GRY
trwa inicjalizacja, prosze czekac...

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział VI - Story of my life



                Od wyjścia Liama, mój stan psychofizyczny się znacznie pogorszył. Na nowo zacząłem się obwiniać o to, że ona wyjechała. Wypiłem trochę za dużo i straciłem siłę oraz równowagę w nogach. Z ledwością doczołgałem się po schodach na górę do jej pokoju, w którym nadal unosił się w powietrzu zapach jej perfum – połączenie maliny, płatków róży oraz bursztynu – wszędzie rozpoznałbym ten zapach. Ciężko było mi powstrzymać łzy, gdy opadłem na jej łóżko, moja głowa spoczęła na miękkiej, jasnoróżowej poduszeczce z małym aniołkiem. Należała do niej. - Nie zaśniesz... - wyszeptałem do samego siebie dławiącym się głosem – Nie zaśniesz bez niej, przecież wiem. Kochanie, zapomniałaś o swoim aniołku. - bełkotałem do samego siebie. Maddie cierpi na bezsenność, jeśli nie śpi na swojej ulubionej poduszce, którą ma od dziecka. Wtuliłem się w nią z całych sił i zacząłem gładzić jej materiał przypominając sobie, jak jeszcze zeszłej nocy na niej spała. Myślałem, że jej wyprowadzka to tylko kolejna z jej desperackich, nieprzemyślanych zagrywek, że zaszyje się na dwa dni w jakimś luksusowym hoteliku w Londynie i kiedy jej fochy się skończą to wróci do mnie na kolanach. Chyba się nieco przeliczyłem. Nie przypuszczałem, że jest zdolna do tego, żeby spakować niemalże wszystkie swoje rzeczy i ot tak wsiąść na pokład samolotu do Francji. Swoją drogą, ciekawe jaka jest w pogoda w Paryżu...? Tutaj, w Londynie standardowo pada chłodny deszcz, którego krople beztrosko rozbijają się o metalową powierzchnię parapetu tworząc charakterystyczny podźwięk, który nie licząc moich pojedynczych wdechów i wydechów jest jedynym dźwiękiem w tym domu. Pustka i głusza, która tu zapanowała sprawia, że nie jestem w stanie nawet pozbierać myśli. Przez cały czas staram się myśleć o Maddie, jednak wszelkie moje myśli są zabłąkane i się powtarzają, a ja sam mało co z nich rozumiem. Martwię się o nią – to jest pewne. Nie wiem jak się czuje, czy jest w końcu szczęśliwa, czy zaczyna wszystko od nowa. Nie wiem, czy też jeszcze o mnie rozmyślała tej nocy nie mogąc spać, bo ja o niej tak. Nie mam nawet pewności, czy kiedykolwiek ją jeszcze zobaczę, czy będziemy mieć ze sobą jeszcze coś wspólnego poza sprawą rozwodową, która teraz jest już tylko kwestią czasu. Może ten rozwód to nawet dobry pomysł. Nie chcę, żeby była ze mną, skoro musi płacić za to tak wysoką cenę. Liam zasługuje na nią bardziej. Zawsze był jej oparciem, troszczył się o nią, kochał ją bez względu na jej karierę. Wciąż potrafił dostrzec w niej to, co ja z biegiem czasu przestałem zauważać. Z nim byłaby szczęśliwsza. On nie ośmieliłby się podnieść na nią ręki. Zbytnio ją szanuje, żeby chociaż dać sobie prawo do podniesienia głosu w sprzeczce z nią. Znam go i wiem jaki jest. Miałem całą noc, żeby wszystko sobie dokładnie przemyśleć i doszedłem do wniosku, że musimy zakończyć nasze małżeństwo, a majątkiem podzielić się po połowie nie roztrząsając żadnych wymuszonych intercyz i innych głupich papierków, jakie podpisaliśmy przed ślubem wskutek ingerencji mojego menadżera do naszego życia . Niech ona zacznie nowe życie, znajdzie sobie kogoś, niech się zakocha. Teraz może, bo jej kariera i tak już wisi na włosku i nic nie będzie wstanie jej uratować. Stanie się twarzą ogromnego skandalu, a po mnie spłynie to jak po kaczce. Nie mam się czego obawiać. W gruncie rzeczy, to mało mnie już obchodzi to z kim ona się zwiąże. Kocham ją, ale przestał mnie interesować jej los. Jedyne co teraz do niej czuję, to żal i rozczarowanie, a z drugiej strony jestem pod wrażeniem, bo nie doceniałem chyba na początku jej siły – zostawiła mnie, to mówi samo przez się. Teraz ja też ruszę do przodu. Będę ponownie wolnym strzelcem i będę mógł na nowo bez konsekwencji przebierać w panienkach. Może i kiedyś pokocham którąś? Wszystko możliwe.
                Kiedy rano uznałem, że nadszedł czas wziąć się w garść by nie dać jej satysfakcji, że doprowadziła mnie do płaczu,podniosłem się z łózka, udałem się do mojej sypialni i podchodząc jeszcze chwiejnym krokiem do stojącej w rogu szafy, wygrzebałem z niej jakieś pierwsze, lepsze ubrania i poszedłem do łazienki znajdującej się w pomieszczeniu obok, aby się odświeżyć. Po około 30 minutach bezwładnego leżenia w wannie, osuszyłem się, ubrałem czyste ciuchy i postanowiłem ogarnąć trochę salon, który był pełen porozrzucanych piw i butelek z alkoholem, które na dobrą sprawę nawet nie były do końca podopijane. Wszędzie panował nieprzyjemny zapach, więc wywietrzyłem willę otwierając okna na oścież, przez co powietrze wewnątrz się trochę orzeźwiło i było czym oddychać. Biorąc głęboki wdech spojrzałem na wyświetlacz telefonu, który leżał na fotelu. Nie było nic – ani jednej wiadomości. Sam nie wiem na co liczyłem. Myślałem, że tak zwyczajnie, po prostu do mnie napisze? Zadzwoni? Nie ma po co. Byłem przybity, nie miałem na nic ochoty i nic nie wydawało się mieć sensu. To chyba normalne... albo i nie. Właśnie miałem iść i nalać sobie whisky, ale usłyszałem dzwonek do drzwi.
- Nie ma mnie! - ryknąłem. Osoba nie uległa, nadal dzwoniła jak zawzięta. Podbiegłem więc do drzwi i po ich otwarciu nie patrząc na to, kto się za nimi znajduje krzyknąłem na jednym wdechu: -Czego do cholery?!?!
- Tak mnie witasz? - usłyszałem w ramach odpowiedzi roześmiany, kobiecy głos. - Chyba ktoś tu wstał dzisiaj lewą nogą...
- Eva? Co ty tu... - nie zdążyłem dokończyć, gdyż niespodziewanie złączyła nasze usta w pocałunku. 
- Słyszałam od Louisa, że twoja żona ma teraz jakiś pokaz mody w Paryżu, więc o to jestem. Nie cieszysz się? - zapytała i ponownie mnie pocałowała po czym weszła do środka mijając mnie w drzwiach. Wyglądała zjawisko – jak zawsze zresztą. Eva Virgo była kobietą, która potrafiła pobudzić wszelkie moje zmysły już jednym spojrzeniem. 
- Cieszę.. - odparłem. - Ale ona nie ma tam pokazu. - zacząłem.
- To znaczy, że jest w domu? - zapytała siadając na sofie i założyła nogę za nogę. 
- Nie. - kiwnąłem przecząco głową. - Rozstaliśmy się. - ciężko westchnąłem.
- Jak to? - zdziwiła się. - I co teraz? Co z twoim majątkiem? Domem? Jachtem? Przecie ta szmata oskubie cię ze wszystkiego. Mam rozumieć, że jesteś spłukany? - dociekała.
- Nie jestem i nie będę. - odparłem. 
- Kochanie, cieszę się, że w końcu się do niej uwolniłeś – podeszła do mnie i kocim ruchem zarzuciła mi dłonie na kark i musnęła moje usta. - Możesz teraz robić co zechcesz i....w końcu nic nam nie stoi na przeszkodzie... Możemy w końcu powiedzieć całemu światu, że jesteśmy razem. Wyobraź sobie tylko – zaczęła rozpinać suwak moich spodni – Pani Eva Styles, żona Harrego Stylesa z One Direction, najgorętsza para z milionami na koncie. - zaśmiała się – Puścimy tę twoją byłą sukę z torbami... - zamruczała mi do ucha, po czym zaczęła całować moją szyję, następnie uniosła moją bluzkę do góry i popchnęła mnie na sofę, po czym usiadła na mnie okrakiem i zaczęła wtykać język do mojego ucha w celu polizania go.
- Czekaj, czekaj, stop...- przerwałem jej.
- Stało się coś? - zaniepokoiła się. 
- Maddie robiła to inaczej... z wyczuciem... - odparłem doprowadzając moją bluzkę do należytego porządku. 
- Chcesz mi przez to powiedzieć, że nie jestem taka dobra jak ona? - wkurzyła się.
- Nie, chcę tylko powiedzieć, że tam są drzwi. - wskazałem jej palcem kierunek wyjścia. 
- Będziesz jeszcze tego żałować! Obiecuję! - wykrzyczała po czym zabrała się i wybiegła z mojej posiadłości trzaskając za sobą drzwiami, a ja próbując rozładować złość, która zaczęła mnie ogarniać, kopnąłem z całej siły w nogę od szklanej ławy, przez co stolik się przewrócił, a jego szklany blat roztrzaskał się na drobne kawałki. Maddie nigdy nie lubiła tego mebla. Zawsze chciała go wymienić na jakiś antyk, ale ja się upierałem przy tym. Podobnie było z naszymi samochodami, nie pochwalała moich nowych zakupów, ponieważ twierdziła, że sześć aut w garażu to już nadmiar, więc po co mi kolejne, skoro te kilkaset tysięcy, które rocznie przeznaczam na nowe pojazdy, mógłbym dać sierotą lub na rzecz dzieci niepełnosprawnych fizycznie czy też intelektualnie. Nigdy jej nie słuchałem. Zawsze żyłem według własnych zasad nie licząc się z jej opinią czy potrzebami. Teraz dopiero zacząłem zauważać, jaki zgotowałem jej los. Z resztą... nieważne... ona już dla mnie nie istnieje. UMARŁA. Proste? Proste!


*** Maddie***

                Poranny Paryż jest piękny, ale moje oczy oraz wyobraźnia i dusza romantyczki nic sobie z tego nie robią. Wszelkie zmysły rozpamiętują jeszcze Harrego. Całą noc nie zmrużyłam oka. Czegoś mi brakowało... spokoju ducha? Rano wyglądałam niczym prawdziwy posąg człowieka. Makijaż był rozmazany, ciuchy wczorajsze, jedno, wielkie gniazdo na głowie i podpuchnięte oczy. Wstyd się komukolwiek pokazać w takim stanie. Potrzebowałam się odświeżyć. Wzięłam więc potrzebne kosmetyki i ubrania na przebranie do łazienki i odkręciłam kurek z wodą, która nieśpiesznie, niedbale napełniała sobą wannę. Cała łazienka była w marmurze, przyozdobiona kwiatami, świeczkami i lampkami robiącymi nastrój. Kolejne badziewie, na które nie miałam ochoty patrzeć. W łazience zaczęła unosić się para, która pokryła taflę lustra. Kiedy wanna była już prawie pełna, wślizgnęłam się do niej jakby od niechcenia. Uciążliwe myśli nie dawały mi spokoju ani na sekundę. Znużona, zanurzyłam się cała pod powierzchnię wody i tkwiłam tak w bezdechu aż dopóki na dobre nie zabrakło mi powietrza – wtedy się wynurzyłam. W sumie to zawsze czułam do Harrego to co teraz, czyli niechęć, pogardę, żal i miłość, ale nigdy te uczucia nie kumulowały się aż do tego stopnia. Wiem, że powinnam była od niego odejść już dawno temu, właściwie, to już w momencie, kiedy nakryłam go z Evą Virgo. Dlaczego więc tego nie zrobiłam? Chyba zbyt bardzo się bałam, że moja kariera się posypie, albo nie chciałam, żeby dziecko wychowywało się bez ojca. Tak – według tradycyjnego modelu małżeństwa, chciałam mieć z nim dziecko. Od dłuższego czasu miewałam mdłości, więc... myślałam, że moje marzenie się spełniło i nasza rodzina się powiększy... tak się jednak nie stało. Po konsultacji z moim ginekologiem doznałam wstrząsu. Nie byłam w ciąży. Moje mdłości tłumaczył zwykłą niestrawnością, po czym dodał, że nie mogę mieć dzieci. Nie wiedziałam, jak sobie z tym wszystkim poradzić... mój mąż ma na boku inną, ja nie mogę mieć dzieci, a na dodatek łączy nas wszystkich jakiś pieprzony kontrakt, w wyniku którego oboje stracimy wszystko. Tak to już jest – ja nie istnieję bez Stylesa, a on beze mnie. Wczoraj coś we mnie jednak drgnęło. Zrozumiałam, że to nie tędzy droga.
Kiedy woda się ochłodziła, wyszłam z wanny i osuszyłam się białym, hotelowym ręcznikiem, to przeniosłam się do sypialni i dosłownie rzuciłam się na duże, miękkie łoże. Byłam skonana, dopiero teraz poczułam do jakiego stopnia. Zanim jednak zdecydowałam się zamknąć powieki i choć na moment odejść myślami od wszelkich trosk, postanowiłam sprawdzić telefon. Miałam stos nowych, nieprzeczytanych wiadomości. Styles ponownie do mnie napisał..., nie sprawdziłam jednak SMS-ów od niego. W skrzynce było też pełno Perrie, mojego menadżera, stylistki, asystentki oraz Liama. Teraz dopiero skojarzyłam, że nie dałam znać ludziom, którzy dla mnie pracują, że mają „wolne” na czas bliżej nieokreślony. Zaciekawiło mnie, co do powiedzenia ma mi Payne. Z lekką obawą otworzyłam wiadomości od niego.

 

                Żadne ze słów Liama, nie wywarło na mnie wrażenia. Boi się o mnie? Proszę bardzo – nie warto. Jakby nie było, to właśnie on wczoraj doprowadził do takiego, a nie innego obrotu spraw. Nie mam zamiaru z nim rozmawiać. Nasza rozmowa nie miała by najmniejszego sensu. Co by mi powiedział poza tym, że mnie kocha i że przeprasza? To już wiem i mówiąc szczerze te dwa wyznania mają dla mnie nijakie znaczenie. Gdy skończyłam przeglądać telefon, odłożyłam go na stolik nocny znajdujący się po lewej stronie łóżka, położyłam się, przykryłam twarz poduszką i próbowałam zasnąć. Udało mi się to po jakiś piętnastu minutach. Nie wiem nawet jak długo trwała moja hibernacja. Pewnie około pięciu godzin, gdyż gdy się obudziłam, to za oknem była już szarówka. Wstałam z łóżka, rozprostowałam kości i podeszłam do lustra poprawiając to i owo, ponieważ miałam zamiar wyjść z pokoju, a nawet opuścić hotel i udać się w przypadkowym kierunku. Zauważając na szybkie okna wybiegającego na wieżę Eiffela małe kropelki deszczu, stwierdziłam, że pada, więc założyłam na siebie mój biały, zdobiony błyskotkami i koronkami płaszczyk od Altuzarra oraz pasujący do niego czarny parasol od tego samego projektanta. Od samego rana nic nie jadłam, zachciało mi się sushi. Zeszłam więc do hotelowej restauracji. Miałam drobne obawy, że spotkam tam gdzieś tego ordynaryjnego kelnera. Jednak na szczęście nigdzie go nie było. Złożyłam więc zamówienie i czekając na potrawę rozmyślałam, gdzie teraz mogę się udać, w końcu nie bez powodu wyniosłam z pokoju parasol. Gdy otrzymałam już moje upragnione sushi, zjadłam je w spokoju, po czym opuściłam hotel. Na zewnątrz wciąż padało. Zwykle tętniący życiem i zabiegany Paryż, w tym jednym momencie stał się pustym, szarym, nudnym miastem przez które co jakiś czas przedzierało kilka samochodów. Nic dziwnego, że Francuzi wolą spędzić ten wieczór w ciepłym, suchym i przytulnym miejscu, a nie plątać się po wilgotnym, chłodnym mieście. Nie wiedziałam nawet dokąd zmierzam. Każdy kierunek wydał mi się dobry. Przecież co za różnica czy pójdę w prawo, czy w lewo, czy pokonam skrzyżowanie ze światłami, czy też skręcę w jakąś boczną uliczkę. Wszystko mi jedno. Nie boję się o swój los. Jestem w takim stanie, że nic, nawet najgroźniejszy bandyta nie jest mi straszny. To raczej on powinien obawiać się mnie. Kiedy tak chodziłam z nogi na nogę, ociężale połykając chłodne, gorzkie paryskie powietrze i nasłuchując melodii akordeonu, która wręcz unosiła się ku niebu wraz z wiatrem, poczułam, jak ktoś łapie mnie a dłoń. Przestraszyłam się, to oczywiste. Miałam dziwne wrażenie, że to Harry, to byłoby przecież do niego podobne – powrót do gry w wielkim stylu. 
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam odwracając się na pięcie stając twarzą w twarz z osobą, która nadal szczelnie trzymała moją dłoń w swojej. 
- Nie chcę, żebyś się zgubiła. - usłyszałam w ramach odpowiedzi. 
- Znam miasto. - wzruszyłam ramionami i tym samym przesłałam zabójcze spojrzenie. 
- Aha... czyli wiesz, że za rogiem jest ulica Grenouille Chier? - zapytał.
- Oczywiście, każdy prostak o tym wie. - przekręciłam oczami. 
- Ciekawe, szkoda tylko, że w całym Paryżu nie ma takiej ulicy jak Grenouille Chier, a ulica za rogiem nazywa się Rue Danielle Casanova. - parsknął pustym śmiechem. 
- Fabien, Fabian czy jak ci tam – wzruszyłam ramionami – Idź w swoim kierunku, a mnie zostaw w spokoju. - zażądałam.
- Nie mogę. - westchnął – Chciałbym, ale nie mogę. - powtórzył.
- Serio nie masz innej mieszkanki hotelu, którą mógłbyś dręczyć swoim towarzystwem? - zapytałam. 
- Nie. Gdybym miał, to zapewne teraz wtykałbym w nią... - zaśmiał się nie kończąc zdania. 
- Jesteś nieokrzesany. - odparłam i ruszyłam w swoją stronę. Niestety, usłyszałam kroki zmierzające za mną. - Czy ty sobie nigdy nie odpuścisz? - zapytałam idąc dalej. 
- Dopóki nie wylądujemy razem w łóżku, to raczej nie prędko. - zaśmiał się i mnie dogonił. Jakby tego było rozpadało się jeszcze bardziej, a raczej lunęło deszczem. 
- Świetnie... zadymiony Paryż, ulewa i na dodatek ty. - wkurzyłam się.
- Dlaczego jesteś taka? - zapytał chwytając kurczowo moją rękę. 
- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć. - odparłam, kiedy wepchnął mnie w jakąś ciemną uliczkę.
- Nie ma mowy. Tutaj i tak nikt cię nie usłyszy wyjątkiem wygłodzonych szczurów. - odparł patrząc mi w oczy.
- Czy ty do cholery zdajesz sobie sprawę z kim ty rozmawiasz? Jestem...
- Madeline Misselbrook... brytyjska supermodelka. - odparł. - I co z tego? Dla mnie jesteś po prostu Maddie. - uśmiechnął się.
- Nie. Nie możesz tak myśleć. - pokiwałam głowa na znak protestu. - Ja jestem kimś znaczącym, cały świat mnie zna i podziwia, jestem diamentem, a ty? Kim ty jesteś? Jakiś kelnerek z pierwszego, lepszego hotelu. Posłuchaj mnie i nie zbliżaj się do mnie. - zadrwiłam.
- Czyli o to chodzi. - zaśmiał się pustym śmiechem. 
- Interpretuj to jak chcesz. - ponownie wzruszyłam ramionami. 
- Za kogo ty się masz? - zapytał półgłosem. - Myślisz, że skoro posuwa cię Harry Styles, twoje zdjęcia widnieją na każdej pierwszej lepszej stronie w internecie, zarabiasz w ciągu tygodnia dwadzieścia razy tyle co ja w ciągu roku, to masz prawo, żeby mną pomiatać? -zapytał. - Wielka celebrytka się znalazła. Ale wiesz co? Powiem ci coś! Rozejrzyj się, widzisz gdzie jesteś? Tutaj nie ma czerwonego dywanu, nie ma paparazzi, którzy stoją w kolejce, żeby ci zrobić zdjęcie, nie ma tłumu który skanduje twoje imię. Nie, tutaj jest ciemna, omijana przez ludzi ulica, na której o tej godzinie czelność mają przebywać tylko szczury. Widzisz te pozaklejane kartonami okna? To są mieszkania. Widzisz to nad tobą? Tam mieszkam ja. Nie wożę się najnowszym Camaro, nikt nie mnie nie prosi, żebym łaskawie uśmiechnął się pozując do zdjęcia, nikt mi nie płaci kroci za to, że oddycham! Zarabiam pracując w hotelu jako kelner, jako barman w nocnym klubie i w wolnym czasie jako malarz pokojowy i to wszystko łączę ze studiami. Może i nie mam pałacu i wysadzanej diamentami fury, ale przynajmniej mam realność, właściwe poczucie wartości i wiem co oznacza ciężka praca oraz szacunek dla ludzi. Czy teraz twoja bańka mydlana pękła? To się właśnie nazywa życie pani gwiazdo. Ktoś musiał ci to w końcu powiedzieć. - wygłosił swój monolog, po czym przez moment patrzył w moje oczy w milczeniu. - Ta gra nie jest warta świeczki. - dodał i odwrócił się na pięcie.
- Czekaj! - krzyknęłam za nim, po czym w ostatnim momencie chwyciłam jego lodowatą dłoń. Chłopak przystanął w bezruchu, a ja chyba uległam chwili... i pocałowałam go. Nie wiem kiedy i jak do tego doszło, co sobie wtedy myślałam, błąd, ja NIE myślałam. Po chwili pocałunek zaczął przeradzać się w coraz głębszy i głębszy... tak głęboki, że zawiódł mnie aż na drugie piętro kamienicy prosto do jego sypialni.



Cześć wszystkim ;) Troszkę musieliście czekać na kolejny rozdział... równy miesiąc o.O. Wiem, że obiecałam Wam, że pojawi się znacznie wcześniej, ale wystąpiły pewne komplikacje, a mianowicie kiedy rozdział był już gotowy, to mój komputer się zbuntował przeciwko mnie i przez to musiałam go pisać od nowa, więc mi troszkę dłużej zeszło, a na dodatek mam teraz jeszcze dość zwariowany okres w życiu osobistym i zwyczajnie nie miałam czasu dodać go wcześniej :). Mam nadzieję, że się nie złościcie :).

Każdy kom = uśmiech na mojej twarzy xx