Od wyjścia Liama, mój stan psychofizyczny się znacznie pogorszył. Na nowo zacząłem się obwiniać o to, że ona wyjechała. Wypiłem trochę za dużo i straciłem siłę oraz równowagę w nogach. Z ledwością doczołgałem się po schodach na górę do jej pokoju, w którym nadal unosił się w powietrzu zapach jej perfum – połączenie maliny, płatków róży oraz bursztynu – wszędzie rozpoznałbym ten zapach. Ciężko było mi powstrzymać łzy, gdy opadłem na jej łóżko, moja głowa spoczęła na miękkiej, jasnoróżowej poduszeczce z małym aniołkiem. Należała do niej. - Nie zaśniesz... - wyszeptałem do samego siebie dławiącym się głosem – Nie zaśniesz bez niej, przecież wiem. Kochanie, zapomniałaś o swoim aniołku. - bełkotałem do samego siebie. Maddie cierpi na bezsenność, jeśli nie śpi na swojej ulubionej poduszce, którą ma od dziecka. Wtuliłem się w nią z całych sił i zacząłem gładzić jej materiał przypominając sobie, jak jeszcze zeszłej nocy na niej spała. Myślałem, że jej wyprowadzka to tylko kolejna z jej desperackich, nieprzemyślanych zagrywek, że zaszyje się na dwa dni w jakimś luksusowym hoteliku w Londynie i kiedy jej fochy się skończą to wróci do mnie na kolanach. Chyba się nieco przeliczyłem. Nie przypuszczałem, że jest zdolna do tego, żeby spakować niemalże wszystkie swoje rzeczy i ot tak wsiąść na pokład samolotu do Francji. Swoją drogą, ciekawe jaka jest w pogoda w Paryżu...? Tutaj, w Londynie standardowo pada chłodny deszcz, którego krople beztrosko rozbijają się o metalową powierzchnię parapetu tworząc charakterystyczny podźwięk, który nie licząc moich pojedynczych wdechów i wydechów jest jedynym dźwiękiem w tym domu. Pustka i głusza, która tu zapanowała sprawia, że nie jestem w stanie nawet pozbierać myśli. Przez cały czas staram się myśleć o Maddie, jednak wszelkie moje myśli są zabłąkane i się powtarzają, a ja sam mało co z nich rozumiem. Martwię się o nią – to jest pewne. Nie wiem jak się czuje, czy jest w końcu szczęśliwa, czy zaczyna wszystko od nowa. Nie wiem, czy też jeszcze o mnie rozmyślała tej nocy nie mogąc spać, bo ja o niej tak. Nie mam nawet pewności, czy kiedykolwiek ją jeszcze zobaczę, czy będziemy mieć ze sobą jeszcze coś wspólnego poza sprawą rozwodową, która teraz jest już tylko kwestią czasu. Może ten rozwód to nawet dobry pomysł. Nie chcę, żeby była ze mną, skoro musi płacić za to tak wysoką cenę. Liam zasługuje na nią bardziej. Zawsze był jej oparciem, troszczył się o nią, kochał ją bez względu na jej karierę. Wciąż potrafił dostrzec w niej to, co ja z biegiem czasu przestałem zauważać. Z nim byłaby szczęśliwsza. On nie ośmieliłby się podnieść na nią ręki. Zbytnio ją szanuje, żeby chociaż dać sobie prawo do podniesienia głosu w sprzeczce z nią. Znam go i wiem jaki jest. Miałem całą noc, żeby wszystko sobie dokładnie przemyśleć i doszedłem do wniosku, że musimy zakończyć nasze małżeństwo, a majątkiem podzielić się po połowie nie roztrząsając żadnych wymuszonych intercyz i innych głupich papierków, jakie podpisaliśmy przed ślubem wskutek ingerencji mojego menadżera do naszego życia . Niech ona zacznie nowe życie, znajdzie sobie kogoś, niech się zakocha. Teraz może, bo jej kariera i tak już wisi na włosku i nic nie będzie wstanie jej uratować. Stanie się twarzą ogromnego skandalu, a po mnie spłynie to jak po kaczce. Nie mam się czego obawiać. W gruncie rzeczy, to mało mnie już obchodzi to z kim ona się zwiąże. Kocham ją, ale przestał mnie interesować jej los. Jedyne co teraz do niej czuję, to żal i rozczarowanie, a z drugiej strony jestem pod wrażeniem, bo nie doceniałem chyba na początku jej siły – zostawiła mnie, to mówi samo przez się. Teraz ja też ruszę do przodu. Będę ponownie wolnym strzelcem i będę mógł na nowo bez konsekwencji przebierać w panienkach. Może i kiedyś pokocham którąś? Wszystko możliwe.
Kiedy rano uznałem, że
nadszedł czas wziąć się w garść by nie dać jej satysfakcji, że
doprowadziła mnie do płaczu,podniosłem się z łózka, udałem się
do mojej sypialni i podchodząc jeszcze chwiejnym krokiem do stojącej
w rogu szafy, wygrzebałem z niej jakieś pierwsze, lepsze ubrania i
poszedłem do łazienki znajdującej się w pomieszczeniu obok, aby
się odświeżyć. Po około 30 minutach bezwładnego leżenia w
wannie, osuszyłem się, ubrałem czyste ciuchy i postanowiłem
ogarnąć trochę salon, który był pełen porozrzucanych piw i
butelek z alkoholem, które na dobrą sprawę nawet nie były do
końca podopijane. Wszędzie panował nieprzyjemny zapach, więc
wywietrzyłem willę otwierając okna na oścież, przez co powietrze
wewnątrz się trochę orzeźwiło i było czym oddychać. Biorąc
głęboki wdech spojrzałem na wyświetlacz telefonu, który leżał
na fotelu. Nie było nic – ani jednej wiadomości. Sam nie wiem na
co liczyłem. Myślałem, że tak zwyczajnie, po prostu do mnie
napisze? Zadzwoni? Nie ma po co. Byłem przybity, nie miałem na nic
ochoty i nic nie wydawało się mieć sensu. To chyba normalne...
albo i nie. Właśnie miałem iść i nalać sobie whisky, ale
usłyszałem dzwonek do drzwi.
- Nie ma mnie! - ryknąłem. Osoba
nie uległa, nadal dzwoniła jak zawzięta. Podbiegłem więc do
drzwi i po ich otwarciu nie patrząc na to, kto się za nimi znajduje
krzyknąłem na jednym wdechu: -Czego do cholery?!?!
- Tak mnie
witasz? - usłyszałem w ramach odpowiedzi roześmiany, kobiecy głos.
- Chyba ktoś tu wstał dzisiaj lewą nogą...
- Eva? Co ty tu...
- nie zdążyłem dokończyć, gdyż niespodziewanie złączyła
nasze usta w pocałunku.
- Słyszałam od Louisa, że twoja żona
ma teraz jakiś pokaz mody w Paryżu, więc o to jestem. Nie cieszysz
się? - zapytała i ponownie mnie pocałowała po czym weszła do
środka mijając mnie w drzwiach. Wyglądała zjawisko – jak zawsze
zresztą. Eva Virgo była kobietą, która potrafiła pobudzić
wszelkie moje zmysły już jednym spojrzeniem.
- Cieszę.. -
odparłem. - Ale ona nie ma tam pokazu. - zacząłem.
- To znaczy,
że jest w domu? - zapytała siadając na sofie i założyła nogę
za nogę.
- Nie. - kiwnąłem przecząco głową. - Rozstaliśmy
się. - ciężko westchnąłem.
- Jak to? - zdziwiła się. - I co
teraz? Co z twoim majątkiem? Domem? Jachtem? Przecie ta szmata
oskubie cię ze wszystkiego. Mam rozumieć, że jesteś spłukany? -
dociekała.
- Nie jestem i nie będę. - odparłem.
-
Kochanie, cieszę się, że w końcu się do niej uwolniłeś –
podeszła do mnie i kocim ruchem zarzuciła mi dłonie na kark i
musnęła moje usta. - Możesz teraz robić co zechcesz i....w końcu
nic nam nie stoi na przeszkodzie... Możemy w końcu powiedzieć
całemu światu, że jesteśmy razem. Wyobraź sobie tylko –
zaczęła rozpinać suwak moich spodni – Pani Eva Styles, żona
Harrego Stylesa z One Direction, najgorętsza para z milionami na
koncie. - zaśmiała się – Puścimy tę twoją byłą sukę z
torbami... - zamruczała mi do ucha, po czym zaczęła całować moją
szyję, następnie uniosła moją bluzkę do góry i popchnęła
mnie na sofę, po czym usiadła na mnie okrakiem i zaczęła wtykać
język do mojego ucha w celu polizania go.
- Czekaj, czekaj,
stop...- przerwałem jej.
- Stało się coś? - zaniepokoiła się.
- Maddie robiła to inaczej... z wyczuciem... - odparłem
doprowadzając moją bluzkę do należytego porządku.
- Chcesz
mi przez to powiedzieć, że nie jestem taka dobra jak ona? -
wkurzyła się.
- Nie, chcę tylko powiedzieć, że tam są drzwi.
- wskazałem jej palcem kierunek wyjścia.
- Będziesz jeszcze
tego żałować! Obiecuję! - wykrzyczała po czym zabrała się i
wybiegła z mojej posiadłości trzaskając za sobą drzwiami, a ja
próbując rozładować złość, która zaczęła mnie ogarniać,
kopnąłem z całej siły w nogę od szklanej ławy, przez co stolik
się przewrócił, a jego szklany blat roztrzaskał się na drobne
kawałki. Maddie nigdy nie lubiła tego mebla. Zawsze chciała go
wymienić na jakiś antyk, ale ja się upierałem przy tym. Podobnie
było z naszymi samochodami, nie pochwalała moich nowych zakupów,
ponieważ twierdziła, że sześć aut w garażu to już nadmiar,
więc po co mi kolejne, skoro te kilkaset tysięcy, które rocznie
przeznaczam na nowe pojazdy, mógłbym dać sierotą lub na rzecz
dzieci niepełnosprawnych fizycznie czy też intelektualnie. Nigdy
jej nie słuchałem. Zawsze żyłem według własnych zasad nie
licząc się z jej opinią czy potrzebami. Teraz dopiero zacząłem
zauważać, jaki zgotowałem jej los. Z resztą... nieważne... ona
już dla mnie nie istnieje. UMARŁA. Proste? Proste!
***
Maddie***
Poranny Paryż jest piękny, ale moje oczy oraz
wyobraźnia i dusza romantyczki nic sobie z tego nie robią. Wszelkie
zmysły rozpamiętują jeszcze Harrego. Całą noc nie zmrużyłam
oka. Czegoś mi brakowało... spokoju ducha? Rano wyglądałam niczym
prawdziwy posąg człowieka. Makijaż był rozmazany, ciuchy
wczorajsze, jedno, wielkie gniazdo na głowie i podpuchnięte oczy.
Wstyd się komukolwiek pokazać w takim stanie. Potrzebowałam się
odświeżyć. Wzięłam więc potrzebne kosmetyki i ubrania na
przebranie do łazienki i odkręciłam kurek z wodą, która
nieśpiesznie, niedbale napełniała sobą wannę. Cała łazienka
była w marmurze, przyozdobiona kwiatami, świeczkami i lampkami
robiącymi nastrój. Kolejne badziewie, na które nie miałam ochoty
patrzeć. W łazience zaczęła unosić się para, która pokryła
taflę lustra. Kiedy wanna była już prawie pełna, wślizgnęłam
się do niej jakby od niechcenia. Uciążliwe myśli nie dawały mi
spokoju ani na sekundę. Znużona, zanurzyłam się cała pod
powierzchnię wody i tkwiłam tak w bezdechu aż dopóki na dobre nie
zabrakło mi powietrza – wtedy się wynurzyłam. W sumie to zawsze
czułam do Harrego to co teraz, czyli niechęć, pogardę, żal i
miłość, ale nigdy te uczucia nie kumulowały się aż do tego
stopnia. Wiem, że powinnam była od niego odejść już dawno temu,
właściwie, to już w momencie, kiedy nakryłam go z Evą Virgo.
Dlaczego więc tego nie zrobiłam? Chyba zbyt bardzo się bałam, że
moja kariera się posypie, albo nie chciałam, żeby dziecko
wychowywało się bez ojca. Tak – według tradycyjnego modelu
małżeństwa, chciałam mieć z nim dziecko. Od dłuższego czasu
miewałam mdłości, więc... myślałam, że moje marzenie się
spełniło i nasza rodzina się powiększy... tak się jednak nie
stało. Po konsultacji z moim ginekologiem doznałam wstrząsu. Nie
byłam w ciąży. Moje mdłości tłumaczył zwykłą niestrawnością,
po czym dodał, że nie mogę mieć dzieci. Nie wiedziałam, jak
sobie z tym wszystkim poradzić... mój mąż ma na boku inną, ja
nie mogę mieć dzieci, a na dodatek łączy nas wszystkich jakiś
pieprzony kontrakt, w wyniku którego oboje stracimy wszystko. Tak to
już jest – ja nie istnieję bez Stylesa, a on beze mnie. Wczoraj
coś we mnie jednak drgnęło. Zrozumiałam, że to nie tędzy droga.
Kiedy woda się ochłodziła, wyszłam z wanny i osuszyłam się
białym, hotelowym ręcznikiem, to przeniosłam się do sypialni i
dosłownie rzuciłam się na duże, miękkie łoże. Byłam skonana,
dopiero teraz poczułam do jakiego stopnia. Zanim jednak zdecydowałam
się zamknąć powieki i choć na moment odejść myślami od
wszelkich trosk, postanowiłam sprawdzić telefon. Miałam stos
nowych, nieprzeczytanych wiadomości. Styles ponownie do mnie
napisał..., nie sprawdziłam jednak SMS-ów od niego. W skrzynce
było też pełno Perrie, mojego menadżera, stylistki, asystentki
oraz Liama. Teraz dopiero skojarzyłam, że nie dałam znać ludziom,
którzy dla mnie pracują, że mają „wolne” na czas bliżej
nieokreślony. Zaciekawiło mnie, co do powiedzenia ma mi Payne. Z
lekką obawą otworzyłam wiadomości od niego.
Żadne ze słów
Liama, nie wywarło na mnie wrażenia. Boi się o mnie? Proszę
bardzo – nie warto. Jakby nie było, to właśnie on wczoraj
doprowadził do takiego, a nie innego obrotu spraw. Nie mam zamiaru z
nim rozmawiać. Nasza rozmowa nie miała by najmniejszego sensu. Co
by mi powiedział poza tym, że mnie kocha i że przeprasza? To już
wiem i mówiąc szczerze te dwa wyznania mają dla mnie nijakie
znaczenie. Gdy skończyłam przeglądać telefon, odłożyłam go na
stolik nocny znajdujący się po lewej stronie łóżka, położyłam
się, przykryłam twarz poduszką i próbowałam zasnąć. Udało mi
się to po jakiś piętnastu minutach. Nie wiem nawet jak długo
trwała moja hibernacja. Pewnie około pięciu godzin, gdyż gdy się
obudziłam, to za oknem była już szarówka. Wstałam z łóżka,
rozprostowałam kości i podeszłam do lustra poprawiając to i owo,
ponieważ miałam zamiar wyjść z pokoju, a nawet opuścić hotel i
udać się w przypadkowym kierunku. Zauważając na szybkie okna
wybiegającego na wieżę Eiffela małe kropelki deszczu,
stwierdziłam, że pada, więc założyłam na siebie mój biały,
zdobiony błyskotkami i koronkami płaszczyk od Altuzarra oraz
pasujący do niego czarny parasol od tego samego projektanta. Od
samego rana nic nie jadłam, zachciało mi się sushi. Zeszłam więc
do hotelowej restauracji. Miałam drobne obawy, że spotkam tam
gdzieś tego ordynaryjnego kelnera. Jednak na szczęście nigdzie go
nie było. Złożyłam więc zamówienie i czekając na potrawę
rozmyślałam, gdzie teraz mogę się udać, w końcu nie bez powodu
wyniosłam z pokoju parasol. Gdy otrzymałam już moje upragnione
sushi, zjadłam je w spokoju, po czym opuściłam hotel. Na zewnątrz
wciąż padało. Zwykle tętniący życiem i zabiegany Paryż, w tym
jednym momencie stał się pustym, szarym, nudnym miastem przez które
co jakiś czas przedzierało kilka samochodów. Nic dziwnego, że
Francuzi wolą spędzić ten wieczór w ciepłym, suchym i przytulnym
miejscu, a nie plątać się po wilgotnym, chłodnym mieście. Nie
wiedziałam nawet dokąd zmierzam. Każdy kierunek wydał mi się
dobry. Przecież co za różnica czy pójdę w prawo, czy w lewo, czy
pokonam skrzyżowanie ze światłami, czy też skręcę w jakąś
boczną uliczkę. Wszystko mi jedno. Nie boję się o swój los.
Jestem w takim stanie, że nic, nawet najgroźniejszy bandyta nie
jest mi straszny. To raczej on powinien obawiać się mnie. Kiedy tak
chodziłam z nogi na nogę, ociężale połykając chłodne, gorzkie
paryskie powietrze i nasłuchując melodii akordeonu, która wręcz
unosiła się ku niebu wraz z wiatrem, poczułam, jak ktoś łapie
mnie a dłoń. Przestraszyłam się, to oczywiste. Miałam dziwne
wrażenie, że to Harry, to byłoby przecież do niego podobne –
powrót do gry w wielkim stylu.
- Czego ode mnie chcesz? -
zapytałam odwracając się na pięcie stając twarzą w twarz z
osobą, która nadal szczelnie trzymała moją dłoń w swojej.
-
Nie chcę, żebyś się zgubiła. - usłyszałam w ramach odpowiedzi.
- Znam miasto. - wzruszyłam ramionami i tym samym przesłałam
zabójcze spojrzenie.
- Aha... czyli wiesz, że za rogiem jest
ulica Grenouille Chier? - zapytał.
- Oczywiście, każdy prostak
o tym wie. - przekręciłam oczami.
- Ciekawe, szkoda tylko, że
w całym Paryżu nie ma takiej ulicy jak Grenouille Chier, a ulica za
rogiem nazywa się Rue Danielle Casanova. - parsknął pustym
śmiechem.
- Fabien, Fabian czy jak ci tam – wzruszyłam
ramionami – Idź w swoim kierunku, a mnie zostaw w spokoju. -
zażądałam.
- Nie mogę. - westchnął – Chciałbym, ale nie
mogę. - powtórzył.
- Serio nie masz innej mieszkanki hotelu,
którą mógłbyś dręczyć swoim towarzystwem? - zapytałam.
-
Nie. Gdybym miał, to zapewne teraz wtykałbym w nią... - zaśmiał
się nie kończąc zdania.
- Jesteś nieokrzesany. - odparłam i
ruszyłam w swoją stronę. Niestety, usłyszałam kroki zmierzające
za mną. - Czy ty sobie nigdy nie odpuścisz? - zapytałam idąc
dalej.
- Dopóki nie wylądujemy razem w łóżku, to raczej nie
prędko. - zaśmiał się i mnie dogonił. Jakby tego było rozpadało
się jeszcze bardziej, a raczej lunęło deszczem.
- Świetnie...
zadymiony Paryż, ulewa i na dodatek ty. - wkurzyłam się.
-
Dlaczego jesteś taka? - zapytał chwytając kurczowo moją rękę.
- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć. - odparłam, kiedy wepchnął
mnie w jakąś ciemną uliczkę.
- Nie ma mowy. Tutaj i tak nikt
cię nie usłyszy wyjątkiem wygłodzonych szczurów. - odparł
patrząc mi w oczy.
- Czy ty do cholery zdajesz sobie sprawę z
kim ty rozmawiasz? Jestem...
- Madeline Misselbrook... brytyjska
supermodelka. - odparł. - I co z tego? Dla mnie jesteś po prostu
Maddie. - uśmiechnął się.
- Nie. Nie możesz tak myśleć. -
pokiwałam głowa na znak protestu. - Ja jestem kimś znaczącym,
cały świat mnie zna i podziwia, jestem diamentem, a ty? Kim ty
jesteś? Jakiś kelnerek z pierwszego, lepszego hotelu. Posłuchaj
mnie i nie zbliżaj się do mnie. - zadrwiłam.
- Czyli o to
chodzi. - zaśmiał się pustym śmiechem.
- Interpretuj to jak
chcesz. - ponownie wzruszyłam ramionami.
- Za kogo ty się masz?
- zapytał półgłosem. - Myślisz, że skoro posuwa cię Harry
Styles, twoje zdjęcia widnieją na każdej pierwszej lepszej stronie
w internecie, zarabiasz w ciągu tygodnia dwadzieścia razy tyle co
ja w ciągu roku, to masz prawo, żeby mną pomiatać? -zapytał. -
Wielka celebrytka się znalazła. Ale wiesz co? Powiem ci coś!
Rozejrzyj się, widzisz gdzie jesteś? Tutaj nie ma czerwonego
dywanu, nie ma paparazzi, którzy stoją w kolejce, żeby ci zrobić
zdjęcie, nie ma tłumu który skanduje twoje imię. Nie, tutaj jest
ciemna, omijana przez ludzi ulica, na której o tej godzinie czelność
mają przebywać tylko szczury. Widzisz te pozaklejane kartonami
okna? To są mieszkania. Widzisz to nad tobą? Tam mieszkam ja. Nie
wożę się najnowszym Camaro, nikt nie mnie nie prosi, żebym
łaskawie uśmiechnął się pozując do zdjęcia, nikt mi nie płaci
kroci za to, że oddycham! Zarabiam pracując w hotelu jako kelner,
jako barman w nocnym klubie i w wolnym czasie jako malarz pokojowy i
to wszystko łączę ze studiami. Może i nie mam pałacu i
wysadzanej diamentami fury, ale przynajmniej mam realność, właściwe
poczucie wartości i wiem co oznacza ciężka praca oraz szacunek dla
ludzi. Czy teraz twoja bańka mydlana pękła? To się właśnie
nazywa życie pani gwiazdo. Ktoś musiał ci to w końcu powiedzieć.
- wygłosił swój monolog, po czym przez moment patrzył w moje oczy
w milczeniu. - Ta gra nie jest warta świeczki. - dodał i odwrócił
się na pięcie.
- Czekaj! - krzyknęłam za nim, po czym w
ostatnim momencie chwyciłam jego lodowatą dłoń. Chłopak
przystanął w bezruchu, a ja chyba uległam chwili... i pocałowałam
go. Nie wiem kiedy i jak do tego doszło, co sobie wtedy myślałam,
błąd, ja NIE myślałam. Po chwili pocałunek zaczął przeradzać
się w coraz głębszy i głębszy... tak głęboki, że zawiódł
mnie aż na drugie piętro kamienicy prosto do jego sypialni.
Cześć wszystkim ;) Troszkę musieliście czekać na kolejny rozdział... równy miesiąc o.O. Wiem, że obiecałam Wam, że pojawi się znacznie wcześniej, ale wystąpiły pewne komplikacje, a mianowicie kiedy rozdział był już gotowy, to mój komputer się zbuntował przeciwko mnie i przez to musiałam go pisać od nowa, więc mi troszkę dłużej zeszło, a na dodatek mam teraz jeszcze dość zwariowany okres w życiu osobistym i zwyczajnie nie miałam czasu dodać go wcześniej :). Mam nadzieję, że się nie złościcie :).
Każdy kom = uśmiech na mojej twarzy xx
Cześć wszystkim ;) Troszkę musieliście czekać na kolejny rozdział... równy miesiąc o.O. Wiem, że obiecałam Wam, że pojawi się znacznie wcześniej, ale wystąpiły pewne komplikacje, a mianowicie kiedy rozdział był już gotowy, to mój komputer się zbuntował przeciwko mnie i przez to musiałam go pisać od nowa, więc mi troszkę dłużej zeszło, a na dodatek mam teraz jeszcze dość zwariowany okres w życiu osobistym i zwyczajnie nie miałam czasu dodać go wcześniej :). Mam nadzieję, że się nie złościcie :).
Każdy kom = uśmiech na mojej twarzy xx
Eh, to co zwykle: idealny.
OdpowiedzUsuńDziękuje , więcej do dodania nie mam x
Cudowny :). Świetnie piszesz :).
OdpowiedzUsuńKochanie! Ogromnie przepraszam za spóźnienie, wiem jestem beznadziejna ehh ale za to Ty jesteś świetna, najwspanialsza ;* teraz mam wolne i obiecuję czytać na bierząco;) rozdział ajfdsadfhjh co ta Maddie odwaliła ? xd i tak mam nadzieję, że będą razem z harrym . Ily ordi;*
OdpowiedzUsuńWreszcie! :D Myślałam, że się nie doczekam ! Masz bardzo piękny i oryginalny styl pisania. :* I no. Mam nadzieję, że szybko pojawi się nowy rozdział. CZEKAM <3
OdpowiedzUsuń