GRY
trwa inicjalizacja, prosze czekac...

środa, 22 stycznia 2014

Rozdział X



                     Przez kolejne kilka dni codziennie wychodziliśmy gdzieś z Zaynem i dużo rozmawialiśmy. Poznałam go od strony, od której nie znają go nawet jego najlepsi przyjaciele. Kredyt zaufania jakim mnie obdarzył upoważnił mnie do tego, aby równie opowiedzieć mu co nieco o sobie. Dowiedział się, jaka na prawdę jestem. Nasze czysto przyjacielskie relacje znacznie się poprawiły i ociepliły. Szkoda, że dopiero teraz, kiedy za trzy dni wsiądę w samolot i wrócę do Polski. Będę za nim tęsknić. Nie lubię tego uczucia... tęsknota to świadomość braku kogoś w naszym życiu. Za trzy dni w moim życiu zabraknie jego. Zatęskni za mną? Wspomni mnie kiedyś przed snem? Napisze? Zadzwoni? Chciałabym, żeby odpowiedzi na te wszystkie pytania brzmiały po prostu: tak. Jednak nie mogę zbyt wiele po nim oczekiwać. Ma swoje życie, które po moim wyjeździe ponownie wróci do normy. Podobnie jak i moje. Wrócę do domu, pójdę na studia, na nowo spotkam się z przyjaciółmi, postaram się coś w sobie zmienić. Zawsze chciałam być blondynką, może w końcu się na to odważę? Podobno kiedy kobieta zmienia kolor włosów, to ma to świadczyć o tym, że właśnie zamknęła w swoim życiu pewien rozdział. Ja zamierzam zamknąć. Chciałabym móc tu jeszcze kiedyś wrócić. Chciałabym, mieć do kogo wrócić. Do Zayna.... O ile... będzie o mnie jeszcze pamiętał. Myśl, że za trzy dni będę w drodze powrotnej do domu kaleczy moje serce.... Kocham go i muszę się z nim pożegnać. Dlaczego to wszystko jest takie niesprawiedliwe? Muszę się z nim pożegnać, najprawdopodobniej już na dobre.... a my jeszcze nie dostaliśmy szansy, żeby zacząć cokolwiek... A raczej.. dostaliśmy, tylko ja byłam niezdecydowana. Kocham go zbyt mocno, żeby pozwolić mu się do mnie zbliżyć, bo jeśli to uczynię, to pożegnanie mnie unicestwi. Ostatnio nawet rozważałam opcję pozostania w Bradford, ale to głupie... co ja mu powiem? "Zayn kocham cię i nie chcę nigdzie jechać?" Wyśmieje mnie. Przecież, on nie chce poważnego związku. Z resztą opowiedział mi o swojej mamie, która chce, żeby związał się  z Alice. Ja jej nawet nie dorastam do pięt. Taka prawda. Ona jest wspaniała! Szczupła, wysoka, blond włosa, z niebieskimi oczami. A ja? No właśnie.... Jakaś tam brunetka średniego wzrostu z ohydnymi, zielonymi oczami. I na czym tu oko zawiesić? Zayn zasługuje na dużo ładniejszą niż ja.
             Właśnie byłam w trakcie wygłaszania mojego monologu w myślach, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - odpowiedziałam.
- Jesteś gotowa? - zapytał Zayn wchodząc i całując mnie na przywitanie w policzek.
- Jestem. - uśmiechnęłam się szeroko. - Ale co ty planujesz? - zapytałam zdezorientowana. Wczoraj obiecał mi, że gdzieś mnie zbierze.
- Zobaczysz. - założył mi włosy za ucho. - Niespodzianka kochanie.
- Zayn.. proszę.. - spojrzałam na niego błagalnie.
- Zobaczysz. - powtórzył i pociągnął mnie mocno za dłoń. - Mam nadzieję, że spakowałaś to o co cię prosiłem. - rzucił wyprowadzając mnie z hotelu.
- Ale po co mi dwie pary butów i ubranie na zmianę? - zapytałam wsiadając do czerwonego kabrioletu którego drzwi przede mną otworzył.
- Pokąpiemy się. - puścił mi oczko.
- Tylko? - uniosłam lewą brew. On szybko wskoczył do samochodu od strony kierowcy.
- Nie tylko, jeśli tylko chcesz. - musnął moje ucho ustami i się zaśmiał. - Taki żart. - usłyszałam, kiedy odpalił silnik.
- Szkoda - westchnęłam, po czym wybuchnęłam śmiechem.
                   Po godzinie jazdy Zayn zjechał w jakąś polną drogę.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam spoglądając na niego.
- Przed siebie. - zerknął na mnie i posłał mi szeroki uśmiech.
- Podoba mi się ten pomysł. - odparłam i przeczesałam dłonią włosy, które mierzwił mi wiatr.
                 Po 15 minutach chłopak zatrzymał samochód gdzieś pośród szczerych pól. Nie wiedziałam w dalszym ciągu, po co mnie tu przywiózł i gdzie się dokładnie znajdujemy. W sumie, nie obchodziło mnie to. Najważniejsze, że byłam z nim.
                 Zayn niczym prawdziwy dżentelmen pomógł mi wysiąść z auta. Przeciągnęłam się i zdjęłam z nosa okulary przeciwsłoneczne aby móc się lepiej przyjrzeć okolicy w której się znajdowaliśmy. Otaczała nas łąka pełna kolorowych kwiatów, nieopodal znajdował się zielony las, którego czubkami drzew kołysał wiatr. Dobiegał z niego piękny śpiew ptaków. Po źdźbłach traw skakały pasikoniki oraz inne owady. Trawa była dość wysoka.
- Podoba ci się tutaj? - zapytał Zayn. A ja kiwnęłam twierdząco głową.
- A gdzie woda? Mówiłeś, że będziemy pływać. - powiedziałam rozglądając się dookoła.
- Za lasem. - odparł z uśmiechem.
- Jak to za lasem? - zapytałam robiąc wielkie oczy.
- Normalnie. Przejdziemy przez łąkę, las i jesteśmy nad rzeką. - wyjaśnił wyjmując koszyk z jedzeniem oraz kocami.
- O nie! Ja tam nie idę. Nie cierpię się plątać po lesie. Zapomnij. - stanęłam z założonymi rękami opierając się o rozgrzaną maskę kabrioletu.
- Nie marudź śliczna. - pokręcił głową.
- Nie pójdę. Z resztą widziałeś tę trawę? W niej mogą być jakieś węże czy coś. Możemy zginąć, bo tobie się zachciewa wycieczki nad rzekę. - zaczęłam szukać mocnych argumentów, ale każdy jeden coraz bardziej go bawił.
- Chodź kochanie. - powiedział rozweselony i chwycił mnie w pasie przerzucając sobie przez ramie. - Zaniosę cię.
- Zayn! Puść mnie! - protestowałam, na próżno.
- Jesteś jak dziecko. - zaśmiał się i klepnął mnie w tyłek.
                   Po kilku minutach znaleźliśmy się w końcu na kamienistym brzegu rzeki. Chłopak postawił mnie na ziemię i rzekł:
- Widzisz, żyjemy.
- Jesteś nieznośny. - pokręciłam głową, a on znienacka pocałował mój policzek.
- Dlatego mnie lubisz. - przejechał dłonią wzdłuż moich długich włosów.
- Nie tylko dlatego. - odparłam siadając na kamieniach. Trochę wgniatały mi się w pośladki.
- To za co jeszcze? - zapytał kładąc się tuż przy mnie. Jego głowa spoczęła na moich kolanach, a ja zaczęłam głaskać jego czarne włosy.
- Za to, że nigdy nie pozwalasz mi się nudzić. Bywasz do tego stopnia bezczelny i prostolinijny, że aż... zaczęłam to traktować jako jedną z twoich zalet. Zawsze... umiesz mnie rozbawić i wyprowadzić z równowagi w tym samym czasie.... - zaczęłam wymieniać.
- Podniecam cię. - dodał do mojej listy uśmiechając się szelmowsko.
- Jak stonkę oprysk... - odparłam śmiejąc się.
- Chyba chcesz, żebym cię tu zostawił samą i sobie poszedł. - udał obrażonego.
- Dam sobie radę. Znajdę jakiegoś przystojniak, który zechce spędzić ze mną miło czas, skoro tobie się nie chce. - wzruszyłam ramionami.
- W sumie... mogę zostać... - odparł drapiąc się po głowie.
- Na taką odpowiedź liczyłam kochanie. - zaśmiałam się melodyjnie i pogładziłam jego policzek, a on ujął moją dłoń i skierował na swoje usta pozostawiając na niej słodki ślad swoich warg.
-Jesteś piękna... - uniósł ciepłą dłoń i pogładził opuszkami palców mój blady policzek. - Mówiłem ci to już kiedyś? - zapytał uśmiechając się słodko do mnie.
- Możliwe, że kiedyś już o tym wspomniałeś. - zaśmiałam się melodyjnie będąc lekko spięta. Jego dotyk i wcześniejsza fala słów obudziła dreszcze, które przebiegły wzdłuż moich pleców.
- Co będziesz robić po powrocie? Nadal Akademia Sztuk Pięknych... Wydział Sztuk Scenicznych? - zapytał.
- Tak. - uśmiechnęłam się mimowolnie. Byłam zaskoczona, że pamięta to, co powiedziałam mu dwa miesiące temu, przy naszym pierwszym spotkaniu.
- Później facet, ślub, gromadka dzieci i spokojna starość w ramionach ukochanego na huśtawce w ogrodzie z biegającymi dookoła was wnukami? - zapytał nagle nadal się we mnie wpatrując. Jego twarz zmieniła wyraz, na taki, jakiego jeszcze dotąd nie znałam. Coś jak smutek połączony z troską, nadzieją i wymuszoną radością.
- Życie to nie bajka, Zayn. - odparłam krótko gładząc jego włosy.
- Mylisz się. To my piszemy nasz własny życiorys i mamy to, o co walczymy i co chcemy mieć. - odpowiedział.
- Ale... niekiedy zwyczajnie... niektóre rzeczy są niemożliwe... i nie mogą się wydarzyć, nawet jeśli tego bardzo chcemy. Nie możemy być egoistami w życiu i musimy mieć na uwadze dobro innych osób. - wyjaśniłam. On nic nie odpowiedział, tylko patrzył się gdzieś w dal. - Rozmawiałam dzisiaj rano z Mattem. Powiedział, że mnie zawiezie na lotnisko. Pojedziesz z nami? - zapytałam szturchając go lekko.
- Proszę, nie rozmawiajmy już o twoim wyjeździe. Liczy się to, co jest dzisiaj. - uśmiechnął się szeroko, po czym wstał i podał mi dłoń. - Chodź. - dodał.
- Gdzie? - zapytałam podnosząc się z kamieni z jego  pomocą.
- Do wody! - krzyknął i chwycił mnie mocno w pasie i przerzucił przez ramię, po czym zaczął biec ze mną w stronę wody. Zaczęłam wierzgać nogami i piszczeć, ale nie zwracał na to uwagi. Po krótkiej chwili obydwoje znajdowaliśmy się już w wodzie. Zaynowi sięgała do pasa. - Chcesz się schłodzić? - zapytał klepiąc mnie w tyłek.
- Nie. Nie. Nie. - odparłam.
- A ja widzę, że chcesz. - zaśmiał się i kucnął, przez co automatycznie zanurzył mnie całą w wodzie.
- Uduszę cię! - powiedziałam z rozbawieniem połączonym z lekkim fochem trzymając się go kurczowo, aby nie upaść do wody.
- Tylko na to czekam. - powiedział, po czym postawił mnie na dnie. Woda była w miarę ciepła, a rzeka płytka i przejrzysta.
- Myślałam, że nie umiesz pływać. - stwierdziłam mierzwiąc jego czuprynę.
- Bo nie umiem. - zaśmiał się i ochlapał mnie wodą.
- O ty! - udałam oburzoną i rzuciłam się na niego ze śmiechem przez co oboje wpadliśmy do wody.



Dobrze, że nie było głęboko, bo żadne z nas nie było w dzieciństwie na tyle zdolne, aby opanować sztukę pływania.
- Chcesz nas zabić? - zapytał rozbawiony wynurzając się w wody.
- Ciebie, owszem. - pokazałam mu język i zaczęłam uciekać w stronę lądu, a on zaczął za mną biec. Ciężka tafla wody i prąd morski skutecznie ograniczały nasze ruchy.
- Jak cię dorwę...! - krzyczał za mną.
- To co? - Zapytałam "wybiegając" z wody na brzeg.
- To zobaczysz. Zgwałcę cię. Słowo. - usłyszałam od goniącego mnie chłopaka.
- Aleeee się boję.... - zaśmiałam się. Nawet nie zauważyłam, kiedy Zayn mnie dogonił i chwycił w pasie.
- Powinnaś. - zaśmiał się kładąc mnie bezwładnie na kamienie. Nie protestowałam, nie widziałam potrzeby.
- Będzie padać. - zaśmiałam się.
- W końcu to Anglia ślicznotko. - przewrócił oczami i zaczął sunąć swoją dłonią wzdłuż mojego uda.
- Zgwałcisz mnie na kamieniach? - zapytałam nie ukrywając mojego rozbawienia.
- Tak. - zrobił śmieszną minę.
- Złaź ze mnie Malik. - kopnęłam go lekko.
- A jak nie to co? - zapytał zabierając dłoń z mojego uda.
- To zobaczysz. - pokazałam mu język.
- Ciebie nago? - poruszył zabawnie brwiami.
- Never in a million years. - pomierzwiłam jego mokre włosy i odepchnęłam go od siebie. Mulat usiadł obok mnie, a ja oparłam się głową o jego ramię, które kilka sekund później mocno mnie obejmowało.
- Nie jest Ci zimno? - zapytałam.
- Trochę, a tobie? - spojrzał na mnie kątem oka.
- Trochę. - wzruszyłam ramionami.
- Jak wrócimy do domu, zrobię ci ciepłe, pyszne kakao. Jestem w tym mistrzem. Nikt nie robi takiego jak ja. - rzekł z samozachwytem.
- Chętnie spróbuję. Ooooo.. a ja upiekę naleśniki. Jestem w tym dobra. Podobno są zniewalające.
- Nimi trujesz swoje ofiary? - parsknął śmiechem.
- Wiesz co? - posłałam mu gniewne spojrzenie i szturchnęłam go łokciem w umięśniony brzuch.
- Żartowałem kochanie, nie złość się. - pocałował mnie w policzek.
Miałam własnie coś odpowiedzieć, ale ni stąd ni zowąd lunęło deszczem.
- Mówiłam, że będzie padać? - zapytałam patrząc na niego.
- Cholera! Moje auto! - zerwał się.


***Zayn***


                   Chciałem, żeby tamta chwila trwała jak najdłużej, jednak nie było nam to pisane, gdyż nagle niespodziewanie nadeszła potworna ulewa. Pewnie nie przejąłbym się tym zbytnio, gdyż już i tak byliśmy cali morzy, ale problemem stał się mój samochód, w który stał gdzieś pośrodku polany z otwartym dachem. Bez zastanowienia zerwałem się z miejsca i chwyciłem April za dłoń ciągnąc ją w stronę lasu, aby wrócić do auta, zanim na dobre je zaleje. Biegliśmy ile sił w nogach. W ekspresowym tempie znaleźliśmy się na owej łące i wskoczyliśmy na mokre siedzenia mojego kabrioletu.
- Zamknij dach. - odezwała się April trzęsąc się z zimna.
- Nie mogę. - odparłem odpalając silnik.
- Jak to nie? - zapytała.
- Jest zepsuty.
- Kto normalny jeździ z popsutym dachem.
- Zayn Malik. - odparłem. Byłem wkurzony, bo wiem, że gdyby w aucie siadło cokolwiek od wilgoci, ojciec by mnie zabił. Kiedy udało mi się odpalić tego gruchota ruszyłem najprędzej jak to było tylko możliwe. Jazda z otwartym dachem podczas ulewy jakąś polną drogą, która zamienia się w jedno wielkie błoto, nie należy do najprzyjemniejszych.
- Nie wrócimy do domu. - stwierdziłem.
- Jak to? Żartujesz? - April zrobiła wielkie oczy.
- Musimy znaleźć tu gdzieś jakiś motel i schować auto, bo inaczej mi je zaleje na amen.
- Okay... przy skręcie w tą polną drogę był jakiś mały motel czy coś. - rzekła.
- Jedziemy tam. - kiwnąłem twierdząco głową i dodałem gazu.
                     Po 5 minutach byliśmy na miejscu. Wjechałem autem na plac i rozglądałem się za kimś, kto mi pomoże. Na całe szczęście w pobliżu kręcił się właściciel motelu, który mi pomógł schować wóz w swoim garażu, a następnie zakwaterowaliśmy się w jego hotelu. Zapadał już powoli mrok, a deszcz nie ustawał, więc nie było sensu nawet myśleć o powrocie do Bradford. Chcąc nie chcąc, musimy spędzić noc w motelu... a co najlepsze, ten motel się cholernie mały, i na 5 pokoi, został im dokładnie jeden wolny. Mnie ten fakt bardzo cieszył, April trochę marudziła, ale to nieistotne. Nie ma wyjścia. Jest na mnie skazana. A konkretnie na nas we wspólnym łożu małżeńskim. Na samą myśl, robiło mi się gorąco.
                    April zniknęła mi gdzieś po drodze do naszego "apartamentu królewskiego". "No nic. Znajdzie się" pomyślałem. Pokoik do którego otrzymaliśmy klucze, był malutki i prawdę mówiąc nudny. Jego mdłe wnętrze było straszne. Dobrze, że spędzimy tu tylko tę jedną noc i wracamy do Bradford. Cóż... teraz narzekam na ten pokój, a przecież może się w nim zdarzyć coś pięknego, czego oboje nie zapomnimy do końca życia.
                     Po kilku minutach do środka weszła April mając na sobie już świeże, suche ciuchy, które wygrzebała gdzieś w bagażniku mojego auta. Dla mnie też przyniosła. "Jest taka kochana" - powiedziałem sam do siebie w myślach.
- Masz. - rzekła z chłodem nawet na mnie nie patrząc.
- Długo masz zamiar się jeszcze na mnie złościć? - zapytałem gładząc jej policzek.
- Powiedziałeś im, że jestem twoją narzeczoną! - oburzyła się.
- Tylko wspomniałem... nic wielkiego, inaczej nie daliby nam tego pokoju. - uśmiechnąłem się do niej słodką próbując wywołać na jej twarzy ten śliczny uśmiech i rumieńce, które tak uwielbiałem.
W pokoju rozległo się pukanie, a April otworzyła drzwi, gdyż stała praktycznie przy nich.
- Tak? - zapytała właściciela budynku, który stał w drzwiach.
- Przyniosłem wam koce. - odparł mężczyzna wertując nas oboje wzrokiem.
- Dziękujemy. - odparła moja ślicznotka.
- A gdzie twój pierścionek zaręczynowy? - zapytał nagle właściciel wręczając jej do rąk koce.
- U jubilera. - odparła. - Chciałam mieć na nim wygrawerowaną datę, kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz.
- Rozumiem. - facet uśmiechnął się i poszedł w swoją stronę.
- No kochanie, nie wiedziałem, że umiesz tak wybornie kłamać.... - przygryzłem dolną wargę.
- Uczę się od najlepszych. - odparła.
- Masz na myśli mnie? - uniosłem lewą brew do góry.
- Idź się przebierz. - rozkazała.
- Okay, ale dobrze się przypatrz, bo mój tyłek świetnie się prezentuje w mokrych dżinsach. - zaśmiałem się i zabrawszy suche ubrania wyszedłem z pokoju do łazienki, która znajdowała się na korytarzu.
                Kiedy wróciłem do pokoju, April leżała rozłożona na "naszym" łóżku i odpisywała na czyjeś sms-y.
- Mam rozumieć, że mnie zdradzasz już przed ślubem? - zapytałem rzucając się na wolne miejsce na łóżku tuż przy niej, ona nic nie odpowiedziała. - Jesteś na mnie zła? - zapytałem robiąc słodkie oczka. Dalej nic. - No April... - zamruczałem wsuwając dłoń pod materiał jej bluzki i gładziłem jej brzuch kreśląc na nim bliżej nie znane wzory. Nie reagowała. - Kochanie... - wyszeptałem do jej ucha i przygryzłem jego płatek. Moim skromnym zdaniem, ta zabawa szła w jak najlepszą stronę.
- Zayn, przeszkadzasz mi. - powiedziała będąc nadal zapatrzona w telefon. Głośno westchnąłem i oparłem brodę o jej ramię.
- Z kim tak piszesz? - zapytałem. Widziałem na wyświetlaczu jej telefonu, że pisze z Mattem, ale nie byłem w stanie nic zrozumieć z ich rozmowy, gdyż mówili do siebie w obcym mi języku.
- Z Mattem. Ustalamy o której ma po mnie przyjechać w piątek.
- I o której będzie? - zapytałem.
- O 12. - odparła. - Zayn, nadal mi nie powiedziałeś, czy jedziesz z nami, czy nie.
- Nie. - rzekłem stanowczo. - Nie lubię pożegnać. Nie gniewaj się. - musnąłem jej policzek.
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnęła się delikatnie do mnie. - Też ich nie cierpię. - stwierdziła i położyła dłoń na moim udzie. Poczułem przyjemne dreszcze.
- Będę tęsknił. - posmutniałem.
- Ja też. - uśmiechnęła się serdecznie.
- Więc nie jedź. Podoba ci się tutaj. Obsługa hotelu cię uwielbia. - zaproponowałem.
- Muszę wracać. Wszyscy na mnie czekają w domu... rodzina, znajomi, studia. - zaczęła wymieniać.
- Rozumiem. Tam jest twoje życie. - próbowałem udawać obojętność, ale nie sądzę, żeby mi to dobrze wychodziło.
- Coś w tym stylu. - rzekła i przytuliła mnie mocno.
- Będzie ci brakować mojego seksownego ciała, które tak uwielbiasz? - poruszyłem zabawnie brwiami.
- Też. - zaśmiała się wesoło.
- I tego, że cię dotykam? - kontynuowałem pieszcząc jej plecy dłonią która wkradła się pod bluzkę.
- Wiesz... po 2 miesiącach do niektórych rzeczy idzie się przyzwyczaić. - pogładziła moją wolną dłoń. - Kochanie....
- Tak słoneczko? - zapytałem opierając podbródek o jej głowę.
- Idziemy spać? - zapytała.
Widziałem, że jest strasznie senna. Więc bez zastanowienia odparłem "Jasne".
- Nie mam piżamy. - wyszeptała.
- Śpijmy nago... - zaproponowałem ze cwaniackim uśmieszkiem.
- Nie. - pokręciła przecząco głową.
- I tak masz obiecany gwałt. - zaśmiałem się.
- To mnie gwałć. Jestem taka zmęczona, że nawet nie mam sił się bronić. - wyszeptała i ziewnęła kończąc zdanie.
- Moje biedactwo. - pocałowałem czubek jej głowy.
- Chodźmy już spać. - poprosiła mnie jeszcze raz.
- Dobrze. - kiwnąłem twierdząco głową. Ona wstała z łóżka i na moich oczach zaczęła się rozbierać. Pozostawiła na sobie jedynie bieliznę i obcisły top, po czym wróciła do mnie.
- A ty się nie rozbierasz? - zapytała.
- Nie chcę, żebyś się zbytnio podnieciła. - zaśmiałem się wesoło,  po czym również wstałem i rozebrałem się do samych bokserek.


***April***

                  Nie podobała mi się opcja spędzenia nocy w tym miejscu, ale nie było innej rady. Myślałam, że zabiję Zayna spojrzeniem, kiedy ten palnął właścicielom, że jesteśmy narzeczonymi. W gruncie rzeczy, to stwierdzenie, wcale mi nie przeszkadzało, jednak wypadało zachować pozory oburzonej. Dzisiejszy dzień był na prawdę cudowny. Byliśmy blisko siebie, a teraz jeszcze ten hotel i wspólna noc. Chyb on sobie nawet nie wyobraża, jaką mam ochotę wpić się w jego usta. Chciałabym chyba nawet to z nim zrobić. On ma rację, pociąga mnie jak nikt inny. Wolałam udać, że jestem zmęczona, niż zrobić przed wyjazdem jakąś głupotę.
                 Kiedy Zayn się rozebrał do snu, nie byłam w stanie spojrzeć na jego ciało. Było zbyt perfekcyjne. Odwróciłam więc głowę i udałam, że zasypiam. On zgasił światło i legł na łóżku i zaczął się bawić telefonem. Potrzebowałam go.
- Zayn, przytul mnie mocno. - poprosiłam, a on bez dłuższego zastanowienia przywarł swoim tułowiem do moich pleców i objął mnie w pasie. - Nie puszczaj. - ponownie poprosiłam.
- Nie mam takiego zamiaru. - wyszeptał do mojego ucha i pocałował moją szyję. Czułam jak moje ciało zaczyna drżeć. Miał na mnie zbyt duży wpływ. Po jakiejś minucie zaczął błądzić dłonią po moim brzuchu. Ponownie wsunął ją pod moją bluzkę, a ja poczułam jak miliard motyli chce się wydostać na powierzchnię. Westchnęłam cicho pod magnetyzmem jego dłoni.


***Zayn***

                  Poprosiła, żebym ją przytulił. Zrobiłem więc to, czego po mnie oczekiwała. Poczułem jak jej ciało przeszła fala dreszczy. Uśmiechnąłem się sam do siebie pod nosem. Po chwili skierowała się do mnie z kolejną prośbą, żebym jej nie wypuszczał z ramion. Nie byłem w stanie się od niej odkleić nawet na moment. Pachniała tak dobrze, tak pociągająco. Bez namysłu zacząłem drażnić opuszkami palców jej brzuch i musnąłem przelotnie szyję, na której chciałem zostawić po sobie ślad w postaci malinki, jednak uznałem, że nie powinienem. Chciałem czegoś więcej tej nocy. Ona również. Czułem to. Czułem, że jest już moja. Gładząc jej brzuch, moja dłoń zaczęła schodzić niżej, aż do podbrzusza, gdzie opuszki palców zaczęły kreślić nieznane nam obojgu wzory. Jeden z palców uniósł minimalnie gumkę bielizny i wsunął się dosłownie dwa milimetry pod nią. Z jej ust wydostał się stłumiony jęk. Chciałem więcej, jednak nie byłem w stanie. Przypomniałem sobie o tym, że wyjeżdża i już jej więcej nie zobaczę. Nie chciałem jej wykorzystywać. Nie ją. Nie moją April. Ponownie położyłem dłoń na jej brzuchu i wyszeptałem niewyraźnie "Przepraszam", a ona wzdrygnęła się lekko i złączyła nasze palce.
- Nie jetem na ciebie zła. - odparła. Ja wtuliłem się w jej włosy i próbowałem zasnąć.



Rano kiedy się obudziłem, ona leżała przytwierdzona policzkiem do mojej klatki piersiowej. Przejechałem dłonią wzdłuż jej włosów i pocałowałem czubek jej głowy. Obudziłem ją.
- Dzień dobry. - powiedziałem radośnie.
- Cześć. - uśmiechnęła się otwierając swoje zaspane oczy.
- Dobrze ci się spało? - zapytałem.
- Dobrze, bo z tobą. - zaśmiała się.
- Mogę powiedzieć to samo. Jesteś głodna? - zapytałem.
- Nie. - powiedziała ziewając. - Musimy już wracać...
- Jest dopiero 13. Ubierzmy się i chodźmy na spacer. Tu jest tak pięknie. - rzekłem gładząc jej włosy.
- Okay. - rozpromieniła się jeszcze bardziej.
                    Po 20 minutach wymeldowaliśmy się z motelu i ruszyliśmy przed siebie polną drogą wspominając minione dwa miesiące, śmiejąc się i żartując. Nie mogłem w to uwierzyć, że to już jutro. Że jutro o tej porze jej już nie będzie w moim życiu... właśnie teraz, kiedy wszystko zaczęło w końcu iść po naszej myśli. Jak ja sobie bez niej poradzę? Kocham ją... Kocham ją jak wariat. Nikt nigdy wcześniej, nie wstrząsnął tak moim światem jak ona i nikt nigdy nie sprawił, że czułem, że miłość jest czymś dobrym. Ona mnie nauczyła, czym jest miłość. Udowodniła mi, że takie uczucie istnieje. Nie chcę jej stracić. Z jednej strony cieszę się, że spełni swoje marzenie i pójdzie na wyśnione studia, ale z drugiej... nie chcę jej nigdzie puszczać. Jest moją drugą połówką. Gdybym miał szansę cofnąć czas, to zmieniłbym tyle rzeczy w sobie, w moim postępowaniu... wykorzystałbym czas do maksimum, żeby być jak najbliżej i jak najdłużej przy niej. Jutro wszystko się skończy. Wiem, że bez względu na to, gdzie będzie i  z kim się zwiąże ja będę ją kochał wiecznie. Chcę jej szczęścia.


***April***

                     Wieczorem wróciliśmy do hotelu. Mama Malika wiedziała o tym, że wczoraj dopadła nas ulewa, więc nie złościła się, że mnie nie było dzisiaj rano w pracy. Kiedy z nią rozmawiałam, w taki dziwny sposób się mi przyglądała i zadała pytanie, które wydało mi się dziwne "Jesteś pewna, że chcesz wyjechać?". Nie rozumiem. Opowiedziałam, że jestem pewna. Co miałam niby powiedzieć?
Gdy przekroczyłam próg pokoju, przypomniało mi się wszystko, co się w nim działo w ciągu tych dwóch miesięcy. Miałam mieszane uczucia. Radość, rozpacz i strach toczyły walkę wewnątrz mojej duszy. Każda z tych emocji chciała dominować nad pozostałymi. Musiałam zacząć się pakować. Wyjęłam wszystko co było moje z szafek i ułożyłam w walizce. Po dwóch godzinach, byłam już w całości spakowana. Chciało mi się płakać, jednak obiecała sobie, że nie będę. Jestem zbyt silna. Tylko... jak mam tak po prostu wyjechać zostawiając za sobą miłość mojego życia? Jak mam przetrwać dzień bez jego uśmiechu, zachrypniętego, kojącego głosu, bez aksamitnych dłoni, spojrzenia brązowych oczu w których tonęłam, pięknego zapachu i dwuznacznych komentarzy?


PS. Kochani ten rozdział miał się pojawić dopiero w przyszłym tygodniu, ale uznałam, że dodam go dzisiaj w ramach podziękowania za wasze wsparcie i za wszystkie pozytywne i bardzo ciepłe opinie o moim fanfiction. Dziękuję Wam bardzo xx. Każdy wasz komentarz czy choćby wiadomość na twitterze mają dla mnie ogromne znaczenie. Dziękuję Wam jeszcze raz, że tak mocno zaangażowaliście się i zżyliście się z bohaterami. W kolejnym rozdziale pojawi się dla was taka mała... "niespodzianka", a raczej "niespodziewanka" ♥ 
Przekroczyliście wczoraj 1000 wyświetleń mojego bloga, co mnie mile zaskoczyło i zmotywowało do pisania. Prawdę mówiąc, dodając pierwszy rozdział sądziłam, że 100 wyświetleń, to będzie max, a tu proszę! Dziękuję wam jeszcze raz z całego serca. 
Wasza Hipsta ♥

9 komentarzy:

  1. Świetne!!
    Czekam na cudowny happy end!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham! <3
    Błagam oni muszą byc razem!
    Miałam nadzieje że w tym coś się stanie ale i tak było świetne.
    Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. Twój blog jest taki idealny! Już Ci mówiłam, że jesteś geniuszem, ale powtórzę to jeszcze raz:) ten rozdział był taki słodki<3 April nie nawet jeszcze nie wyjechała, a ja już za nią tęsknię xD Pisz dla nas szybko następny! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaraaaaam się!!
    Musi im sie udać!!
    Wierzę w to hahahah xD
    Życzę weny i powodzenia w pisaniu! :)
    Czekam na next :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu.. Ona nie może wyjechac !
    Ona ma zostac, albo on ma wyjechać razem z nią :)
    Mają być razem i koniec kropka. :)
    czekam na kolejny
    xx ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. AAAA no i gratulacje kochana ! xx

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest świetne! Nie mogę się doczekać co będzie dalej ! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekam zniecierpliwiona na kolejną część :).

    OdpowiedzUsuń