Czas z reguły płynie szybko. Tak przynajmniej jest wtedy, kiedy mamy na wyciągnięcie ręki wszystko, co nas uszczęśliwia. Przeminęły kolejne dwa tygodnie mojego pobytu w Bradford. Czternaście dni, które zdawały się trwać całą wieczność. Bez jego spojrzenia, dotyku, barwy głosu. Od czternastu dni mija mnie obojętnie na korytarzu, ucieka przed moim spojrzeniem, nie reaguje na "cześć", nie uśmiecha się. Zachowuje się tak, jakbym zapadała się gdzieś pod powierzchnią Ziemi. Nienawidzi mnie. Tylko za co? Wiedziałam, że znajomość z nim, to same kłopoty i może właśnie dlatego mi odpowiadała? Nieopisane ryzyko i strach przed jego każdym posunięciem, emocje, które zawładnęły moim stabilnym i spokojnym życiem. Aura ciemności, która go otacza oddziałująca na moje zmysły i temperament. Ta iskra w oku, która wywoływała u mnie gęsią skórkę. Wszystko odeszło. Zayn ma wprawę w ranieniu kobiet. Ja jestem kolejną zabawką. Zabawką, która nie chciała grać według jego reguł, więc ją wyrzucił. To takie banalne i przewidywalne. Nie jest mi żal samej siebie... o nie... mnie jest wręcz wstyd, że dałam się mu tak klasycznie ograć. Jakby nie było jest jeden do zera dla niego. Należą się mu oklaski. Teraz poluje na kolejne... naliczyłam już tych jego nowych chyba cztery w ciągu tych dwóch tygodni. Może być z siebie dumny. Pewnie teraz opowiada swoim kumplom, jaki to z niego chojrak i żigolo. Ma każdą. Mnie nie mógł mieć, więc przestał marnować swój jakże cenny czas na podchody które były bezskuteczne... chociaż.. czy takie bezskuteczne, to znowu nie wiem... bo jednak jakby nie było, zakochałam się w nim, a może nawet pokochałam?
Dzisiaj znowu mijaliśmy się na korytarzu... klasyczny unik i zimne dreszcze przeszywające ciało. Żal i wrogość która się we mnie potęgują... Niezrozumienie... Tęsknota... Dowód na moją naiwność... I tak każdego dnia.
Weszłam do recepcji i zaczęłam ścierać kurze. Po chwili wszedł za mną Zayn i podszedł do swojej matki.
- Spakowałeś się już? - zapytała kobieta uśmiechając się do niego promiennie. Chcąc nie chcąc ukradkiem obserwowałam, a raczej podsłuchiwałam ich całą rozmowę. Słowo "spakowałeś" wywołało u mnie niepokój, jak się okazało słuszny.
- Tak. Walizki mam już naszykowane. Umówiłem się z Niallem, że będzie na mnie czekał na lotnisku. - odparł.
- To o której wylądujesz?
- O 21. Chyba, że będą jakieś opóźnienia.
- Tata cię zawiezie na lotnisko. - stwierdziła kobieta. - Uważaj tam na siebie, nie rozmawiaj z obcymi, dzwoń do mnie codziennie. Pamiętaj też o tym, że w Mullingar może być różna pogoda.
- Wiem, mamo. - zaśmiał się. - Jestem już dużym chłopcem, pamiętaj o tym. - pocałował ją w policzek.
- Mój mężczyzna. - ujęła jego twarz w dłonie. Uśmiechnęłam się wtedy mimowolnie sama do siebie. Ta scena, była słodka. - Co mam powiedzieć tym wszystkim dziewczyną, które się do ciebie schodzą? - zapytała.
- Jakim dziewczyną? - zdziwił się.
- Już ja tam swoje wiem. - puściła mu oczko.
- Jesteś niemożliwa. - przewrócił oczami. - Dobra mamo, idę na miasto. Muszę jeszcze załatwić to i owo. - powiedział po czym tak po prostu wyszedł prawie rozdeptując mnie przy drzwiach, które wycierałam.
Prawdę mówiąc, kojarzyłam to imię - Niall. Kiedyś mi już o nim wspominał... to ten Irlandczyk, z którym poznał się na obozie karate. Pewnie jedzie odetchnąć ode mnie. Niech się nie martwi, za równy miesiąc już na dobre zniknę z jego życia. Dokładnie 20 sierpnia o godzinie 14. Mogę się założyć, że jego pobyt w tym całym Mullingar czy jak to się tam nazywa, będzie jedną wielką, niekończącą się balangą.
- Lena - usłyszałam głos kucharki, który wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia.
- Tak? - zapytałam wzdrygnąwszy się.
- Zostaw już te drzwi w spokoju. Lśnią tak bardzo, że aż oczy bolą. - upomniała mnie swoim ciepłym głosem. Przez ostanie dwa tygodnie miałam więcej czasu na rozmowy z nią. Odkąd nie znamy się z Zaynem, to w ogóle mam dużo więcej czasu. Billowi staram się go poświęcać tak dużo, jak tylko mogę, ale zawsze wychodzi minimum, bo zwyczajnie jestem przybita Malikiem i mam dość udawania przed Billem, że wszystko gra.
- Zamyśliłam się... - westchnęłam i pozbierałam z podłogi moje przybory do czyszczenia.
- Widzę. - rzekła stanowczo. - Chodź do kuchni, zaparzyłam herbatę i nie mam zamiaru pić jej w samotności. - uśmiechnęła się serdecznie
- Za moment przyjdę - uśmiechnęłam się blado i poszłam do składziku schować moje tobołki.
Nie miałam teraz ochoty na towarzystwo, wolałam pobyć sama ze sobą, jednak grzeczność nakazywała mi przyjąć zaproszenie. Przecież, to bardzo miły gest z jej strony, że mnie zaprosiła na herbatę. Poszłam więc, choć raczej właściwszym określeniem jest "doczołgałam się". Kobieta nalała napoju do niewielkich filiżanek i postawiła jedną z nich bezpośrednio przede mną. Zajęła miejsce tuż obok mnie i z uporem wpatrywała się we mnie. W markotną, zdołowaną dziewczynę ze spuszczoną głową, która za wszelką cenę chce udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Upiekłam ciasto. Może chcesz? - zapytała po chwili.
- Nie, dziękuję. - wymamrotałam wpatrując się we własne dłonie które trzymałam na kolanach.
- Lena, widzę, że coś cię gnębi. - zaczęła. - Czy to przez Zayna jesteś taka zgaszona w ostatnim czasie?
- Nie. - wzruszyłam ramionami.
- A może jednak?
- Nie. - powtórzyłam czynność.
- Zayn dzisiaj wyjeżdża. - odparła.
- No i? - kolejny raz wzruszyłam ramionami.
- Chcesz, żeby jechał?
- A co mnie to? - zapytałam.
- Myślałam, że się przyjaźnicie.
- Nie. - sprostowałam, kobieta tylko głęboko westchnęła i sięgnęła po filiżankę, z której upiła kilka łyków.
- Ostygnie ci. - rzekła ponownie na mnie spoglądając.
- Wolę letnią. - wymamrotałam drapiąc się po policzku opuszkami palców.
- Tak jak Zayn. On też nie lubi gorącego. - zaczęła. Ta rozmowa zaczynała się dla mnie przeradzać w czystą torturę. Wiem, że ona chciała coś ze mnie wyciągnąć na jego temat, może się domyślała oczywistego faktu albo chciała mi coś powiedzieć, ale żadna z tych opcji nie miała dla mnie najmniejszego znaczenia. On nie miał znaczenia. Przecież nic już niczego nie zmieni. Nasza znajomość dobiegła końca. Tyle z mojej strony. - Wiesz, że przypominasz pewną dziewczynę, którą kiedyś znałam? - dodała po chwili - Była mniej więcej w twoim wieku, zadziorna, gotowa na wszystko, czuła, że świat stoi przed nią otworem, była żądna życia i przygód. Wszyscy wokoło zazdrościli jej odwagi oraz pewności siebie. Tyle tylko, że ona nie miała żadnej z tych dwóch cech. Odwaga? - gra aktorska. Pewność siebie? - również wyreżyserowana. A mimo to, ludzie ją podziwiali. W tym też pewien najprzystojniejszy chłopak, jakiego znała. Był prawdziwym macho, typem którego nie da się zmienić ani zreperować. Wiedział, że nic nie trwa wiecznie, dlatego korzystał z życia. Był tym, o czym dziewczyny zwykły marzyć, a on mógł mieć je wszystkie. I miał. Zawsze miał. Aż do momentu, kiedy poznał ją. Skradła jego serce, a on odbił piętno na jej duszy. Przeżyli burzliwy romans pełen wzlotów i upadków, swoją własną bajkę. Szczerze się kochali. Byli gotowi skoczyć za sobą w ogień, i wiesz co? - zapytała mnie nagle.
- Co? - wyszeptałam.
- On od niej odszedł. Wyrwał jej serce, bo chciał, by na zawsze kochało już tylko jego i było przy nim. Zniszczył ją i naprawił zarazem.
- Dlaczego odszedł? - dociekałam.
- Zmusiła go do tego duma i strach przed tym, że to ona odejdzie. - odparła. - wiesz co jest najciekawsze? Nigdy nie padło z ich ust "kocham cię". Nie było potrzebne, żeby czuli, że są dla siebie stworzeni.
- Byli dla siebie stworzeni, a on ją zostawił?
- Tak już w życiu bywa. Ale nie myśl, że ona była bez winy. Zawiniła, i to nawet bardziej niż on w chwili w której oznajmił jej, że wyjeżdża, bo nie próbowała go zatrzymać.
- I co się z nimi dalej stało?
- On umarł. Postrzelono go, w potyczce gangów.
- Historia niczym z filmu. - zaśmiałam się cicho. - A co z nią?
- Była zmuszona do życia, chociaż chciała umrzeć. Pewnej nocy, on odwiedził ją we śnie i poprosił, żeby żyła dalej, bo dopóki żyje ona, to on też. Posłuchała go. Zaczęła inaczej patrzeć na świat, na miłość, na zakochanych. Nigdy więcej nie pozwoliła się do siebie zbliżyć żadnemu mężczyźnie, bo nie potrzebowała żadnego innego. Codziennie odwiedzała jego grób. Była na nim jeszcze dzisiejszego poranka, potem poszła do warzywniaka, a obecnie siedzi obok ciebie.
- To była pani? - doznałam szoku.
- Tak. Wczoraj opowiedziałam tę samą historię Zaynowi, a to jak wy ją pojmiecie i zinterpretujecie, to już zależy od was. Dziwne.. on zadał mi dokładnie to samo pytanie "Skoro byli dla siebie stworzeni, to dlaczego ją zostawił?". Przypadek? - powiedziała i odłożyła pustą filiżankę na stół, po czym wyszła z kuchni.
Siedziałam jeszcze nad herbatą w ciszy, spokoju, rozmyślając nad tym, co miała na myśli i dlaczego właściwie opowiedziała mi tę całą historię. Przecież ona nie tyczy się ani mnie, ani jego. Nonsens.
***Zayn***
Skarpetki, piżama, szampon jest.. - wymieniałem szeptem wertując listę rzeczy, które miałem spakować. Wolałem się upewnić, czy aby na pewno mam wszystko. Kiedy byłem już gotowy, zniosłem bagaż na sam dół i z pomocą taty wpakowałem go do bagażnika jego samochodu. Pożegnałem się ostatni raz ze wszystkimi, z wyjątkiem April. Nie było jej. Pewnie siedziała w swoim pokoju i znając ją spała, albo poszła się spotkać z tym gogusiem. Z resztą, to już nie moja sprawa. Uwolniłem się od niej. Cieszę się na ten wyjazd. Już tak dawno nie widziałem się z Niallem. Nie mogę się doczekać, aż zaatakujemy irlandzkie puby.
Podróż zleciała mi szybko, bo przecież samolotem to tylko rzut beretem. Na lotnisku już czekał na mnie Niall. Ucieszyłem się na jego widok.
- Stary! - krzyknął dostrzegając mnie pośród tłumu. Podbiegł do mnie i przywitał mnie mocnym, męskim uściskiem.
- Urosłeś - pomierzwiłem jego tlenione włosy.
- Chciałeś chyba powiedzieć, ze przybrałem trochę. - zaśmiał się. Za to waśnie go uwielbiałem. Za ten jego dystans do swojej osoby, poczucie humoru, zwariowane pomysły, błyskotliwe inaczej wypowiedzi oraz wieczne głodomorstwo.
- To też. - popchnąłem go z łokcia, za co on mi oddał. Całą drogę do jego samochodu non stop się przepychaliśmy i wybuchaliśmy śmiechem.
- Myślałem, że nie przylecisz sam. - zaczął odpalając silnik.
- Jak to? - zdziwiłem się.
- No, a ta twoja April? - zapytał wpatrując się w boczne lusterko chcąc ocenić odległość tylnego zderzaka od samochodu zaparkowanego tuż za nim.
- Odpuść. - rzuciłem z chłodem.
- Uuuu.. widzę, że plan się nie powiódł. - zaśmiał się. - Wisisz mi 100 funtów.
- Za co? - nie rozumiałem co ma na myśli.
- No nie pamiętasz naszego zakładu? Założyliśmy się o to, że jeżeli kiedykolwiek jakakolwiek laska którą sobie upatrzysz, nie będzie twoja, to płacisz mi 100 funtów. - wyszczerzył zęby.
- Nie upatrzyłem jej sobie. - zanegowałem.
- Jak to nie? Jeszcze dwa tygodnie temu jak gadaliśmy przez telefon, mówiłeś, że tak niewiele brakowało, abyś ją pocałował i że potrzebujesz jeszcze góra dwóch dni, żeby była twoja. Mam dobrą pamięć. - zaśmiał się.
- Było minęło. -wzruszyłem ramionami.
- Było minęło? - zdziwił się - kto ty jesteś? - zapytał.
- Zayn Malik. Badboy z Bradford.
- No właśnie. Zayn Malik, który nigdy jeszcze nie spoczął dopóki nie dopiął swego. Więc co się stało, że odpuściłeś? - dociekał.
- Ma chłopka.
- Dawniej to nie stanowiło dla ciebie problemu.
- Ale z nią jest inaczej. - odparłem.
- Zakochałeś się. - stwierdził.
- Wcale że nie. Ona jest już zamkniętym rozdziałem. Nie obchodzi mnie. To szmata. - wysyczałem.
- Nie powinieneś tak o niej mówić, skoro ci na niej zależy. - upomniał mnie.
- Daj spokój Niall. - westchnąłem - Chcę się przejść do dobrego pubu. - rzuciłem.
- Nie ma sprawy. - ucieszył się. Też lubił te nasze męskie wypady.
Po przyjeździe do jego domu i po przywitaniu się z rodziną Horanów zacząłem przygotowywać się do wyjścia do klubu. Spryskałem ciało mieszanką perfum na specjalne okazje i założyłem na siebie moje ulubione ciuchy i byłem gotów do wyjścia. Niall również. Poszliśmy na nogach do najlepszego pubu w okolicy. Musiałem się czegoś napić. Podobno zatopienie smutków w butelce wódki, to słabe posunięcie? Nie sądzę.... Byłem już trochę wstawiony, kiedy przysiadła się do mnie jakaś czarnowłosa laska. Niall zmieszany oddalił się od nas na bezpieczną odległość.
- Chyba nie masz nic przeciwko, że się dosiądę. - powiedziała uwodzicielskim tonem.
- Mam. - odparłem i dałem jej do zrozumienia, żeby sobie poszła i nie nadużywała mojej gościnności. Po chwili wrócił do mnie Horan.
- Odprawiłeś ją z kwitkiem? - na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
- Jak widać. - odparłem mieszając wódkę z sokiem bananowym.
- April na prawdę zawróciła ci w głowie. Kochasz ją. - ucieszył się. Z czego on się znowu do cholery cieszył? Mi nie było do śmiechu.
- Nie. - zanegowałem.
- Kochasz, kochasz. - ukazał mi się jego szeroki uśmiech. - Jakbyś jej nie kochał, to już w tym momencie przeleciałbyś tę laskę w toalecie. - puścił mi oczko.
- Ona jest najgorszym co mnie w życiu spotkało! Staram się robić co w mojej mocy, żeby się z nią nie widywać, ale kurwa tęsknię za nią. Ukradkiem ją obserwuję. Jak jakiś pojebus... - zacząłem klnąć. Jak zawsze po alkoholu. - Rozpierdolę tego gnojka jeśli tylko coś jej zrobi. - podniosłem ton głosu.
- Ej, stary, uspokój się, bo ludzie zaczynają się gapić. A jak ludzie się tutaj na ciebie gapią, to nie jest dobrze. - odparł.
- Zwijajmy się. Co? - poprosiłem. Czułem, że mam już na dziś dość tego miejsca.
Wracając do domu mieliśmy jeszcze chwilę na beztroską, szczerą rozmowę, tylko w cztery oczy. Horan stwierdził, że muszę dać jej jeszcze szansę, bo.. ją kocham. Cały on. Dla niego wszystko jest zawsze takie proste i patrzy na świat przez różowe okulary. Ja tak nie umiem. Nie teraz, kiedy wszystko wokół jest na opak.
Spędziłem w Irlandii równo tydzień. Nie chciałem wracać do domu. Co ja zrobię jak ją zobaczę? Przecież nie jestem w stanie jej dłużej unikać, ani nie dam rady się do niej odezwać. Paraliżuje mnie strach przed tym, że wypadnę w jej oczach na ofiarę losu. I tak już nią jestem.
Samolot się nieco spóźnił, przez co w Leeds byłem dopiero około 20. Tak jak się umawiałem, tata po mnie przyjechał. Był ciekaw, jak się bawiłem, co słychać u Nialla, u jego rodziny, kiedy ma zamiar nas odwiedzić. Oczywiście, musiałem udzielić odpowiedzi na te wszystkie pytania. Droga minęła nam bardzo szybko. W mgnieniu oka znalazłem się pod hotelem. Wyjąłem walizkę z bagażnika i ruszyłem w stronę wejścia. Wolną ręką nacisnąłem klamkę drzwi i wszedłem do środka. Od progu przywitała mnie stęskniona mama. Mimo wszystko, brakowało mi jej. Po krótkiej rozmowie postanowiłem odnieść bagaż do swojego pokoju. Kiedy stałem już pod drzwiami i próbowałem znaleźć w kieszeni spodni klucz do zamka, April wyszła ze swojego pokoju. Obdarowała mnie przelotnym, chłodnym spojrzeniem, zamknęła drzwi na klucz i poszła w swoją stronę. Ubrana była jak do klubu. Kiedy w końcu udało mi się dostać do siebie, rzuciłem niedbale walizkę i pobiegłem jej śladami, aby sprawdzić, czy wsiada do jego samochodu. Na szczęście, jeszcze nie wyszła. Stała w holu i rozmawiała z kucharką. Stanąłem na schodach tak, aby nie były w stanie mnie zauważyć. Udało mi się podsłuchać urywek ich rozmowy.
- Bill po ciebie przyjechał? - zapytała starsza kobieta.
- Nie. Nie będę się dzisiaj widzieć z Billem. - odparła. - Ma urodziny babci.
- Nie idziesz z nim? - ciągnęła temat.
- Nie. Nie znam ich, z resztą nie sądzę, żebym miała okazję ich kiedykolwiek poznać. - odparła błyskawicznie.
- Czemu?
- Bo wracam za niedługo do Polski.
- Zayn właśnie przed momentem przyjechał. - odezwała się staruszka.
- Wiem. Minęłam się z nim na korytarzu. - wyjaśniła.
- Dlaczego nie porozmawialiście?
- Bo.. - wzięła wdech - On nie chce ze mną rozmawiać. Na prawdę muszę już iść, bo Matt na mnie czeka.
- Gdzie idziecie? - zapytała.
- Do "West Coast". - odparła.
- Bawcie się dobrze. - powiedziała staruszka, a April opuściła hotel. - Zaaaaaaaayn.. - usłyszałem jej srogi głos - złaź z tych schodów. - dodała. Posłusznie zszedłem ze stopni i stanąłem na przeciwko niej, dokładnie tam, gdzie przed momentem stała April.
- Myślałem, że mnie nie widać. - odparłem.
- A jednak! Ja wszystko widzę - zaśmiała się wesoło. Czasami dochodziłem do wniosku, że ona wie wszystko o wszystkich. Zna każdy sekret tego miejsca. Sam nie wiem, czy budzi we mnie bardziej podziw, czy strach. - No to teraz wiesz. - dodała.
- Co wiem? - zapytałem zdezorientowany.
- Gdzie idzie i z kim. - wyjaśniła.
- Nie chciałem tego wiedzieć. - broniłem się.
- Oczywiście Zayn... ty tylko tak po prostu stałeś sobie na schodach i to nie miało nic wspólnego z Leną. - pokręciła głową.
- W zasadzie... - szukałem właściwej odpowiedzi.
- W zasadzie, to wiesz gdzie będzie i masz pewność, że nie będzie tam Billa. Więc czemu tu jeszcze stoisz?
- Będzie z Mattem. - wzruszyłem ramionami.
- Przecież Matt ma narzeczoną, która tam z nimi będzie. Oni nigdzie nie chodzą bez siebie.
- Ale..
- Żadne ale. Idź się odstrzel i marsz do tego klubu. Ona chce z tobą porozmawiać. Nie bój się. I jeśli chodzi o Billa, to ona go nie kocha.
- Skąd możesz wiedzieć?
- Wiem, jak się zachowują kobiety, które kochają swoich mężczyzn. - uśmiechnęła się delikatnie i zostawiła mnie samego z kłębiącymi się w mojej głowie myślami.
Może ona ma racje? Może powinienem iść do tego klubu? Chociażby po to, by mieć ją na oku. Przecież nigdy nic nie wiadomo. Nie mam nawet zamiaru z nią tego wieczoru wymienić spojrzeń. Będę się zachowywał, jakby nie istniała. Ona z resztą też, nie zechce zwrócić na mnie uwagi. Udałem się do pokoju i szybko przygotowałem się do wyjścia. Zatelefonowałem do mojej znajomej, żeby czekała na mnie w klubie. Nie chciałem się nudzić tego wieczoru.
Po ponad godzinie znalazłem się na miejscu. Zabawa zdążyła się ostro rozkręcić. Przedzierałem się pomiędzy tańczącymi, wstawionymi i ujaranymi ludźmi. Kątem oka dostrzegłem siedzącą przy jednym ze stolików April, Matta wraz z narzeczoną i paru innych ludzi, których kojarzyłem z okolicy. Było widać, że świetnie się z nimi bawi. Nie chciałem, żeby mnie dostrzegła, jednak było to nieuniknione, gdyż Lauren stała nieopodal ich stolika... zaledwie 3 metry od nich. Chcąc nie chcąc musiałem przejść obok nich. Kiedy ich mijałem Matt krzyknął: "Yo Zayn!" na co ja odparłem mu jedynie wymuszonym uśmiechem. "Dosiądź się do nas!" krzyczeli pozostali, którzy siedzieli przy tym stoliku. April nawet nie podniosła oczu na mnie. Siedziała ze spuszczoną głową i popijała drinka. "Sorry, ale mam inne plany" - odparłem i podszedłem do ognisto rudej, wysokiej dziewczyny która na mnie czekała. Posłałem jej jednoznaczny uśmiech i zaraz po cześć wbiłem się w jej uta i przyparłem do ściany unosząc ją, a ona owinęła swoje nogi wokół moich bioder i oddała pocałunek. Ludzie zaczęli gwizdać i krzyczeć coś w stylu "jeszcze, jeszcze!". Nie słuchałem ich. Skupiłem się jedynie na tym, że czułem w tamtym momencie na moich plecach wzrok April. Usatysfakcjonowało mnie to, że patrzyła.
Po chwili pocałunków puściłem ją na ziemię i obejrzałem się za siebie, aby wiedzieć, czy nadal spogląda, jednak jej już tam nie było. Miejsce na którym siedziała było puste. Rozejrzałem się ostrożnie po sali i dostrzegłem ją, jak próbuje się przedrzeć przez ludzi w drodze do baru.
- Chcesz coś do picia? - zapytałem rudej.
- Chcę jakiegoś dobrego drinka. - przygryzła dolną wargę.
Nic już nie odparłem. Ruszyłem śladami brunetki. Stanąłem za nią i poczułem uderzający zapach jej perfum. Uwielbiałem je. Zamówiła sobie piwo. Kiedy barman już je jej podał, a ona odwróciła się na pięcie, to mina jej zrzedła. Jednak nie było to spowodowane tym, że ujrzała mnie.
***April***
Chciałam spędzić przyjemny wieczór w klubie. Czy to aż tak wiele? Było wspaniale, świetnie się bawiłam z tymi wszystkimi nowo poznanymi ludźmi, aż tu nagle zjawił się on i wszystko popsuł. Miał randkę. Ekstra. Na dodatek moi nowi znajomi, okazali się być też jego znajomymi. Nie byłam wstanie na niego spojrzeć, kiedy przechodził, dlatego też uznałam, że gapienie się w czarny blat stołu jest najlepszym wyjściem z sytuacji. Po chwili jednak nie wytrzymałam, uniosłam wzrok i zobaczyłam jak namiętnie ją całuje. Moje serce dostało kopniaka. Nie chciałam, żeby ktokolwiek zauważył łzy napływające do moich zielonych oczu, więc rzuciłam niezobowiązująco, że idę po piwo.
Kiedy już barman nalał mi szklankę piwa, odwróciłam się i to co zobaczyłam sprawiło, że osłupiałam. Za mną stał Malik, ale to nie o niego się mi rozchodziło tym razem. Tu szło o to, co działo się za jego plecami, przy jednym ze stolików na balkoniku nad DJ. Nie chciałam wierzyć własnym oczom. Zacisnęłam mocno palce na cienkich ściankach szklanki i wypiłam całą jej zawartość jednym duszkiem, następnie wzięłam głęboki wdech, wsadziłam Mulatowi pustą szklankę do dłoni i ominęłam go niechcący trącając go ramieniem. Wzrokiem odszukałam chody prowadzące na górę, weszłam po nich czując jak krew pulsuje w moich żyłach, a serce chce wyskoczyć z piersi. Pieprzony dupek! Jak on mógł?! On?! Po Zaynie bym się tego spodziewała, ale on?! Podeszłam szybkim krokiem do stolika przy którym siedział Bill i obleśnie obmacywał się z jakąś lafiryndą.
- Urodziny babci? Tak? - zapytałam stojąc nad nimi z założonymi rękoma. Bill się wzdrygnął. Kiedy się zorientował, że to ja, próbował grać na zwłokę udając głupiego.
- Lena... co ty tu robisz? - zapytał jakby nigdy nic puszczając ją i doprowadzając się do porządku.
- To samo co ty. A więc to jest twoja babcia? - zapytałam spoglądając z pogardą na zdezorientowaną dziewczynę - Fakt, jest stara, ale nie rób z niej swojej babci. - dodałam.
- Kochanie, to nie tak, ja ci to wszystko wyjaśnię. - zaczął.
- Daruj sobie. Jesteś skończonym dupkiem i tyle. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - wykrzyczałam.
- Zrywasz ze mną? - zapytał.
- Na to wygląda.
- Zgłupiałaś. - zaśmiał się szyderczo.
- Wiesz co, masz rację. Zgłupiałam, bo się z tobą związałam.
- Podobno mnie kochasz. - odrzekł. Ta dziewczyna niczym upośledzona siedziała i się wpatrywała w każde z nas na zmianę.
- Ty chyba sam nie wierzysz w to co mówisz...! - krzyknęłam.
- Jak widać dziwka zawsze pozostanie dziwką. - na jego słowa nie wytrzymałam i spoliczkowałam go, na co on się wściekł i zamachnął się na mnie, w ostatniej chwili chwyciłam jego dłoń i zapytałam. - I co? Uderzysz bezbronną dziewczynę przy tylu świadkach? - uśmiechnęłam się triumfalnie. - Jesteś pieprzonym gnojkiem. - dodałam i już chciałam iść, ale on jeszcze jak widać nie miał dość.
- Nie dziewczynę, tylko dziwkę! - krzyknął za mną, a ja bez dłuższego zastanowienia wzięłam butelkę wina, które stało na jego stoliku i wylałam je na jego głowę. Kiedy butelka była już pusta, ponownie postawiłam ja na stole i poszłam sobie. Zayn stał nadal na dole obserwując tą całą scenę. Jestem pewna, że słysał co nie co, bo zachowywaliśmy się dość głośno. Mało tego, wiem, że moi nowi znajomi też to widzieli, a na pewno Matt, który kręcił się w okolicy baru. Wróciłam do mojego stolika. Emocje mną nadal targały. Usiadłam bez słowa i odpaliłam czerwone Marlboro. Zaciągnęłam się raz, drugi, trzeci... wypaliłam fajkę. Wrócił Matt, a za nim przyszedł Zayn do którego zaczęła się tulić ta jego panna.
- Co się tam konkretnie stało? - zapytał nagle Matt.
- Widziałeś. - odparłam, po czym odpaliłam kolejnego papierosa i wstałam z miejsca. - Na mnie już pora. - powiedział zabierając ze sobą jedną z butelek z alkoholem stojących na naszym stoliku. Minęłam Zayna, który bacznie mi się przyglądał i zaczęłam podążać w stronę wyjścia.
Kiedy już się znalazłam pod klubem, odkręciłam butelkę i zaczęłam pić z gwinta nie przejmując się ludźmi, którzy mnie mierzyli wzrokiem. Byłam wściekła, roztrzęsiona, załamana, czułam się podle oszukana, stłamszona, mała, nic nie znacząca, samotna. Byłam rozbita na miliard kawałków, bo mój chłopak jak się okazało przyprawiał mi rogi, a facet na którym szczere mi zależy zdążył zapomnieć o moim istnieniu. Sącząc łyk za łykiem usiadłam na krawężniku nieopodal klubu zanosząc się płaczem. Nigdy wcześniej nie piłam tak dużo i w takim tempie, nigdy dla zabicia żalu. Nie wiem ile tam siedziałam, z kim rozmawiałam, co robiłam po alkoholu, nic nie wiem. Urwał mi się film.
*** Zayn***
Wiedziałem! Wiedziałem, że prędzej czy później do tego dojdzie, że on ją skrzywdzi. Stałem na dole i bezczynnie przyglądałem się temu, jak zadaje jej cios nożem prosto w serce i ma na twarzy ten swój głupi uśmieszek. Jak ja chciałem go wtedy dorwać! Ale nie mogłem się wtrącać. Kiedy on podniósł na nią rękę, zamarłem. Przecież, gdyby ją uderzył, to by przez rok nie sprzątnęli stąd jego krwi. Kiedy zeszła ze schodów, podążyłem za nią. Widziałem w jakim jest stanie. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem ją z papierosem w ustach. Była wściekła i załamana jednocześnie. Obserwowałem jej każdy ruch. Wychodząc wzięła ze sobą butelkę. To nie mogło wróżyć nic dobrego. Chciałem wyjść razem z nią, ale miałem jeszcze jeden nieuregulowany rachunek....
- Pamiętasz, że powiedziałem, że cię zabiję, jeśli coś jej robisz? - zapytałem groźnym tonem stojąc przed nim na balkonie.
- Pierdol się! To zwykła dziwka i dobrze o tym wiesz. - zaśmiał się. Nie wytrzymałem.
- Zabiję cię! - krzyknąłem i rzuciłem się na niego z pięściami zadając mu dwa potężne ciosy w nos. Prawdopodobnie go złamałem, bo leciała mu krew. Próbował się bronić, ale byłem silniejszy, złapałem go za szmaty i przyparłem do barierki dając mu kopniaka z kolana prosto w brzuch, co spowodowało, że zawył z bólu i osunął się na ziemię. Usiadłem na nim okrakiem i już miałem kontynuować obkładanie go, ale przypomniałem sobie o April. Ona nie chciałaby, żebym mu cokolwiek robił. - Nie jesteś tego wart. - syknąłem i podniosłem się z podłogi. Co ciekawe, mało kto zainteresował się sytuacją rozgrywającą się górze. Wiem, że pewnie przyjdzie mi za to ponieść jakieś konsekwencje, ale ja tu się nie liczę. Nie mogłem nie stanąć w obronie jej godności. Już miałem wybiegać z klubu, ale Loren złapała mnie za nadgarstek
- Zayn, jeśli teraz... Zayn albo ja, albo ona. - ostrzegła, na co ja nie zareagowałem, jedynie wyrwałem rękę z jej uścisku i opuściłem tamto miejsce.
Stojąc już pod "West Coast" rozglądałem się dookoła chcą ją gdzieś dostrzec. Byłem gotów przeszukać całe miasto, ale na szczęście nie było to konieczne, gdyż siedziała sama, skulona, trzęsąc się z zimna, z półpełną butelką którą uporczywie chciała pić, choć widziałem, że nie była już w stanie. Moje serce pękało. Pobiegłem do niej i chciałem wziąć ją na ręce, jednak ona protestowała. Uparła się, że pójdzie o własnych siłach. Biedactwo ledwo stała na nogach. Zapowiadała się długa, piesza droga powrotna, gdyż nie miałem auta, bo klub był oddalony od hotelu tylko dwie ulice, ale biorąc pod uwagę tępo w jakim snuje się April, zajdziemy dopiero za godzinę. Jakby tego było mało, zaczęło padać. Dziewczyna wraz z nadejściem deszczu odzyskała humor. Zaczęła bełkotać tekst jakiejś piosenki o deszczu i położyła się na środku chodnika, ponieważ, jak sama powiedziała "chce utonąć w strugach spadającego deszczu". Byliśmy już oboje niemalże cali przemoczeni. Po długich negocjacjach udało mi się ją przekonać, żeby pozwoliła mi się zanieść do domu.
Kiedy już byliśmy wewnątrz budynku, musiałem zasłonić jej usta dłonią, bo inaczej obudziłaby cały hotel. Postanowiłem, że zaniosę ją do mojego pokoju, tak będzie szybciej, bo nie wiem, ile musiałoby upłynąć czasu żebym się w końcu doprosił, żeby dała mi swój klucz.
Zapaliłem w pokoju tylko jedną żarówkę, przez co panował przyjazny dla oczu półmrok. Położyłem ją na łóżku, i sam udałem się do łazienki, aby zdjąć z siebie mokre ciuchy. Kiedy wróciłem, ona leżała bezwładnie na moim łóżku gapiąc się w sufit.
- Rozbierz się. - powiedziałem.
- Ty mnie rozbierz. - usłyszałem jej chichot w ramach odpowiedzi.
- April, kochanie, proszę cię... - odparłem i podszedłem do niej.
- Rozbierz mnie. - wyszeptała. Zrobiłem to o co mnie prosiła. Przyznam, że nie byłem w stanie opanować drżenia moich rąk. Zacząłem powoli unosić jej czarny t-shirt w górę odsłaniając lekko zaokrąglony brzuszek, który pasował do jej figury. po chwili go zdjąłem, a ona przejechała swoją bladą, zimną dłonią wzdłuż mojej klatki, poczułem mrowienie oraz dreszcze.
- Jesteś taki... głupi. - powiedziała.
- Wiem. - odparłem. I zabrałem się za zdejmowanie jej szpilek oraz spódnicy, po chwili była już w samej bieliźnie. - Dam ci jakiś mój podkoszulek. - oświadczyłem, już miałem wstawać z łóżka, ale ona chwyciła moją dłoń.
- Nie idź. - wyszeptała patrząc w moje oczy. - Lubię, kiedy jesteś obok mnie. Kiedy się do mnie uśmiechasz. Kiedy próbujesz mnie pocałować. I kiedy mnie wyprowadzasz z równowagi, to też lubię. - powiedziała uśmiechając się do mnie promiennie. Na jej policzku ukazał się ten słodki dołeczek.
- Ja też lubię być przy tobie. - odparłem.
- Dlaczego mi to zrobiłeś? - wybełkotała nagle roniąc łzę.
- Co? - zmartwiłem się.
- Dlaczego nie chciałeś mnie znać? - zapytała.
- Bo... jestem dupkiem. - odpowiedziałem.
- Wiem, że jesteś. - wyszeptała.
- Nawet nie wiesz, jak mnie to bolało, kiedy on cię całował, kiedy się do niego uśmiechałaś. Nie wiesz przez co przeszedłem. - wyszeptałem ocierając jej łzę.
- Chodź tu. - powiedziała i zrobiła mi miejsce obok siebie, a ja posłusznie je zająłem. Było czuć od niej alkohol i tytoń. Czuję, że jutro będzie miała kaca stulecia.
- Jesteś taka piękna... - rzekłem, po czym pogładziłem ją po głowie. Ona w odpowiedzi na moje słowa usiadła na mnie okrakiem.
- Pocałuj mnie. - wyszeptała zbliżając usta do moich.
Ale się dzisiaj rozpisałam ;). Podoba Wam się ten rozdział?
PS. Następny rozdział = 5 komentarzy ♥
fajnie ♡♡♡ pisz dalej ♡♡♡ super się czyta..:)
OdpowiedzUsuńNo nareście dodałaś!
OdpowiedzUsuńRozdział wyszedł świetny tak jak każdy :-)
Mam nadzieję że po tym zdarzeniu Zayn i April będą razem.
Proszę dodaj następny jak najszybciej.
O rany, ale emocje!! Przyznam,ze nie spodziewalam sie takiego obrotu sprawy. Bardzo ciekawy rozdzial. Nie mg sie doczekac kolejnego *,* <3
OdpowiedzUsuńJeeeejku! A się zaczytałam! :D
OdpowiedzUsuńMój braciszek slęczy mi nad głowa, bo chce zagrać, a ja mu nie daję bo czytam hahahaha xD
Ale jestem zła :P
Świetny rozdział i taki zajebiście dłuuuugi ;)
Życze weny i czekam na next <3
OMG! Słońce to jest najlepszy z Twoich rozdziałów<3 maskara, niesamowite naj naj naj:) I jeszcze Niall<3 I like it xD mój komentarz jest 5, więc czekamy na nowy :* Jesteś the best. Ordonka:*
OdpowiedzUsuńSuperr ;33
OdpowiedzUsuńJejku *.* czemu oni dopiero po tym,jak Lena sie upila mogli pogadac? ;-; pewnie bedzie miec wąty do Zayna, ze jest u niego w lozku, no ale trudno :P przynajmniej on wie, co ona do niego czuje, i co o nim mysli, bo ludzie, jak sa pijani, to mowia TYLKO prawde..mozna sie wiele dowiedziec od czlowieka wtedy :P
OdpowiedzUsuńCzekam na next xoxo/Torii K.
Łooo jaki zwrot akcji !!! <3<3<3 Kooochaaam <3
OdpowiedzUsuń