GRY
trwa inicjalizacja, prosze czekac...

środa, 7 stycznia 2015

You&I - Rozdział V


 



- Niall... Niall... Horan! - usłyszałem czyjś głos, który przywiódł mnie z powrotem ku rzeczywistości.
- Hę? - odburknąłem od niechcenia.
- Nie możesz tak tu siedzieć i się nad sobą użalać. - stwierdził Louis, z którym właśnie siedziałem na ławce w parku za szkołą. - Chcesz? - zapytał wyjmując z kieszeni paczkę czerwonych Marlboro.
- Przecież wiesz, że nie palę. - skarciłem go spojrzeniem.
- Niby wiem, ale jesteś w takim stanie, że jeden papieros ci nie zaszkodzi, a wręcz pomoże. - wyjął z paczki fajkę i podsunął mi ją pod nos.
- Zabierz to ode mnie. - skrzywiłem się na sam zapach gorzkiego tytoniu, który odkąd rzuciłem palenie śmierdział dla mnie niczym siki. Tomlinson zaśmiał się donośnie i włożył papierosa do ust, po czym odpalił go zapalniczką.
- Lekcja się zaczęła. - powiedział jednocześnie wypuszczając ustami dym.
- Trudno. - wzruszyłem ramionami.
- Powiedz mi Niall, po co ty właściwie czytałeś ten jej pamiętnik? - zapytał ni stąd ni zowąd.
- A bo ja wiem. Nie chcę o tym gadać. - skierowałem wzrok w stronę obsypanego liśćmi chodnika.
- Nie... ty właśnie musisz się wygadać... znam cię przyjacielu. Więc śmiało, nawijaj. - rzekł po czym zaciągnął się papierosem.
- Ahhhh... bo to wszystko jest takie dziwne... już wszystko się układało tak jak powinno, a tu nagle ja musiałem odwalić taki numer. Nie wiem co mnie podkusiło! Jak ja jej teraz spojrzę w oczy?! No jak?! Włamałem się do jej prywatnych myśli i sekretów! Tak nie wolno Louis! Rozumiesz?! Nie wolno! Jestem podły! Za niedługo wyjedzie do Newcastle na stałe! Stracę ją już na dobre! Na dobre Louis! Ona pewnie teraz czuje się zdradzona i nawet nie chce słyszeć mojego imienia...
- To laska ma problem. - stwierdził z powagą.
- To ja mam problem! - zanegowałem.
- ee-ee.. -poruszył przecząco głową – ona.
- Bo? - zapytałem.
- Bo chodzicie na te same zajęcia? Bo macie wspólny projekt? Bo mijacie się na tym samym korytarzu? Bo mieszkacie w tej samej miejscowości niemalże po sąsiedzku? Bo żyjecie na tym samym świecie? I chcący nie chcący będziecie mieć ze sobą styczność. - ugasił peta o metalową barierkę ławki.
- I co w związku z tym?
- W sumie to nic. - wzruszył ramionami. - Chodź, musimy zdążyć na drugą lekcję. - zadecydował.
- Ona i tak wyjedzie jakoś za dwa dni. - posmutniałem jeszcze bardziej. - Już jej nie zobaczę.
- Nie dramatyzuj. - wzdychnął.
- Przepraszam. Drugą lekcję mamy z.... - zamarłem.
- Wiem, ale jak już mówiłem, to ona ma problem, a nie ty. - odparł i zaczął iść w kierunku szkoły. Podążyłem za nim.

                   Wraz z Louisem przekroczyłem szkolny próg. Czułem się niepewnie. Miałem ochotę założyć na siebie czapkę niewidkę, by nie musieć napotkać jej zabójczego wzroku, jeśli w ogóle zechce mnie uraczyć choć przypadkowym spojrzeniem w moją stronę. Podejrzewam, że będzie mnie unikać i ignorować. Nie dziwię się jej. Ma do tego prawo. Przecież pozwoliłem sobie na zbyt wiele ubiegłego wieczoru. Gdybym tylko mógł cofnąć czas... Tak wiem, to nie realne. Stało się i muszę z tym brzemieniem żyć.
- Oglądałeś wczorajszy mecz? - zagaił nagle Tommo.
- Przestań. - burknąłem pod nosem.
- Żałuj. Był świetny. - stwierdził krótko, po czym wskoczył na jeden z parapetów, na którym się wygodnie rozłożył.
- Ale pusto. - zauważyłem rozglądając się dookoła.
- Bo lekcja jeszcze trwa. - sprostował.
- No wiem. - ponownie odburknąłem od niechcenia.
- Niall... - zaczął Tommo. - Patrz kto idzie. - szepnął kiwając głową w lewo. No przecież. Szła Katy. - I po co mnie o tym informujesz? - zapytałem z oburzeniem.
- Dlatego ciołku, że masz teraz szansę iść i z nią pogadać. - uniósł brwi.
- Po co? - wzruszyłem ramionami.
- Po gówno. - wkurzył się. - Rób jak uważasz, ale nie miej potem pretensji do całego świata o to, że jesteś pieprzonym tchórzem. - rzucił i zeskoczył z parapetu.
- Czyli mam do niej teraz iść? - zapytałem.
- Nie wiem na co jeszcze czekasz. - przekręcił oczami. -No leć! - popchnął mnie w głąb korytarza.
Nie wiem czy to fakt, że właśnie przed momentem wjechał mi na ambicję, czy może to, że zwyczajnie w świecie Louis ma rację, sprawił, że zacząłem biec w stronę, w którą udała się Katy czym sił w nogach.

***Katy***

                     Nie miałam ochoty rano podnosić się z łóżka. Bo niby po co? Po to, żeby iść do szkoły, w której i tak praktycznie nikogo nie znam, a wszyscy, których znam to banda pozerów? Lepiej przespać cały dzień, a jeszcze lepiej – życie. Ja już po prostu mam pecha do tego świata i do ludzi, których poznaję, bo prędzej czy później wszyscy mnie zawodzą, a nie wymagam od nich zbyt wiele, chcę tylko, żeby byli ze mną szczerzy. Czy to za duże żądanie? Najwyraźniej tak. Nie chcę się zbytnio rozckliwiać nad wczorajszą sytuacją z Horanem, bo to przypadek, że w ogóle wpuściłam go do mojego życia. Gdyby nie ten głupi projekt, to nigdy byśmy nie spędzili ze sobą więcej czasu, niż te 45 minut sam na sam w jednej ławce. Niech idzie w cholerę.
                     Z niepisanym lenistwem i niechęcią wstałam, załatwiłam poranną toaletę, ubrałam się i zjadłam coś w biegu, po czym zgarnęłam moją deskę i pojechałam na niej do szkoły. Po okołu dziesięciu minutach stałam już przy swojej szafce wkładając do niej deskę. Byłam strasznie rozespana i wycieńczona tym całym tygodniem. Cieszyłam się, że już jutro rozpocznie się weekend i pojadę z tatą do babci do Newcastle. Dzwoniła wczoraj do mnie... tak mocno za nią tęsknię. Nie widziałam jej już od wakacji. Właśnie zamknęłam szafkę i miałam ruszyć w stronę klasy w której za pięć minut rozpocznie się moja pierwsza lekcja, ale usłyszałam krzyk, który mnie sparaliżował.
- Nie możesz tego zrobić! Nie możesz wyjechać! - odwróciłam się i ujrzałam jak w moją stronę biegnie rozgorączkowany Horan.
- Zamknij się. - warknęłam kiedy do mnie podbiegł i zakryłam mu usta dłonią rozglądając się ostrożnie, czy aby na pewno nikt nie widział tego cyrku.
- Emememłebłe... - bełkotał będąc zakneblowanym.
- Cicho! - ponownie warknęłam. - O tobie człowieku właściwie się rozchodzi?! - wkurzyłam się i odsłoniłam jego usta.
- Nie możesz wyjechać. - zadeklarował.
- Słucham? - uniosłam lewą brew na znak irytacji.
- Nie słuchaj, tylko zrozum, że nie możesz wyjechać. - odparł.
- Ale o czym ty mówisz?! - ponownie się wkurzyłam.
- O tym, że nie możesz wyjechać do Newcastle. Wiem, że ktoś cię skrzywdził i jest ci ciężko, ale nie możesz stąd uciec... nie możesz mnie zostawić, bo mimo wszystko jestem twoim przyjacielem i martwię się o ciebie. Wiem, że nie powinienem był czytać wczoraj twojego pamiętnika... nie wiem co mi strzeliło do łba! Tak cię przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Jeśli chcesz mogę nawet paść przed tobą na kolana, ale wybacz mi. Proszę. Wybacz i zostań w Mullingar.
A więc o to szło... przyznam byłam na niego wściekła do granic możliwości, ale po tej żenującej, ale jednak na swój sposób uroczej scenie sprawił, że zmiękłam i postanowiłam dać ku drugą, ostatnią już szansę. Widać, że jemu naprawdę na mnie zależy, a to najważniejsze. Wiem, że Niall mógłby tak nawijać w nieskończoność, więc postanowiłam uciszyć go całusem w policzek.
- Nigdzie nie wyjeżdżam głupku. - zaśmiałam się mimowolnie.
- Ale przecież...
- Jadę tylko na tydzień do babci. - sprostowałam. - Na przyszłość naucz się trzymać z daleka od prywatności innych osób. Możesz być moim przyjacielem, ale pod warunkiem, że nie zawiedziesz już więcej mojego zaufania w ten sposób. - dodałam.
- Obiecuję, że nigdy więcej się już takie coś nie powtórzy. - uśmiechnął się szeroko, po czym mnie mocno przytulił. - Przyjaciele się raczej przytulają. - dodał.
- Raczej... - zaśmiałam się wniebogłosy.


***Niall***
Czyż ona nie jest kochana? Jest! Cały się trząsłem rozmawiając z nią. Mam nadzieję, że tego nie zauważyła. Myślałem, że każe mi spadać tak już na amen... ale myliłem się, ona dała mi... NAM kolejną szansę. Nigdy więcej już jej nie zawiodę. Kocham ją z całego serca i wierzę w to, że ona też to w pewnym stopniu odwzajemnia. Odkąd ją tylko zobaczyłem, byłem pewien, że to przeznaczenie... że to co jest teraz prędzej czy później miało się stać, że mieliśmy się stać dla siebie istotni, a potem stworzyć z tej zwykłej, a raczej niezwykłej znajomości prawdziwy związek. Pasujemy do siebie. Katy uzupełnia się ze mną jak nikt inny. Jest tą o którą warto walczyć. Wiem to. Zaproponowałem jej, żebyśmy po szkole udali się do mnie. Zgodziła się od razu. Nie mogłem się doczekać, kiedy lekcje się skończą. Miałem wrażenie, że każda z nich specjalnie się dłuży, żeby tylko zrobić mi na złość, tym bardziej, że dzisiaj miałem tylko jedną lekcję z Katy. Gdy już wybiła upragniona, ostatnia minuta lekcyjna i w całej szkole rozległ się radosny dźwięk dzwonka, który obwieszczał wszystkim, że już najwyższy czas zwijać się do domu. Pożegnałem się więc z chłopakami i stojąc pod szkołą czekałem na Katy, gdyż tak byliśmy umówieni. Katy, Katy, Katy... uwielbiam wymawiać jej imię. Jest piękne. Kiedy już się zjawiła, od razu poszliśmy do mnie. Nikogo nie było w domu. Poczułem się z jednej strony niezręcznie, a z drugiej cieszyłem się tym faktem, gdyż nikt a nikt nie mógł nam przeszkodzić w... no w gadaniu. Tak czy siak, zaprowadziłem ją prosto do mojego pokoju, w którym poczuła się chyba dość swobodnie, gdyż od razu rzuciła się na moje łóżko i pokazała mi dłonią, że mam zająć miejsce obok niej. Nie umiałem jej odmówić, więc położyłem się tuż obok. Byłem zawstydzony do granic możliwości, a moja twarz i dłonie zdawały się płonąć.
- Rumienisz się. - zachichotała.
- Wydaje ci się... to światło tak pada... - odparłem spoglądając w okno.
- Niech ci będzie. - położyła dłoń na moim policzku i skierowała moją twarz w swoją stronę, tak, abym na nią spojrzał. - Tak lepiej. - uśmiechnęła się promiennie. - Przyprowadzałeś już jakieś dziewczyny do domu? - zapytała ze śmiałością w głosie.
- D-d-dziewczyny...? - ponownie zacząłem się jąkać.
- Mam na myśli koleżanki. - zaśmiała się słodko.
- N-n-nie. - wyjąkałem.
- Czyli, spędzasz tylko czas z tymi swoimi kolegami? Z tym Henrym, Lucasem i Liamem. - zaciekawiła się.
- Właściwie to są Harry, Louis i Liam. - sprostowałem.
- Oh, przepraszam. Nie mam pamięci do imion. - kąciki jej ust lekko się uniosły na kształt uśmiechu.
- Nie szkodzi. Ja też. - zaśmiałem się.
- Długo się już przyjaźnicie? - dociekała.
- Od... zawsze. - odparłem. - Czemu mnie tak wypytujesz?
- Po prostu chcę cię lepiej poznać. - usłyszałem. - Ty też pytaj...
- Dobrze więc... kim jest ten pacan o którym pisałaś w pamiętniku? - zapytałem bez ogródek.
- Inny zestaw pytań proszę... - zaśmiała się.
- Dobrze... więc jak mają na imię twoi rodzice?
- Linda i Joseph. Są w trakcie rozwodu... więc sam rozumiesz.... - uśmiechnęła się blado.
- Przykro mi... - zasmuciłem się. Nie wiedziałem, że jej rodzinna sytuacja jest taka napięta... Moje kochanie musi to bardzo przeżywać.
- Daj spokój. To nie mój rozwód, tylko ich. - ponownie się uśmiechnęła.
- Ale mimo wszystko...
- Jest ok. - powiedziała stanowczo.
- Czemu czytałeś mój pamiętnik? To znaczy... dlaczego cię interesowało moje życie osobiste? - zapytała nagle. Bałem się tego pytania.
- Wiesz... sam nie wiem... to chyba dlatego, że jestem lekkomyślnym idiotą. - zaśmiałem się – Chciałem cię lepiej poznać... dowiedzieć się czegoś o tobie i zacząłem od złej strony. Na prawdę przepraszam. Nie chciałem, żeby to wszystko tak się potoczyło. Pamiętaj, że bez względu na wszystko masz we mnie przyjaciela. - powiedziałem z powagą patrząc w jej oczy.
- Dobra, daj już spokój. - usłyszałem. - Naill...?
- Tak?
- Zagrasz mi coś na gitarze? - zapytała z błagalną miną.
- Jasne. - ucieszyłem się. Bez dłuższego namysłu podniosłem się z łóżka i sięgnąłem po gitarę, która leżała dokładnie tam, gdzie ją wczoraj zostawiłem, czyli na ziemi obok biurka. Nie zastanawiałem się nad tym, co by jej tu zagrać... zacząłem grać pierwszą lepszą melodię, kótóra przyszła mi do głowy. Kiedy skończyłem, odłożyłem gitarę na dawne miejsce i usiadłem na skraju łóżka, obok dziewczyny.
- Zayn Malik. - wyszeptała.
- Słucham? - zapytałem nie rozumiejąc o co chodzi.
- Na imię ma Zayn Malik. - dodała po chwili.
- Ale kto taki? - w dalszym ciągu nie rozumiałem. Czyje imię i nazwisko mi właśnie podała?
- Ten chłopak, o którym przeczytałeś w moim pamiętniku.
- Katy ja... - zaniemówiłem.
- W porządku. Tę kwestię już sobie wyjaśniliśmy. - uśmiechnęła się do mnie blado. - Mieliśmy prawie po 17 lat... To było takie infantylne... ta nasza miłość... - zaśmiała się próbując odwrócić uwagę od łez, które napłynęły do jej oczu.
- Zranił cię? - zapytałem.
- Sama się zraniłam. - odrzekła. - tym, że mu zaufałam. - dodała po chwili. - Myślałam, że jest tym jednym jedynym, że naprawdę wpadliśmy na siebie przypadkiem i bycie razem było nam zwyczajnie w świecie przeznaczone... myślałam tak aż do momentu, kiedy dowiedziałam się, że wszystko było ukartowane... całe nasze poznanie się... nasz związek... wszystko było pieprzonym zakładem... wszystko... każdy pocałunek... każde słowo... byłam zakładem - otarła szybko łzy mając zapewne nadzieję, że nie zwróciłem na nie uwagi. - Chciałabym móc go ponownie zobaczyć i wygarnąć mu wszystko. - wyjawiła. Zaniemówiłem. Co miałem jej niby powiedzieć? - Późno już, będę się brała do domu. - dodała po chwili i podniosła się z mojego łóżka.
- Zostań. - odparłem. - Odprowadzę cię potem. - zaproponowałem.
- Nie. Na mnie już czas. - uśmiechnęła się delikatnie. - Dobrze się z tobą rozmawia. - dodała.
- Z tobą również. - odwzajemniłem jej mimikę i sprowadziłem ją na dół po schodach aż do wyjścia. - A co do tego chłopaka... - zacząłem - to jest największym idiota na świecie skoro nie zauważył tego, jaki skarb miał u swego boku.
- Jesteś kochany. - zaśmiała się i przelotnie musnęła mój policzek. - To pa. - pożegnała się i wyszła.
Było przykro, że już poszła, jednak w stosunku do tego, jak się poczułem po tym co powiedziała jak byliśmy jeszcze na górze, to nic. Ona kocha innego. Jak to możliwe? Przecież to ja jestem jej przeznaczony... a nie on. Zrobię co w moje mocy, by zapomniała o tym dupku. Słowo.
W momencie, gdy powróciłem do swojego pokoju, usłyszałem dźwięk telefonu rozlegający się w jego wnętrzu. Dzwonił Liam.
- Hallo? - zapytałem po naciśnięciu zielonej słuchawki.
- Niall? - zapytał.
- Nie, Zayn Malik. - odburknąłem.
- Kto? Jaki Malik? Nie znam żadnego Malika...- usłyszałem po drugiej stronie zakłopotany głos mojego przyjaciela, co doprowadziło mnie do śmiechu. - Niall! To ty przecież!
- No. - odparłem krótko.
- Słuchaj, za dziesięć minut spotykamy się u Harrego. Masz być. - rozkazał.
- Po co niby? - zdziwiłem się.
- Dowiesz się na miejscu. - odparł. - A swoją drogą to kto to ten cały Milik?
- Malik! - poprawiłem go.
- Okay. Kto to? - dociekał.
- Koleś, który ma gwarantowany wpierdziel jak go spotkam. - wyjaśniłem najprościej jak się dało.
- Dobra, mniejsza o to. Przyjdź. - powiedział i się rozłączył.
Nie miałem szczególnie ochoty gdziekolwiek iść. Jak to jest, że wszystko się układa świetnie, niemalże nieskazitelnie dobrze, a potem zaledwie w ułamku sekundy rujnuje? Zdaje mi się, że na to pytanie świat nadal szuka odpowiedzi. Żeby chłopaki nie musieli na mnie czekać w nieskończoność założyłem kurtkę, która rzucona była na biurko i wyszedłem z domu. Kierowałem się prosto do domu Harrego. Po drodze non stop myślałem o Katy i o tym, czego się dzisiaj od niej dowiedziałem . Ten koleś to imbecyl. Będąc pod domem Stylesów zapukałem na drzwi, które otworzyła mi starsza siostra Harrego – Gemma. Dziewczyna była starsza ode mnie o 3 lata, ale ta różnica wieku nie stanowiła przeszkody. Zawsze umiałem się z nią dogadać. Była konkretną osobą, która już nie miała zwyczaju chodzić z głową w chmurach. W jej towarzystwie czas mijał szybko, za szybko.
- Wejdź. - przywitała mnie promiennym uśmiechem. - Chłopaki są w pokoju Harrego. - dodała wpuszczając mnie do środka. - Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuję. - odparłem odwzajemniając mimikę.
- Okay, ale gdybyś coś chciał, to mów. - usłyszałem idąc już długim korytarzem w kierunku pokoju Harrego.
- Jestem. - rzuciłem wchodząc.
- No nareszcie. Siadaj. - rozkazał Lou.
- Jest sprawa... - zaczął Harry.
- Jeden z zawodników poślizgnął się dzisiaj i skręcił kostkę... - wtrącił się Tomlinson.
- I nie jest w stanie zagrać. - odezwał się Liam.
- Dlatego chcieliśmy prosić cię żebyś dołączył do naszej drużyny jako jego zastępstwo. - ponownie wtrącił się Tommo.
- Mecz jest już za dwa tygodnie i nie zdążymy nikogo znaleźć... to znaczy są zawodnicy, którzy grzeją ławę... ale nie oszukujmy się, są słabi, a ty umiesz grać. Widzieliśmy cię w akcji nie raz czy to na wf-ie, czy jak graliśmy razem po szkole. Prosimy zgódź się. - poprosił Styles.
- Dobra, ale pod jednym warunkiem... - na mojej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech.
- Jakim? - zapytał Liam.
- jutro po szkole idziecie ze mną na zakupy. Muszę zmienić to i owo w swojej garderobie. - wyjaśniłem w jednym zdaniu.
- Niby co zmienić? Myślę, że wyglądasz okay. - Payne uśmiechnął się do mnie serdecznie.
- Okay, to za mało. Katy zasługuje na „nieziemsko” - odparłem zaznaczając palami cudzysłów nad ostatnim słowem.
- A ja myślę, że mała zmiana nie zaszkodzi. - wtrącił się Styles.
- Ty to lepiej nie myśl. - zanegował go Tommo.
- Harry ma rację. Zmiana jest konieczna. - odezwałem się broniąc racji Stylesa.
- Jak tam sobie uważasz. - wzruszył ramionami Louis. - Ja się już zwijam.
- Ej, tak szybko? - zdziwił się Styles.
- Mam jeszcze coś do załatwienia. - oznajmił i pożegnał się z nami, po czym opuścił pokój w którym nadal trwała narada.
- Dobra, ja też się już będę brał. - podniosłem się z miejsca. - Pamiętajcie, że jutro idziemy na zakupy, bo inaczej nie gram z wami. - dałem im do zrozumienia, po czym zarzuciłem kurtkę.
- Niall nie wygłupiaj się, siadaj. Nie mamy nauki na jutro. - zaprotestował Harry.
- Sorry stary, ale padam z głodu, a mama pewnie już robi kolację. - wyjaśniłem.
- Okay. - rzucił od niechcenia. - A ty Liam też się zwijasz? - skierował wzrok na siedzącego przy biurku szatyna.
- Nie, ja zostaję. - odparł z marszu.
- W takim razie miłego wieczoru chłopaki. Do jutra. - rzuciłem i wyszedłem z pokoju Stylesa. Zacząłem kierować się w kierunku drzwi wyjściowych, ale w ostatniej chwili zatrzymała mnie jeszcze Gemma.
- Już wychodzisz? - zapytała wynurzając się zza drzwi do kuchni.
- Yyy tak. - odparłem szybko.
- Szkoda. Myślałam, ze zostaniesz u nas na kolacji. - uśmiechnęła się promiennie.
- To miłe, ale mama pewnie by się na mnie złościła, gdybym nie zjadł w domu. - sprostowałem.
- Rozumiem.
- Gemma, powiedz mi, co powinienem zmienić w swoim wyglądzie? Jesteś dziewczyną, więc się znasz na takich rzeczach. Chciałbym wyglądać no wiesz, inaczej. Chodzi mi o ciuchy. - wyjaśniłem patrząc na nią z nadzieją, że coś mi doradzi.
- Myślę, że nie musisz zmieniać dosłownie niczego. Wyglądasz świetnie. - odparła łącząc nasze spojrzenia.
- Tak myślisz? - zapytałem, aby się upewnić.

- Tak, tak właśnie myślę. - zaśmiała się słodko. W ogóle była słodka.
- Okay, ja już na serio muszę iść. - na mojej twarzy pojawił się grymas. - Narazie. - rzuciłem i dosłownie wybiegłem z ich domu.
***Gemma***

Nie rozumiem, co Naill chce w sobie zmieniać i dla kogo. Jest wyjątkowym chłopakiem o świetnym wyglądzie. Bardzo różni się od reszty znajomych mojego brata. Jak dotąd jedynym zabiegiem upiększającym, któremu się poddawał, było rozjaśnianie włosów. Nie przejmował się za bardzo podążaniem na najnowszymi trendami mody męskiej. No cóż... myślę, że Niallowi brak pewności siebie, dlatego postanowił ukryć ten fakt za kotarą drogich, markowych ciuchów. Dlaczego on nie widzi tego, jakim fajnym i przebojowym chłopakiem tak naprawdę jest?



Witam kochani ♥ Najmocniej przepraszam, że kazałam Wam tak długo czekać na ten rozdział. Napisałam go przed momentem i wiem, że nie jest on idealny, ale uznałam, że nie będę wprowadzać żadnych poprawek, bo wiem, że jeżeli zaczęłabym analizować ten tekst, to na jednej poprawce by się nie skończyło i końcem końców zeszłoby mi kolejne trzy miesiące, aż byłby gotowy rozdział. Za wszelkie błędy i literówki przepraszam x. Wyszłam już całkowicie z rytmu pisania imaginów i chyba już zapomniałam jak się je pisze *.*.Jeśli zobaczę choć cztery komentarze pod tym postem będę usatysfakcjonowana, bo będę mieć pewność, że jeszcze nie zapomnieliście o mnie i o moim blogu.Kocham Was, Hipsta x

sobota, 1 listopada 2014

Od Horanowego Potwora oraz Hipsty z Hazzem dla starej dupy @OrdonkaOfficial♥


"Dziś są twoje urodziny 
Mimo złej pamięci wiem 

Wybacz, że nie śpiewam "Sto lat", ale cóż 

Z moim głosem lepiej nie 
Dziś są twoje urodziny 

Taki ważny, zwykły dzień 

Może razem pomilczymy parę chwil 

O tym, że nam nie jest źle"



                 Hipstę wzięło na śpiewanie, a to nie dobrze :D. Dziś jest taki niezwykle szczególny dzień, ponieważ taki mały, słodki aniołek od dziś zaczyna się robić starą dupą (!). Od samego rana zastanawiam się, co tu napisać, ale nic sensownego nie przychodzi mi do głowy, bo żadne słowa nie wyrażą tego, co chcę powiedzieć. Najlepsze wydawałoby się proste: "Sto lat", ale to za mało. Ten aniołek odkąd ją znam (a poznałyśmy się właśnie na tym blogu) motywuje mnie do pisania i do tego, żebym śmiało mknęła na przód pomimo przeciwnością losu i walczyła o to, co kocham. ♥ Jest jedną z najwspanialszych osób, na które się natknęłam w całym moim życiu i jestem szczęśliwa, że dane było mi ją poznać. Zawsze jest entuzjastycznie nastawiona do wszystkiego, za co ją podziwiam, bo ja tak nie umiem. Jest otwarta, prostolinijna i uwielbiam wymieniać z nią cięte riposty. Ten mały aniołek ma swojego dużego aniołka, który od jakiegoś czasu rozświetla jej życie (czytaj Horanka) i jestem pewna, że któregoś dnia będzie jej dane go poznać, czego jej z całego serca życzę.                                
                Daria, pamiętaj o tym, jaka wspaniała jesteś i nigdy nie pozwól na to, żeby jakieś wredne cioty sprawiły, by uśmiech choć na moment zniknął z Twojej twarzy. Wierz w siebie, bo ja z Horanem i Hazzą wierzymy w Ciebie. Bądź silna i dąż zawsze do celu. Pamiętaj o tym, że masz w swoim życiu wspaniałych przyjaciół i rodzinę, dla których znaczysz wszystko. Nie ma rzeczy niemożliwych, więc dziewczyno ruszaj dupę i ścigaj Horana! :D Złapiesz go, zakneblujesz i zamkniesz w szafie... ucz się od starszych ;). Bądź po prostu zajebiście szczęśliwa, do tego stopnia, by cały świat Ci zazdrościł.

 
              Kiedyś pewnie zapomnisz o tym, że ktoś taki jak Hipsta w ogóle istniał, ale wyryj w sercu choć połowę tego, co ci dzisiaj powiedziałam.



A tu takie małe, obiecane coś... :) music

    



niedziela, 12 października 2014

Hey, Hi, Hello

Troszkę mnie tu nie było... miałam problemy z dyskiem w laptopie i blisko dwa tygodnie byłam skazana na tablet. Zaczęłam ostatnio eksperymentować z gifami i takie "cosikowe cosik" stworzyłam przed momentem ;) Pasuje do "SOML", nieprawdaż?
PS. włączcie sb oglądając gifa to.














wtorek, 26 sierpnia 2014

You&I - Rozdział IV




***Niall***

                Byłem wycieńczony minionym dniem. Nawet nie wiem po ilu sekundach po przyłożeniu policzka do poduszki udało mi się zasnąć. Noc minęła mi całkiem spokojnie, bez głupich snów czy niepotrzebnych przebudzeń. Myślałem, że będę śnił o Katy, a tu nic. Dziwne. Kiedy rano obudził mnie donośny dźwięk alarmu w moim telefonie, który dawał mi jasno do zrozumienia, że najwyższa pora wstawać, miałem ochotę wyrzucić go przez okno i kontynuować czynność, która w tak nieprzyjemny dla organizmu sposób została mi przerwana. Zdecydowanie potrzebowałem jeszcze dwóch godzin drzemki. Nic z tego. Słysząc dźwięk budzika, który swoją drogą wył jak oszalały, moja mama wparowała do mojego pokoju i zaczęła szarpać za moją pościel.
- Przestań. - wymamrotałem nadal odpływając do bajkowej krainy Śpiocholandi.
- Synku, wstawaj! Spóźnisz się do szkoły! - zaczęła narzekań od samego rana.
- Trudno. - odburknąłem, po czym przewróciłem się na drugi bok.
- No, ale musisz iść do szkoły! - kontynuowała.
- Wstanę za pięć minut mamo. - szepnąłem i przykryłem się kołdrą.
- Dobrze. Ale masz wstać. Ja wychodzę do pracy. Śniadanie masz w lodówce. - zaznaczyła, po czym opuściła mój pokój i skierowała się najprawdopodobniej do ganku, na którym zwykła trzymać swój płaszcz.
                Ponownie zasnąłem. Ujrzałem pod powiekami Katy. Miała na sobie ten sam różowy dres, co wczoraj. Wyglądała tak słodko. Siedzieliśmy razem na kwiecistej polanie, rozmawialiśmy. Nagle ona wstała i wyciągnęła ku mnie swoją dłoń „Wstawaj, czas do szkoły” - wyszeptała z szerokim uśmiechem. „Nie chcę nigdzie iść. Katy, zostańmy tutaj” - odparłem. Lada moment podbiegła do mnie i zaczęła potrząsać moimi ramionami, abym się ruszył. Przy tym wszystkim wydawała z siebie takie słodkie pomruki. Nasze twarze były coraz bliżej. Objąłem ją z całych sił, uformowałem usta w dzióbek i złączyłem z jej ustami.
- Horaaaaaaaaaan! - usłyszałem czyjś głośny, jednak stłumiony krzyk. Otworzyłem oczy i ukazała mi się wystraszona, zdezorientowana mina Tomlinsona... moje wargi były przytwierdzone do jego.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - krzyknąłem przerażony i odepchnąłem go.
- Stary! Co ci do jasnej cholery odbiło?! - zapytał wkurzony opierając się plecami o ścianę, próbował wytrzeć rękawem swetra swoje wargi.
- Ja... Ja... - zacząłem – A co ty tu właściwie robisz? - zapytałem.
- Co ja robię?! - ponownie się zezłościł. - Chciałem cię obudzić kretynie! A ty mnie wziąłeś za cycatą Katy i pocałowałeś mnie! - dodał oburzony.
- Jak to? - zapytałem zdziwiony.
- Srak to. Nie mogłem się ciebie dobudzić, więc podszedłem i zacząłem tobą szarpać, a ty mnie ścisnąłeś i zacząłeś coś mamrotać w stylu „Oh Katy” i zanim się spostrzegłem... pocałowałeś mnie. - dodał z lekka zawstydzony.
- Ohhh... to dobrze. - odetchnąłem z ulgą.
- Dobrze? - uniósł lewą brew.
- Przez moment myślałem, że jesteś gejem. - wyjaśniłem.
- Któregoś pięknego dnia ci za to strzelę. - przesłał mi swoje gniewne spojrzenie. - Zbieraj się. Twoja mama do mnie dzwoniła, żebym cię siłą ściągnął z łóżka, bo twój tata się gdzieś krząta koło domu i nie ma na to czasu. - rzekł i wyszedł z mojego pokoju. - Masz dziesięć minut! - krzyknął będąc już na korytarzu.
                Rozbawiony podniosłem się z łóżka i rozciągnąłem się. W pośpiechu zacząłem się rozglądać po pokoju chcąc odnaleźć wzrokiem ubrania, które sobie wieczorem przygotowałem z myślą założenia ich po przebudzeniu. „Są!” - krzyknąłem. „Mówiłeś coś?” - zawołał z dołu Tomo. „Nie!” - odparłem i zabierając ubrania z taboretu znajdującego się przy biurku, pobiegłem do łazienki, gdzie przygotowywałem się do wyjścia. Nie upłynęło pięć minut, a ja byłem już gotowy. Zbiegłem więc na sam dół do kuchni, w której siedział Louis.
- Szybki jesteś. - usłyszałem.
- Zdarza się. - odburknąłem. - Widziałeś może...
- Twoje śniadanie? - przerwał mi w połowie zdania. Kiwnąłem twierdząco głową. - W lodówce. Twoja mama podobno je tam włożyła. - wyjaśnił.
- Dzięki. - odparłem ucieszony, po czym podbiegłem do lodówki, w której czekały na mnie kanapki.   Konałem z głodu – jak co rano. Nie zamykając nawet lodówki rzuciłem się na nie w pośpiechu, gdyż czas nas gonił. Za 5 minut do szkoły przyjedzie Katy. Wiem to, bo zawsze jest punktualna. Za to ją podziwiam. Ja zawsze mam czas. Nigdzie mi się nie śpieszy, a ona? Ona jest jak chodzący zegarek. Jeśli się zjawi w szkole, to wiadomo, że jest już za pięć i za moment lekcje się rozpoczną.
                 Kiedy już skończyłem konsumować moje ekspresowe śniadanie nie czekając nawet na Tomo, wybiegłem z domu, a on musiał biec za mną. Był wściekły. No cóż. Nie mój problem. Ja muszę zdążyć na czas, aby przywitać się z Katy, a została jeszcze jakaś minuta. Będąc pod szkołą, odetchnąłem z ulgą. Zdążyłem. Przystanąłem obok wejścia do budynku, olewając kompletnie chłopaków, którzy wołali na mnie, żebym szedł z nimi. Po chwili zobaczyłem, jak moja księżniczka nadjeżdża na desce. Chyba na mojej twarzy pojawiły się wypieki. Ups. Ona jest totalnie urocza. „Cześć Niall”. - rzuciła mijając mnie. „Hej” - odparłem. Miałem nadzieję, że się przy mnie zatrzyma, ale nieee... no gdzieee? Wkurzony i zawiedziony poszedłem za kumplami. Dogoniłem ich, kiedy wchodzili do klasy.
- Jak tam Horan? Olała cię? - zapytał rozbawiony Tomo.
- Spieprzaj. - skomentowałem krótko i udałem się do mojej ławki.
- Nie martw się, może śpieszyła się do toalety czy coś. - pocieszał mnie Payne.
- Może. - wzruszyłem ramionami siadając w mojej ławce. Znowu siedziałem sam. Tomlinson usiadł w ławce z kolegą z drużyny, a ja spisany byłem sam na siebie.
- Wielkie dzięki Tomlinson. - wymamrotałem.
- Niall? Czy ja ci w czymś przeszkadzam? - wtrąciła się nauczycielka, która właśnie weszła do sali lekcyjnej.
- Nie. Zwyczajnie mam muchy w nosie. - odburczałem.
- Słucham? - zapytała ponownie.
- Nic. - wzruszyłem ramionami.
- Horan czy ty masz w ogóle świadomość z kim ty rozmawiasz? Jestem twoim nauczycielem, a nie koleżanką z klasy. Wymagam odnoszenia się do mnie z szacunkiem godnym nauczyciela. Inaczej...
- Świetnie, teraz jeszcze Pani robi ze mnie głupka pozbawionego świadomości. - wymamrotałem.
- Dość tego Horan! Miarka się przebrała. Nie wiem, co się z tobą w ostatnim czasie dzieje! Tak dłużej być nie może. Proszę, do dyrektora! Trafisz sam, czy mam ci wskazać drogę? - zapytała.
Nagle w klasie rozległo się pukanie i drzwi się uchyliły.
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie. - usłyszałem głos Katy. Uniosłem więc wzrok na drzwi. Tak. To była ona. Znowu spóźniła się na lekcję.
- Katy Akerly! Jest pięć minut po dzwonku! Nie powinnam cię wpuszczać do klasy.
- No tak, ale dopiero po piętnastu minutach może mi pani dać nieobecność. - zaznaczyła brunetka.
- Słucham? Nie dość, że się spóźniasz na lekcję, to jeszcze podważasz moje zdanie? Dość tego młoda panno. Ty i pan Horan udajecie się do dyrektora. Nie mamy już o czym mówić. Nie chcę was widzieć do końca lekcji. Ja sobie jeszcze sprawdzę, czy u niego byliście i dopilnuję, by wam się tym razem nie upiekło. A tymczasem do widzenia. - rzekła, po czym otworzyła przed nami drzwi na oścież. /spojrzałem niepewnie na stojącą w progu dziewczynę, po czym wzruszyłem ramionami i przesyłając jej kojący uśmiech, udałem się w jej stronę, po czym złapałem za jej dłoń i wyprowadziłem na korytarz.
- Wredna zołza! - wściekła się brunetka. - Cholera jasna! - wykrzyczała. - Mam już serdecznie dość tej szkoły i tych ludzi. - dodała marszcząc brwi.
- Nie dramatyzuj. - szepnąłem – Akcja, to dopiero będzie, jak nas dorwie dyro. - westchnąłem.
- A ciebie za co wywaliła? - zaciekawiła się.
- A bo ja wiem? - ponownie westchnąłem.
- Fajnie. - wymamrotała. - Będziemy tak stać, czy idziemy na ten dywanik? - uniosła lewą brew.
- A może... urwijmy się? - zaproponowałem niepewnie. Sam nie wiem, dlaczego taki pomysł narodził się w mojej głowie.
- Nie wierzę! - klasnęła w dłonie – Najspokojniejszy i najmniej zdemoralizowany uczeń którego znam, chce iść na vaxy? No, no, no... Horan... - zaśmiała się. - Okay, a teraz na poważnie, chodź już, bo będą jeszcze większe kłopoty, jak nas ta flondra przyczai, że tu stoimy. - chwyciła mnie za dłoń i pociągła za sobą.
- Na wagary? - zapytałem z lekka zdezorientowany.
- Do dyrektora kretynie. - przewróciła oczami... co prawda tego nie widziałem, ale jestem pewien, że tak właśnie zareagowała w tym momencie.



***Katy***


                 Pół nocy nie wiedzieć czemu rozmyślałam o niebieskookim blondynie, zamiast spać. Jest w nim coś, co sprawia, że się uśmiecham. To chyba ta jego niezdarność i pierdołowatość, czynią go takim wesołkiem, który zaraża uśmiechem każdego, kto znajdzie się w promieniu jego rażenia. Słowo daję, że przez pierwsze godziny po naszym „poznaniu” miałam go ochotę dosłownie oskalpować. A teraz? Teraz już mi aż tak bardzo nie zawadza. Wręcz przeciwnie. Coś mnie do niego przyciąga. Owszem, jest na swój sposób przystojny, ale to chyba nie ten pułap... Ja raczej dostrzegam w nim coś więcej... Coś więcej poza sferą czysto fizyczną. Jest uroczy i pełen pozytywnej energii, jednak jako facet, mnie nie interesuje. Mam nadzieję, że on ma podobne zdanie o mnie. Byłoby niezręcznie, gdybym mu wpadła w oko, lub co gorsza, gdyby się we mnie zakochał. Nie chciałabym tego. Nie jestem gotowa na nowy związek. Jeszcze się nie pozbierałam po ostatnim. Tak czy siak, chcę na spróbowanie pospędzać z Niallem trochę czasu. Chcę się przekonać, co by z tego wyszło. Kto wie, może ocieramy się oboje o cudowną, dozgonną przyjaźń? Ja naprawdę wierzę w takie coś jak przyjaźń damsko-męska. Może i jestem naiwna, ale wierzę w taki układ. Rano gdy zobaczyłam Horana w drzwiach wejściowych do szkoły, to chcąc nie chcąc, ucieszyłam się, że go widzę. Nie do końca wiedziałam jak się zachować, więc rzuciłam niezobowiązujące słowo na przywitanie i ruszyłam w swoją stronę. Byłam ciekawa, czy pójdzie za mną. Nie poszedł. Wybrał kumpli. Typowy facet. Nie zawiodło mnie to. Spodziewałam się właśnie takiej reakcji z jego strony, a nie innej. Kilka sekund przed dzwonkiem, poczułam, że muszę iść na stronę, aby zmienić podpaskę... babskie sprawy... głupio o tym gadać. Kiedy wróciłam do klasy, ta jędza, pani Wrigley, przyssała się do mnie, niczym pijawka i wyprosiła mnie z klasy, kierując mnie prosto do dyrektora. Byłam nieco zaskoczona, kiedy okazało się, że moim kompanem na dywanik będzie nie kto inny, jak Horan. Byłam ciekawa, czemu jego też wywaliła za drzwi, ale mało co mi powiedział. Blondyn chciał iść na wagary. W sumie spodobał mi się ten pomysł, jednak nie mogłam mu ulec. Nie wiem czemu... Może się zwyczajnie wystraszyłam? Chciałam tylko iść do dyrektora Pittsa i mieć z głowy. Pewnie czeka nas dzisiaj koza. Kiedy znaleźliśmy się pod drzwiami jego gabinetu, blondyn zapukał na nie i nie czekając aż ktoś się pofatyguje by otworzyć, nacisnął klamkę i otwierając potężne, dębowe drzwi przepuścił mnie w nich. Dyrektor zmarszczył brwi i przerwał wypełnianie jakiś formularzy. Był wyraźnie niezadowolony na nasz widok. Powiedzieliśmy z Horanem zgodnym chórkiem „dzień dobry” i czekając na odpowiedź wpatrywaliśmy się blado w postać mężczyzny, który również lustrował nas wzrokiem. Przez kilkanaście sekund panowała przeraźliwie niezręczna cisza. Przyszło mi do głowy, aby ją przerwać.
- Przysłała nas Pani Wrigley. - zaczęłam. Dyrektor nadal się wpatrywał w nas na zmianę.
- Dobrze. - odezwał się nagle spokojnym, opanowanym tonem. - W jakiej sprawie? - zapytał siadając głębiej w swoim skórzanym fotelu.
- Wyprosiła nas oboje z lekcji i kazała się zgłosić u Pana. - wtrącił Niall. - Sami do końca nie wiemy jaki był konkretny powód. - dodał.
- Yyy tak... to znaczy... ja się spóźniłam na lekcję pięć minut... - odparłam niepewnie.
- A ty kolego? - zaciekawił się mężczyzna.
- Pyskowałem. - wzruszył ramionami. Zdawał się zachowywać tak, jakby wizyta u dyrektora była dla niego niczym nowym. Jakby to była zwyczajna, codzienna, nieodbiegająca od normy sytuacja. Okay, może on ma w tym wprawę, ale nie ja! Nigdy wcześniej nie byłam wzywana do dyrektora! Mam prawo się denerwować. Wkurza mnie ten jego spokój.
- Pyskowałeś... pyskowałeś... - powtórzył dwukrotnie po Niallu tkwiąc w lekkim zamyśleniu. - Powiedz mi Niall, tak? - blondyn kiwnął twierdząco głową – A zatem Niall, o ile mnie pamięć nie myli, byłeś tu już wczoraj, czy tam przedwczoraj, również przysłany przez Panią Wrigley. Podłożyłeś jej nogę, tak?
- To był wypadek. Przecież nie zrobiłem tego umyślnie. Nie jestem głupi. Nigdy nie ośmieliłbym się jej do tego stopnia znieważyć. Fakt, nie przepadam za nią, ani za lekcjami z nią, ale to nie powód by planować zamach na jej zdrowie. - bronił się Horan.
- Dobrze. - Pitts lustrował ostrożnie sylwetkę Nialla. - Nie chcę stosować na tobie żadnych kar. To nie tędy droga. Moglibyście siedzieć w szkolnej kozie godzinami, ale powiedzcie sami, co by wam to dało z wyjątkiem zmarnowanego czasu? - zapytał ze zmartwieniem – Zdaję sobie sprawę z tego, że Pani Wrigley, to surowa, wymagająca, srogo każąca uczniów nauczycielka, która miewa zapęd do karania uczniów nawet za najmniejsze błahostki, ponieważ wierzy, że w ten sposób nauczy ich szacunku i rzetelności. Młodzieży wydaje się być trudną, ale jednak jest nauczycielem i należy się jej szacunek. Proszę was zatem, abyście na jej lekcje przychodzili punktualnie i nie pozwalali sobie na żadne uszczypliwe komentarze, czy choćby głupie uśmieszki, gdyż ona krzywo na to patrzy. Lekcja jest od tego, by wynieść z niej jak najwięcej. Powygłupiać możecie się po szkole. Zapamiętajcie to sobie i przeproście panią Wrigley. Zrozumiano? - zapytał z srogą miną. Kiwnęliśmy twierdząco głowami – To teraz proszę powrócić do obowiązków ucznia. Lekcja jeszcze trwa. - dodał i wskazał dłonią w kierunku drzwi wyjściowych. Pożegnaliśmy się z nim i bez żadnych dodatkowych pytań czy dyskusji opuściliśmy jego biuro.
- Czyli nic...? - zapytałam opierając się o zimną ścianę.
- Co nic? - Horan zmarszczył brwi.
- No nic, nie ma żadnej kary. Nawet dla ciebie. - wyjaśniłam wpatrując się w niego. Na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech, który przerodził się w radosny śmiech.
- Powinnaś się chyba cieszyć. - odparł.
- Racja, ale jak na razie to nie ma z czego, bo musimy wracać na lekcję z tą... - nie dokończyłam.
- Nie musimy. Urwijmy się. - ponownie powrócił do tematu, który wałkowaliśmy przed wizytą u dyrektora Pittsa.
- Oszalałeś. - przekręciłam oczami.
- Niby czemu? - spojrzał na mnie.
- Niby temu, że właśnie dopiero co byliśmy na dywaniku, a ta jędza jest na nas cięta i jak się dowie, że zwialiśmy, to wiesz, że będzie po nas. Wezwą rodziców, a my zostaniemy pewnie zawieszeni w prawach ucznia. Niall, zdążyłam się zapoznać z regulaminem tej szkoły. - spojrzałam an niego z wyrzutem. - A poza tym, moi rodzice mają już wystarczająco sporo zmartwień w tej chwili i nie chcę im przysparzać kolejnego. - dodałam. - I... ja jeszcze nigdy nie zwiałam ze szkoły. Nigdy. - powtórzyłam.
- A myślisz, że ja uciekłem? - zaśmiał się wesoło. - Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - nadal mnie przekonywał.
- Nie. - zaprzeczyłam. Zapanowała chwila ciszy. - Czekaj... a jeśli się źle czuję, to mogę się zwolnić u higienistki do domu? - zapytałam nagle.
- Jasne. - odparł. - W każdej chwili. - dodał.
- To świetnie. - uśmiechnęłam się promiennie.
- Katy, dzieje się coś złego? Źle się czujesz? Będziesz umierać? - wystraszył się.
- Oszalałeś? - zaśmiałam się. - Wpadłam na pewien pomysł... idźmy do higienistki czy tam pielęgniarki i puśćmy ściemę, że źle się czujemy, żeby nas zwolniła do domu. Dobrze? - zapytałam.
- Jesteś pewna? - trochę się wahał, ale ostatecznie rzekł – Okay, chodźmy.
- Czekaj, nie tak szybko. Nie możemy iść razem. To byłoby podejrzane. Najpierw pójdę ja, a ty jakieś 10 minut po mnie. - zaproponowałam.
- Dobra. Powiem, że mnie boli żołądek.
- Twój wybór. Powiedz lepiej, że masz rozwolnienie. Puszczą cię od razu, jeśli im powiesz, że mieszkasz naprzeciwko szkoły. - włożyłam dłonie do kieszeni i ruszyłam przed siebię w stronę gabinetu, za mną szedł Horan. Kiedy się już znalazłam pod białymi drzwiami z napisem: „Pokój 201: Pedagog szkolny, higienistka, pielęgniarka” obejrzałam się do tyłu na Nialla i rzuciłam w jego kierunku niezobowiązująco „Będę czekać pod szkołą”, po czym zapukałam na drzwi i weszłam do wewnątrz. Gabinet był niewielki. Dominowały odcienie błękitu oraz seledynu, przez co sprawiał wrażenie zimnego pomieszczenia. Przywitałam się z panią higienistką. Zapytałam ją o to, czy jest tu gdzieś pani pielęgniarka, ale jak się okazało, pojechała gdzieś do innej szkoły. Byłam zatem skazana na dobrą wolę higienistki, której puściłam bajeczkę o tym, że źle się czuję, ponieważ boli mnie lewe ucho, bo najprawdopodobniej ponownie dopadło mnie jego zapalenie. Zgodziła się na to, by mnie wysłać do domu, jednak nalegała, by zatelefonować do rodziców i czekać aż mnie odbiorą. Nie spodobało mi się to, więc zaczęłam ją błagać, by mnie wypuściła do domu już teraz, gdyż ucho boli mnie niemiłosiernie, a w domu mam odpowiednie leki na tego typu dolegliwości, a na dodatek jest w nim tylko moja babcia, która nie jest w stanie mnie odebrać, bo nie ma samochodu. Na szczęście higienistka łyknęła moje marne aktorstwo i puściła mnie wolno. Tak jak mówiłam blondynowi, udałam się pod szkołę. Czekałam na niego dobre pół godziny, aż w końcu się zjawił.

***Niall***

                  Jeśli mam być szczery, to bałem się tej wizyty u dyra, ale przecież nie mogłem dać jej tego po sobie poznać. Przecież ponownie wzięłaby mnie za jakiegoś mięczaka, a jak na razie, zauważyłem, że w miarę dobrze mi idzie, więc trzepaniem portkami ze strachu tylko by wszystko pogorszyło. Katy jest doprawdy urocza i nie mogę się powstrzymać przed wpatrywaniem się w jej piękne oczy. Bałem się, ze dyrektor ją jakoś ukarze, ale na szczęście miał dzisiaj dobry dzień, choć pierwsze sekundy po naszym wejściu do jego gabinetu nie sugerowały o tym, że jakoby byłby w humorze. Dobrze, że pozory bywają mylące. On chce żebyśmy tę wiedźmę przeprosili?! Niby za co ja mam ją przepraszać?! To niech lepiej ona przeprosi, za to, że w ogóle jest na tym świecie i zatruwa mi swoją osobą życie. Nie cierpię jej. Nie miałem ochoty wracać na jej lekcję, ani w ogóle siedzieć w szkole, więc ponownie wyskoczyłem z tym wagarowaniem. Wiem, że to nie ładnie z mojej strony sprowadzać moją księżniczkę na drogę, z której jako wzorowy chłopak, powinienem ją odwodzić. Może mi wybaczy, że ją tak „demoralizuję” dzisiaj. Nie dziwię się jej, że się boi, że ktoś nas przyłapie na wagarach i poniesiemy tego ogromne konsekwencję. Ja również się boję. Nigdy wcześniej nie zerwałem się choć pięć minut wcześniej przed dzwonkiem. W ogóle jestem osobą, która, gdy chce przemknąć niezauważona, to robi obok siebie straszny rejwach i wszyscy ją słyszą już z kilometra. Tak czy siak, poszedłem do higienistki, tak jak uczyniła to chwilę przede mną Katy i nakłamałem jej jak z nut. Dobrze, że ona wie, że mieszkam naprzeciwko szkoły i to jest dosłownie rzut beretem stąd do mojego domu, bo pewnie by mnie nie wypuściła. Najszybciej jak się tylko dało, pobiegłem do Katy pod szkołę. Siedziała na ławce pomiędzy krzakami, aby nikt jej nie przyuważył. Wiedziałem, że tam się udała. Ja sam bym się tam skrył chowając się przed nauczycielami. Mieliśmy niewiele czasu na to, by się zmyć z terenu szkoły, gdyż pozostało jeszcze jakieś pięć minut do długiej przerwy, podczas której część uczniów wychodzi ze szkoły na świeże powietrze i udaje się do różnych zakamarków by móc w spokoju zapalić papierosa, (co u nas jest objęte zakazem palenia), a za nimi ciągną się niczym węszące, bezszelestne widma nauczyciele, chcący przyłapać kogokolwiek na gorącym uczynku. Dlatego też, bez dłuższego gadania pobiegliśmy trzymając się za dłonie w stronę tylnej bramy, po której przekroczeniu, nie wiedząc czemu, nasze dłonie nagle się rozdzieliły.
- Dobra, to co teraz? Gdzie idziemy? - zapytała Akerly przystając.
- Nie wiem. Do mnie? - zaproponowałem.
- To może lepiej do mnie? - wyszła z inicjatywą.
- Może być. Chętnie zobaczę, jak mieszkasz. - ucieszyłem się nawet jej propozycją.
- W takim razie chodźmy. - uśmiechnęła się delikatnie i ruszyliśmy w kierunku jej domu, do którego już znałem drogę.
                 Szliśmy dobre dziesięć minut, aż znaleźliśmy się na werandzie. Jej dom, był dużo mniejszy niż mój. Mój jest mały, ale ten był dosłownie miniaturowych rozmiarów. Mimo to, wyglądał dość przytulnie. Kiedy Katy szukała w plecaku kluczy do głównego zamka, rozglądnąłem się trochę po ogrodzie obok jej domu. Był praktycznie w surowym stanie, a po trawie prawie nie było śladu. No cóż, może są w trakcie robót ogrodowych? Kiedy już Katy otworzyła drzwi, zaprosiła mnie do środka. Wnętrze było ciepłe, ale surowe. Na ścianach nie wisiały prawie żadne obrazy. W oknach, nie było firanek, tylko spuszczone rolety, a na podłodze ani jednego dywanu. Nie spodobało mi się tutaj.
- Chodźmy może do mojego pokoju? - zaproponowała, a ja kiwnąłem twierdząco głową zgadzając się, po czym ruszyłem za nią po schodach na górę. Na wprost schodów znajdował się już jej pokój. Kiedy weszliśmy do niego, Katy rzuciła plecakiem na łóżko i się przeciągnęła. Wyglądała tak słodko, niczym mały kotek, który właśnie przebudził się ze swojej popołudniowej drzemki. - Czekaj na moment, muszę coś jeszcze sprawdzić. - oznajmiła, po czym zostawiła mnie samego u siebie w pokoju i przymknęła za sobą drzwi.

                Kiedy opuściła pokój zamykając za sobą drzwi, miałem szansę, aby rozejrzeć się uważnie po jego wnętrzu. Wszędzie pełno było pocztówek z całej Europy, zdjęć z różnych imprez na których szalała w towarzystwie swoich znajomych, których nigdy wcześniej nie widziałem na oczy, ulubionych płyt, plakatów, a w koncie między półką, a kremową ścianą ulokowana była granatowa, połyskująca, akustyczna gitara pełna różnych własnoręcznie wykonanych napisów oraz symbolicznych dat, które musiały wiele dla niej znaczyć skoro postanowiła je nieodwracanie umieścić na swoim instrumencie. Chciałem się z bliska przyjrzeć gitarze. Wziąłem ją do rąk. Chciałem coś brzdęknąć, ale bałem się, że usłyszy, lub co gorsza, będzie zła, że bez pytania dotykam jej przedmiotów. Postanowiłem więc ją szybko odłożyć na swoje miejsce. Musiałem to zrobić niezwykle delikatnie, aby żadna ze strun nie wydała z siebie nawet najcichszego dźwięku. Odruchowo przeniosłem wzrok na pierwszy, lepszy punkt w pokoju. Moje oczy napotkały niski, szklany stolik, na którym położony był flakonik z czerwonymi różami oraz jakiś mały, różowy zeszyt. Podszedłem bliżej i zauważyłem widniejący na nim napis "Nie dotykaj!". Wyglądało mi to na pamiętnik. Korciło mnie, żeby go otworzyć i poznać wszystkie jej sekrety. Wahałem się przez kilka sekund wciąż wyciągając dłoń ku owej rzeczy, która wręcz się prosiła o moją ingerencję, a następnie wkładając ją z powrotem do kieszeni. Przecież gdybym przeczytał chociaż jedno, krótkie zdanie zapisane w nim przez nią, byłbym skończonym egoistycznym, zapatrzonym w siebie draniem, a biorąc pod uwagę fakt, że mogłaby mnie przyłapać na wertowaniu jej zapisków, zabiłaby mnie. Ciekawość jednak wygrała. Gdzie indziej miałbym odkryć coś na jej temat jak nie w jej pokoju oraz czytając jej pamiętnik? No właśnie. A ja desperacko potrzebowałem pogłębić moją wiedzę w temacie, który nurtował mnie od ponad roku. Szybko chwyciłem w dłonie mały, różowy zeszycik i ostrożnie przewertowałem kartki zatrzymując się na ostatnim wpisie z wczorajszą datą:
"22XI – Nie wiem co się dzieje. Wszystko wymyka mi się spod kontroli. Chciałabym móc pozamykać tak wiele rozdziałów i ostatecznie uporać się z tymi wszystkimi sprawami, które spędzają mi sen z powiek. Chciałabym móc zapomnieć o nim. Tak po prostu, zwyczajnie. Chciałabym wykreślić jego imię z mojego serca i umysłu i oswoić się z myślą, że on już nie wróci. Nie kocha mnie. Nigdy mnie nie kochał. Byłam tylko pieprzonym zakładem. Tak mocno chcę go znienawidzić! Dlaczego nie potrafię?! Za cztery dni wyjeżdżam do Newcastle. Może tam wreszcie uda mi się spojrzeć na moje życie z innej perspektywy? Może tak zwyczajnie zapomnę?"
- Wyczytałeś coś ciekawego? - usłyszałem.
- Tak. - odparłem będąc w transie. Po momencie się ogarnąłem - Yy.. c-co?! J-ja... J-ja... - zacząłem się jąkać, kiedy zdałem sobie sprawę, że mnie przyłapała.
- Oddaj mi to! - rozkazała podchodząc do mnie szybkim krokiem, po czym wyrwała mi swój pamiętnik z rąk.
- Katy, tak cię przepraszam. Ja... - zacząłem.
- Daj spokój i wyjdź. Nie chcę mieć z tobą już nic wspólnego. - powiedziała srogo, po czym wskazała mi palcem drogę ku drzwiom. Zrobiłem jak chciała – wyszedłem.


No i mamy IV rozdział Horanka ;) Jak się Wam podoba dzisiejsza część? Mam nadzieję, że bardzo, bo pisałam ją i pisałam... z jakiś dobry miesiąc ;), ale wiecie jak to jest w wakacje, niby jesteśmy w domu, ale mimo to nie ma na nic czasu, bo znajomi czekają :). 
6kom=next ♥
Wasze komentarze i opinie motywują mnie do dalszego pisania xx


poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział VII - Story of my life





***Harry***

                    Nienawidzę tej przeraźliwie hałaśliwej głuszy, która opanowała moje życie. Przytłacza mnie blask promieni słonecznych, szum kołyszących się na wietrze koron drzew, dudnienie rozbijających się o parapet kropel deszczu. To ta samotność w której muszę je znosić mnie przytłacza. Nie mogę się już dłużej oszukiwać. Tęsknię za nią. Nie chcę wyrzucać jej ze swojego życia, nie chcę budzić się tutaj samotnie, nie chcę do końca moich marnych dni cierpieć na brak jej dotyku czy choćby zabójczego spojrzenia. Nie chcę, aby na jej drodze pojawił się ktoś nowy, ktoś kto mógłby mnie zstąpić, nie chcę jej ranić i być ranionym. Chcę tylko móc wziąć ją w moje silne ramiona, zapewnić spokój i bezpieczeństwo, chcę odpokutować każdą krzywdę, którą jej wyrządziłem, chcę by Bóg dał mi jeszcze jedną szansę, abym mógł jej udowodnić, że potrafię i chcę się zmienić, że chcę dla niej stawać na głowie, dokonywać niemożliwego, że chcę odkupić każdą wylaną przez nią łzę. Chcę dać jej miłość i szczęście. Ja bez niej nie istnieję. Nie istnieję bez niej, bo to ona jest moim powodem do istnienia. Nic, ani pieniądze, ani popularność, ani też miłość fanów, nie dawały mi nigdy tyle radości, co widok uśmiechu na jej twarzy wywołanego przeze mnie. Muszę coś zrobić, żeby ją odzyskać. Jak ja mogłem nie zauważyć, jak mocno ją kocham? Jak mogłem być takim wyrafinowanym gnojkiem? Jak mogłem pozwolić wleźć tej szmacie między nas? Jak mogłem podnieść na nią rękę? Jak?! Przecież ona cierpiała... Ona tak bardzo cierpiała... To z mojej winy tak szlochała po nocach, z mojej winy jej serce okół lód. Zniszczyłem Maddie. Zniszczyłem kobietę, która mnie kochała. To przecież dzięki mnie zaczęła pić. Była alkoholiczką, być może w dalszym ciągu nią jest. Nigdy mnie to specjalnie nie interesowało. Wszystko co odczuwała było dla mnie niczym. Ona MUSI do mnie wrócić, nawet, jeśli miałbym teraz, już, zaraz lecieć do Paryża. 


***Maddie***

                     To była długa noc. Pewnie myślicie, że to ze sobą zrobiliśmy... cóż, muszę Was rozczarować. Nie byłam w stanie oderwać swoich myśli od Stylesa. Chciałam go zdradzić, iść na całość z tym francuzem, ale nie mogłam. Jedyne co miało miejsce tej nocy, to kilka głębokich, pełnych pasji pocałunków, nic więcej. Rano, od razu po przebudzeniu pozbierałam swoje rzeczy i bez słowa zmyłam się z jego mieszkania. W nosie mam jak on to zinterpretuje. Czułam się... brudna. Brudna duchowo. Ludzie mijający mnie na ulicy, mierzyli mnie spojrzeniami, albo ja tylko odnosiłam takie wrażenie. Tak czy siak, miałam dość Paryża. To miasto nie jest dla mnie, kiedy muszę podziwiać jego urok w samotności, lecząc złamane serce, które nie chce się zrosnąć. Wszystko jest nie tak, jak powinno być. Styles pewnie pieprzy się teraz z tą swoją dziwką, więc dlaczego ja nie mogłabym pozwolić sobie na chwilę zapomnienia w ramionach Fabiena? No właśnie. Co mnie więc blokuje? 
Kiedy dotarłam do hotelu, udałam się od razu do mojego pokoju. Room serwis pozostawił na mojej poduszce czekoladki. Od wieków nie jadłam słodyczy. W gruncie rzeczy, to nawet za nimi nie przepadam, ale widząc je, dostałam tak nieopisywalnej ochoty aby je skosztować, że sama nie wiem, kiedy pudełko było puste. Pewnie pójdzie mi w biodra. A niech idzie gdzie chce! Nie mam już dla kogo być piękną, a nawet wtedy, kiedy jeszcze miałam, moja uroda nie uchroniła mnie przed jego zdradą... No cóż, bywa. Odłożyłam puste opakowanie po pomadkach na półkę nocną, a następnie ociężale podniosłam się z łóżka kierując się wolnymi krokami do łazienki, w której wzięłam szybką kąpiel. Po wyjściu z wanny, usłyszałam, jak mój telefon dzwoni. Zarzuciłam więc na siebie szlafrok hotelowy i pobiegłam do pokoju, w którym dźwięcznie rozlegał się sygnał mojego dzwonka. Podeszłam do ławy, na której leżała moja komórka. Zauważyłam, że na wyświetlaczu widniała nazwa kontaktu: „Liam”. Przewróciłam oczami i wzięłam głęboki wdech. Sama nie wiem czemu, ale zdecydowałam się odebrać. 
- … - czekałam w milczeniu, aż Payne odezwie się pierwszy. 
- Maddie! Dzięki Bogu! Nawet nie wiesz jak bardo się o ciebie martwiłem. - zaczął podenerwowany. - Dlaczego to robiłaś? Głupia jesteś? Nie powinnaś być sama w Paryżu. 
- Coś jeszcze? - zapytałam. 
- Wróć... - poprosił. 
- Zrobiłam to, czego po mnie oczekiwałeś, odeszłam od Harrego, mało ci? - zapytałam. 
- Mało mi? Czy mi mało? O czym ty mówisz? - usłyszałam.
- O tym, że to twoja wina Liam! Gdybyś sobie czegoś nie wbił do głowy, to... - wzięłam głęboki wdech. - Nieważne. - mój głos trochę zadrżał. 
- On cię kocha. - westchnął do słuchawki. 
- A ty? - dociekałam. 
- Przecież wiesz, że tak. - potwierdził. 
- A chcesz być ze mną? 
- O niczym innym nie marzę, ale to niemożliwe. Ty mnie nie kochasz. Dobrze o tym oboje wiemy, Styles też wie, że nie widzisz świata poza nim. Wiem o co ci chodzi Maddie, ale mnie w to nie wciągaj. Nie igraj z moim sercem, proszę cię. - jego głos zadrżał. 
- Nie chcę eksperymentów. - sprostowałam.
- Ale chcesz, żeby cierpiał. Znam cię. Harry już wystarczająco cierpi. Uwierz mi. Dam ci radę... zapomnij o nim, zostaw go daleko za sobą, żyj tak, jakby on nigdy nie istniał, proszę. Mszcząc się na nim, niczego nie osiągniesz. - dodał.
- Nawet nie wesz, o co mnie prosisz. - odparłam.
- Wiem! Możesz sobie mówić co tylko chcesz, ale poza Harrym, tylko ja cię naprawdę znam. - usłyszałam. 
- Harry pewnie teraz baraszkuje z tą wywłoką. - zaniosłam się pustym śmiechem. 
- Nie wiem. - szepnął przez słuchawkę. - Możliwe. - dodał. - Albo... leży pijany na podłodze i po tobie płacze. 
- On nie płacze. - wtrąciłam – Nigdy nie płakał. Liam, nie mów mu, ale niedługo mam zamiar wyjechać z Francji. Czuję się tu nieswojo. 
- Gdzie pojedziesz? - zaniepokoił się. - Przecież nie masz dokąd jechać. 
- Przed siebie. 
- Pamiętaj, że mój dom zawsze stoi przed tobą otworem. Jeślibyś tylko chciała...
- Ale nie chcę! - przerwałam mu w pół zdania. 
- Dobrze. - westchnął. - Mogę coś dla ciebie zrobić?
- Tak. Dwie rzeczy... - zaczęłam niepewnie. Głos po drugiej stronie słuchawki się nie odezwał co znaczyło, że mam kontynuować. - Po pierwsze, to nie gniewaj się na Harrego. Proszę. Jesteście przyjaciółmi i walczcie o tę więź, która jest między wami, bo takiej przyjaźni nie znajduje się ot tak na ulicy. Może i zachował się jak skończony skurwiel, ale zrozum, że miał do tego prawo. Ty nie postąpiłbyś inaczej będąc na jego miejscu. Ufał nam obojgu a my... - mój głos zadrżał. - Po drugie, proszę, nie mów mu, że ze mną rozmawiałeś. Nie życzę sobie tego. - zaznaczyłam. - Pa. - rzuciłam i natychmiastowo odłożyłam słuchawkę.
                     Rozmowa z Liamem spowodowała, że do mojego serca napłynęły wyrzuty sumienia za tamtą noc, ponieważ nieświadomie rozdzieliłam dwójkę oddanych przyjaciół – mężczyzn, których na swój sposób kochałam. Położyłam się na łóżku i skryłam twarz w dłonie. Trwałam przez moment w bezruchu. Po chwili usłyszałam dzwonek telefonu. Myślałam, że to Liam, więc bez zastanowienia sięgnęłam po komórkę, aby anulować połączenie. W ostatnim momencie zerknęłam jednak na wyświetlacz, na którym widniało imię i nazwisko mojego menadżera. „O nie” - pomyślałam. Wiedziałam, że usłyszę swoje z jego ust. 
- Hallo? - wymamrotałam, kiedy już zdecydowałam się nacisnąć zieloną słuchawkę i przyłożyć ją do ucha.
- Czy ty już do reszty postradałaś rozum?! Do Paryża sobie pojechałaś? W trakcie przygotowań do Londyńskiego Tygodnia Mody?! I gdzie do cholery jest twój mąż?! Nie idzie się z nim skontaktować! Od dwóch dni nie odbiera telefonu i nie można się dobić do drzwi w rezydencji! Co wy dwoje sobie wyobrażacie?! 
- Harrego nie ma tu ze mną. - odparłam.
- Jak to go nie ma? To gdzie on jest? - dociekał.
- Nie wiem. Rozstaliśmy się. - rzekłam z marszu. 
- I ty to mówisz tak spokojnie jak gdyby nigdy nic?! - wkurzył się nie na żarty. 
- Tak. A wiesz czemu? Bo nasze całe małżeństwo było jedną wielką fikcją. Nie miało prawa bytu. 
- Nie mów głupstw! Masz czym prędzej wsiąść na pokład samolotu do Londynu, odnaleźć go i jutro chcę już was widzieć razem na bankiecie jako roześmianą, kochającą się parę. Jasne?! Będzie teraz Londyński Tydzień Mody i to on ma być pierwszym wydarzeniem w życiu Wielkiej Brytanii, Europy... Całego Świata! Rozumiesz?! A nie jakieś pierdy o tym, że szanownej księżniczce znudził się jej mąż, więc postanowiła go zostawić! - wygłosił swój monolog.
- Nie. - rzekłam stanowczo. - Nie będziecie dłużej kierować moim życiem w ten sposób! - krzyknęłam do słuchawki. 
- My? - zdziwił się.
- Ty, Styles, jego menadżer, fani, jakieś pieprzone intercyzy. Dosyć tego. Odtąd ja będę decydować o moim życiu. Ty nie masz prawa mówić mi, co ja mam robić i z kim sypiać w łóżku. Jesteś tylko od załatwiania mi sesji, pokazów oraz wkręcania mnie na wszelkie znaczące cokolwiek imprezy. Jasne? To jet twoja praca i nie wybiegaj poza zakres swoich obowiązków. Inaczej kto inny zajmie twoje miejsce. - zadecydowałam.
- A-a-ale Maddie... - rzekł kompletnie zaskoczony. - Wiesz, że za dwa tygodnie... za dwa tygodnie... jest... jest Tydzień Mody i ty musisz wziąć w nim udział... bo jak nie ty, to kto? - zapytał. Zrobił się potulny jak baranek. - Nie może na nim zabraknąć przecież diamentu modelingu. No Maddie, ta impreza nie istnieje bez ciebie. Proszę cię tylko, żebyś pojawiła się w Londynie dzień przed imprezą, bo musimy zrobić przymiarkę kostiumów. Pamiętasz jeszcze, że ty otwierasz Tydzień Mody? Musisz lśnić. Tak, musisz. Będziesz się skrzyć w światłach reflektorów i lamp błyskowych. A ten Styles? Masz rację, już dawno powinniście byli się rozstać. Lepiej u twojego boku na czerwonym dywanie prezentowałby się Timberlake.
- Skończyłeś już z tym dupowłaztwem? - zapytałam lekko rozbawiona jego nagłą zmianą nastawienia. 
- Słucham? Od kiedy zrobiłaś się tak opryskliwa? - zapytał oburzony.
- Odkąd posmakowałam prawdziwego życia. - westchnęłam. - Tak czy siak pojawię się na pokazie. 
- Chwała Bogu! - ucieszył się.
- Możesz przestać? - zmarszczyłam brwi. - Do zobaczenia Stiven. - rzuciłam i rozłączyłam się. 
                 Miałam już serdecznie dość tego, jak wszyscy starali się manipulować moim życiem w tak niezwykle wyrachowany sposób. Przyznam, że rozmowa ze Stivenem mnie rozgniewała. Co on sobie do cholery wyobraża? To on dla mnie pracuje, a nie ja dla niego, więc nie ma prawa mi rozkazywać. Z drugiej strony, co on miał na myśli, mówiąc, że nie da się skontaktować z Harrym? Zmartwiło mnie to, ale pewnie niepotrzebnie, bo dam sobie rękę uciąć, że teraz siedzi u Evy Virgo. I dobrze. Niech ją pieprzy tak długo, że aż ta flądra zdechnie. Ona zniszczyła wszystko co było między nami. Perfidnie wparował w nasze małżeństwo. To przez nią Harry mnie pierwszy raz uderzył. Przez nią spaliśmy w osobnych łóżkach. Przez nią nie rozmawialiśmy, tylko prowadziliśmy setki awantur. Przez nią zaczęłam szukać pocieszenia w alkoholu. To właśnie przez nią żyliśmy osobno, w jednym domu, ale osobno. Jeszcze śmiała obejmować go na moich oczach. Zniszczyła wszystko. Teraz, kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, dostrzegam moje przemiany wewnętrzne. Stałam się zimna, wyrachowana i oschła. Zmieniłam się o sto osiemdziesiąt stopni. Niestety na gorsze.



*** Liam ***

                       Bez przerwy wysyłałem do niej miliardy wiadomości, dzwoniłem, słałem maile, pisałem do niej w DM na Twitterze. Ona nie odpisywała, a ja odchodziłem od zmysłów. Czy ona naprawdę nie rozumie, jak bardzo się o nią boję? Nie wie, ile mnie kosztuje ślęczenie przy telefonie i wyczekiwanie, aż da mi znać co się dzieje? Różne scenariusze przychodziły mi do głowy. Bałem się, że sobie coś zrobiła. Po przebudzeniu postanowiłem do niej zadzwonić. Poprzednich telefonów nie odbierała i nie łudziłem się, że tym razem będzie inaczej, ale jednak – odebrała. Poczułem nieopisaną ulgę słysząc jej głos. Była na mnie zła. Był zła na cały świat. Na cały świat z wyjątkiem Stylesa – to było do przewidzenia. Przecież uciekła od niego, więc musiało się tam coś wydarzyć po moim wyjściu! Więc dlaczego teraz prosiła mnie, żebym nie chował do niego urazy? Ona go kocha. Jest zalepiona tą miłością. Zasługuje na dużo więcej niż Harry Styles. Zasługuje na mężczyznę, który nie da jej powodu do płaczu, na takiego, który zawsze będzie ją wspierał, który będzie w stanie rzucić wszystko, by biec do niej kiedy tylko go zawoła. On nigdy taki nie będzie. Nigdy nie postawi jej na pierwszym miejscu. Nigdy nie będzie jej kochał tak wspaniałą miłością jak... ja. To jest drań. Nigdy mu nie wybaczę, tego, że ją zniszczył. Maddie chce, żebyśmy nadal byli przyjaciółmi, ale jak? Przecież Harry mi ją odebrał. Ona sama nie wie, o co mnie prosi. Kocham ją całym sercem, więc spróbuję to zrobić DLA NIEJ. Nie jestem w stanie funkcjonować, wiedząc, że ona jest tam teraz sama, zdana tylko i wyłącznie na siebie. Wiem, że pewnie się nie ucieszy na mój widok, ale mam to w nosie. Lecę do Paryża. Udowodnię jej, że kocham ją mocniej niż on, bo on nigdy nie zdobędzie się na to, żeby się przed nią ugiąć.

***Harry***

                       Od samego rana wisiałem na telefonie. Obdzwoniłem wszystkie lotniska w Anglii chcąc znaleźć jakiś wolny bilet na dzisiejszy lot do Paryża. Liczyłem na to, że w Londynie będzie jakieś wolne miejsce na pokładzie, jednak przeliczyłem się. Jakiś idiota zabukował je dosłownie minutę przede mną. Dopiero na lotnisku w Leeds okazało się, że jest jeszcze coś wolnego. To dość daleko od Londynu, zresztą nie ważne. Liczy się tylko to, że zdobyłem bilet i już wieczorem będę we Francji. Już wieczorem będę mógł stanąć twarzą w twarz z Madeline. Uproszę kogoś z obsługi hotelu, by dał mi klucz do jej pokoju tłumacząc się, że chcę zrobić niespodziankę mojej żonie. Muszą się zgodzić. Wśliznę się do pokoju, kiedy ona będzie już spać, położę się u jej boku, odsłonię niesforne kosmyki włosów, które opadną na jej policzek, poprawię kołdrę, która za pewne ześlizgnie się z jej ciała, pogładzę jej włosy, policzek, ramiona. Będę się wsłuchiwał w to, jak spokojnie oddycha. Skradnę jej czuły pocałunek z czoła, ramienia, ust, a na samym końcu z dłoni. Będę ze łzami i z uśmiechem wpatrywał się w to, co kocham najbardziej na świecie. Będę u jej boku przez cały czas. I nie odstąpię od niej nawet na moment. Będę czuwał nad jej bezpiecznym snem, niczym anioł stróż, a kiedy się obudzi, kiedy otworzy swoje śliczne, zaspane oczka bez dłuższego zastanowienia skradnę jej namiętny pocałunek. Pewnie będzie się starała mnie odtrącić, ale nie pozwolę jej na to. Nie tym razem. Cokolwiek powie, czy zrobi, nie ruszę się z Paryża bez niej u mego boku. Kocham ją całym sobą. 
Teraz jedyny problem, to, jak się dostać do Leeds. Nie mogę jechać moim autem, ani poprosić żadnego z chłopaków, by mnie zawieźli, bo oni z pewnością powiedzą Liamowi, a on nie może wiedzieć, bo z pewnością zechce mi pokrzyżować moje plany. Pojadę więc taksówką. Samolot mam o 2030 . Więc już blisko 22 powinienem być na miejscu. Po drodze kupię jeszcze bukiet czerwonych róż – Maddie uwielbia róże. Wszystko się uda, ja to wiem. 




***Maddie***

- Chwileczkę! - krzyknęłam kiedy, usłyszałam, że ktoś dobija się do moich drzwi. Byłam jeszcze w szlafroku, więc szybko pobiegłam do walizki wyjmując z niej bieliznę oraz długi, rozciągnięty sweter... który spakowałam chyba przez pomyłkę, gdyż on należał do Harrego. Założyłam na siebie szybko ubranie i poszłam otworzyć drzwi. 
- Czy ktoś tu zamawiał śniadanie do łóżka? - usłyszałam roześmiany głos Fabiena. 
- Nie przypominam sobie. - uśmiechnęłam się delikatnie, czułam się skrępowana. Sama nie wiem czemu. Chłopak nie czekając na pozwolenie wparował do środka z hotelowym wózkiem pełnym jedzenia. 
- Pomyślałem, że będziesz głodna. - wyjaśnił.
- Okay. Dziękuję za troskę. - odparłam i zamknęłam za nim drzwi, po czym weszłam w głąb pokoju i usiadłam na skraju łóżka. Nie bardzo wiedziałam, jak powinnam się zachować. 
- Nie przywitasz się? - zapytał, po czym podszedł do mnie i znienacka skradł mi pocałunek, który zaczął się pogłębiać.
- Czekaj. - wyszeptałam mając nad przytwierdzone usta do jego ust. - Ja nie mogę. - dodałam.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Po prostu. - wzruszyłam ramionami. 
- Czemu rano wyszłaś bez pożegnania? - zapytał, po czym ponownie próbował mnie pocałować. 
- Bo nie chciałam cię budzić. - wyjaśniłam. 
- Wyglądasz tak seksownie w tym sweterku. - zaśmiał się i nachylił się nade mną w celu pocałowani mnie, przy czym chwycił moją dłoń. Odruchowo wyrwałam ją z jego uścisku i zrobiłam unik.
- To sweter mojego męża. - sprostowałam. - Zawsze go w nim lubiłam. Wyglądał tak... - zaśmiałam się sama do siebie. - wyglądał po prostu słodko. - spojrzałam na niego.
- Nie rozmawiajmy o nim teraz. - poprosił. 
- To o czym mamy rozmawiać? - zapytałam wpatrując się w jego oczy.
- O nas kochanie. - zaśmiał się. - Zakochałem się w tobie. - dodał z powagą.
- Nie wolno ci mówić takich rzeczy! - wkurzyłam się.
- Nie jestem w stanie powstrzymać tego, co czuję.
- Ale zrozum, że ja nigdy z tobą nie będę. Nie mogę. Nie mogę być z żadnym mężczyzną, bo żaden...
- Żaden nie jest nim? - zapytał przeszywając mnie spojrzeniem. 
- Przepraszam. - wyszeptałam. 
- Nie masz za co. Kochasz go. - uśmiechnął się blado. - Mimo to, ja nadal będę się do ciebie zalecał. - dodał z promiennym uśmiechem. 
                      Siedzieliśmy razem jeszcze przez kilka minut, po czym francuz wyszedł, gdyż musiał wracać do swoich obowiązków. Zostawił mnie samą z natłokiem myśli, które uciekały się do nikogo innego jak do Stylesa. 



Hej kochani ♥ Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać na nowy rozdział. :) Myślałam, że przez wakacje będę mieć więcej czasu i przede wszystkim natchnienia, a tu na odwrót, bo to drugie szwankuje.

Ahhhh już polowa wakacji przeminęła, a ja nawet nie wiem kiedy :D Mam nadzieję, że dobrze się bawicie i dużo balujecie ;*

PS. Co myślicie o nowym "słodszym" imagu strony?? ;)

6 kom = neeeeeext ♥

Liebster Award

Cześć wszystkim! Dostałam nominację do "Liebster Award" od Jade Malik. Dziękuję bardzo kochanie! ;)


Odpowiedzi na pytania:

1. Jak masz na imię?
    Aga

2. Skąd pochodzisz?

 Z okolic Krakowa

3. Jaki jest twój ulubieniec z 1D?

 Chyba nie mam ulubieńca :) Wszystkich kocham równe mocno. 

4. Czy słuchasz jakiś innych zespołów?

    Tak :) Tokio Hotel, The Vamps.

5. Ulubiony film?
 "Zakochana Złośnica" 

6. Ulubiona książka?

 "Lucas" - Kevin Brook

7. Ulubiony kolor?

 Hmm... Różowy 

8. Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole?

 Język angielski 

9. Za co kochasz 1D?
    
 Za to jacy są, że są sobą, że sodówka nie uderzyła im do głowy, że zawsze bez względu na wszystko są razem, za to, że są tacy "głupi", że aż słodcy, że nas wspierają, że kochają nas równie mocno, jak my ich, za to że po prostu są.

10. Ile masz lat?
W środę bd 18 *.*

11. Jakie masz hobby?

 Amatorskie pisanie ff's o 1D, nauka angielskiego, amatorskie śpiewanie :)



Blogi, które nominuję:

1. http://directionersarebeautiful.blogspot.com/ 2. http://angels-love-1d.blogspot.com/
3. http://story-of-magic-lovee.blogspot.com/
4. http://i-need-a-tough-lover.blogspot.com/
5. http://love-change-your-life-1d.blogspot.com/
6. http://one-direction-my-live.blogspot.com/
7. http://dont-let-me-dont-let-me-go.blogspot.com/
8. 
http://unlucky10maybe11willbehappy.blogspot.com/9. http://about-us-harry-styles.blogspot.com/
10. http://i-miss-for-everything-we-do.blogspot.com/
11. http://never-be-well.blogspot.com/




Moje pytania:
1. Jakiego koloru są Twoje włosy?
2. Wolisz płytę "Up All Night" czy "Take Me Home"?
3. Czym się interesujesz?
4. Ile masz lat.
5. Jaki jest twój znak zodiaku?
6. Grasz n jakimś instrumencie?
7. Jakie jest twoje stanowisko odnośnie "Larrego"?
8. Gdzie chcesz mieszka w przyszłości?
9. Z którym z 1D poszłabyś na randkę?
10. Masz jakiś ulubiony zestaw ciuchów?
11. Jakiego koloru jest twój pokój?