GRY
trwa inicjalizacja, prosze czekac...

środa, 7 stycznia 2015

You&I - Rozdział V


 



- Niall... Niall... Horan! - usłyszałem czyjś głos, który przywiódł mnie z powrotem ku rzeczywistości.
- Hę? - odburknąłem od niechcenia.
- Nie możesz tak tu siedzieć i się nad sobą użalać. - stwierdził Louis, z którym właśnie siedziałem na ławce w parku za szkołą. - Chcesz? - zapytał wyjmując z kieszeni paczkę czerwonych Marlboro.
- Przecież wiesz, że nie palę. - skarciłem go spojrzeniem.
- Niby wiem, ale jesteś w takim stanie, że jeden papieros ci nie zaszkodzi, a wręcz pomoże. - wyjął z paczki fajkę i podsunął mi ją pod nos.
- Zabierz to ode mnie. - skrzywiłem się na sam zapach gorzkiego tytoniu, który odkąd rzuciłem palenie śmierdział dla mnie niczym siki. Tomlinson zaśmiał się donośnie i włożył papierosa do ust, po czym odpalił go zapalniczką.
- Lekcja się zaczęła. - powiedział jednocześnie wypuszczając ustami dym.
- Trudno. - wzruszyłem ramionami.
- Powiedz mi Niall, po co ty właściwie czytałeś ten jej pamiętnik? - zapytał ni stąd ni zowąd.
- A bo ja wiem. Nie chcę o tym gadać. - skierowałem wzrok w stronę obsypanego liśćmi chodnika.
- Nie... ty właśnie musisz się wygadać... znam cię przyjacielu. Więc śmiało, nawijaj. - rzekł po czym zaciągnął się papierosem.
- Ahhhh... bo to wszystko jest takie dziwne... już wszystko się układało tak jak powinno, a tu nagle ja musiałem odwalić taki numer. Nie wiem co mnie podkusiło! Jak ja jej teraz spojrzę w oczy?! No jak?! Włamałem się do jej prywatnych myśli i sekretów! Tak nie wolno Louis! Rozumiesz?! Nie wolno! Jestem podły! Za niedługo wyjedzie do Newcastle na stałe! Stracę ją już na dobre! Na dobre Louis! Ona pewnie teraz czuje się zdradzona i nawet nie chce słyszeć mojego imienia...
- To laska ma problem. - stwierdził z powagą.
- To ja mam problem! - zanegowałem.
- ee-ee.. -poruszył przecząco głową – ona.
- Bo? - zapytałem.
- Bo chodzicie na te same zajęcia? Bo macie wspólny projekt? Bo mijacie się na tym samym korytarzu? Bo mieszkacie w tej samej miejscowości niemalże po sąsiedzku? Bo żyjecie na tym samym świecie? I chcący nie chcący będziecie mieć ze sobą styczność. - ugasił peta o metalową barierkę ławki.
- I co w związku z tym?
- W sumie to nic. - wzruszył ramionami. - Chodź, musimy zdążyć na drugą lekcję. - zadecydował.
- Ona i tak wyjedzie jakoś za dwa dni. - posmutniałem jeszcze bardziej. - Już jej nie zobaczę.
- Nie dramatyzuj. - wzdychnął.
- Przepraszam. Drugą lekcję mamy z.... - zamarłem.
- Wiem, ale jak już mówiłem, to ona ma problem, a nie ty. - odparł i zaczął iść w kierunku szkoły. Podążyłem za nim.

                   Wraz z Louisem przekroczyłem szkolny próg. Czułem się niepewnie. Miałem ochotę założyć na siebie czapkę niewidkę, by nie musieć napotkać jej zabójczego wzroku, jeśli w ogóle zechce mnie uraczyć choć przypadkowym spojrzeniem w moją stronę. Podejrzewam, że będzie mnie unikać i ignorować. Nie dziwię się jej. Ma do tego prawo. Przecież pozwoliłem sobie na zbyt wiele ubiegłego wieczoru. Gdybym tylko mógł cofnąć czas... Tak wiem, to nie realne. Stało się i muszę z tym brzemieniem żyć.
- Oglądałeś wczorajszy mecz? - zagaił nagle Tommo.
- Przestań. - burknąłem pod nosem.
- Żałuj. Był świetny. - stwierdził krótko, po czym wskoczył na jeden z parapetów, na którym się wygodnie rozłożył.
- Ale pusto. - zauważyłem rozglądając się dookoła.
- Bo lekcja jeszcze trwa. - sprostował.
- No wiem. - ponownie odburknąłem od niechcenia.
- Niall... - zaczął Tommo. - Patrz kto idzie. - szepnął kiwając głową w lewo. No przecież. Szła Katy. - I po co mnie o tym informujesz? - zapytałem z oburzeniem.
- Dlatego ciołku, że masz teraz szansę iść i z nią pogadać. - uniósł brwi.
- Po co? - wzruszyłem ramionami.
- Po gówno. - wkurzył się. - Rób jak uważasz, ale nie miej potem pretensji do całego świata o to, że jesteś pieprzonym tchórzem. - rzucił i zeskoczył z parapetu.
- Czyli mam do niej teraz iść? - zapytałem.
- Nie wiem na co jeszcze czekasz. - przekręcił oczami. -No leć! - popchnął mnie w głąb korytarza.
Nie wiem czy to fakt, że właśnie przed momentem wjechał mi na ambicję, czy może to, że zwyczajnie w świecie Louis ma rację, sprawił, że zacząłem biec w stronę, w którą udała się Katy czym sił w nogach.

***Katy***

                     Nie miałam ochoty rano podnosić się z łóżka. Bo niby po co? Po to, żeby iść do szkoły, w której i tak praktycznie nikogo nie znam, a wszyscy, których znam to banda pozerów? Lepiej przespać cały dzień, a jeszcze lepiej – życie. Ja już po prostu mam pecha do tego świata i do ludzi, których poznaję, bo prędzej czy później wszyscy mnie zawodzą, a nie wymagam od nich zbyt wiele, chcę tylko, żeby byli ze mną szczerzy. Czy to za duże żądanie? Najwyraźniej tak. Nie chcę się zbytnio rozckliwiać nad wczorajszą sytuacją z Horanem, bo to przypadek, że w ogóle wpuściłam go do mojego życia. Gdyby nie ten głupi projekt, to nigdy byśmy nie spędzili ze sobą więcej czasu, niż te 45 minut sam na sam w jednej ławce. Niech idzie w cholerę.
                     Z niepisanym lenistwem i niechęcią wstałam, załatwiłam poranną toaletę, ubrałam się i zjadłam coś w biegu, po czym zgarnęłam moją deskę i pojechałam na niej do szkoły. Po okołu dziesięciu minutach stałam już przy swojej szafce wkładając do niej deskę. Byłam strasznie rozespana i wycieńczona tym całym tygodniem. Cieszyłam się, że już jutro rozpocznie się weekend i pojadę z tatą do babci do Newcastle. Dzwoniła wczoraj do mnie... tak mocno za nią tęsknię. Nie widziałam jej już od wakacji. Właśnie zamknęłam szafkę i miałam ruszyć w stronę klasy w której za pięć minut rozpocznie się moja pierwsza lekcja, ale usłyszałam krzyk, który mnie sparaliżował.
- Nie możesz tego zrobić! Nie możesz wyjechać! - odwróciłam się i ujrzałam jak w moją stronę biegnie rozgorączkowany Horan.
- Zamknij się. - warknęłam kiedy do mnie podbiegł i zakryłam mu usta dłonią rozglądając się ostrożnie, czy aby na pewno nikt nie widział tego cyrku.
- Emememłebłe... - bełkotał będąc zakneblowanym.
- Cicho! - ponownie warknęłam. - O tobie człowieku właściwie się rozchodzi?! - wkurzyłam się i odsłoniłam jego usta.
- Nie możesz wyjechać. - zadeklarował.
- Słucham? - uniosłam lewą brew na znak irytacji.
- Nie słuchaj, tylko zrozum, że nie możesz wyjechać. - odparł.
- Ale o czym ty mówisz?! - ponownie się wkurzyłam.
- O tym, że nie możesz wyjechać do Newcastle. Wiem, że ktoś cię skrzywdził i jest ci ciężko, ale nie możesz stąd uciec... nie możesz mnie zostawić, bo mimo wszystko jestem twoim przyjacielem i martwię się o ciebie. Wiem, że nie powinienem był czytać wczoraj twojego pamiętnika... nie wiem co mi strzeliło do łba! Tak cię przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Jeśli chcesz mogę nawet paść przed tobą na kolana, ale wybacz mi. Proszę. Wybacz i zostań w Mullingar.
A więc o to szło... przyznam byłam na niego wściekła do granic możliwości, ale po tej żenującej, ale jednak na swój sposób uroczej scenie sprawił, że zmiękłam i postanowiłam dać ku drugą, ostatnią już szansę. Widać, że jemu naprawdę na mnie zależy, a to najważniejsze. Wiem, że Niall mógłby tak nawijać w nieskończoność, więc postanowiłam uciszyć go całusem w policzek.
- Nigdzie nie wyjeżdżam głupku. - zaśmiałam się mimowolnie.
- Ale przecież...
- Jadę tylko na tydzień do babci. - sprostowałam. - Na przyszłość naucz się trzymać z daleka od prywatności innych osób. Możesz być moim przyjacielem, ale pod warunkiem, że nie zawiedziesz już więcej mojego zaufania w ten sposób. - dodałam.
- Obiecuję, że nigdy więcej się już takie coś nie powtórzy. - uśmiechnął się szeroko, po czym mnie mocno przytulił. - Przyjaciele się raczej przytulają. - dodał.
- Raczej... - zaśmiałam się wniebogłosy.


***Niall***
Czyż ona nie jest kochana? Jest! Cały się trząsłem rozmawiając z nią. Mam nadzieję, że tego nie zauważyła. Myślałem, że każe mi spadać tak już na amen... ale myliłem się, ona dała mi... NAM kolejną szansę. Nigdy więcej już jej nie zawiodę. Kocham ją z całego serca i wierzę w to, że ona też to w pewnym stopniu odwzajemnia. Odkąd ją tylko zobaczyłem, byłem pewien, że to przeznaczenie... że to co jest teraz prędzej czy później miało się stać, że mieliśmy się stać dla siebie istotni, a potem stworzyć z tej zwykłej, a raczej niezwykłej znajomości prawdziwy związek. Pasujemy do siebie. Katy uzupełnia się ze mną jak nikt inny. Jest tą o którą warto walczyć. Wiem to. Zaproponowałem jej, żebyśmy po szkole udali się do mnie. Zgodziła się od razu. Nie mogłem się doczekać, kiedy lekcje się skończą. Miałem wrażenie, że każda z nich specjalnie się dłuży, żeby tylko zrobić mi na złość, tym bardziej, że dzisiaj miałem tylko jedną lekcję z Katy. Gdy już wybiła upragniona, ostatnia minuta lekcyjna i w całej szkole rozległ się radosny dźwięk dzwonka, który obwieszczał wszystkim, że już najwyższy czas zwijać się do domu. Pożegnałem się więc z chłopakami i stojąc pod szkołą czekałem na Katy, gdyż tak byliśmy umówieni. Katy, Katy, Katy... uwielbiam wymawiać jej imię. Jest piękne. Kiedy już się zjawiła, od razu poszliśmy do mnie. Nikogo nie było w domu. Poczułem się z jednej strony niezręcznie, a z drugiej cieszyłem się tym faktem, gdyż nikt a nikt nie mógł nam przeszkodzić w... no w gadaniu. Tak czy siak, zaprowadziłem ją prosto do mojego pokoju, w którym poczuła się chyba dość swobodnie, gdyż od razu rzuciła się na moje łóżko i pokazała mi dłonią, że mam zająć miejsce obok niej. Nie umiałem jej odmówić, więc położyłem się tuż obok. Byłem zawstydzony do granic możliwości, a moja twarz i dłonie zdawały się płonąć.
- Rumienisz się. - zachichotała.
- Wydaje ci się... to światło tak pada... - odparłem spoglądając w okno.
- Niech ci będzie. - położyła dłoń na moim policzku i skierowała moją twarz w swoją stronę, tak, abym na nią spojrzał. - Tak lepiej. - uśmiechnęła się promiennie. - Przyprowadzałeś już jakieś dziewczyny do domu? - zapytała ze śmiałością w głosie.
- D-d-dziewczyny...? - ponownie zacząłem się jąkać.
- Mam na myśli koleżanki. - zaśmiała się słodko.
- N-n-nie. - wyjąkałem.
- Czyli, spędzasz tylko czas z tymi swoimi kolegami? Z tym Henrym, Lucasem i Liamem. - zaciekawiła się.
- Właściwie to są Harry, Louis i Liam. - sprostowałem.
- Oh, przepraszam. Nie mam pamięci do imion. - kąciki jej ust lekko się uniosły na kształt uśmiechu.
- Nie szkodzi. Ja też. - zaśmiałem się.
- Długo się już przyjaźnicie? - dociekała.
- Od... zawsze. - odparłem. - Czemu mnie tak wypytujesz?
- Po prostu chcę cię lepiej poznać. - usłyszałem. - Ty też pytaj...
- Dobrze więc... kim jest ten pacan o którym pisałaś w pamiętniku? - zapytałem bez ogródek.
- Inny zestaw pytań proszę... - zaśmiała się.
- Dobrze... więc jak mają na imię twoi rodzice?
- Linda i Joseph. Są w trakcie rozwodu... więc sam rozumiesz.... - uśmiechnęła się blado.
- Przykro mi... - zasmuciłem się. Nie wiedziałem, że jej rodzinna sytuacja jest taka napięta... Moje kochanie musi to bardzo przeżywać.
- Daj spokój. To nie mój rozwód, tylko ich. - ponownie się uśmiechnęła.
- Ale mimo wszystko...
- Jest ok. - powiedziała stanowczo.
- Czemu czytałeś mój pamiętnik? To znaczy... dlaczego cię interesowało moje życie osobiste? - zapytała nagle. Bałem się tego pytania.
- Wiesz... sam nie wiem... to chyba dlatego, że jestem lekkomyślnym idiotą. - zaśmiałem się – Chciałem cię lepiej poznać... dowiedzieć się czegoś o tobie i zacząłem od złej strony. Na prawdę przepraszam. Nie chciałem, żeby to wszystko tak się potoczyło. Pamiętaj, że bez względu na wszystko masz we mnie przyjaciela. - powiedziałem z powagą patrząc w jej oczy.
- Dobra, daj już spokój. - usłyszałem. - Naill...?
- Tak?
- Zagrasz mi coś na gitarze? - zapytała z błagalną miną.
- Jasne. - ucieszyłem się. Bez dłuższego namysłu podniosłem się z łóżka i sięgnąłem po gitarę, która leżała dokładnie tam, gdzie ją wczoraj zostawiłem, czyli na ziemi obok biurka. Nie zastanawiałem się nad tym, co by jej tu zagrać... zacząłem grać pierwszą lepszą melodię, kótóra przyszła mi do głowy. Kiedy skończyłem, odłożyłem gitarę na dawne miejsce i usiadłem na skraju łóżka, obok dziewczyny.
- Zayn Malik. - wyszeptała.
- Słucham? - zapytałem nie rozumiejąc o co chodzi.
- Na imię ma Zayn Malik. - dodała po chwili.
- Ale kto taki? - w dalszym ciągu nie rozumiałem. Czyje imię i nazwisko mi właśnie podała?
- Ten chłopak, o którym przeczytałeś w moim pamiętniku.
- Katy ja... - zaniemówiłem.
- W porządku. Tę kwestię już sobie wyjaśniliśmy. - uśmiechnęła się do mnie blado. - Mieliśmy prawie po 17 lat... To było takie infantylne... ta nasza miłość... - zaśmiała się próbując odwrócić uwagę od łez, które napłynęły do jej oczu.
- Zranił cię? - zapytałem.
- Sama się zraniłam. - odrzekła. - tym, że mu zaufałam. - dodała po chwili. - Myślałam, że jest tym jednym jedynym, że naprawdę wpadliśmy na siebie przypadkiem i bycie razem było nam zwyczajnie w świecie przeznaczone... myślałam tak aż do momentu, kiedy dowiedziałam się, że wszystko było ukartowane... całe nasze poznanie się... nasz związek... wszystko było pieprzonym zakładem... wszystko... każdy pocałunek... każde słowo... byłam zakładem - otarła szybko łzy mając zapewne nadzieję, że nie zwróciłem na nie uwagi. - Chciałabym móc go ponownie zobaczyć i wygarnąć mu wszystko. - wyjawiła. Zaniemówiłem. Co miałem jej niby powiedzieć? - Późno już, będę się brała do domu. - dodała po chwili i podniosła się z mojego łóżka.
- Zostań. - odparłem. - Odprowadzę cię potem. - zaproponowałem.
- Nie. Na mnie już czas. - uśmiechnęła się delikatnie. - Dobrze się z tobą rozmawia. - dodała.
- Z tobą również. - odwzajemniłem jej mimikę i sprowadziłem ją na dół po schodach aż do wyjścia. - A co do tego chłopaka... - zacząłem - to jest największym idiota na świecie skoro nie zauważył tego, jaki skarb miał u swego boku.
- Jesteś kochany. - zaśmiała się i przelotnie musnęła mój policzek. - To pa. - pożegnała się i wyszła.
Było przykro, że już poszła, jednak w stosunku do tego, jak się poczułem po tym co powiedziała jak byliśmy jeszcze na górze, to nic. Ona kocha innego. Jak to możliwe? Przecież to ja jestem jej przeznaczony... a nie on. Zrobię co w moje mocy, by zapomniała o tym dupku. Słowo.
W momencie, gdy powróciłem do swojego pokoju, usłyszałem dźwięk telefonu rozlegający się w jego wnętrzu. Dzwonił Liam.
- Hallo? - zapytałem po naciśnięciu zielonej słuchawki.
- Niall? - zapytał.
- Nie, Zayn Malik. - odburknąłem.
- Kto? Jaki Malik? Nie znam żadnego Malika...- usłyszałem po drugiej stronie zakłopotany głos mojego przyjaciela, co doprowadziło mnie do śmiechu. - Niall! To ty przecież!
- No. - odparłem krótko.
- Słuchaj, za dziesięć minut spotykamy się u Harrego. Masz być. - rozkazał.
- Po co niby? - zdziwiłem się.
- Dowiesz się na miejscu. - odparł. - A swoją drogą to kto to ten cały Milik?
- Malik! - poprawiłem go.
- Okay. Kto to? - dociekał.
- Koleś, który ma gwarantowany wpierdziel jak go spotkam. - wyjaśniłem najprościej jak się dało.
- Dobra, mniejsza o to. Przyjdź. - powiedział i się rozłączył.
Nie miałem szczególnie ochoty gdziekolwiek iść. Jak to jest, że wszystko się układa świetnie, niemalże nieskazitelnie dobrze, a potem zaledwie w ułamku sekundy rujnuje? Zdaje mi się, że na to pytanie świat nadal szuka odpowiedzi. Żeby chłopaki nie musieli na mnie czekać w nieskończoność założyłem kurtkę, która rzucona była na biurko i wyszedłem z domu. Kierowałem się prosto do domu Harrego. Po drodze non stop myślałem o Katy i o tym, czego się dzisiaj od niej dowiedziałem . Ten koleś to imbecyl. Będąc pod domem Stylesów zapukałem na drzwi, które otworzyła mi starsza siostra Harrego – Gemma. Dziewczyna była starsza ode mnie o 3 lata, ale ta różnica wieku nie stanowiła przeszkody. Zawsze umiałem się z nią dogadać. Była konkretną osobą, która już nie miała zwyczaju chodzić z głową w chmurach. W jej towarzystwie czas mijał szybko, za szybko.
- Wejdź. - przywitała mnie promiennym uśmiechem. - Chłopaki są w pokoju Harrego. - dodała wpuszczając mnie do środka. - Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuję. - odparłem odwzajemniając mimikę.
- Okay, ale gdybyś coś chciał, to mów. - usłyszałem idąc już długim korytarzem w kierunku pokoju Harrego.
- Jestem. - rzuciłem wchodząc.
- No nareszcie. Siadaj. - rozkazał Lou.
- Jest sprawa... - zaczął Harry.
- Jeden z zawodników poślizgnął się dzisiaj i skręcił kostkę... - wtrącił się Tomlinson.
- I nie jest w stanie zagrać. - odezwał się Liam.
- Dlatego chcieliśmy prosić cię żebyś dołączył do naszej drużyny jako jego zastępstwo. - ponownie wtrącił się Tommo.
- Mecz jest już za dwa tygodnie i nie zdążymy nikogo znaleźć... to znaczy są zawodnicy, którzy grzeją ławę... ale nie oszukujmy się, są słabi, a ty umiesz grać. Widzieliśmy cię w akcji nie raz czy to na wf-ie, czy jak graliśmy razem po szkole. Prosimy zgódź się. - poprosił Styles.
- Dobra, ale pod jednym warunkiem... - na mojej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech.
- Jakim? - zapytał Liam.
- jutro po szkole idziecie ze mną na zakupy. Muszę zmienić to i owo w swojej garderobie. - wyjaśniłem w jednym zdaniu.
- Niby co zmienić? Myślę, że wyglądasz okay. - Payne uśmiechnął się do mnie serdecznie.
- Okay, to za mało. Katy zasługuje na „nieziemsko” - odparłem zaznaczając palami cudzysłów nad ostatnim słowem.
- A ja myślę, że mała zmiana nie zaszkodzi. - wtrącił się Styles.
- Ty to lepiej nie myśl. - zanegował go Tommo.
- Harry ma rację. Zmiana jest konieczna. - odezwałem się broniąc racji Stylesa.
- Jak tam sobie uważasz. - wzruszył ramionami Louis. - Ja się już zwijam.
- Ej, tak szybko? - zdziwił się Styles.
- Mam jeszcze coś do załatwienia. - oznajmił i pożegnał się z nami, po czym opuścił pokój w którym nadal trwała narada.
- Dobra, ja też się już będę brał. - podniosłem się z miejsca. - Pamiętajcie, że jutro idziemy na zakupy, bo inaczej nie gram z wami. - dałem im do zrozumienia, po czym zarzuciłem kurtkę.
- Niall nie wygłupiaj się, siadaj. Nie mamy nauki na jutro. - zaprotestował Harry.
- Sorry stary, ale padam z głodu, a mama pewnie już robi kolację. - wyjaśniłem.
- Okay. - rzucił od niechcenia. - A ty Liam też się zwijasz? - skierował wzrok na siedzącego przy biurku szatyna.
- Nie, ja zostaję. - odparł z marszu.
- W takim razie miłego wieczoru chłopaki. Do jutra. - rzuciłem i wyszedłem z pokoju Stylesa. Zacząłem kierować się w kierunku drzwi wyjściowych, ale w ostatniej chwili zatrzymała mnie jeszcze Gemma.
- Już wychodzisz? - zapytała wynurzając się zza drzwi do kuchni.
- Yyy tak. - odparłem szybko.
- Szkoda. Myślałam, ze zostaniesz u nas na kolacji. - uśmiechnęła się promiennie.
- To miłe, ale mama pewnie by się na mnie złościła, gdybym nie zjadł w domu. - sprostowałem.
- Rozumiem.
- Gemma, powiedz mi, co powinienem zmienić w swoim wyglądzie? Jesteś dziewczyną, więc się znasz na takich rzeczach. Chciałbym wyglądać no wiesz, inaczej. Chodzi mi o ciuchy. - wyjaśniłem patrząc na nią z nadzieją, że coś mi doradzi.
- Myślę, że nie musisz zmieniać dosłownie niczego. Wyglądasz świetnie. - odparła łącząc nasze spojrzenia.
- Tak myślisz? - zapytałem, aby się upewnić.

- Tak, tak właśnie myślę. - zaśmiała się słodko. W ogóle była słodka.
- Okay, ja już na serio muszę iść. - na mojej twarzy pojawił się grymas. - Narazie. - rzuciłem i dosłownie wybiegłem z ich domu.
***Gemma***

Nie rozumiem, co Naill chce w sobie zmieniać i dla kogo. Jest wyjątkowym chłopakiem o świetnym wyglądzie. Bardzo różni się od reszty znajomych mojego brata. Jak dotąd jedynym zabiegiem upiększającym, któremu się poddawał, było rozjaśnianie włosów. Nie przejmował się za bardzo podążaniem na najnowszymi trendami mody męskiej. No cóż... myślę, że Niallowi brak pewności siebie, dlatego postanowił ukryć ten fakt za kotarą drogich, markowych ciuchów. Dlaczego on nie widzi tego, jakim fajnym i przebojowym chłopakiem tak naprawdę jest?



Witam kochani ♥ Najmocniej przepraszam, że kazałam Wam tak długo czekać na ten rozdział. Napisałam go przed momentem i wiem, że nie jest on idealny, ale uznałam, że nie będę wprowadzać żadnych poprawek, bo wiem, że jeżeli zaczęłabym analizować ten tekst, to na jednej poprawce by się nie skończyło i końcem końców zeszłoby mi kolejne trzy miesiące, aż byłby gotowy rozdział. Za wszelkie błędy i literówki przepraszam x. Wyszłam już całkowicie z rytmu pisania imaginów i chyba już zapomniałam jak się je pisze *.*.Jeśli zobaczę choć cztery komentarze pod tym postem będę usatysfakcjonowana, bo będę mieć pewność, że jeszcze nie zapomnieliście o mnie i o moim blogu.Kocham Was, Hipsta x