Wiem. Ale co z tego? Jesteśmy tylko przyjaciółmi i odpowiada nam tak jak jest teraz. April wyjedzie za dwa tygodnie. - odparłem zmywając ostatni talerz.
- Bzdury! Gdybyś był prawdziwym facetem, to walczyłbyś o kobietę, którą kochasz!  - zaczęła się wymądrzać.
- Pani nic nie wie. Nie widzę sensu zaczynać czegokolwiek, skoro nic nie przetrwa.
- Zayn... jaki ty jesteś dziecinny. - stanęła z założonymi rękami.
- Nie jestem. Myślę racjonalnie i wiem, że nie jestem gotowy na poważny związek, a już na pewno nie z dziewczyną która będzie tysiące kilometrów ode mnie. - tym zdaniem skończyłem temat i opuściłem pomieszczenie.
              Nie lubiłem kiedy ktoś mi suszył głowę w ten sposób, a już zwłaszcza, kiedy miał rację. Jestem dziecinny i nic na to nie poradzę. Gdyby April zrobiła cokolwiek, co poświadczyłoby o tym, że chce spróbować czegokolwiek ze mną, stanąłbym na głowie, żeby jej udowodnić, że jestem wart jej miłości. Ale ona nie robi nic poza mieszaniem w moim życiu i wysyłaniem mi sprzecznych sygnałów. Głupieję przy niej... jest zła, kiedy dostanie mnie za dużo lub za mało. Nigdy nie jest dobrze. Podejrzewam, że sama nie wie, czego chce. Jeśli mnie kocha, to niech w końcu pozwoli mi się do siebie zbliżyć. Nie jest dla mnie tym samym co inne panienki. Nigdy nie była. Nie rozumie tego? Zayn... wariujesz... wszystko z jej winy.
             Wróciłem do swojego pokoju i sprawdziłem wiadomości w telefonie. Miałem w skrzynce kilka sms - ów od kumpli oraz kilku dawnych "przyjaciółek". Zaśmiałem się po nosem i rzuciłem telefonem w stronę fotela. Wszyscy chcieli, żebyśmy gdzieś razem wyskoczyli. Nie dzisiaj... dzisiaj muszę zająć się nauką oraz April.
             Zegar wybijał godzinę 19.15. Westchnąłem głośno i z niechęcią sięgnąłem po książki znajdujące się na ławie. "W sumie... po co mam się tego uczyć? Przecież i tak nie będzie mi to potrzebne w życiu. Chcę rzucić te studia w cholerę i zacząć robić w końcu coś, co serio mnie interesuje. Ekonomia nie ma z tym nic wspólnego." - mówiłem sam do siebie w myślach. Leniwie kartkowałem kolejne strony podręcznika do rachunkowości czytając co trzecie zdanie. Nie byłem w stanie się skupić nad tym, co wertowałem wzrokiem. Wszystko wydawało mi się być takie nudne i nieprzydatne. Kompletna strata czasu. Po 20 minutach "intensywnego" dokształcania się pieprznąłem książką w nieznanym kierunku i wyszedłem z pokoju. To proste, że chciałem spędzić ten wieczór z April.


***April***



             Czułam się jeszcze słabo po wczorajszym dniu, więc postanowiłam wziąć orzeźwiającą kąpiel. Kiedy wyszłam z kabiny prysznicowej, zorientowałam się, że jak zwykle zapomniałam zabrać ze sobą do łazienki bielizny oraz ubrań. Owinęłam więc moje mokre ciało w biały ręcznik i udałam się do pokoju po potrzebne mi rzeczy. Już stojąc w drzwiach usłyszałam głośny gwizd.
- No, no, no... kochanie... nie podziewałem się, że przywitasz mnie w taki sposób. - usłyszałam z ust Zayna który rozłożył się na moim łóżku.
- Kochanie, leżysz na moich ubraniach. - powiedziałam i podeszłam do niego w celu zabrania moich ciuchów.
- Lepiej wyglądasz bez nic, w kusym ręczniku. - na jego twarzy zawitał szelmowski uśmiech.
- Daruj sobie. - rzuciłam jak gdyby nigdy nic i chwyciłam moje ubrania. Chciałam już się oddalić w stronę łazienki, ale doznałam paraliżu, kiedy gorąca dłoń Zayna zaczęła sunąć w górę zewnętrznej strony  mojego chłodnego uda. - Możesz tak nie robić? - zapytałam posyłając mu zabójcze spojrzenie.
- Jak? - zatrzymał dłoń.
- Choć ten jeden raz mnie nie dotykaj. - wyjaśniłam zabierając jego rękę.
- Nawet nie wiesz o co mnie prosisz. - odparł przygryzając dolną wargę.
- Postaraj się. - uśmiechnęłam się mimowolnie i wróciłam do łazienki. Po chwili wyszłam ubrana w jakąś pierwszą lepszą sukienkę.
- Kiedy ty się nauczysz, że nie wolno wchodzić do niczyjego pokoju bez zaproszenia? - zapytałam rozpuszczając włosy, które jak dotąd były spięte w wysoki kok, aby woda ich nie zmoczyła.
- A kiedy ty się w końcu nauczysz zamykać drzwi śliczna? - zapytał zadziornie prowokując mnie swoim spojrzeniem.
- Wtedy, kiedy ty przestaniesz wpadać tu jak do siebie. - odparłam.
- W gruncie rzeczy, to ja jestem u siebie. Jakby nie było, to jest mój hotel. - zaśmiał się wesoło.
- Pamiętam o tym słońce. - puściłam mu oczko. - Przejdziemy się gdzieś? - zapytałam przygryzając dolną wargę.
- Z tąbą choćby na koniec świata. - uśmiechnął się szeroko i zeskoczył z łóżka. - Gdzie chcesz, żebym cię zabrał? - podszedł do mnie i pogładził mój policzek, co wywołało mój niekontrolowany, szeroki uśmiech.
- Przed siebie... - odparłam kładąc dłoń na jego klatce.
               Po chwili byliśmy już przed hotelem. Szliśmy w bliżej nieokreślonym kierunku, gdzie nas poniosły nogi i wyobraźnia. Było... magicznie. Rozmawialiśmy jak jeszcze nigdy wcześniej. W ogóle wszystko było takie jak jeszcze nigdy wcześniej, taki pierwsze, cudowne. Moje serce wariowało czując zapach jego perfum. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, biegaliśmy po ulicach. Czuliśmy się beztrosko. Marzyłam o tym, żeby móc poczuć smak jego ust. Wiem, że miałam ku temu pełno okazji już wcześniej i za każdym razem wszystkie marnowałam, ale ja nie chcę dać mu się owinąć wokół palca. Nie chcę grać według jego reguł. Uwielbiam te iskierki w jego oczach, sposób w jaki składa usta zaciągając się papierosem, jego aksamitne dłonie,  to jak się śmieje, jak cudnie pachnie. Będąc przy nim, czuję się taka bezpieczna i obdarzona troską, której nigdy wcześniej nie znałam. Tak na prawdę, to nigdy wcześniej nie czułam takich silnych uderzeń serca, nigdy wcześniej nie czułam, że mam przed sobą mężczyznę, którego kocham całą sobą. Bill był moim pierwszym chłopakiem, choć trudno w to uwierzyć. Dlatego więc, jest mi tak ciężko otworzyć się przed Zaynem, bo ryzyko pokochania go jest duże. Ale na moje nieszczęście, już je podjęłam. Kocham go.


   ***Zayn***



- Dziękuję za wspaniały wieczór. - uśmiechnęła się do mnie promiennie kiedy staliśmy już pod jej pokojem.
- To ja dziękuję. - odparłem i już chciałem złączyć nasze dłonie, ale na nieszczęście zdzwonił jej telefon, który nam w tym przeszkodził.
- To rodzice... wybacz. - przeprosiła mnie swoim cichym, słodkim głosikiem.
- Nie szkodzi. - odparłem uśmiechając się lekko. - Dobranoc - ucałowałem jej policzek i wróciłem do swojego pokoju.
                 Dzisiejszy dzień był dziwnie perfekcyjny. Poza porankiem, kiedy to mama wmawiała mi, że powinienem wrócić do Alice. Kiedy tylko April przekroczyła dzisiaj próg mojego pokoju, mój humor momentalnie się polepszył. Zawsze tak jest, ilekroć ją widzę. Nie jestem w stanie pohamować uśmiechu, który wkrada się na moją twarz. Ach... ile ja bym dał, żeby nie czuć do niej, tego co czuję. A co czuję? No właśnie... miłość?


Kochani!! ♥ Ten rozdział jest strasznie krótki, czy tylko mi się wydaje? Przepraszam, ze nic się w nim nie dzieje. Obiecuję, że w kolejnym będzie więcej akcji xx

6 komentarzy = Rozdział X :*

Muszę chyba pomyśleć nad założeniem nowego tt, ponieważ wczoraj dostałam ostrzeżenie, że jeśli nie przestanę spamować, to mi usuną konto ;|
Swoją droga jestem dumna z #PolandNeedsWWATour oraz #PolandWantsWWATourAndWeWillNeverGiveUp ♥

czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział VIII




Is your heart breaking
How do you feel about me now
I can;t believe I let you walk away when
when I should have kissed you…

- Pocałuj mnie Zayn - wyszeptała czule. Nadszedł moment, na który czekałem. W końcu mogłem poczuć, jak smakują jej usta, jej malinowe drżące usta. Poczułem szybsze uderzenia serca, dreszcz przeszywający moje plecy, coś na wzór motyli fruwających po moim brzuchu. Czy facet może czuć motylki? Zamknąłem powieki i...
- Nie. - powiedziałem stanowczo, po czym odsunąłem ją od siebie na bezpieczną odległość.
- Dlaczego? - zapytała patrząc na mnie tymi swoimi dużymi, lśniącymi, zielonymi oczami.
- Bo po pierwsze jesteś wstawiona i nie kontrolujesz niczego, co robisz, po drugie, do rana zapomnisz, że chciałaś żebym cię pocałował, a po trzecie na jednym pocałunku się nie skończy. Dobrze o tym wiesz, a ja nie chcę cię wykorzystywać. Gdybyś poprosiła mnie o to będąc trzeźwa, uległbym. - odparłem na jednym oddechu. Ona nadal się we mnie wpatrywała.
- Kochasz mnie? - zapytała nagle wstając z łóżka i chwiejnym krokiem idąc w kierunku łazienki.
To pytanie padło tak niespodziewanie, chyba nie byłem gotów, aby je usłyszeć, a już zwłaszcza odpowiedzieć. Nie wiedziałem nawet, jak powinna brzmieć odpowiedź. Kocham ją? Czy może zwyczajnie ma do niej słabość?
- Zwymiotuje. - wybełkotała i pognała do toalety. Pośpiesznie zerwałem się z łóżka, aby mieć pewność, że nic złego się z nią nie dzieje. Kiedy wszedłem do środka, ona klęczała nad muszlą.
- Wszystko okay? - zapytałem zmartwiony.
- Fałszywy alarm. - odparła posyłając mi swój rozbrajający uśmiech.
- Chodź skarbie. - wyszeptałem czule podchodząc do niej i biorąc ją na ręce. Wróciłem z nią do pokoju i ostrożnie położyłem na łóżku.
- Nie jestem pijana. - wybuchnęła nagle śmiechem.
- Cichutko .- pogładziłem ją po głowie.
- David, ty mnie nie słuchasz, mówię, że nie jestem pijana.
- Na imię mam Zayn. - odparłem z  grobową miną. Kim do cholery jest David? - zastanawiałem się.
- Ach tak tak... Zayn... znam Zayna! To taki koleś z hotelu... gorące ciacho... ale jest dupkiem. - zaczęła wymachiwać rękoma tłumacząc mi.
- Dlaczego jest dupkiem? - zapytałem, aby wybadać sytuację. Nie podobało mi się, to, że tak źle o mnie myli, ale z drugiej strony zasłużyłem sobie. Sam jestem sobie winien.
- Bo momentami na niego lecę. - wyszeptała. - Tylko ciii.. nie mów mu o tym, bo uzna, że mi się podoba. - zasłoniła moje usta dłonią. Zdjąłem jej dłoń z moich ust i odparłem:
- Nie bój się, nic mu nie powiem. Ale myślę, że on cię kocha. - spojrzałem na nią.
- Kocha? - zapytała wtulając się w mój tors. Przymknęła oczy i objęła mnie mocno.
- A Ty jego kochasz? - zapytałem po krótkiej chwili milczenia, jednak na próżno czekałem na jakąkolwiek odpowiedź, gdyż April zdążyła już zasnąć. Znowu dzięki niej, panuje chaos w mojej głowie. Jak zwykle. Można się z czasem przyzwyczaić do chaosu?


***April***

                Rano poczułam, jak ciepłe promienie letniego słońca skupiają się na mojej twarzy. Gdyby nie to, że czułam wręcz nieopisany ból głowy, pewnie nie przeszkadzałyby mi. Leżałam przez krótką chwilę w bezruchu, z zamkniętymi powiekami, próbując dojść do siebie i się przebudzić. Kiedy zaczęłam dochodzić do siebie, poczułam, że coś nie gra... a mianowicie, byłam w kogoś wtulona. Niepewnie otwarłam lewe, a następne prawe oko i zobaczyłam nieco rozmazany obraz, czyjegoś unoszącego się torsu, na którym spoczywałam. Ten chłopak miał kilka tatuaży, takich jakie widnieją na ciele Zayna, ale zaraz... to nie mógł być on... April, coś ty wczoraj nabroiła?" - zapytałam samej siebie w myślach. Miałam jakoś zareagować, jakkolwiek... podnieść się i uciec, albo coś innego... Nie miałam pojęcia jak zareagować. Byłam sparaliżowana. Nagle poczułam czyjś ciepły dotyk na moim ramieniu. Czyjeś opuszki palców kreśliły nieznajome wzory na nim. Zadrżałam.
- Nareszcie się obudziłaś. - usłyszałam melodyjny głos Zayna.
- Zayn? - zapytałam ledwie dosłyszalnym głosem.
- Oczywiście, że ja kochanie. - do moich uszu dobiegł jego cichy śmiech, a klatka piersiowa zaczęła się szybciej podnosić i opadać.
- Zayn... czy my... no wiesz? - zapytałam podnosząc się z niego i zajmując miejsce tuż obok niego porywając mu całą kołdrę, którą się owinęłam. Byłam w samej bieliźnie, on też miał na sobie tylko bokserki, a na dodatek byliśmy w jego pokoju, a ja nic nie pamiętałam z wczoraj. To chyba nic dziwnego, że wysnułam takie a nie inne wnioski.
- Nie. - uśmiechnął się do mnie i objął mnie w pasie. Jego dłoń zaczęła błądzić po moim brzuchu. Poczułam falę gorąca. Byłam niesamowicie zawstydzona. - Byłaś zbyt pijana, żeby do czegokolwiek mogło między nami dojść ubiegłej nocy. -uspokoił mnie.
- Na prawdę? - zapytałam, chcąc się upewnić.
- Nie kłamałbym w takiej sprawie. - kąciki jego ust ponownie się uniosły. - Na prawdę nic, a nic nie pamiętasz z wczoraj? - zapytał po chwili.
- Nie... A powinnam? - utkwiłam w nim moje spojrzenie.
- Nie - odparł łącząc nasze spojrzenia. Jego brązowe oczy błyszczały pięknym blaskiem. Zobaczyłam w nich coś, co mnie uspokoiło, pomogło unormować oddech. Zobaczyłam w nich troskę i siłę. Poczułam się w tamtym momencie bezpiecznie, wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi.
- To znaczy pamiętam... - zaczęłam. - Pamiętam tylko to, że rozstałam się z Billem. - westchnęłam.
- Nie myśl o tym. - posłał mi kojący uśmiech. - Nie zasłużył na ciebie. - dodał.
- Przepraszam, jeśli narobiłam ci jakiś kłopotów dzisiejszej nocy, albo powiedziałam coś nie na miejscu. Nie bierz niczego do siebie.
- Byłaś grzeczną dziewczynką. - zaśmiał się wesoło.
- Jak to się właściwie stało, że znalazłam się w twoim łóżku? - nie mogłam nie zadać mu tego pytania. Liczyłam na szczerą odpowiedź.
- Zabrałem cię wczoraj spod klubu do hotelu, ale byłaś strasznie.... - zaczął szukać odpowiedniego słowa - rozmowna, więc żeby nie marnować czasu na szukanie twoich kluczy, zabrałem cię do siebie. - wyjaśnił.
- Głowa .. mi eksploduje... - zmrużyłam powieki. - I umieram z pragnienia... - jęknęłam.
- Wiedziałem, że tak będzie. - westchnął - rano byłem w kuchni i przyniosłem ci dwie butelki wody, sok pomarańczowy, dużo winogron i klika kanapek mojej roboty.
- Jesteś kochany. - wyszeptałam.
- Wiem. - odparł z samozachwytem.
- A swoją drogą, to po co mi winogron? - zapytałam.
- Wyczytałem gdzieś, że pomaga na kaca. - odparł po czym podał mi butelkę z wodą, szklanka była mi zbędna. Wypiłam jednym duszkiem jakiś liter wody, a następnie wepchnęłam w siebie garść winogron. - Która godzina? - zapytałam po chwili.
- 16 kochanie. - odparł zerkając na zegar wiszący gdzieś na ścianie.
- O nie! - zerwałam się resztkami sił - Przecież ja miałam dzisiaj iść do pracy! - wystraszyłam się.
- Leż spokojnie - powiedział obejmując mnie mocno - Dzisiaj masz wolne. Wszystko załatwiłem. Z resztą moi rodzice i tak gdzieś pojechali i wrócą dopiero jutro.
- Mam nadzieję, że nie powiedziałeś nikomu...
- Że się upiłaś? - spojrzał na mnie - Nie. I nie zamierzam. - pocałował mój policzek.
- Za co to? - zapytałam wzdrygnąwszy się.
- Tak po prostu.
- Tak po prostu? Z tego co pamiętam, to przez ostatnie trzy tygodnie miałeś mnie w głębokim poważaniu, a teraz nagle się o mnie troszczysz? - posłałam mu jedno z moich zabójczych spojrzeń.
- To było kiedyś. - bronił się.
- Wczoraj. - odparłam - Puść mnie. - rozkazałam i podniosłam się z łóżka. Ciężko było mi złapać równowagę. - Nie patrz! - wydałam mu kolejny rozkaz sięgając po moje wczorajsze ubrania leżące obok łóżka.
- I tak cię już widziałem półnagą. - wzruszył ramionami.
- Nie przypominaj mi o tym. - syknęłam i założyłam na siebie owe ciuchy.
                 Ruszyłam w stronę drzwi zabierając ze sobą po drodze butelkę wody.  Kiedy otworzyłam drzwi, osłupiałam. Za nimi stało dwóch gości w mundurach.
- Tak? - zapytałam niepewnie.
- Czy jest tu pan Zayn Malik? - zapytał jeden z nich.
- Tak, to ja. - powiedział Zayn podchodząc do drzwi.
- Pojedzie pan z nami w celu złożenia wyjaśnień. - odparł policjant.
- W jakiej sprawie? - zapytałam.
- Nie mieszaj się April. - rozkazał mi Mulat.
- Zostało wniesione na pana oskarżenie, o pobicie niejakiego Billa Cowella.
- Co? To nie prawda.. - wtrąciłam się. Spojrzałam na Zayna, jego mina była poważna.
- Kochanie, proszę nie mieszaj się do tego. Ciebie to nie dotyczy. - odparł.
- Proszę się ubrać. Pojedzie pan z nami na komendę. - rozkazał drugi mężczyzna.
                  Zayn wszedł w głąb pokoju i zarzucił na siebie pierwsze, lepsze ciuchy. Policjanci zakuli go w kajdanki i już mieli wyprowadzać, jednak on się zatrzymał w progu.
- Nie mów nic moim rodzicom. - poprosił. - Nie martw się o mnie, nie warto. - uśmiechnął się blado, po czym pocałował kącik moich ust.
- Zayn... ! - krzyknęłam, kiedy zniknął z nimi za drzwiami. Byłam przerażona.
                 Co on wczoraj zrobił Billowi? Nie mogą go zamknąć... nie mogą! Zaczęłam zanosić się płaczem. Nic z tego wszystkiego nie rozumiałam. Co się wczoraj stało? Czy ja tam byłam? "Nie mogę tego tak zostawić" -powiedziałam do samej siebie ocierając łzy. Wstałam z podłogi, poszłam do swojego pokoju, odświeżyłam się i przebrałam, założyłam na nos czarne okulary, żeby nie było widać moich worów pod oczami, po czym wyszłam z hotelu. Byłam w afekcie. Biegłam ulicami Bradford, w jednym, tylko mi znanym kierunku. Kiedy znalazłam się już w wyznaczonym miejscu, czyli pod domem Billa, zobaczyłam go, jak siedzi na huśtawce przed domem zaczytany w jakiś kryminał. Bez wahania podbiegłam do niego. On uniósł woje oczy na mnie, a na jego twarzy gościł cwaniacki, szyderczy uśmieszek.
- Co jest? Zamknęli twojego chłoptasia? - zaśmiał się.
- Dlaczego mu to zrobiłeś? - zapytałam zaciskając szczelnie paznokcie na własnej skórze, żeby nie rzucić się na niego.
- Nic mu nie zrobiłem. To on na mnie napadł. - wzruszył ramionami.
- Bronił mnie! - krzyknęłam.
- Mógł tego nie robić. Dlaczego się tak o niego martwisz? Jeszcze dwa dni temu go nienawidziłaś. Przyznaj się, przeleciał cię tej nocy? - ukazał mi się jego szeroki uśmiech.
- To nie twój zasrany interes Cowell! - krzyknęłam. - Obudź w sobie resztkę człowieczeństwa i wycofaj te zarzuty.
- Chyba oszalałaś - roześmiał się wniebogłosy.
- Co mam zrobić? Klęknąć przed tobą? Dać ci się spoliczkować? Pozwolić, żebyś mnie wyzywał? Proszę bardzo. Jestem w stanie zrobić wszystko.
- Nic nie musisz robić. Nie mam zamiaru cofać zarzutów.
- Bill, proszę cię. - do moich oczu napłynęły łzy.
- Czemu jesteś dla niego zdolna do poświęceń? - zapytał.
- Bo... może go kocham. - odparłam.
- I co? Myślisz, że mnie to w ogóle obchodzi? - zapytał.
- Bill...
- Wynoś się! - krzyknął.
- Proszę cię...
- Wynoś się! - powtórzył. Posłuchałam.
                  Wróciłam do hotelu. Nie wiedziałam co z sobą zrobić, jak pomóc Zaynowi. Jakie są procedury wpłacenia kaucji. Z resztą, z czego ja w ogóle miałabym zapłacić tę kaucję? Przecież mam może jakieś sto funtów w portfelu. Nic więcej. Siedziałam przez kilka godzin w fotelu wpatrując się w telewizor, który nawet mnie nie ciekawił. Po prostu siedziałam i się gapiłam rozmyślając o Zaynie i o tym, co przeze mnie teraz musi przechodzić. Nienawidziłam samej siebie. Naspożyłam mu tyle problemów. Beczałam.



***Zayn***





                  Wiedziałem, że prędzej czy później po mnie przyjdą. To była tylko kwesta czasu. Bill nie mógłby mi tego odpuścić. Przecież go wczoraj rozniosłem. Gdyby nie fakt, że pomyślałem o April, ten gość by już nie żył. Słowo. Kiedy po mnie przyszli, zobaczyłem strach w jej oczach. Bała się o mnie. Moja mała, kochana April.... udaje, że mnie nienawidzi, ale wiem, że mimo wszystko zależy jej na mnie. Dała mi tego dowód wczoraj, kiedy chciała mnie pocałować. W drodze na komendę, przez cały czas myślałem, nie o sobie, ale o niej i o tym, że musi się teraz strasznie bać i obarczać się wyrzutami sumienia, że to przez nią tutaj jestem. To nie prawda. Ja wiedziałem wczoraj, co robię.
Kiedy dojechaliśmy z glinami pod komisariat, było około 17. Wprowadzili mnie zakutego do środka. Spisali jakieś głupie protokoły, czy jak się to tam nazywa. Następnie zaprowadzono mnie do jakiegoś pomieszczenia, w którym znajdował się tylko stolik i dwa krzesła w odcieniach szarości.
- A więc Pan Zayn Malik. - usłyszałem głos jednego z gliniarzy.
- Tak. - odparłem.
- Wie Pan, czemu tu się pan znalazł? - zapytał.
- Wiem. - kiwnąłem twierdząco głową.
- Chcemy wiedzieć, co się tam konkretnie stało wczorajszego wieczoru.
- Okay, ale najpierw chcę wiedzieć, jaką ściemę pod moim adresem puścił Cowell. Bo prawdę mówiąc wątpię, żeby jego zeznania choć w połowie były powiązane ze wczorajszą sytuacją w klubie.
- Nie mądruj Malik, tylko mów, co się tam działo. - usiadł na blacie biurka naprzeciwko mnie.
- Tam, czyli?
- Malik, lepiej nie wyprowadzaj mnie z równowagi.
- Co mam powiedzieć? - zapytałem.
- Prawdę. Pobiłeś go? - zapytał unosząc ton głosu.
- I tak i nie. - uśmiechnąłem się minimalnie.
- Pobiłeś go? - zapytał.
- Skłamałbym mówiąc, że nie, oraz twierdząc, że tak. - odparłem.
- Malik, będzie dla ciebie lepiej, jeśli się przyznasz, bo my i tak dociekniemy prawdy.
- A jeśli nie? Mogę wtedy iść do domu?
- Nie rozpędzaj się. - przesłał mi gniewne spojrzenie. - Napadłeś go wczoraj?
- Nie. - kiwnąłem przecząco głową. - To on sprowokował wczorajszą sytuację. - odparłem.
- Opisz tę sytuację.
- Po co, skoro i tak to ja poniosę wszelkie konsekwencje? - utkwiłem w nim spojrzenie.
- Czyli go pobiłeś. - stwierdził.
- Przepraszam, ale wcześniejsze pytanie dotyczyło tego, czy na niego napadłem. - powiedziałem - Więc, jeśli chodzi o to, to nie napadłem.
- Więc, co mu zrobiłeś? Ma obrażenia.
- Lekko stłuczoną twarz. - odparłem. - Okay. Pobiłem go, ale nie żałuję. Chciał podnieść rękę na kobietę i na dodatek określił ją w nieprzyzwoity sposób. - sam nie wiem dlaczego, ale bawiło mnie to przesłuchanie. Wiedziałem, że i tak mnie zamkną, więc, czemu sobie nie pożartować z policjanta?
- Wiesz ile ci grozi? - zapytał.
- Domyślam się... pewnie do 3 lat. - wzruszyłem ramionami.
- Nie zależy ci na wolności? - zapytał nagle.
- Zależy. Jak każdemu, ale co  tego, skoro wy już mi przyczepiliście metkę z napisem winny?
- Malik, uważaj sobie. - zagroził mi palcem.
- Josh! - krzyknął jakiś funkcjonariusz wbiegając do pomieszczenia w którym siedzieliśmy. Wręczył mu jakąś kartkę i wyszedł. Niejaki Josh, który mnie przesłuchiwał zaczytał się w niej.
- Wynoś się Malik. - powiedział nagle.
- Słucham? - zapytałem nieco zdezorientowany.
- Cowell wycofał zarzuty. Jesteś wolny. - odparł.
              Bez dłuższego namysłu wybiegłem z posterunku. Czułem się wspaniale, byłem wolny. Perspektywa odbębnienia jakiejś kary przez tego dupka wcale mnie nie zadowalała. Mogę się założyć, że to April ma z tym coś wspólnego. Na pewno ona. Przecie Bill nie zmieniłby swoich zeznać od tak sobie. Uznałem więc, że należy się jej jakiś prezent. Nie wiedziałem co kupić, więc uznałem, że klasyczne kwiaty będą najbardziej trafione. Udałem się więc co kwiaciarni i kupiłem najpiękniejsza różę, jaką tam mieli. Jedna róża mówi znacznie więcej od całego tuzina. Za pomoc tego kwiatka, chcę jej powiedzieć, że dziękuję jej oraz, że jest dla mnie ważna. W sumie, to już wczoraj jej powiedziałem, że ją kocham, ale ona nic z tego nie pamięta. Może to nawet i lepiej? My nie możemy być razem. To nie jest bajka kończąca się happy endem.


***April***


Właśnie byłam w trakcie ponownego wypłakiwania oczu, kiedy usłyszałam charakterystyczne pukanie do drzwi.
-Zayn! - wyszeptałam sama do siebie i podniosłam się z fotela biegnąc do drzwi. Otworzyłam je i rzuciłam się na szyję osobie która za nimi stała. - Zayn.. - wtuliłam się w niego, a on mnie mocno objął i pocałował w czubek głowy. Rozbeczałam się.
- Nie płacz głuptasie. - zaśmiał się wesoło i wzmocnił uścisk.
- Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałam. - zacisnęłam mocno powieki i wbiłam paznokcie w jego plecy.
- Dla tego momentu warto było spędzić wieczór w areszcie. - ponownie się zaśmiał, po czym puściłam go i weszliśmy w głąb mojego pokoju.
- To dla ciebie - podszedł do mnie powolnym krokiem, przygryzając dolną wargę i wręczył mi piękną, czerwoną różę. Kąciki moich ust uniosły się, a na policzku zawitał rumieniec, który poważnie kontrastował z moimi podpuchniętymi, ciemnymi dołkami pod oczami.
- Za co to? - zapytałam przyjmując od niego kwiat.
- Za to, że jesteś. - odparł i ujął moją twarz w dłonie zbliżając nasze twarze. Czułam jego gorący oddech.
- Wstawię ją do wody. - wyszeptałam i odsunęłam się od niego, na co on tylko głośno westchnął. Zignorowałam to westchnienie i poszłam do łazienki, gdzie pod umywalką znajdował się mały flakonik. Nalałam do niego wody i wróciłam do Zayna, aby wstawić do niego różyczkę którą mi podarował. Zayn zaszedł mnie od tyłu i oparł brodę o moje ramię obejmując mnie w pasie.
- Dziękuję. - wyszeptał.
- Za co? - zapytałam nie rozumiejąc, za co mi dziękuje.
- Rozmawiałaś z nim dzisiaj, tak? - zapytał nadal mnie obejmując, ja pogładziłam jego dłoń.
- Tak. - odparłam - Ale nie chciał mnie słuchać. - dodałam.
- Ale końcem końców posłuchał, bo odwołał oskarżenie. - odparł.
- Tak? - zapytałam szczerze ucieszona.
- Tak. - odparł, a ja odwróciłam się i mocno go uścisnęłam.


***Zayn***

Kiedy zobaczyłem jak wybiega z pokoju, tylko po to, by wpaść z utęsknieniem i łzami w moje ramiona, poczułem się cudownie. Teraz nie zaprzeczy, że jej na mnie nie zależy. Bała się o mnie. Niepotrzebnie. Nie chciałem, żeby płakała. Była cała roztrzęsiona i blada, z olbrzymimi podkowami pod oczami, ale nawet to nie odejmowało jej uroku. Jest perfekcyjna w każdym calu. A teraz, jest już tylko i wyłącznie cała moja. Nie pozwolę się do niej zbliżyć żadnemu mężczyźnie. Kocham ją za to, że udaje, że mnie nienawidzi i  stara się maskować prawdziwe uczucia do mnie. Kocham ją, bo wiem, że jest kimś wyjątkowym, kogo chcę otaczać opieką i troską do końca życia. To jest ta jedna, jedyna. Co do tego nie mam wątpliwości. Zmieniłem dla niej całe moje życie. I nie żałuję tego. Zrobię wszystko, by zobaczyć siebie w jej oczach. Byłem bliski pocałowania jej, ale znowu mnie odtrąciła. Być może zrobiła to nieumyślnie? Albo nie chce moich pocałunków... bo się boi? Poczułem przyjemne dreszcze, kiedy przejechała dłonią po moich włosach. Normalnie zabiłbym osobę rujnującą moją fryzurę, ale jej wolno. Ona może wszystko.
- Zayn, twoje winogrona nie skutkują, ja dalej umieram. - westchnęła i odsunęła się ode mnie kładąc się na łóżku. Zaśmiałem się wesoło i położyłem się tuż przy niej.
- Nie mówiłem, że wyleczą kaca. - odparłem kładąc się na boku podpierając się na łokciu.
- Mówiłeś. - wyjęczała kryjąc twarz w dłoniach.
- Cichutko kochanie. - wyszeptałem i przyłożyłem moją lodowatą dłoń do jej czoła. Odetchnęła z ulgą i przymknęła powieki.
- Przejdzie mi do jutra? - wymruczała.
- Powinno. - odparłem. - Chcesz, żebym został z tobą na noc? - zapytałem niepewnie pełen nadziei.
- Nie. - usłyszałem.
- Dlaczego? Będzie ci raźniej. - odparłem.
- Nie zapomniałam co było przez ostatnie 3 tygodnie.
- Przeprosiłem cię za to. - broniłem się.
- Przepraszam niekiedy nie wystarczy.
- To co mam zrobić?
- Odbudować moje zaufanie. - odparła. - Za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżam, więc nie masz na to dużo czasu. - dodała.
- Wiem, że wyjeżdżasz. A nie brałaś pod uwagę opcji ewentualnego pozostania w Bradford dłużej? - zapytałem.
- Nie. - odparła momentalnie. Nie liczyłem na inną odpowiedź. - Idź już. Chcę spać. - dodała.
- Ale... - zacząłem. - Z resztą nieważne. - dodałem po chwili i podniosłem się z jej łóżka. Stojąc pod drzwiami rzuciłem jeszcze w jej stronę ostatnie spojrzenie, po czym opuściłem jej pokój. Ponownie niczego nie rozumiałem. Jeszcze parę chwil temu rzuciła mi się na szyję i nie chciała mnie wypuścić z ramion, a teraz tak po prostu mnie wyprasza? Nie nadążam za nią!Do czasu jej wyjazdu, zdąży zrobić ze mnie świra.


***April***

W tamtym momencie umierałam. Każdy oddech, szept, szmer, szelest wydawały się głośne i niebezpieczne, niczym rozpędzony pociąg zmierzający na mnie. Nie miałam sił przebywać w niczyim towarzystwie, nawet w jego. Wiem, że powiedziałam przed momentem za dużo niepotrzebnych słów, bo już na prawdę zapomniałam o tym, co się działo przez ostatnie dni. Powiedziałam to, co powiedziałam, bo chciałam mu udowodnić swoją niezależność. Niech wie, że jestem silna. Mimo, że to nic nie ma wspólnego z moją siłą.


To już 8 rozdział :D Dziękuję wam kochani, że tu wciąż zaglądacie ♥