GRY
trwa inicjalizacja, prosze czekac...

poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział VII - Story of my life





***Harry***

                    Nienawidzę tej przeraźliwie hałaśliwej głuszy, która opanowała moje życie. Przytłacza mnie blask promieni słonecznych, szum kołyszących się na wietrze koron drzew, dudnienie rozbijających się o parapet kropel deszczu. To ta samotność w której muszę je znosić mnie przytłacza. Nie mogę się już dłużej oszukiwać. Tęsknię za nią. Nie chcę wyrzucać jej ze swojego życia, nie chcę budzić się tutaj samotnie, nie chcę do końca moich marnych dni cierpieć na brak jej dotyku czy choćby zabójczego spojrzenia. Nie chcę, aby na jej drodze pojawił się ktoś nowy, ktoś kto mógłby mnie zstąpić, nie chcę jej ranić i być ranionym. Chcę tylko móc wziąć ją w moje silne ramiona, zapewnić spokój i bezpieczeństwo, chcę odpokutować każdą krzywdę, którą jej wyrządziłem, chcę by Bóg dał mi jeszcze jedną szansę, abym mógł jej udowodnić, że potrafię i chcę się zmienić, że chcę dla niej stawać na głowie, dokonywać niemożliwego, że chcę odkupić każdą wylaną przez nią łzę. Chcę dać jej miłość i szczęście. Ja bez niej nie istnieję. Nie istnieję bez niej, bo to ona jest moim powodem do istnienia. Nic, ani pieniądze, ani popularność, ani też miłość fanów, nie dawały mi nigdy tyle radości, co widok uśmiechu na jej twarzy wywołanego przeze mnie. Muszę coś zrobić, żeby ją odzyskać. Jak ja mogłem nie zauważyć, jak mocno ją kocham? Jak mogłem być takim wyrafinowanym gnojkiem? Jak mogłem pozwolić wleźć tej szmacie między nas? Jak mogłem podnieść na nią rękę? Jak?! Przecież ona cierpiała... Ona tak bardzo cierpiała... To z mojej winy tak szlochała po nocach, z mojej winy jej serce okół lód. Zniszczyłem Maddie. Zniszczyłem kobietę, która mnie kochała. To przecież dzięki mnie zaczęła pić. Była alkoholiczką, być może w dalszym ciągu nią jest. Nigdy mnie to specjalnie nie interesowało. Wszystko co odczuwała było dla mnie niczym. Ona MUSI do mnie wrócić, nawet, jeśli miałbym teraz, już, zaraz lecieć do Paryża. 


***Maddie***

                     To była długa noc. Pewnie myślicie, że to ze sobą zrobiliśmy... cóż, muszę Was rozczarować. Nie byłam w stanie oderwać swoich myśli od Stylesa. Chciałam go zdradzić, iść na całość z tym francuzem, ale nie mogłam. Jedyne co miało miejsce tej nocy, to kilka głębokich, pełnych pasji pocałunków, nic więcej. Rano, od razu po przebudzeniu pozbierałam swoje rzeczy i bez słowa zmyłam się z jego mieszkania. W nosie mam jak on to zinterpretuje. Czułam się... brudna. Brudna duchowo. Ludzie mijający mnie na ulicy, mierzyli mnie spojrzeniami, albo ja tylko odnosiłam takie wrażenie. Tak czy siak, miałam dość Paryża. To miasto nie jest dla mnie, kiedy muszę podziwiać jego urok w samotności, lecząc złamane serce, które nie chce się zrosnąć. Wszystko jest nie tak, jak powinno być. Styles pewnie pieprzy się teraz z tą swoją dziwką, więc dlaczego ja nie mogłabym pozwolić sobie na chwilę zapomnienia w ramionach Fabiena? No właśnie. Co mnie więc blokuje? 
Kiedy dotarłam do hotelu, udałam się od razu do mojego pokoju. Room serwis pozostawił na mojej poduszce czekoladki. Od wieków nie jadłam słodyczy. W gruncie rzeczy, to nawet za nimi nie przepadam, ale widząc je, dostałam tak nieopisywalnej ochoty aby je skosztować, że sama nie wiem, kiedy pudełko było puste. Pewnie pójdzie mi w biodra. A niech idzie gdzie chce! Nie mam już dla kogo być piękną, a nawet wtedy, kiedy jeszcze miałam, moja uroda nie uchroniła mnie przed jego zdradą... No cóż, bywa. Odłożyłam puste opakowanie po pomadkach na półkę nocną, a następnie ociężale podniosłam się z łóżka kierując się wolnymi krokami do łazienki, w której wzięłam szybką kąpiel. Po wyjściu z wanny, usłyszałam, jak mój telefon dzwoni. Zarzuciłam więc na siebie szlafrok hotelowy i pobiegłam do pokoju, w którym dźwięcznie rozlegał się sygnał mojego dzwonka. Podeszłam do ławy, na której leżała moja komórka. Zauważyłam, że na wyświetlaczu widniała nazwa kontaktu: „Liam”. Przewróciłam oczami i wzięłam głęboki wdech. Sama nie wiem czemu, ale zdecydowałam się odebrać. 
- … - czekałam w milczeniu, aż Payne odezwie się pierwszy. 
- Maddie! Dzięki Bogu! Nawet nie wiesz jak bardo się o ciebie martwiłem. - zaczął podenerwowany. - Dlaczego to robiłaś? Głupia jesteś? Nie powinnaś być sama w Paryżu. 
- Coś jeszcze? - zapytałam. 
- Wróć... - poprosił. 
- Zrobiłam to, czego po mnie oczekiwałeś, odeszłam od Harrego, mało ci? - zapytałam. 
- Mało mi? Czy mi mało? O czym ty mówisz? - usłyszałam.
- O tym, że to twoja wina Liam! Gdybyś sobie czegoś nie wbił do głowy, to... - wzięłam głęboki wdech. - Nieważne. - mój głos trochę zadrżał. 
- On cię kocha. - westchnął do słuchawki. 
- A ty? - dociekałam. 
- Przecież wiesz, że tak. - potwierdził. 
- A chcesz być ze mną? 
- O niczym innym nie marzę, ale to niemożliwe. Ty mnie nie kochasz. Dobrze o tym oboje wiemy, Styles też wie, że nie widzisz świata poza nim. Wiem o co ci chodzi Maddie, ale mnie w to nie wciągaj. Nie igraj z moim sercem, proszę cię. - jego głos zadrżał. 
- Nie chcę eksperymentów. - sprostowałam.
- Ale chcesz, żeby cierpiał. Znam cię. Harry już wystarczająco cierpi. Uwierz mi. Dam ci radę... zapomnij o nim, zostaw go daleko za sobą, żyj tak, jakby on nigdy nie istniał, proszę. Mszcząc się na nim, niczego nie osiągniesz. - dodał.
- Nawet nie wesz, o co mnie prosisz. - odparłam.
- Wiem! Możesz sobie mówić co tylko chcesz, ale poza Harrym, tylko ja cię naprawdę znam. - usłyszałam. 
- Harry pewnie teraz baraszkuje z tą wywłoką. - zaniosłam się pustym śmiechem. 
- Nie wiem. - szepnął przez słuchawkę. - Możliwe. - dodał. - Albo... leży pijany na podłodze i po tobie płacze. 
- On nie płacze. - wtrąciłam – Nigdy nie płakał. Liam, nie mów mu, ale niedługo mam zamiar wyjechać z Francji. Czuję się tu nieswojo. 
- Gdzie pojedziesz? - zaniepokoił się. - Przecież nie masz dokąd jechać. 
- Przed siebie. 
- Pamiętaj, że mój dom zawsze stoi przed tobą otworem. Jeślibyś tylko chciała...
- Ale nie chcę! - przerwałam mu w pół zdania. 
- Dobrze. - westchnął. - Mogę coś dla ciebie zrobić?
- Tak. Dwie rzeczy... - zaczęłam niepewnie. Głos po drugiej stronie słuchawki się nie odezwał co znaczyło, że mam kontynuować. - Po pierwsze, to nie gniewaj się na Harrego. Proszę. Jesteście przyjaciółmi i walczcie o tę więź, która jest między wami, bo takiej przyjaźni nie znajduje się ot tak na ulicy. Może i zachował się jak skończony skurwiel, ale zrozum, że miał do tego prawo. Ty nie postąpiłbyś inaczej będąc na jego miejscu. Ufał nam obojgu a my... - mój głos zadrżał. - Po drugie, proszę, nie mów mu, że ze mną rozmawiałeś. Nie życzę sobie tego. - zaznaczyłam. - Pa. - rzuciłam i natychmiastowo odłożyłam słuchawkę.
                     Rozmowa z Liamem spowodowała, że do mojego serca napłynęły wyrzuty sumienia za tamtą noc, ponieważ nieświadomie rozdzieliłam dwójkę oddanych przyjaciół – mężczyzn, których na swój sposób kochałam. Położyłam się na łóżku i skryłam twarz w dłonie. Trwałam przez moment w bezruchu. Po chwili usłyszałam dzwonek telefonu. Myślałam, że to Liam, więc bez zastanowienia sięgnęłam po komórkę, aby anulować połączenie. W ostatnim momencie zerknęłam jednak na wyświetlacz, na którym widniało imię i nazwisko mojego menadżera. „O nie” - pomyślałam. Wiedziałam, że usłyszę swoje z jego ust. 
- Hallo? - wymamrotałam, kiedy już zdecydowałam się nacisnąć zieloną słuchawkę i przyłożyć ją do ucha.
- Czy ty już do reszty postradałaś rozum?! Do Paryża sobie pojechałaś? W trakcie przygotowań do Londyńskiego Tygodnia Mody?! I gdzie do cholery jest twój mąż?! Nie idzie się z nim skontaktować! Od dwóch dni nie odbiera telefonu i nie można się dobić do drzwi w rezydencji! Co wy dwoje sobie wyobrażacie?! 
- Harrego nie ma tu ze mną. - odparłam.
- Jak to go nie ma? To gdzie on jest? - dociekał.
- Nie wiem. Rozstaliśmy się. - rzekłam z marszu. 
- I ty to mówisz tak spokojnie jak gdyby nigdy nic?! - wkurzył się nie na żarty. 
- Tak. A wiesz czemu? Bo nasze całe małżeństwo było jedną wielką fikcją. Nie miało prawa bytu. 
- Nie mów głupstw! Masz czym prędzej wsiąść na pokład samolotu do Londynu, odnaleźć go i jutro chcę już was widzieć razem na bankiecie jako roześmianą, kochającą się parę. Jasne?! Będzie teraz Londyński Tydzień Mody i to on ma być pierwszym wydarzeniem w życiu Wielkiej Brytanii, Europy... Całego Świata! Rozumiesz?! A nie jakieś pierdy o tym, że szanownej księżniczce znudził się jej mąż, więc postanowiła go zostawić! - wygłosił swój monolog.
- Nie. - rzekłam stanowczo. - Nie będziecie dłużej kierować moim życiem w ten sposób! - krzyknęłam do słuchawki. 
- My? - zdziwił się.
- Ty, Styles, jego menadżer, fani, jakieś pieprzone intercyzy. Dosyć tego. Odtąd ja będę decydować o moim życiu. Ty nie masz prawa mówić mi, co ja mam robić i z kim sypiać w łóżku. Jesteś tylko od załatwiania mi sesji, pokazów oraz wkręcania mnie na wszelkie znaczące cokolwiek imprezy. Jasne? To jet twoja praca i nie wybiegaj poza zakres swoich obowiązków. Inaczej kto inny zajmie twoje miejsce. - zadecydowałam.
- A-a-ale Maddie... - rzekł kompletnie zaskoczony. - Wiesz, że za dwa tygodnie... za dwa tygodnie... jest... jest Tydzień Mody i ty musisz wziąć w nim udział... bo jak nie ty, to kto? - zapytał. Zrobił się potulny jak baranek. - Nie może na nim zabraknąć przecież diamentu modelingu. No Maddie, ta impreza nie istnieje bez ciebie. Proszę cię tylko, żebyś pojawiła się w Londynie dzień przed imprezą, bo musimy zrobić przymiarkę kostiumów. Pamiętasz jeszcze, że ty otwierasz Tydzień Mody? Musisz lśnić. Tak, musisz. Będziesz się skrzyć w światłach reflektorów i lamp błyskowych. A ten Styles? Masz rację, już dawno powinniście byli się rozstać. Lepiej u twojego boku na czerwonym dywanie prezentowałby się Timberlake.
- Skończyłeś już z tym dupowłaztwem? - zapytałam lekko rozbawiona jego nagłą zmianą nastawienia. 
- Słucham? Od kiedy zrobiłaś się tak opryskliwa? - zapytał oburzony.
- Odkąd posmakowałam prawdziwego życia. - westchnęłam. - Tak czy siak pojawię się na pokazie. 
- Chwała Bogu! - ucieszył się.
- Możesz przestać? - zmarszczyłam brwi. - Do zobaczenia Stiven. - rzuciłam i rozłączyłam się. 
                 Miałam już serdecznie dość tego, jak wszyscy starali się manipulować moim życiem w tak niezwykle wyrachowany sposób. Przyznam, że rozmowa ze Stivenem mnie rozgniewała. Co on sobie do cholery wyobraża? To on dla mnie pracuje, a nie ja dla niego, więc nie ma prawa mi rozkazywać. Z drugiej strony, co on miał na myśli, mówiąc, że nie da się skontaktować z Harrym? Zmartwiło mnie to, ale pewnie niepotrzebnie, bo dam sobie rękę uciąć, że teraz siedzi u Evy Virgo. I dobrze. Niech ją pieprzy tak długo, że aż ta flądra zdechnie. Ona zniszczyła wszystko co było między nami. Perfidnie wparował w nasze małżeństwo. To przez nią Harry mnie pierwszy raz uderzył. Przez nią spaliśmy w osobnych łóżkach. Przez nią nie rozmawialiśmy, tylko prowadziliśmy setki awantur. Przez nią zaczęłam szukać pocieszenia w alkoholu. To właśnie przez nią żyliśmy osobno, w jednym domu, ale osobno. Jeszcze śmiała obejmować go na moich oczach. Zniszczyła wszystko. Teraz, kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, dostrzegam moje przemiany wewnętrzne. Stałam się zimna, wyrachowana i oschła. Zmieniłam się o sto osiemdziesiąt stopni. Niestety na gorsze.



*** Liam ***

                       Bez przerwy wysyłałem do niej miliardy wiadomości, dzwoniłem, słałem maile, pisałem do niej w DM na Twitterze. Ona nie odpisywała, a ja odchodziłem od zmysłów. Czy ona naprawdę nie rozumie, jak bardzo się o nią boję? Nie wie, ile mnie kosztuje ślęczenie przy telefonie i wyczekiwanie, aż da mi znać co się dzieje? Różne scenariusze przychodziły mi do głowy. Bałem się, że sobie coś zrobiła. Po przebudzeniu postanowiłem do niej zadzwonić. Poprzednich telefonów nie odbierała i nie łudziłem się, że tym razem będzie inaczej, ale jednak – odebrała. Poczułem nieopisaną ulgę słysząc jej głos. Była na mnie zła. Był zła na cały świat. Na cały świat z wyjątkiem Stylesa – to było do przewidzenia. Przecież uciekła od niego, więc musiało się tam coś wydarzyć po moim wyjściu! Więc dlaczego teraz prosiła mnie, żebym nie chował do niego urazy? Ona go kocha. Jest zalepiona tą miłością. Zasługuje na dużo więcej niż Harry Styles. Zasługuje na mężczyznę, który nie da jej powodu do płaczu, na takiego, który zawsze będzie ją wspierał, który będzie w stanie rzucić wszystko, by biec do niej kiedy tylko go zawoła. On nigdy taki nie będzie. Nigdy nie postawi jej na pierwszym miejscu. Nigdy nie będzie jej kochał tak wspaniałą miłością jak... ja. To jest drań. Nigdy mu nie wybaczę, tego, że ją zniszczył. Maddie chce, żebyśmy nadal byli przyjaciółmi, ale jak? Przecież Harry mi ją odebrał. Ona sama nie wie, o co mnie prosi. Kocham ją całym sercem, więc spróbuję to zrobić DLA NIEJ. Nie jestem w stanie funkcjonować, wiedząc, że ona jest tam teraz sama, zdana tylko i wyłącznie na siebie. Wiem, że pewnie się nie ucieszy na mój widok, ale mam to w nosie. Lecę do Paryża. Udowodnię jej, że kocham ją mocniej niż on, bo on nigdy nie zdobędzie się na to, żeby się przed nią ugiąć.

***Harry***

                       Od samego rana wisiałem na telefonie. Obdzwoniłem wszystkie lotniska w Anglii chcąc znaleźć jakiś wolny bilet na dzisiejszy lot do Paryża. Liczyłem na to, że w Londynie będzie jakieś wolne miejsce na pokładzie, jednak przeliczyłem się. Jakiś idiota zabukował je dosłownie minutę przede mną. Dopiero na lotnisku w Leeds okazało się, że jest jeszcze coś wolnego. To dość daleko od Londynu, zresztą nie ważne. Liczy się tylko to, że zdobyłem bilet i już wieczorem będę we Francji. Już wieczorem będę mógł stanąć twarzą w twarz z Madeline. Uproszę kogoś z obsługi hotelu, by dał mi klucz do jej pokoju tłumacząc się, że chcę zrobić niespodziankę mojej żonie. Muszą się zgodzić. Wśliznę się do pokoju, kiedy ona będzie już spać, położę się u jej boku, odsłonię niesforne kosmyki włosów, które opadną na jej policzek, poprawię kołdrę, która za pewne ześlizgnie się z jej ciała, pogładzę jej włosy, policzek, ramiona. Będę się wsłuchiwał w to, jak spokojnie oddycha. Skradnę jej czuły pocałunek z czoła, ramienia, ust, a na samym końcu z dłoni. Będę ze łzami i z uśmiechem wpatrywał się w to, co kocham najbardziej na świecie. Będę u jej boku przez cały czas. I nie odstąpię od niej nawet na moment. Będę czuwał nad jej bezpiecznym snem, niczym anioł stróż, a kiedy się obudzi, kiedy otworzy swoje śliczne, zaspane oczka bez dłuższego zastanowienia skradnę jej namiętny pocałunek. Pewnie będzie się starała mnie odtrącić, ale nie pozwolę jej na to. Nie tym razem. Cokolwiek powie, czy zrobi, nie ruszę się z Paryża bez niej u mego boku. Kocham ją całym sobą. 
Teraz jedyny problem, to, jak się dostać do Leeds. Nie mogę jechać moim autem, ani poprosić żadnego z chłopaków, by mnie zawieźli, bo oni z pewnością powiedzą Liamowi, a on nie może wiedzieć, bo z pewnością zechce mi pokrzyżować moje plany. Pojadę więc taksówką. Samolot mam o 2030 . Więc już blisko 22 powinienem być na miejscu. Po drodze kupię jeszcze bukiet czerwonych róż – Maddie uwielbia róże. Wszystko się uda, ja to wiem. 




***Maddie***

- Chwileczkę! - krzyknęłam kiedy, usłyszałam, że ktoś dobija się do moich drzwi. Byłam jeszcze w szlafroku, więc szybko pobiegłam do walizki wyjmując z niej bieliznę oraz długi, rozciągnięty sweter... który spakowałam chyba przez pomyłkę, gdyż on należał do Harrego. Założyłam na siebie szybko ubranie i poszłam otworzyć drzwi. 
- Czy ktoś tu zamawiał śniadanie do łóżka? - usłyszałam roześmiany głos Fabiena. 
- Nie przypominam sobie. - uśmiechnęłam się delikatnie, czułam się skrępowana. Sama nie wiem czemu. Chłopak nie czekając na pozwolenie wparował do środka z hotelowym wózkiem pełnym jedzenia. 
- Pomyślałem, że będziesz głodna. - wyjaśnił.
- Okay. Dziękuję za troskę. - odparłam i zamknęłam za nim drzwi, po czym weszłam w głąb pokoju i usiadłam na skraju łóżka. Nie bardzo wiedziałam, jak powinnam się zachować. 
- Nie przywitasz się? - zapytał, po czym podszedł do mnie i znienacka skradł mi pocałunek, który zaczął się pogłębiać.
- Czekaj. - wyszeptałam mając nad przytwierdzone usta do jego ust. - Ja nie mogę. - dodałam.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Po prostu. - wzruszyłam ramionami. 
- Czemu rano wyszłaś bez pożegnania? - zapytał, po czym ponownie próbował mnie pocałować. 
- Bo nie chciałam cię budzić. - wyjaśniłam. 
- Wyglądasz tak seksownie w tym sweterku. - zaśmiał się i nachylił się nade mną w celu pocałowani mnie, przy czym chwycił moją dłoń. Odruchowo wyrwałam ją z jego uścisku i zrobiłam unik.
- To sweter mojego męża. - sprostowałam. - Zawsze go w nim lubiłam. Wyglądał tak... - zaśmiałam się sama do siebie. - wyglądał po prostu słodko. - spojrzałam na niego.
- Nie rozmawiajmy o nim teraz. - poprosił. 
- To o czym mamy rozmawiać? - zapytałam wpatrując się w jego oczy.
- O nas kochanie. - zaśmiał się. - Zakochałem się w tobie. - dodał z powagą.
- Nie wolno ci mówić takich rzeczy! - wkurzyłam się.
- Nie jestem w stanie powstrzymać tego, co czuję.
- Ale zrozum, że ja nigdy z tobą nie będę. Nie mogę. Nie mogę być z żadnym mężczyzną, bo żaden...
- Żaden nie jest nim? - zapytał przeszywając mnie spojrzeniem. 
- Przepraszam. - wyszeptałam. 
- Nie masz za co. Kochasz go. - uśmiechnął się blado. - Mimo to, ja nadal będę się do ciebie zalecał. - dodał z promiennym uśmiechem. 
                      Siedzieliśmy razem jeszcze przez kilka minut, po czym francuz wyszedł, gdyż musiał wracać do swoich obowiązków. Zostawił mnie samą z natłokiem myśli, które uciekały się do nikogo innego jak do Stylesa. 



Hej kochani ♥ Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać na nowy rozdział. :) Myślałam, że przez wakacje będę mieć więcej czasu i przede wszystkim natchnienia, a tu na odwrót, bo to drugie szwankuje.

Ahhhh już polowa wakacji przeminęła, a ja nawet nie wiem kiedy :D Mam nadzieję, że dobrze się bawicie i dużo balujecie ;*

PS. Co myślicie o nowym "słodszym" imagu strony?? ;)

6 kom = neeeeeext ♥

Liebster Award

Cześć wszystkim! Dostałam nominację do "Liebster Award" od Jade Malik. Dziękuję bardzo kochanie! ;)


Odpowiedzi na pytania:

1. Jak masz na imię?
    Aga

2. Skąd pochodzisz?

 Z okolic Krakowa

3. Jaki jest twój ulubieniec z 1D?

 Chyba nie mam ulubieńca :) Wszystkich kocham równe mocno. 

4. Czy słuchasz jakiś innych zespołów?

    Tak :) Tokio Hotel, The Vamps.

5. Ulubiony film?
 "Zakochana Złośnica" 

6. Ulubiona książka?

 "Lucas" - Kevin Brook

7. Ulubiony kolor?

 Hmm... Różowy 

8. Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole?

 Język angielski 

9. Za co kochasz 1D?
    
 Za to jacy są, że są sobą, że sodówka nie uderzyła im do głowy, że zawsze bez względu na wszystko są razem, za to, że są tacy "głupi", że aż słodcy, że nas wspierają, że kochają nas równie mocno, jak my ich, za to że po prostu są.

10. Ile masz lat?
W środę bd 18 *.*

11. Jakie masz hobby?

 Amatorskie pisanie ff's o 1D, nauka angielskiego, amatorskie śpiewanie :)



Blogi, które nominuję:

1. http://directionersarebeautiful.blogspot.com/ 2. http://angels-love-1d.blogspot.com/
3. http://story-of-magic-lovee.blogspot.com/
4. http://i-need-a-tough-lover.blogspot.com/
5. http://love-change-your-life-1d.blogspot.com/
6. http://one-direction-my-live.blogspot.com/
7. http://dont-let-me-dont-let-me-go.blogspot.com/
8. 
http://unlucky10maybe11willbehappy.blogspot.com/9. http://about-us-harry-styles.blogspot.com/
10. http://i-miss-for-everything-we-do.blogspot.com/
11. http://never-be-well.blogspot.com/




Moje pytania:
1. Jakiego koloru są Twoje włosy?
2. Wolisz płytę "Up All Night" czy "Take Me Home"?
3. Czym się interesujesz?
4. Ile masz lat.
5. Jaki jest twój znak zodiaku?
6. Grasz n jakimś instrumencie?
7. Jakie jest twoje stanowisko odnośnie "Larrego"?
8. Gdzie chcesz mieszka w przyszłości?
9. Z którym z 1D poszłabyś na randkę?
10. Masz jakiś ulubiony zestaw ciuchów?
11. Jakiego koloru jest twój pokój?

środa, 2 lipca 2014

You & I - rozdział III



                      Przez cały szkolny dzień próbowałem robić wszystko, by Katy zwróciła na mnie uwagę, a jej rozwścieczone oczy ponownie rozbłysnęły tym samym blaskiem co zwykle, a kąciki ust uformowały się w ten uśmiech, który tak uwielbiam. Nic nie skutkowało. Robiłem głupie miny, specjalnie wymyślałem zabawne odpowiedzi na pytania nauczycieli, mimo to, że znałem poprawne, usmarowałem sobie pół twarzy masłem orzechowym i nawet podłożyłem nogę jej znienawidzonej nauczycielce przez co wysłano mnie w finale do dyrektora Pittsa. Wszystko na marne. Za każdym razem, kiedy się do niej uśmiechnąłem lub chociaż spojrzałem, spotykałem się z jej wzrokiem, którym ewidentnie próbowała mnie zabić. Oh... śmierć z rączek mojej księżniczki jest niczym istny dar od losu. Zauważyłem, że się przebrała. Miała na sobie pastelowo różowe spodnie od dresu oraz pasująca do nich bluzę na suwak, spod której wystawał fragment jej białego t-shirtu. Wyglądała uroczo. Przecież to Katy! Ona już ma tak z natury... że jest urocza. „Jest urocza i już. O ile „urocza” to nie nazbyt ubogie słowo w przekazie by określić jej jestestwo. Tak „urocza” jest zdecydowanie zbyt płytkie do tego, by ukazać jej anielskość. Tak... anielskość, kruchość oraz siła, która stoi za kruchością tej istoty jest rozczulająca. O rany! Horan! Gadasz jak jakiś Nobel czy inny Einstein!” - wykrzyknąłem z samozachwytem. Wtedy właśnie zorientowałem się, że od jakiegoś czasu zdziwione oczy całej klasy łącznie z nauczycielką matematyki zwrócone były w moją stronę. Nie rozumiałem o co im wszystkim chodzi. „Pewnie to ktoś z ostatniej ławki coś zrobił...” - pomyślałem i obróciłem się za siebie... a tam? Bęc! Za mną nie siedział nikt, bo to ja byłem w ostatniej ławce! Teraz to już było pewne, że przez jakiś czas mamrotałem sam do siebie na głos i wszyscy, dosłownie wszyscy WSZYSTKO słyszeli.
- Niall... ale pojechałeś stary... - szepnął Tomlinson po czym wybuchnął śmiechem, a wraz z nim reszta osób siedzących razem ze mną w tym pomieszczeniu.
- Spokój! - próbowała ich przekrzyczeć nauczycielka – Proszę o spokój! - ponownie wrzasnęła, ale nikt nie zwrócił uwagi. - Cicho! - uderzyła dziennikiem o biurko. Nagle głosy i śmiechy zaczęły cichnąć, a wewnątrz zapanowała niepokojąca, głucha cisza. - Panie Horan. - zaczęła – Nie mam pojęcia czemu miały służyć te wywody. - usiadła na brzegu ławki – pragnę ci jedynie przypomnieć, ze znajdujesz się w klasie, na mojej lekcji, piszesz test sprawdzający twoją wiedzę – mówiła wolnym, łagodnym tonem – więc zajmuj się proszę testem, a nie wygłaszaniem jakiś sonetów bo to nie jest żadna opera mydlana, tylko szkoła! - wrzasnęła ni stąd ni zowąd.
- Przepraszam... - posmutniałem jeszcze bardziej. - Dostałem rolę w takiej jednej sztuce pod tytułem „I love my Potatos” i tak mnie jakoś natchnęło na szybkie przećwiczenie roli. Przepraszam. To się już nie powtórzy. - przesłałem jej wymuszony uśmiech i powróciłem do sprawdzianu. Z jednego się tylko cieszyłem, że Katy nie ma teraz lekcji ze mną.
Kiedy czas przeznaczony na pisanie minął, oddałem kartkę i wyszedłem z klasy. Nie musiałem długo czekać, aż reszta moich przyjaciół za mną przybiegnie.
- Jak wam poszło? - zapytałem jak gdyby nigdy nic.
- Dobrze. - uśmiechnął się Liam wyjmując z torby butelkę z niegazowaną wodą mineralną po czym odkręcił zakrętkę i wypił zawartość do dna.
- A ta przemowa na matmie była na temat Katy. Zgadza się? - zapytał Styles bacznie się mi przyglądając.
- No a jak myślisz? - przesłałem mu spojrzenie pełne wyrzutów, że w ogóle ośmielił się poruszyć tenże temat. Chociaż swoją drogą, gdyby on tego nie zrobił, to pewnie ja po chwili sam zacząłbym nawijać jak najęty.
- Niall kiepsko jest. - westchnął Tomlinson.
- Czemu? - zapytałem patrząc się gdzieś w sufit.
- Bo już nawet nie mam sił ciskać w ciebie moją niewybredną ciętą ripostą. - położył dłoń na moim barku, z miną na twarzy, jakby składał mi kondolencje.
- Odpuść sobie. - odparłem zrezygnowany.
- Gadałeś z nią dzisiaj? - zapytał Payne.
- Nie, no co ty. - rzekłem półgłosem.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Bo ona nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Jestem kołkiem i tyle w tym temacie. - wkurzyłem się.
- No proszę cię. Kobiety są proste w obsłudze. Musisz tylko pamiętać o tym, że zawsze na każdym kroku musisz prawić jej komplementy, przepuszczać w drzwiach, zwracać uwagę na jej strój i dopuszczać ją do głosu, chociażby nie wiem jak nudna była, bo to się w końcu opłaci, jeśli wiesz co mam na myśli. - wyszczerzył się i zafalował brwiami – Takie na ogół nieistotne pierdoły, a kobiety się rozpływają. Musisz pamiętać o tym, żeby nie dawać jej siebie od razu na tacy. Bądź też trochę obojętny. Na początku ją rozpieszczaj, spraw aby przyzwyczaiła się do twojego szarmanckiego podejścia, a nawet uzależniła od niego, a potem zignoruj ją jeden raz, drugi, aż w końcu zatęskni i przyjdzie do ciebie na kolanach. Będzie twoja. Wiem co mówię. - stwierdził z samozachwytem.
- Mógłbym tak zrobić, gdybym był zimnym draniem. Nie mam zamiaru uzależniać od siebie Katy, ani traktować jej tak przedmiotowo, jakbyś zrobił to ty. Ja chcę tylko być jej przyjacielem, powodem dla którego się uśmiecha, chcę by wiedziała, że zawsze będę przy niej bez względu na to co się wydarzy lub co od niej usłyszę. Chcę żeby wiedziała, że ją kocham, nawet jeśli ona kocha kogoś innego. Nie będę miał z tym problemu, dopóki będzie szczęśliwa. - rozmarzyłem się. Zapanowała niezręczna cisza, którą po chwili przerwał Liam.
- Niall... - szepnął.
- Co?! - wyburzyłem.
- Stoisz na środku korytarza. Katy chce przejść. - dodał. Osłupiałem.
- Yyy... t-tak, tak, jasne. - przesunąłem się. Moje ruchy były nienaturale, spięte.
- Idź! - warknął półgłosem Styles i wskazał mi ręką dziewczynę, która się właśnie od nas oddalała. Posłuchałem. Co mi szkodziło.
- Katy! - zawołałem. - Katy! - krzyknąłem ponownie, kiedy dziewczyna mnie zignorowała. Wziąłem głęboki wdech i pobiegłem za nią. Udało mi się ją szybko dogonić. - W końcu cię złapałem. - szczerze się ucieszyłem.
- Stało się coś? - zapytała unosząc lewą brew ku górze.
- Nie, nic, ale chciałem ci powiedzieć, że ślicznie dzisiaj wyglądasz. - uśmiechnąłem się. Czułem jak palący rumieniec oblewa moją twarz.
- Biegłeś za mną tylko po to, żeby mi to powiedzieć? - zirytowała się troszkę. - Mam na sobie strój sportowy, bo nie wiem, czy pamiętasz, ale przez ciebie na mojej bluzce wylądował kubek z kawą.
- Przecież wiesz, że nie chciałem. Nie zrobiłbym umyślnie czegoś takiego dziewczynie, która... - nagle odebrało mi mowę. Zagalopowałem się.
- Która co? - zaciekawiła się Katy.
- Która jest taka fajna. - palnąłem bez zastanowienia.
- Nie znasz mnie. Nie wiesz, czy jestem fajna, czy może jestem seryjnym mordercą w przebraniu nastolatki. - odparła mierząc mnie wzrokiem.
- Jesteś zbyt urocza na to by nim być. - ponownie się do niej uśmiechnąłem.
- Niall do rzeczy, błagam. - przewróciła oczami.
- Do rzeczy? - zapytałem ze zdziwieniem.
- Tak. Powiedz mi co jeszcze chcesz ode mnie. - poprosiła zatrzymując się pod swoją szafką na końcu korytarza, z której wyjęła jakąś książkę.
- To twoja lektura? - zaciekawiłem się.
- Naill, streszczaj się. - upomniała mnie ponownie.
- Okay. Nasz wypad jest nadal aktualny? - zapytałem.
- Jaki wypad? - zmarszczyła brwi.
- No do projektu. - wyjaśniłem.
- To tylko zadanie. - wzruszyła ramionami. - Okay. I tak musimy to zrobić więc wpadnę do ciebie. - rzuciła i poszła w sowim kierunku.
                         Niczego nie rozumiałem. Wczoraj była taka słodka, kochana i miła, a dzisiaj? Zachowuje się jakbym udusił jej kota czy inną papugę, a potem ugotował i zjadł nie zapraszając jej na ucztę. Tak wiem, kiepskie porównanie. Katy dzisiaj była oschła i nieuprzejma. Nie zasłużyłem na aż tak nieprzyjemne traktowanie. Nic takiego przecież nie zrobiłem. Chciałem tylko ją przeprosić, fakt, poplamiłem jej ubranie, ale to nie było tylko i wyłącznie moja wina. No nic. Mimo to uważam, że jest jedyna w swoim rodzaju i nie mogę się doczekać na naszą wspólną naukę. Kocham ją.
- No i jak? Stoisz tu już od dobrych pięciu minut, a ona sobie poszła. - zauważył Louis podchodząc do mnie z resztą chłopaków.
- Nijak. - wymamrotałem. - Ładnie ją przeprosiłem, powiedziałem, że ładnie wygląda, słuchałem co ma mi do powiedzenia, nawet zapytałem o książkę, którą teraz czyta bo chciałem jej pokazać, że mnie to interesuje co się z nią dzieje. A ona? Ona nic. Gadała ze mną jak z intruzem.
- No proszę ktoś tu się jednak stosuje do moich rad. - zaśmiał się Styles.
- Tak jakoś wyszło. Widzimy się dzisiaj po szkole. I słowo, że jeśli będzie w takim samym humorze jak teraz, to obiecuję, że mimo to, że ją kocham, to zakopię ją pod pierwszym, lepszym drzewem. - uderzyłem pięścią w jej szafkę.
- Nie poznaję cię. Stary... - zmartwił się Liam. Jak zwykle. Liam zawsze się o wszystkich martwił i jeśli mam być szczery, to gdybym miał jakiemukolwiek facetowi odstąpić Katy, to właśnie jemu, bo miałbym pewność, że ją uszczęśliwi i nigdy za nic w świecie nie doprowadzi jej do łez.

                        Po szkole jak zwykle udałem się prosto do domu. Pokonałem drogę od werandy, przez długi korytarz aż do kuchni, gdzie czekał już na mnie pyszny obiad, niemalże w biegu. Rzuciłem plecakiem w kąt w kuchni, przez co usłyszałem zbulwersowane chrząknięcie mojej mamy. „Wezmę go idąc na górę” - odparłem i zabrałem się za pałaszowanie. Byłem strasznie głodny – jak to ja. Jedzenie wypełnia moje życie.
- Skarbie... - zwróciła się do mnie ciepło mama siadając naprzeciwko mnie na taborecie, który przestawiła spod okna do stołu, aby byś bliżej mnie. - Wszystko dobrze? - zapytała, a ja kiwnąłem twierdząco głową. - Jesteś jakiś blady. Nie boli cię czasem głowa, albo nie przeziębiłeś się? Mówiłam ci, że już najwyższa pora się cieplej ubierać. - usłyszałem.
- Nic mnie nie boli z wyjątkiem serca. - odparłem odkładając na bok prawie pełny talerz zupy. Nagle straciłem apetyt.
- Serce? Tego nie wolno lekceważyć! - zmartwiła się nie na żarty. - Ubierz się, pojedziemy do doktora. Musi cię przecież przebadać.
- Mamo, ja nie w tym sensie. - uśmiechnąłem się do niej blado. - Ach, miłość boli. - westchnąłem i oparłem łokcie o stół tym samym podpierając głowę dłońmi.
- Kate? - zapytała z troską.
- Katy! - wrzasnąłem aby uzmysłowić jej, że nie wolno bezcześcić jej pięknego imienia jakimś tam pospolitym „Kate”.
- Niall, uważaj do kogo mówisz. Myślisz, że masz przed sobą Louisa? - zapytała marszcząc brwi.
- Przepraszam mamo. - westchnąłem. - Mam dzisiaj słaby dzień. Katy jest na mnie wściekła. Ona ma mnie za gbura. Rozumiesz? - spojrzałem głęboko w jej oczy.
- To niemożliwe. - pokiwała przecząco głową. - Chyba oszalała. Ta dziewczyna jest głupia, skoro ma o tobie takie zdanie synku. - uśmiechnęła się do mnie ciepło. - Zwyczajnie nie jest „tą jedyną”. Znajdziesz jeszcze kiedyś kogoś, kto cię pokocha tak mocno jak tylko na to zasługujesz.
- Chcę tylko jej. Czy ja serio jestem aż taki straszny? - zapytałem z miną zbitego psa.
- Jesteś wspaniały – wstała od stołu i podeszła do mnie, po czym mnie do siebie przytuliła. - Mój kochany, przystojny, zabawny skarb. Kocham cię. - musnęła moje czoło.
- Ale ona nie. - wzruszyłem ramionami.
- Jeśli jest ci pisana, to też cię kocha, ale jeszcze o tym nie wie. - ponownie musnęła moje czoło, po czym wyszła z kuchni. - Dokończ obiad. - rzuciła z korytarza.
- Nie mam ochoty. - wzruszyłem ramionami i również wstałem od stołu, po czym sięgnąłem po mój plecak i udałem się do pokoju, w którym będąc ponownie cisnąłem nim w jeden czterech kątów pomieszczenia. Już miałem sięgać po gitarę – jedyną odwzajemnioną miłość, którą jest mi dane zaznać w moim nędznym życiu – aż tu nagle usłyszałem wołanie mamy. Bez chwili namysłu wybiegłem z pokoju i ruszyłem w dół schodów. Znalazłem się w salonie.
- Jesteś. - uśmiechnęła się do mnie mama. - Masz gościa. - dodała. Ta zapowiedź była zbędna bo postać Akerly zauważyłem już będąc na samym progu.
- Cześć. - rzuciłem z chłodem.
- Hej – uśmiechnęła się.
- Nie masz dzisiaj deski? - zapytałem próbując jakoś miło zacząć naszą rozmowę.
- Deska odpoczywa. - zaśmiała się.
- Fajnie. - wzruszyłem ramionami. - To idziemy? - zapytałem.
- Jasne. - odparła i podniosła się z kanapy na której jak dotąd siedziała. - Dokąd mnie zabierasz?
- Do lasu. - rzuciłem wychodząc z salonu i kierując się w stronę drzwi wyjściowych obok których znajdowała się moja kurtka, którą na siebie zarzuciłem i otworzyłem dębowe drzwi przepuszczając ją w progu. Jakoś ciężko jest mi sobie wyobrazić nasz wspólny dzień.
   ***Katy***
                         Będąc pod domem Horana ponownie poczułam ten dziwny niepokój przed przekroczeniem progu. Nie wiem, co może mnie za nim czekać. Jeśli jakiś psychopata – mam na myśli tego blondyna – wyskoczy zza drzwi i wymierzy ciastem prosto w moją twarz, lub co gorsza młotkiem! Po nim można się wszystkiego spodziewać. Dzisiaj rano mało brakowało, a zdrapywaliby tłustą plamę, która by po mnie została ze szkolnego chodnika. Grunt, że mojej deskorolce nic się nie stało, bo Horan zostałby bez zębów. Wczoraj byłam do niego w miarę przyjaźnie nastawiona, ale dzisiaj zrozumiałam, że będąc w jego towarzystwie powinnam chodzić w pancerzu ochronnym. Chcę tylko tam wejść, iść z nim gdzie mam iść i szczęśliwie w JEDNYM kawałku wrócić do domu.
                         Kiedy nie było już odwrotu, gdyż zadzwoniłam na dzwonek, a jego mama mi otworzyła, weszłam do środka. Nigdzie nie widziałam Horana. Zaprowadzono mnie do salonu, gdzie usiadłam na kwiecistej kanapie. Nigdy nie przepadałam za motywami roślinnymi, ale kanapa w ich domu dobrze zgrywała się z Irlandzkim wystrojem wnętrza. Po jakiejś chwili przyszedł Niall. Był dziwny... o ile „dziwny” to nie jest jego stan normalny. Tak czy siak rzucił „cześć” jakby od niechcenia, a kiedy zapytana o moją deskę, udzieliłam mu odpowiedzi, to wzruszył lekceważąco ramionami. Spróbuję być dl niego miła, ale jeśli tylko mnie wkurzy, to obiecuję, że o własnych siłach nie wyjdzie z tego lasu. Co to w ogóle za pomysł, by do zabierać mnie do lasu?! Nie cierpię tego całego obcowania z naturą. To jest obrzydliwe! W lesie jest pełno pająków, ślimaków pełzających po grzybach, komarów, kleszczy i innego dziadostwa. Chociaż tyle, że jest już prawie listopad, więc może choć część z nich zdążyła już zapaść w zimowy sen.
- Masz aparat? - zapytał, kiedy wkraczaliśmy na jakąś leśną ścieżkę.
- W telefonie. Nie obraź się Niall, ale co urzekającego i pięknego ma być w tym lesie? Las jak każdy inny. - burknęłam.
- Zapach, kolory, dźwięki. - odparł idąc przodem.
- Śmierdzi wilgocią i grzybami, kolory są typowe dla jesiennego lasu, a ptaków jakoś nie słychać. - przewróciłam oczami.
- Może byś je usłyszała, gdybyś mówiła o pięć tonów ciszej? - rzucił od niechcenia.
- Mówię prawie szeptem. - wkurzyłam się. - Arogancki dupek! - wyszeptałam.
- Co? - niedosłyszał.
- Nic. - wzruszyłam ramionami i pociągnęłam go za rękaw kurtki, co miało sugerować, by na mnie poczekał, bo ledwie za nim nadążam.
- Możesz mnie nie szarpać? - zapytał nadal idąc jak się mu podoba.
- Mogę. - zmarszczyłam brwi i marzyłam, by dobił do drzewa. - Daleko jeszcze? - zapytał.
- Już prawie jesteśmy. - usłyszałam.
Po jakiś dziesięciu minutach marszu za Horanem w końcu zatrzymaliśmy się gdzieś pośrodku puszczy, gdzie znajdowało się małe jeziorko czy sadzawka, sama nie wiem co to było. Wyglądała magicznie. Wszędzie dokoła panowała mgła i zaczął zapadać zmrok. Kolorowe liście beztrosko dryfowały po tafli chłodnej wody, w której było zanurzone kilka drzew. Gdzieś w oddali dostrzegłam łabędzie.
- One zawsze pływają razem. Jeśli się ze sobą zwiążą, to są razem aż do śmierci. - usłyszałam z ust blondyna, który stał tuż obok mnie.
- Słucham? - zapytałam wyrywając się z transu.
- Łabędzie. - uśmiechnął się do mnie, chyba zauważył, że się im przyglądałam.
- Są śliczne. - odparłam i wyjęłam telefon z kieszeni spodni. - To... robię zdjęcie. - uśmiechnęłam się uruchamiając aparat, który wykonał kilka, dość solidnych zdjęć.
- Nie sądzisz, że to głupota, że szliśmy tu tylko po to, aby zrobić zdjęcie jakiejś sadzawce? - zapytał nagle.
- Trochę. - wzruszyłam ramionami. - Strata czasu. - dodałam.
- Zgadza się. - westchnął. - Przecież każde miejsce jest piękne na swój sposób. Nie sądzisz?
- Tak. Wszystko tylko zależy od nastawienia. - zgodziłam się z nim.
- Bo co niby jest pięknego w starym, praktycznie zapomnianym przez Irlandczyków lesie, skoro nie ma tam ludzi?
- Nic. Bo nie ma w nim ludzi, więc nie ma kto podziwiać jego piękna. Dopiero jak ktoś tu jest, jest w stanie dostrzec jego piękno.
- Piękno opuszczonych, zapomnianych przedmiotów nie istnieje. Jak mogą być one piękne, skoro nie ma nikogo, kto by je wspominał i nadal się nimi zachwycał? One przepadają. Bezpowrotnie. - stwierdził. Nie do końca rozumiałam tej wymiany zdań, ale daje się, że znaleźliśmy cienką nić porozumienia. Może nasza rozmowa była dziwna i nieskładna, ale ja rozumiałam wszystko. Doskonale wiedziałam co miał na myśli, nawet jeśli niezgrabnie ubrał to w słowa.
Kiedy zmrok się coraz mocniej pogłębiał, uznaliśmy, że czas się zbierać. Szliśmy tą samą drogą. Ja nie do końca jeszcze orientowałam się, gdzie się dokładnie znajdujemy, więc zdałam się na Nialla. Przecież on znał ten las.
- Proponuję iść na skróty, bo noc nas zastanie zanim stąd wyjdziemy idąc tą drogą, co wcześniej. - odezwał się nagle przystając.
- Okay. Ty znasz te okolice, nie ja. - odparłam i ruszyłam za nim. Weszliśmy w jakieś krzaczyska, przez które musieliśmy się przedzierać jakiś czas.
- O cholera. - usłyszałam nagle.
- Co jest? - zapytałam z lekkim niepokojem.
- Patrz, strumień. Jak tu byłem ostatnio, to nie było w nim ani grama wody. - wyjaśnił.
- No i w czym problem? - zapytałam.
- Musimy go przeskoczyć. - oznajmił.
- Chyba śnisz! - wkurzyłam się. - Nie ma mowy, żebym skakała przez jakiś głupi strumień. Zapomnij.
- To wolisz tu nocować? - zapytał. - Proszę bardzo.
- Weźmiesz mnie na barana? - zapytałam z błagalną miną, a chłopak kiwnął twierdząco głową. Natychmiastowo wskoczyłam na jego plecy i mocno oplotłam go ramionami aby nie spaść.
- Gotowa? - zapytał. - To skaczę! - krzyknął radośnie i co? No właśnie!
- Hej, wszystko okay? - zapytał mnie, kiedy właśnie zażywaliśmy kąpieli błotnej.
- Żyje. - odburknęłam. - Do cholery! - krzyknęłam po czym szybko zerwałam się na równe nogi i zaczęłam otrzepywać moje umorusane błotem ubranie. - Nie mogłeś wpaść do wody, tylko od razu do błota?! Przez ciebie nie będę miała za niedługo czystych ubrań do chodzenia! - podniosłam ton głosu, a ten nadal leżał w błocie i chichotał jak mała dziewczynka. - Z czego się śmiejesz? - zapytałam na skraju załamania nerwowego.
- No … bo to jest akurat zabawne! - wybuchnął śmiechem. Próbowałam być twarda, ale szybko zaraził mnie swoim dobrym humorem. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam zanosić się gromkim śmiechem wraz z nim. Po jakiś dziesięciu minutach, kiedy Niall w końcu się uspokoił i szanownie podniósł tyłek z mokrego, lepkiego, zimnego błota, raczył nas oboje wyprowadzić z tego lasu. Szliśmy chichocząc z byle czego ulicami Mullingar. Mijający nas ludzie, brali nas za parę włóczęgów. Chłopak zaproponował, że odprowadzi mnie pod dom. Zgodziłam się. Co w tym niby złego?
Kiedy staliśmy już pod moim domem i w spokoju rozmawialiśmy, dobiegły nas męskie głosy.
- No proszę, proszę, jaki womanizer! - krzyknął jeden z dwóch mijających nas chłopaków. Obojgu rozpoznałam. Byli to przyjaciele Nialla. - Bestia z ciebie Horan. - dodał po chwili. O ile dobrze pamiętam nazwisko, to był to Tomlinson. Niby mamy razem dwie lekcje, ale szczególnie nie zwracałam na niego uwagi.
- Idziesz czy nie? Czekamy na ciebie Horan. - odezwał się drugi Stykes, Styles czy jak mu tam. Niall zawstydził się trochę.
- No cóż, na mnie już chyba pora. - powiedział, po czym rzucił na odchodne „narka” i wraz ze znajomymi poszedł w swoim kierunku.
                            Nie sądziłam, że to powiem, ale nawet daje się lubić. Jest sympatyczny i przystojny, ale nawet to nie zmienia faktu, że to straszna oferma. Pewnie jutro znowu dokona zamachu na moje życie.


W końcu pojawił się Horanek ;) Mam nadzieję, że W nie zanudziłam, bo prawdę mówiąc, dzisiejszy rozdział jakoś mi nie wyszedł, no ale cóż, dodaję go, bo dawno już nie było tutaj Niallera :D
Dziękuję wszystkim, który tutaj jeszcze zaglądają i poświęcają czas moim ff. Jesteście kochani, wiecie? ♥

6 kom = następny rozdział Horanka :)