GRY
trwa inicjalizacja, prosze czekac...

sobota, 1 listopada 2014

Od Horanowego Potwora oraz Hipsty z Hazzem dla starej dupy @OrdonkaOfficial♥


"Dziś są twoje urodziny 
Mimo złej pamięci wiem 

Wybacz, że nie śpiewam "Sto lat", ale cóż 

Z moim głosem lepiej nie 
Dziś są twoje urodziny 

Taki ważny, zwykły dzień 

Może razem pomilczymy parę chwil 

O tym, że nam nie jest źle"



                 Hipstę wzięło na śpiewanie, a to nie dobrze :D. Dziś jest taki niezwykle szczególny dzień, ponieważ taki mały, słodki aniołek od dziś zaczyna się robić starą dupą (!). Od samego rana zastanawiam się, co tu napisać, ale nic sensownego nie przychodzi mi do głowy, bo żadne słowa nie wyrażą tego, co chcę powiedzieć. Najlepsze wydawałoby się proste: "Sto lat", ale to za mało. Ten aniołek odkąd ją znam (a poznałyśmy się właśnie na tym blogu) motywuje mnie do pisania i do tego, żebym śmiało mknęła na przód pomimo przeciwnością losu i walczyła o to, co kocham. ♥ Jest jedną z najwspanialszych osób, na które się natknęłam w całym moim życiu i jestem szczęśliwa, że dane było mi ją poznać. Zawsze jest entuzjastycznie nastawiona do wszystkiego, za co ją podziwiam, bo ja tak nie umiem. Jest otwarta, prostolinijna i uwielbiam wymieniać z nią cięte riposty. Ten mały aniołek ma swojego dużego aniołka, który od jakiegoś czasu rozświetla jej życie (czytaj Horanka) i jestem pewna, że któregoś dnia będzie jej dane go poznać, czego jej z całego serca życzę.                                
                Daria, pamiętaj o tym, jaka wspaniała jesteś i nigdy nie pozwól na to, żeby jakieś wredne cioty sprawiły, by uśmiech choć na moment zniknął z Twojej twarzy. Wierz w siebie, bo ja z Horanem i Hazzą wierzymy w Ciebie. Bądź silna i dąż zawsze do celu. Pamiętaj o tym, że masz w swoim życiu wspaniałych przyjaciół i rodzinę, dla których znaczysz wszystko. Nie ma rzeczy niemożliwych, więc dziewczyno ruszaj dupę i ścigaj Horana! :D Złapiesz go, zakneblujesz i zamkniesz w szafie... ucz się od starszych ;). Bądź po prostu zajebiście szczęśliwa, do tego stopnia, by cały świat Ci zazdrościł.

 
              Kiedyś pewnie zapomnisz o tym, że ktoś taki jak Hipsta w ogóle istniał, ale wyryj w sercu choć połowę tego, co ci dzisiaj powiedziałam.



A tu takie małe, obiecane coś... :) music

    



niedziela, 12 października 2014

Hey, Hi, Hello

Troszkę mnie tu nie było... miałam problemy z dyskiem w laptopie i blisko dwa tygodnie byłam skazana na tablet. Zaczęłam ostatnio eksperymentować z gifami i takie "cosikowe cosik" stworzyłam przed momentem ;) Pasuje do "SOML", nieprawdaż?
PS. włączcie sb oglądając gifa to.














wtorek, 26 sierpnia 2014

You&I - Rozdział IV




***Niall***

                Byłem wycieńczony minionym dniem. Nawet nie wiem po ilu sekundach po przyłożeniu policzka do poduszki udało mi się zasnąć. Noc minęła mi całkiem spokojnie, bez głupich snów czy niepotrzebnych przebudzeń. Myślałem, że będę śnił o Katy, a tu nic. Dziwne. Kiedy rano obudził mnie donośny dźwięk alarmu w moim telefonie, który dawał mi jasno do zrozumienia, że najwyższa pora wstawać, miałem ochotę wyrzucić go przez okno i kontynuować czynność, która w tak nieprzyjemny dla organizmu sposób została mi przerwana. Zdecydowanie potrzebowałem jeszcze dwóch godzin drzemki. Nic z tego. Słysząc dźwięk budzika, który swoją drogą wył jak oszalały, moja mama wparowała do mojego pokoju i zaczęła szarpać za moją pościel.
- Przestań. - wymamrotałem nadal odpływając do bajkowej krainy Śpiocholandi.
- Synku, wstawaj! Spóźnisz się do szkoły! - zaczęła narzekań od samego rana.
- Trudno. - odburknąłem, po czym przewróciłem się na drugi bok.
- No, ale musisz iść do szkoły! - kontynuowała.
- Wstanę za pięć minut mamo. - szepnąłem i przykryłem się kołdrą.
- Dobrze. Ale masz wstać. Ja wychodzę do pracy. Śniadanie masz w lodówce. - zaznaczyła, po czym opuściła mój pokój i skierowała się najprawdopodobniej do ganku, na którym zwykła trzymać swój płaszcz.
                Ponownie zasnąłem. Ujrzałem pod powiekami Katy. Miała na sobie ten sam różowy dres, co wczoraj. Wyglądała tak słodko. Siedzieliśmy razem na kwiecistej polanie, rozmawialiśmy. Nagle ona wstała i wyciągnęła ku mnie swoją dłoń „Wstawaj, czas do szkoły” - wyszeptała z szerokim uśmiechem. „Nie chcę nigdzie iść. Katy, zostańmy tutaj” - odparłem. Lada moment podbiegła do mnie i zaczęła potrząsać moimi ramionami, abym się ruszył. Przy tym wszystkim wydawała z siebie takie słodkie pomruki. Nasze twarze były coraz bliżej. Objąłem ją z całych sił, uformowałem usta w dzióbek i złączyłem z jej ustami.
- Horaaaaaaaaaan! - usłyszałem czyjś głośny, jednak stłumiony krzyk. Otworzyłem oczy i ukazała mi się wystraszona, zdezorientowana mina Tomlinsona... moje wargi były przytwierdzone do jego.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - krzyknąłem przerażony i odepchnąłem go.
- Stary! Co ci do jasnej cholery odbiło?! - zapytał wkurzony opierając się plecami o ścianę, próbował wytrzeć rękawem swetra swoje wargi.
- Ja... Ja... - zacząłem – A co ty tu właściwie robisz? - zapytałem.
- Co ja robię?! - ponownie się zezłościł. - Chciałem cię obudzić kretynie! A ty mnie wziąłeś za cycatą Katy i pocałowałeś mnie! - dodał oburzony.
- Jak to? - zapytałem zdziwiony.
- Srak to. Nie mogłem się ciebie dobudzić, więc podszedłem i zacząłem tobą szarpać, a ty mnie ścisnąłeś i zacząłeś coś mamrotać w stylu „Oh Katy” i zanim się spostrzegłem... pocałowałeś mnie. - dodał z lekka zawstydzony.
- Ohhh... to dobrze. - odetchnąłem z ulgą.
- Dobrze? - uniósł lewą brew.
- Przez moment myślałem, że jesteś gejem. - wyjaśniłem.
- Któregoś pięknego dnia ci za to strzelę. - przesłał mi swoje gniewne spojrzenie. - Zbieraj się. Twoja mama do mnie dzwoniła, żebym cię siłą ściągnął z łóżka, bo twój tata się gdzieś krząta koło domu i nie ma na to czasu. - rzekł i wyszedł z mojego pokoju. - Masz dziesięć minut! - krzyknął będąc już na korytarzu.
                Rozbawiony podniosłem się z łóżka i rozciągnąłem się. W pośpiechu zacząłem się rozglądać po pokoju chcąc odnaleźć wzrokiem ubrania, które sobie wieczorem przygotowałem z myślą założenia ich po przebudzeniu. „Są!” - krzyknąłem. „Mówiłeś coś?” - zawołał z dołu Tomo. „Nie!” - odparłem i zabierając ubrania z taboretu znajdującego się przy biurku, pobiegłem do łazienki, gdzie przygotowywałem się do wyjścia. Nie upłynęło pięć minut, a ja byłem już gotowy. Zbiegłem więc na sam dół do kuchni, w której siedział Louis.
- Szybki jesteś. - usłyszałem.
- Zdarza się. - odburknąłem. - Widziałeś może...
- Twoje śniadanie? - przerwał mi w połowie zdania. Kiwnąłem twierdząco głową. - W lodówce. Twoja mama podobno je tam włożyła. - wyjaśnił.
- Dzięki. - odparłem ucieszony, po czym podbiegłem do lodówki, w której czekały na mnie kanapki.   Konałem z głodu – jak co rano. Nie zamykając nawet lodówki rzuciłem się na nie w pośpiechu, gdyż czas nas gonił. Za 5 minut do szkoły przyjedzie Katy. Wiem to, bo zawsze jest punktualna. Za to ją podziwiam. Ja zawsze mam czas. Nigdzie mi się nie śpieszy, a ona? Ona jest jak chodzący zegarek. Jeśli się zjawi w szkole, to wiadomo, że jest już za pięć i za moment lekcje się rozpoczną.
                 Kiedy już skończyłem konsumować moje ekspresowe śniadanie nie czekając nawet na Tomo, wybiegłem z domu, a on musiał biec za mną. Był wściekły. No cóż. Nie mój problem. Ja muszę zdążyć na czas, aby przywitać się z Katy, a została jeszcze jakaś minuta. Będąc pod szkołą, odetchnąłem z ulgą. Zdążyłem. Przystanąłem obok wejścia do budynku, olewając kompletnie chłopaków, którzy wołali na mnie, żebym szedł z nimi. Po chwili zobaczyłem, jak moja księżniczka nadjeżdża na desce. Chyba na mojej twarzy pojawiły się wypieki. Ups. Ona jest totalnie urocza. „Cześć Niall”. - rzuciła mijając mnie. „Hej” - odparłem. Miałem nadzieję, że się przy mnie zatrzyma, ale nieee... no gdzieee? Wkurzony i zawiedziony poszedłem za kumplami. Dogoniłem ich, kiedy wchodzili do klasy.
- Jak tam Horan? Olała cię? - zapytał rozbawiony Tomo.
- Spieprzaj. - skomentowałem krótko i udałem się do mojej ławki.
- Nie martw się, może śpieszyła się do toalety czy coś. - pocieszał mnie Payne.
- Może. - wzruszyłem ramionami siadając w mojej ławce. Znowu siedziałem sam. Tomlinson usiadł w ławce z kolegą z drużyny, a ja spisany byłem sam na siebie.
- Wielkie dzięki Tomlinson. - wymamrotałem.
- Niall? Czy ja ci w czymś przeszkadzam? - wtrąciła się nauczycielka, która właśnie weszła do sali lekcyjnej.
- Nie. Zwyczajnie mam muchy w nosie. - odburczałem.
- Słucham? - zapytała ponownie.
- Nic. - wzruszyłem ramionami.
- Horan czy ty masz w ogóle świadomość z kim ty rozmawiasz? Jestem twoim nauczycielem, a nie koleżanką z klasy. Wymagam odnoszenia się do mnie z szacunkiem godnym nauczyciela. Inaczej...
- Świetnie, teraz jeszcze Pani robi ze mnie głupka pozbawionego świadomości. - wymamrotałem.
- Dość tego Horan! Miarka się przebrała. Nie wiem, co się z tobą w ostatnim czasie dzieje! Tak dłużej być nie może. Proszę, do dyrektora! Trafisz sam, czy mam ci wskazać drogę? - zapytała.
Nagle w klasie rozległo się pukanie i drzwi się uchyliły.
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie. - usłyszałem głos Katy. Uniosłem więc wzrok na drzwi. Tak. To była ona. Znowu spóźniła się na lekcję.
- Katy Akerly! Jest pięć minut po dzwonku! Nie powinnam cię wpuszczać do klasy.
- No tak, ale dopiero po piętnastu minutach może mi pani dać nieobecność. - zaznaczyła brunetka.
- Słucham? Nie dość, że się spóźniasz na lekcję, to jeszcze podważasz moje zdanie? Dość tego młoda panno. Ty i pan Horan udajecie się do dyrektora. Nie mamy już o czym mówić. Nie chcę was widzieć do końca lekcji. Ja sobie jeszcze sprawdzę, czy u niego byliście i dopilnuję, by wam się tym razem nie upiekło. A tymczasem do widzenia. - rzekła, po czym otworzyła przed nami drzwi na oścież. /spojrzałem niepewnie na stojącą w progu dziewczynę, po czym wzruszyłem ramionami i przesyłając jej kojący uśmiech, udałem się w jej stronę, po czym złapałem za jej dłoń i wyprowadziłem na korytarz.
- Wredna zołza! - wściekła się brunetka. - Cholera jasna! - wykrzyczała. - Mam już serdecznie dość tej szkoły i tych ludzi. - dodała marszcząc brwi.
- Nie dramatyzuj. - szepnąłem – Akcja, to dopiero będzie, jak nas dorwie dyro. - westchnąłem.
- A ciebie za co wywaliła? - zaciekawiła się.
- A bo ja wiem? - ponownie westchnąłem.
- Fajnie. - wymamrotała. - Będziemy tak stać, czy idziemy na ten dywanik? - uniosła lewą brew.
- A może... urwijmy się? - zaproponowałem niepewnie. Sam nie wiem, dlaczego taki pomysł narodził się w mojej głowie.
- Nie wierzę! - klasnęła w dłonie – Najspokojniejszy i najmniej zdemoralizowany uczeń którego znam, chce iść na vaxy? No, no, no... Horan... - zaśmiała się. - Okay, a teraz na poważnie, chodź już, bo będą jeszcze większe kłopoty, jak nas ta flondra przyczai, że tu stoimy. - chwyciła mnie za dłoń i pociągła za sobą.
- Na wagary? - zapytałem z lekka zdezorientowany.
- Do dyrektora kretynie. - przewróciła oczami... co prawda tego nie widziałem, ale jestem pewien, że tak właśnie zareagowała w tym momencie.



***Katy***


                 Pół nocy nie wiedzieć czemu rozmyślałam o niebieskookim blondynie, zamiast spać. Jest w nim coś, co sprawia, że się uśmiecham. To chyba ta jego niezdarność i pierdołowatość, czynią go takim wesołkiem, który zaraża uśmiechem każdego, kto znajdzie się w promieniu jego rażenia. Słowo daję, że przez pierwsze godziny po naszym „poznaniu” miałam go ochotę dosłownie oskalpować. A teraz? Teraz już mi aż tak bardzo nie zawadza. Wręcz przeciwnie. Coś mnie do niego przyciąga. Owszem, jest na swój sposób przystojny, ale to chyba nie ten pułap... Ja raczej dostrzegam w nim coś więcej... Coś więcej poza sferą czysto fizyczną. Jest uroczy i pełen pozytywnej energii, jednak jako facet, mnie nie interesuje. Mam nadzieję, że on ma podobne zdanie o mnie. Byłoby niezręcznie, gdybym mu wpadła w oko, lub co gorsza, gdyby się we mnie zakochał. Nie chciałabym tego. Nie jestem gotowa na nowy związek. Jeszcze się nie pozbierałam po ostatnim. Tak czy siak, chcę na spróbowanie pospędzać z Niallem trochę czasu. Chcę się przekonać, co by z tego wyszło. Kto wie, może ocieramy się oboje o cudowną, dozgonną przyjaźń? Ja naprawdę wierzę w takie coś jak przyjaźń damsko-męska. Może i jestem naiwna, ale wierzę w taki układ. Rano gdy zobaczyłam Horana w drzwiach wejściowych do szkoły, to chcąc nie chcąc, ucieszyłam się, że go widzę. Nie do końca wiedziałam jak się zachować, więc rzuciłam niezobowiązujące słowo na przywitanie i ruszyłam w swoją stronę. Byłam ciekawa, czy pójdzie za mną. Nie poszedł. Wybrał kumpli. Typowy facet. Nie zawiodło mnie to. Spodziewałam się właśnie takiej reakcji z jego strony, a nie innej. Kilka sekund przed dzwonkiem, poczułam, że muszę iść na stronę, aby zmienić podpaskę... babskie sprawy... głupio o tym gadać. Kiedy wróciłam do klasy, ta jędza, pani Wrigley, przyssała się do mnie, niczym pijawka i wyprosiła mnie z klasy, kierując mnie prosto do dyrektora. Byłam nieco zaskoczona, kiedy okazało się, że moim kompanem na dywanik będzie nie kto inny, jak Horan. Byłam ciekawa, czemu jego też wywaliła za drzwi, ale mało co mi powiedział. Blondyn chciał iść na wagary. W sumie spodobał mi się ten pomysł, jednak nie mogłam mu ulec. Nie wiem czemu... Może się zwyczajnie wystraszyłam? Chciałam tylko iść do dyrektora Pittsa i mieć z głowy. Pewnie czeka nas dzisiaj koza. Kiedy znaleźliśmy się pod drzwiami jego gabinetu, blondyn zapukał na nie i nie czekając aż ktoś się pofatyguje by otworzyć, nacisnął klamkę i otwierając potężne, dębowe drzwi przepuścił mnie w nich. Dyrektor zmarszczył brwi i przerwał wypełnianie jakiś formularzy. Był wyraźnie niezadowolony na nasz widok. Powiedzieliśmy z Horanem zgodnym chórkiem „dzień dobry” i czekając na odpowiedź wpatrywaliśmy się blado w postać mężczyzny, który również lustrował nas wzrokiem. Przez kilkanaście sekund panowała przeraźliwie niezręczna cisza. Przyszło mi do głowy, aby ją przerwać.
- Przysłała nas Pani Wrigley. - zaczęłam. Dyrektor nadal się wpatrywał w nas na zmianę.
- Dobrze. - odezwał się nagle spokojnym, opanowanym tonem. - W jakiej sprawie? - zapytał siadając głębiej w swoim skórzanym fotelu.
- Wyprosiła nas oboje z lekcji i kazała się zgłosić u Pana. - wtrącił Niall. - Sami do końca nie wiemy jaki był konkretny powód. - dodał.
- Yyy tak... to znaczy... ja się spóźniłam na lekcję pięć minut... - odparłam niepewnie.
- A ty kolego? - zaciekawił się mężczyzna.
- Pyskowałem. - wzruszył ramionami. Zdawał się zachowywać tak, jakby wizyta u dyrektora była dla niego niczym nowym. Jakby to była zwyczajna, codzienna, nieodbiegająca od normy sytuacja. Okay, może on ma w tym wprawę, ale nie ja! Nigdy wcześniej nie byłam wzywana do dyrektora! Mam prawo się denerwować. Wkurza mnie ten jego spokój.
- Pyskowałeś... pyskowałeś... - powtórzył dwukrotnie po Niallu tkwiąc w lekkim zamyśleniu. - Powiedz mi Niall, tak? - blondyn kiwnął twierdząco głową – A zatem Niall, o ile mnie pamięć nie myli, byłeś tu już wczoraj, czy tam przedwczoraj, również przysłany przez Panią Wrigley. Podłożyłeś jej nogę, tak?
- To był wypadek. Przecież nie zrobiłem tego umyślnie. Nie jestem głupi. Nigdy nie ośmieliłbym się jej do tego stopnia znieważyć. Fakt, nie przepadam za nią, ani za lekcjami z nią, ale to nie powód by planować zamach na jej zdrowie. - bronił się Horan.
- Dobrze. - Pitts lustrował ostrożnie sylwetkę Nialla. - Nie chcę stosować na tobie żadnych kar. To nie tędy droga. Moglibyście siedzieć w szkolnej kozie godzinami, ale powiedzcie sami, co by wam to dało z wyjątkiem zmarnowanego czasu? - zapytał ze zmartwieniem – Zdaję sobie sprawę z tego, że Pani Wrigley, to surowa, wymagająca, srogo każąca uczniów nauczycielka, która miewa zapęd do karania uczniów nawet za najmniejsze błahostki, ponieważ wierzy, że w ten sposób nauczy ich szacunku i rzetelności. Młodzieży wydaje się być trudną, ale jednak jest nauczycielem i należy się jej szacunek. Proszę was zatem, abyście na jej lekcje przychodzili punktualnie i nie pozwalali sobie na żadne uszczypliwe komentarze, czy choćby głupie uśmieszki, gdyż ona krzywo na to patrzy. Lekcja jest od tego, by wynieść z niej jak najwięcej. Powygłupiać możecie się po szkole. Zapamiętajcie to sobie i przeproście panią Wrigley. Zrozumiano? - zapytał z srogą miną. Kiwnęliśmy twierdząco głowami – To teraz proszę powrócić do obowiązków ucznia. Lekcja jeszcze trwa. - dodał i wskazał dłonią w kierunku drzwi wyjściowych. Pożegnaliśmy się z nim i bez żadnych dodatkowych pytań czy dyskusji opuściliśmy jego biuro.
- Czyli nic...? - zapytałam opierając się o zimną ścianę.
- Co nic? - Horan zmarszczył brwi.
- No nic, nie ma żadnej kary. Nawet dla ciebie. - wyjaśniłam wpatrując się w niego. Na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech, który przerodził się w radosny śmiech.
- Powinnaś się chyba cieszyć. - odparł.
- Racja, ale jak na razie to nie ma z czego, bo musimy wracać na lekcję z tą... - nie dokończyłam.
- Nie musimy. Urwijmy się. - ponownie powrócił do tematu, który wałkowaliśmy przed wizytą u dyrektora Pittsa.
- Oszalałeś. - przekręciłam oczami.
- Niby czemu? - spojrzał na mnie.
- Niby temu, że właśnie dopiero co byliśmy na dywaniku, a ta jędza jest na nas cięta i jak się dowie, że zwialiśmy, to wiesz, że będzie po nas. Wezwą rodziców, a my zostaniemy pewnie zawieszeni w prawach ucznia. Niall, zdążyłam się zapoznać z regulaminem tej szkoły. - spojrzałam an niego z wyrzutem. - A poza tym, moi rodzice mają już wystarczająco sporo zmartwień w tej chwili i nie chcę im przysparzać kolejnego. - dodałam. - I... ja jeszcze nigdy nie zwiałam ze szkoły. Nigdy. - powtórzyłam.
- A myślisz, że ja uciekłem? - zaśmiał się wesoło. - Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - nadal mnie przekonywał.
- Nie. - zaprzeczyłam. Zapanowała chwila ciszy. - Czekaj... a jeśli się źle czuję, to mogę się zwolnić u higienistki do domu? - zapytałam nagle.
- Jasne. - odparł. - W każdej chwili. - dodał.
- To świetnie. - uśmiechnęłam się promiennie.
- Katy, dzieje się coś złego? Źle się czujesz? Będziesz umierać? - wystraszył się.
- Oszalałeś? - zaśmiałam się. - Wpadłam na pewien pomysł... idźmy do higienistki czy tam pielęgniarki i puśćmy ściemę, że źle się czujemy, żeby nas zwolniła do domu. Dobrze? - zapytałam.
- Jesteś pewna? - trochę się wahał, ale ostatecznie rzekł – Okay, chodźmy.
- Czekaj, nie tak szybko. Nie możemy iść razem. To byłoby podejrzane. Najpierw pójdę ja, a ty jakieś 10 minut po mnie. - zaproponowałam.
- Dobra. Powiem, że mnie boli żołądek.
- Twój wybór. Powiedz lepiej, że masz rozwolnienie. Puszczą cię od razu, jeśli im powiesz, że mieszkasz naprzeciwko szkoły. - włożyłam dłonie do kieszeni i ruszyłam przed siebię w stronę gabinetu, za mną szedł Horan. Kiedy się już znalazłam pod białymi drzwiami z napisem: „Pokój 201: Pedagog szkolny, higienistka, pielęgniarka” obejrzałam się do tyłu na Nialla i rzuciłam w jego kierunku niezobowiązująco „Będę czekać pod szkołą”, po czym zapukałam na drzwi i weszłam do wewnątrz. Gabinet był niewielki. Dominowały odcienie błękitu oraz seledynu, przez co sprawiał wrażenie zimnego pomieszczenia. Przywitałam się z panią higienistką. Zapytałam ją o to, czy jest tu gdzieś pani pielęgniarka, ale jak się okazało, pojechała gdzieś do innej szkoły. Byłam zatem skazana na dobrą wolę higienistki, której puściłam bajeczkę o tym, że źle się czuję, ponieważ boli mnie lewe ucho, bo najprawdopodobniej ponownie dopadło mnie jego zapalenie. Zgodziła się na to, by mnie wysłać do domu, jednak nalegała, by zatelefonować do rodziców i czekać aż mnie odbiorą. Nie spodobało mi się to, więc zaczęłam ją błagać, by mnie wypuściła do domu już teraz, gdyż ucho boli mnie niemiłosiernie, a w domu mam odpowiednie leki na tego typu dolegliwości, a na dodatek jest w nim tylko moja babcia, która nie jest w stanie mnie odebrać, bo nie ma samochodu. Na szczęście higienistka łyknęła moje marne aktorstwo i puściła mnie wolno. Tak jak mówiłam blondynowi, udałam się pod szkołę. Czekałam na niego dobre pół godziny, aż w końcu się zjawił.

***Niall***

                  Jeśli mam być szczery, to bałem się tej wizyty u dyra, ale przecież nie mogłem dać jej tego po sobie poznać. Przecież ponownie wzięłaby mnie za jakiegoś mięczaka, a jak na razie, zauważyłem, że w miarę dobrze mi idzie, więc trzepaniem portkami ze strachu tylko by wszystko pogorszyło. Katy jest doprawdy urocza i nie mogę się powstrzymać przed wpatrywaniem się w jej piękne oczy. Bałem się, ze dyrektor ją jakoś ukarze, ale na szczęście miał dzisiaj dobry dzień, choć pierwsze sekundy po naszym wejściu do jego gabinetu nie sugerowały o tym, że jakoby byłby w humorze. Dobrze, że pozory bywają mylące. On chce żebyśmy tę wiedźmę przeprosili?! Niby za co ja mam ją przepraszać?! To niech lepiej ona przeprosi, za to, że w ogóle jest na tym świecie i zatruwa mi swoją osobą życie. Nie cierpię jej. Nie miałem ochoty wracać na jej lekcję, ani w ogóle siedzieć w szkole, więc ponownie wyskoczyłem z tym wagarowaniem. Wiem, że to nie ładnie z mojej strony sprowadzać moją księżniczkę na drogę, z której jako wzorowy chłopak, powinienem ją odwodzić. Może mi wybaczy, że ją tak „demoralizuję” dzisiaj. Nie dziwię się jej, że się boi, że ktoś nas przyłapie na wagarach i poniesiemy tego ogromne konsekwencję. Ja również się boję. Nigdy wcześniej nie zerwałem się choć pięć minut wcześniej przed dzwonkiem. W ogóle jestem osobą, która, gdy chce przemknąć niezauważona, to robi obok siebie straszny rejwach i wszyscy ją słyszą już z kilometra. Tak czy siak, poszedłem do higienistki, tak jak uczyniła to chwilę przede mną Katy i nakłamałem jej jak z nut. Dobrze, że ona wie, że mieszkam naprzeciwko szkoły i to jest dosłownie rzut beretem stąd do mojego domu, bo pewnie by mnie nie wypuściła. Najszybciej jak się tylko dało, pobiegłem do Katy pod szkołę. Siedziała na ławce pomiędzy krzakami, aby nikt jej nie przyuważył. Wiedziałem, że tam się udała. Ja sam bym się tam skrył chowając się przed nauczycielami. Mieliśmy niewiele czasu na to, by się zmyć z terenu szkoły, gdyż pozostało jeszcze jakieś pięć minut do długiej przerwy, podczas której część uczniów wychodzi ze szkoły na świeże powietrze i udaje się do różnych zakamarków by móc w spokoju zapalić papierosa, (co u nas jest objęte zakazem palenia), a za nimi ciągną się niczym węszące, bezszelestne widma nauczyciele, chcący przyłapać kogokolwiek na gorącym uczynku. Dlatego też, bez dłuższego gadania pobiegliśmy trzymając się za dłonie w stronę tylnej bramy, po której przekroczeniu, nie wiedząc czemu, nasze dłonie nagle się rozdzieliły.
- Dobra, to co teraz? Gdzie idziemy? - zapytała Akerly przystając.
- Nie wiem. Do mnie? - zaproponowałem.
- To może lepiej do mnie? - wyszła z inicjatywą.
- Może być. Chętnie zobaczę, jak mieszkasz. - ucieszyłem się nawet jej propozycją.
- W takim razie chodźmy. - uśmiechnęła się delikatnie i ruszyliśmy w kierunku jej domu, do którego już znałem drogę.
                 Szliśmy dobre dziesięć minut, aż znaleźliśmy się na werandzie. Jej dom, był dużo mniejszy niż mój. Mój jest mały, ale ten był dosłownie miniaturowych rozmiarów. Mimo to, wyglądał dość przytulnie. Kiedy Katy szukała w plecaku kluczy do głównego zamka, rozglądnąłem się trochę po ogrodzie obok jej domu. Był praktycznie w surowym stanie, a po trawie prawie nie było śladu. No cóż, może są w trakcie robót ogrodowych? Kiedy już Katy otworzyła drzwi, zaprosiła mnie do środka. Wnętrze było ciepłe, ale surowe. Na ścianach nie wisiały prawie żadne obrazy. W oknach, nie było firanek, tylko spuszczone rolety, a na podłodze ani jednego dywanu. Nie spodobało mi się tutaj.
- Chodźmy może do mojego pokoju? - zaproponowała, a ja kiwnąłem twierdząco głową zgadzając się, po czym ruszyłem za nią po schodach na górę. Na wprost schodów znajdował się już jej pokój. Kiedy weszliśmy do niego, Katy rzuciła plecakiem na łóżko i się przeciągnęła. Wyglądała tak słodko, niczym mały kotek, który właśnie przebudził się ze swojej popołudniowej drzemki. - Czekaj na moment, muszę coś jeszcze sprawdzić. - oznajmiła, po czym zostawiła mnie samego u siebie w pokoju i przymknęła za sobą drzwi.

                Kiedy opuściła pokój zamykając za sobą drzwi, miałem szansę, aby rozejrzeć się uważnie po jego wnętrzu. Wszędzie pełno było pocztówek z całej Europy, zdjęć z różnych imprez na których szalała w towarzystwie swoich znajomych, których nigdy wcześniej nie widziałem na oczy, ulubionych płyt, plakatów, a w koncie między półką, a kremową ścianą ulokowana była granatowa, połyskująca, akustyczna gitara pełna różnych własnoręcznie wykonanych napisów oraz symbolicznych dat, które musiały wiele dla niej znaczyć skoro postanowiła je nieodwracanie umieścić na swoim instrumencie. Chciałem się z bliska przyjrzeć gitarze. Wziąłem ją do rąk. Chciałem coś brzdęknąć, ale bałem się, że usłyszy, lub co gorsza, będzie zła, że bez pytania dotykam jej przedmiotów. Postanowiłem więc ją szybko odłożyć na swoje miejsce. Musiałem to zrobić niezwykle delikatnie, aby żadna ze strun nie wydała z siebie nawet najcichszego dźwięku. Odruchowo przeniosłem wzrok na pierwszy, lepszy punkt w pokoju. Moje oczy napotkały niski, szklany stolik, na którym położony był flakonik z czerwonymi różami oraz jakiś mały, różowy zeszyt. Podszedłem bliżej i zauważyłem widniejący na nim napis "Nie dotykaj!". Wyglądało mi to na pamiętnik. Korciło mnie, żeby go otworzyć i poznać wszystkie jej sekrety. Wahałem się przez kilka sekund wciąż wyciągając dłoń ku owej rzeczy, która wręcz się prosiła o moją ingerencję, a następnie wkładając ją z powrotem do kieszeni. Przecież gdybym przeczytał chociaż jedno, krótkie zdanie zapisane w nim przez nią, byłbym skończonym egoistycznym, zapatrzonym w siebie draniem, a biorąc pod uwagę fakt, że mogłaby mnie przyłapać na wertowaniu jej zapisków, zabiłaby mnie. Ciekawość jednak wygrała. Gdzie indziej miałbym odkryć coś na jej temat jak nie w jej pokoju oraz czytając jej pamiętnik? No właśnie. A ja desperacko potrzebowałem pogłębić moją wiedzę w temacie, który nurtował mnie od ponad roku. Szybko chwyciłem w dłonie mały, różowy zeszycik i ostrożnie przewertowałem kartki zatrzymując się na ostatnim wpisie z wczorajszą datą:
"22XI – Nie wiem co się dzieje. Wszystko wymyka mi się spod kontroli. Chciałabym móc pozamykać tak wiele rozdziałów i ostatecznie uporać się z tymi wszystkimi sprawami, które spędzają mi sen z powiek. Chciałabym móc zapomnieć o nim. Tak po prostu, zwyczajnie. Chciałabym wykreślić jego imię z mojego serca i umysłu i oswoić się z myślą, że on już nie wróci. Nie kocha mnie. Nigdy mnie nie kochał. Byłam tylko pieprzonym zakładem. Tak mocno chcę go znienawidzić! Dlaczego nie potrafię?! Za cztery dni wyjeżdżam do Newcastle. Może tam wreszcie uda mi się spojrzeć na moje życie z innej perspektywy? Może tak zwyczajnie zapomnę?"
- Wyczytałeś coś ciekawego? - usłyszałem.
- Tak. - odparłem będąc w transie. Po momencie się ogarnąłem - Yy.. c-co?! J-ja... J-ja... - zacząłem się jąkać, kiedy zdałem sobie sprawę, że mnie przyłapała.
- Oddaj mi to! - rozkazała podchodząc do mnie szybkim krokiem, po czym wyrwała mi swój pamiętnik z rąk.
- Katy, tak cię przepraszam. Ja... - zacząłem.
- Daj spokój i wyjdź. Nie chcę mieć z tobą już nic wspólnego. - powiedziała srogo, po czym wskazała mi palcem drogę ku drzwiom. Zrobiłem jak chciała – wyszedłem.


No i mamy IV rozdział Horanka ;) Jak się Wam podoba dzisiejsza część? Mam nadzieję, że bardzo, bo pisałam ją i pisałam... z jakiś dobry miesiąc ;), ale wiecie jak to jest w wakacje, niby jesteśmy w domu, ale mimo to nie ma na nic czasu, bo znajomi czekają :). 
6kom=next ♥
Wasze komentarze i opinie motywują mnie do dalszego pisania xx


poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział VII - Story of my life





***Harry***

                    Nienawidzę tej przeraźliwie hałaśliwej głuszy, która opanowała moje życie. Przytłacza mnie blask promieni słonecznych, szum kołyszących się na wietrze koron drzew, dudnienie rozbijających się o parapet kropel deszczu. To ta samotność w której muszę je znosić mnie przytłacza. Nie mogę się już dłużej oszukiwać. Tęsknię za nią. Nie chcę wyrzucać jej ze swojego życia, nie chcę budzić się tutaj samotnie, nie chcę do końca moich marnych dni cierpieć na brak jej dotyku czy choćby zabójczego spojrzenia. Nie chcę, aby na jej drodze pojawił się ktoś nowy, ktoś kto mógłby mnie zstąpić, nie chcę jej ranić i być ranionym. Chcę tylko móc wziąć ją w moje silne ramiona, zapewnić spokój i bezpieczeństwo, chcę odpokutować każdą krzywdę, którą jej wyrządziłem, chcę by Bóg dał mi jeszcze jedną szansę, abym mógł jej udowodnić, że potrafię i chcę się zmienić, że chcę dla niej stawać na głowie, dokonywać niemożliwego, że chcę odkupić każdą wylaną przez nią łzę. Chcę dać jej miłość i szczęście. Ja bez niej nie istnieję. Nie istnieję bez niej, bo to ona jest moim powodem do istnienia. Nic, ani pieniądze, ani popularność, ani też miłość fanów, nie dawały mi nigdy tyle radości, co widok uśmiechu na jej twarzy wywołanego przeze mnie. Muszę coś zrobić, żeby ją odzyskać. Jak ja mogłem nie zauważyć, jak mocno ją kocham? Jak mogłem być takim wyrafinowanym gnojkiem? Jak mogłem pozwolić wleźć tej szmacie między nas? Jak mogłem podnieść na nią rękę? Jak?! Przecież ona cierpiała... Ona tak bardzo cierpiała... To z mojej winy tak szlochała po nocach, z mojej winy jej serce okół lód. Zniszczyłem Maddie. Zniszczyłem kobietę, która mnie kochała. To przecież dzięki mnie zaczęła pić. Była alkoholiczką, być może w dalszym ciągu nią jest. Nigdy mnie to specjalnie nie interesowało. Wszystko co odczuwała było dla mnie niczym. Ona MUSI do mnie wrócić, nawet, jeśli miałbym teraz, już, zaraz lecieć do Paryża. 


***Maddie***

                     To była długa noc. Pewnie myślicie, że to ze sobą zrobiliśmy... cóż, muszę Was rozczarować. Nie byłam w stanie oderwać swoich myśli od Stylesa. Chciałam go zdradzić, iść na całość z tym francuzem, ale nie mogłam. Jedyne co miało miejsce tej nocy, to kilka głębokich, pełnych pasji pocałunków, nic więcej. Rano, od razu po przebudzeniu pozbierałam swoje rzeczy i bez słowa zmyłam się z jego mieszkania. W nosie mam jak on to zinterpretuje. Czułam się... brudna. Brudna duchowo. Ludzie mijający mnie na ulicy, mierzyli mnie spojrzeniami, albo ja tylko odnosiłam takie wrażenie. Tak czy siak, miałam dość Paryża. To miasto nie jest dla mnie, kiedy muszę podziwiać jego urok w samotności, lecząc złamane serce, które nie chce się zrosnąć. Wszystko jest nie tak, jak powinno być. Styles pewnie pieprzy się teraz z tą swoją dziwką, więc dlaczego ja nie mogłabym pozwolić sobie na chwilę zapomnienia w ramionach Fabiena? No właśnie. Co mnie więc blokuje? 
Kiedy dotarłam do hotelu, udałam się od razu do mojego pokoju. Room serwis pozostawił na mojej poduszce czekoladki. Od wieków nie jadłam słodyczy. W gruncie rzeczy, to nawet za nimi nie przepadam, ale widząc je, dostałam tak nieopisywalnej ochoty aby je skosztować, że sama nie wiem, kiedy pudełko było puste. Pewnie pójdzie mi w biodra. A niech idzie gdzie chce! Nie mam już dla kogo być piękną, a nawet wtedy, kiedy jeszcze miałam, moja uroda nie uchroniła mnie przed jego zdradą... No cóż, bywa. Odłożyłam puste opakowanie po pomadkach na półkę nocną, a następnie ociężale podniosłam się z łóżka kierując się wolnymi krokami do łazienki, w której wzięłam szybką kąpiel. Po wyjściu z wanny, usłyszałam, jak mój telefon dzwoni. Zarzuciłam więc na siebie szlafrok hotelowy i pobiegłam do pokoju, w którym dźwięcznie rozlegał się sygnał mojego dzwonka. Podeszłam do ławy, na której leżała moja komórka. Zauważyłam, że na wyświetlaczu widniała nazwa kontaktu: „Liam”. Przewróciłam oczami i wzięłam głęboki wdech. Sama nie wiem czemu, ale zdecydowałam się odebrać. 
- … - czekałam w milczeniu, aż Payne odezwie się pierwszy. 
- Maddie! Dzięki Bogu! Nawet nie wiesz jak bardo się o ciebie martwiłem. - zaczął podenerwowany. - Dlaczego to robiłaś? Głupia jesteś? Nie powinnaś być sama w Paryżu. 
- Coś jeszcze? - zapytałam. 
- Wróć... - poprosił. 
- Zrobiłam to, czego po mnie oczekiwałeś, odeszłam od Harrego, mało ci? - zapytałam. 
- Mało mi? Czy mi mało? O czym ty mówisz? - usłyszałam.
- O tym, że to twoja wina Liam! Gdybyś sobie czegoś nie wbił do głowy, to... - wzięłam głęboki wdech. - Nieważne. - mój głos trochę zadrżał. 
- On cię kocha. - westchnął do słuchawki. 
- A ty? - dociekałam. 
- Przecież wiesz, że tak. - potwierdził. 
- A chcesz być ze mną? 
- O niczym innym nie marzę, ale to niemożliwe. Ty mnie nie kochasz. Dobrze o tym oboje wiemy, Styles też wie, że nie widzisz świata poza nim. Wiem o co ci chodzi Maddie, ale mnie w to nie wciągaj. Nie igraj z moim sercem, proszę cię. - jego głos zadrżał. 
- Nie chcę eksperymentów. - sprostowałam.
- Ale chcesz, żeby cierpiał. Znam cię. Harry już wystarczająco cierpi. Uwierz mi. Dam ci radę... zapomnij o nim, zostaw go daleko za sobą, żyj tak, jakby on nigdy nie istniał, proszę. Mszcząc się na nim, niczego nie osiągniesz. - dodał.
- Nawet nie wesz, o co mnie prosisz. - odparłam.
- Wiem! Możesz sobie mówić co tylko chcesz, ale poza Harrym, tylko ja cię naprawdę znam. - usłyszałam. 
- Harry pewnie teraz baraszkuje z tą wywłoką. - zaniosłam się pustym śmiechem. 
- Nie wiem. - szepnął przez słuchawkę. - Możliwe. - dodał. - Albo... leży pijany na podłodze i po tobie płacze. 
- On nie płacze. - wtrąciłam – Nigdy nie płakał. Liam, nie mów mu, ale niedługo mam zamiar wyjechać z Francji. Czuję się tu nieswojo. 
- Gdzie pojedziesz? - zaniepokoił się. - Przecież nie masz dokąd jechać. 
- Przed siebie. 
- Pamiętaj, że mój dom zawsze stoi przed tobą otworem. Jeślibyś tylko chciała...
- Ale nie chcę! - przerwałam mu w pół zdania. 
- Dobrze. - westchnął. - Mogę coś dla ciebie zrobić?
- Tak. Dwie rzeczy... - zaczęłam niepewnie. Głos po drugiej stronie słuchawki się nie odezwał co znaczyło, że mam kontynuować. - Po pierwsze, to nie gniewaj się na Harrego. Proszę. Jesteście przyjaciółmi i walczcie o tę więź, która jest między wami, bo takiej przyjaźni nie znajduje się ot tak na ulicy. Może i zachował się jak skończony skurwiel, ale zrozum, że miał do tego prawo. Ty nie postąpiłbyś inaczej będąc na jego miejscu. Ufał nam obojgu a my... - mój głos zadrżał. - Po drugie, proszę, nie mów mu, że ze mną rozmawiałeś. Nie życzę sobie tego. - zaznaczyłam. - Pa. - rzuciłam i natychmiastowo odłożyłam słuchawkę.
                     Rozmowa z Liamem spowodowała, że do mojego serca napłynęły wyrzuty sumienia za tamtą noc, ponieważ nieświadomie rozdzieliłam dwójkę oddanych przyjaciół – mężczyzn, których na swój sposób kochałam. Położyłam się na łóżku i skryłam twarz w dłonie. Trwałam przez moment w bezruchu. Po chwili usłyszałam dzwonek telefonu. Myślałam, że to Liam, więc bez zastanowienia sięgnęłam po komórkę, aby anulować połączenie. W ostatnim momencie zerknęłam jednak na wyświetlacz, na którym widniało imię i nazwisko mojego menadżera. „O nie” - pomyślałam. Wiedziałam, że usłyszę swoje z jego ust. 
- Hallo? - wymamrotałam, kiedy już zdecydowałam się nacisnąć zieloną słuchawkę i przyłożyć ją do ucha.
- Czy ty już do reszty postradałaś rozum?! Do Paryża sobie pojechałaś? W trakcie przygotowań do Londyńskiego Tygodnia Mody?! I gdzie do cholery jest twój mąż?! Nie idzie się z nim skontaktować! Od dwóch dni nie odbiera telefonu i nie można się dobić do drzwi w rezydencji! Co wy dwoje sobie wyobrażacie?! 
- Harrego nie ma tu ze mną. - odparłam.
- Jak to go nie ma? To gdzie on jest? - dociekał.
- Nie wiem. Rozstaliśmy się. - rzekłam z marszu. 
- I ty to mówisz tak spokojnie jak gdyby nigdy nic?! - wkurzył się nie na żarty. 
- Tak. A wiesz czemu? Bo nasze całe małżeństwo było jedną wielką fikcją. Nie miało prawa bytu. 
- Nie mów głupstw! Masz czym prędzej wsiąść na pokład samolotu do Londynu, odnaleźć go i jutro chcę już was widzieć razem na bankiecie jako roześmianą, kochającą się parę. Jasne?! Będzie teraz Londyński Tydzień Mody i to on ma być pierwszym wydarzeniem w życiu Wielkiej Brytanii, Europy... Całego Świata! Rozumiesz?! A nie jakieś pierdy o tym, że szanownej księżniczce znudził się jej mąż, więc postanowiła go zostawić! - wygłosił swój monolog.
- Nie. - rzekłam stanowczo. - Nie będziecie dłużej kierować moim życiem w ten sposób! - krzyknęłam do słuchawki. 
- My? - zdziwił się.
- Ty, Styles, jego menadżer, fani, jakieś pieprzone intercyzy. Dosyć tego. Odtąd ja będę decydować o moim życiu. Ty nie masz prawa mówić mi, co ja mam robić i z kim sypiać w łóżku. Jesteś tylko od załatwiania mi sesji, pokazów oraz wkręcania mnie na wszelkie znaczące cokolwiek imprezy. Jasne? To jet twoja praca i nie wybiegaj poza zakres swoich obowiązków. Inaczej kto inny zajmie twoje miejsce. - zadecydowałam.
- A-a-ale Maddie... - rzekł kompletnie zaskoczony. - Wiesz, że za dwa tygodnie... za dwa tygodnie... jest... jest Tydzień Mody i ty musisz wziąć w nim udział... bo jak nie ty, to kto? - zapytał. Zrobił się potulny jak baranek. - Nie może na nim zabraknąć przecież diamentu modelingu. No Maddie, ta impreza nie istnieje bez ciebie. Proszę cię tylko, żebyś pojawiła się w Londynie dzień przed imprezą, bo musimy zrobić przymiarkę kostiumów. Pamiętasz jeszcze, że ty otwierasz Tydzień Mody? Musisz lśnić. Tak, musisz. Będziesz się skrzyć w światłach reflektorów i lamp błyskowych. A ten Styles? Masz rację, już dawno powinniście byli się rozstać. Lepiej u twojego boku na czerwonym dywanie prezentowałby się Timberlake.
- Skończyłeś już z tym dupowłaztwem? - zapytałam lekko rozbawiona jego nagłą zmianą nastawienia. 
- Słucham? Od kiedy zrobiłaś się tak opryskliwa? - zapytał oburzony.
- Odkąd posmakowałam prawdziwego życia. - westchnęłam. - Tak czy siak pojawię się na pokazie. 
- Chwała Bogu! - ucieszył się.
- Możesz przestać? - zmarszczyłam brwi. - Do zobaczenia Stiven. - rzuciłam i rozłączyłam się. 
                 Miałam już serdecznie dość tego, jak wszyscy starali się manipulować moim życiem w tak niezwykle wyrachowany sposób. Przyznam, że rozmowa ze Stivenem mnie rozgniewała. Co on sobie do cholery wyobraża? To on dla mnie pracuje, a nie ja dla niego, więc nie ma prawa mi rozkazywać. Z drugiej strony, co on miał na myśli, mówiąc, że nie da się skontaktować z Harrym? Zmartwiło mnie to, ale pewnie niepotrzebnie, bo dam sobie rękę uciąć, że teraz siedzi u Evy Virgo. I dobrze. Niech ją pieprzy tak długo, że aż ta flądra zdechnie. Ona zniszczyła wszystko co było między nami. Perfidnie wparował w nasze małżeństwo. To przez nią Harry mnie pierwszy raz uderzył. Przez nią spaliśmy w osobnych łóżkach. Przez nią nie rozmawialiśmy, tylko prowadziliśmy setki awantur. Przez nią zaczęłam szukać pocieszenia w alkoholu. To właśnie przez nią żyliśmy osobno, w jednym domu, ale osobno. Jeszcze śmiała obejmować go na moich oczach. Zniszczyła wszystko. Teraz, kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, dostrzegam moje przemiany wewnętrzne. Stałam się zimna, wyrachowana i oschła. Zmieniłam się o sto osiemdziesiąt stopni. Niestety na gorsze.



*** Liam ***

                       Bez przerwy wysyłałem do niej miliardy wiadomości, dzwoniłem, słałem maile, pisałem do niej w DM na Twitterze. Ona nie odpisywała, a ja odchodziłem od zmysłów. Czy ona naprawdę nie rozumie, jak bardzo się o nią boję? Nie wie, ile mnie kosztuje ślęczenie przy telefonie i wyczekiwanie, aż da mi znać co się dzieje? Różne scenariusze przychodziły mi do głowy. Bałem się, że sobie coś zrobiła. Po przebudzeniu postanowiłem do niej zadzwonić. Poprzednich telefonów nie odbierała i nie łudziłem się, że tym razem będzie inaczej, ale jednak – odebrała. Poczułem nieopisaną ulgę słysząc jej głos. Była na mnie zła. Był zła na cały świat. Na cały świat z wyjątkiem Stylesa – to było do przewidzenia. Przecież uciekła od niego, więc musiało się tam coś wydarzyć po moim wyjściu! Więc dlaczego teraz prosiła mnie, żebym nie chował do niego urazy? Ona go kocha. Jest zalepiona tą miłością. Zasługuje na dużo więcej niż Harry Styles. Zasługuje na mężczyznę, który nie da jej powodu do płaczu, na takiego, który zawsze będzie ją wspierał, który będzie w stanie rzucić wszystko, by biec do niej kiedy tylko go zawoła. On nigdy taki nie będzie. Nigdy nie postawi jej na pierwszym miejscu. Nigdy nie będzie jej kochał tak wspaniałą miłością jak... ja. To jest drań. Nigdy mu nie wybaczę, tego, że ją zniszczył. Maddie chce, żebyśmy nadal byli przyjaciółmi, ale jak? Przecież Harry mi ją odebrał. Ona sama nie wie, o co mnie prosi. Kocham ją całym sercem, więc spróbuję to zrobić DLA NIEJ. Nie jestem w stanie funkcjonować, wiedząc, że ona jest tam teraz sama, zdana tylko i wyłącznie na siebie. Wiem, że pewnie się nie ucieszy na mój widok, ale mam to w nosie. Lecę do Paryża. Udowodnię jej, że kocham ją mocniej niż on, bo on nigdy nie zdobędzie się na to, żeby się przed nią ugiąć.

***Harry***

                       Od samego rana wisiałem na telefonie. Obdzwoniłem wszystkie lotniska w Anglii chcąc znaleźć jakiś wolny bilet na dzisiejszy lot do Paryża. Liczyłem na to, że w Londynie będzie jakieś wolne miejsce na pokładzie, jednak przeliczyłem się. Jakiś idiota zabukował je dosłownie minutę przede mną. Dopiero na lotnisku w Leeds okazało się, że jest jeszcze coś wolnego. To dość daleko od Londynu, zresztą nie ważne. Liczy się tylko to, że zdobyłem bilet i już wieczorem będę we Francji. Już wieczorem będę mógł stanąć twarzą w twarz z Madeline. Uproszę kogoś z obsługi hotelu, by dał mi klucz do jej pokoju tłumacząc się, że chcę zrobić niespodziankę mojej żonie. Muszą się zgodzić. Wśliznę się do pokoju, kiedy ona będzie już spać, położę się u jej boku, odsłonię niesforne kosmyki włosów, które opadną na jej policzek, poprawię kołdrę, która za pewne ześlizgnie się z jej ciała, pogładzę jej włosy, policzek, ramiona. Będę się wsłuchiwał w to, jak spokojnie oddycha. Skradnę jej czuły pocałunek z czoła, ramienia, ust, a na samym końcu z dłoni. Będę ze łzami i z uśmiechem wpatrywał się w to, co kocham najbardziej na świecie. Będę u jej boku przez cały czas. I nie odstąpię od niej nawet na moment. Będę czuwał nad jej bezpiecznym snem, niczym anioł stróż, a kiedy się obudzi, kiedy otworzy swoje śliczne, zaspane oczka bez dłuższego zastanowienia skradnę jej namiętny pocałunek. Pewnie będzie się starała mnie odtrącić, ale nie pozwolę jej na to. Nie tym razem. Cokolwiek powie, czy zrobi, nie ruszę się z Paryża bez niej u mego boku. Kocham ją całym sobą. 
Teraz jedyny problem, to, jak się dostać do Leeds. Nie mogę jechać moim autem, ani poprosić żadnego z chłopaków, by mnie zawieźli, bo oni z pewnością powiedzą Liamowi, a on nie może wiedzieć, bo z pewnością zechce mi pokrzyżować moje plany. Pojadę więc taksówką. Samolot mam o 2030 . Więc już blisko 22 powinienem być na miejscu. Po drodze kupię jeszcze bukiet czerwonych róż – Maddie uwielbia róże. Wszystko się uda, ja to wiem. 




***Maddie***

- Chwileczkę! - krzyknęłam kiedy, usłyszałam, że ktoś dobija się do moich drzwi. Byłam jeszcze w szlafroku, więc szybko pobiegłam do walizki wyjmując z niej bieliznę oraz długi, rozciągnięty sweter... który spakowałam chyba przez pomyłkę, gdyż on należał do Harrego. Założyłam na siebie szybko ubranie i poszłam otworzyć drzwi. 
- Czy ktoś tu zamawiał śniadanie do łóżka? - usłyszałam roześmiany głos Fabiena. 
- Nie przypominam sobie. - uśmiechnęłam się delikatnie, czułam się skrępowana. Sama nie wiem czemu. Chłopak nie czekając na pozwolenie wparował do środka z hotelowym wózkiem pełnym jedzenia. 
- Pomyślałem, że będziesz głodna. - wyjaśnił.
- Okay. Dziękuję za troskę. - odparłam i zamknęłam za nim drzwi, po czym weszłam w głąb pokoju i usiadłam na skraju łóżka. Nie bardzo wiedziałam, jak powinnam się zachować. 
- Nie przywitasz się? - zapytał, po czym podszedł do mnie i znienacka skradł mi pocałunek, który zaczął się pogłębiać.
- Czekaj. - wyszeptałam mając nad przytwierdzone usta do jego ust. - Ja nie mogę. - dodałam.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Po prostu. - wzruszyłam ramionami. 
- Czemu rano wyszłaś bez pożegnania? - zapytał, po czym ponownie próbował mnie pocałować. 
- Bo nie chciałam cię budzić. - wyjaśniłam. 
- Wyglądasz tak seksownie w tym sweterku. - zaśmiał się i nachylił się nade mną w celu pocałowani mnie, przy czym chwycił moją dłoń. Odruchowo wyrwałam ją z jego uścisku i zrobiłam unik.
- To sweter mojego męża. - sprostowałam. - Zawsze go w nim lubiłam. Wyglądał tak... - zaśmiałam się sama do siebie. - wyglądał po prostu słodko. - spojrzałam na niego.
- Nie rozmawiajmy o nim teraz. - poprosił. 
- To o czym mamy rozmawiać? - zapytałam wpatrując się w jego oczy.
- O nas kochanie. - zaśmiał się. - Zakochałem się w tobie. - dodał z powagą.
- Nie wolno ci mówić takich rzeczy! - wkurzyłam się.
- Nie jestem w stanie powstrzymać tego, co czuję.
- Ale zrozum, że ja nigdy z tobą nie będę. Nie mogę. Nie mogę być z żadnym mężczyzną, bo żaden...
- Żaden nie jest nim? - zapytał przeszywając mnie spojrzeniem. 
- Przepraszam. - wyszeptałam. 
- Nie masz za co. Kochasz go. - uśmiechnął się blado. - Mimo to, ja nadal będę się do ciebie zalecał. - dodał z promiennym uśmiechem. 
                      Siedzieliśmy razem jeszcze przez kilka minut, po czym francuz wyszedł, gdyż musiał wracać do swoich obowiązków. Zostawił mnie samą z natłokiem myśli, które uciekały się do nikogo innego jak do Stylesa. 



Hej kochani ♥ Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać na nowy rozdział. :) Myślałam, że przez wakacje będę mieć więcej czasu i przede wszystkim natchnienia, a tu na odwrót, bo to drugie szwankuje.

Ahhhh już polowa wakacji przeminęła, a ja nawet nie wiem kiedy :D Mam nadzieję, że dobrze się bawicie i dużo balujecie ;*

PS. Co myślicie o nowym "słodszym" imagu strony?? ;)

6 kom = neeeeeext ♥

Liebster Award

Cześć wszystkim! Dostałam nominację do "Liebster Award" od Jade Malik. Dziękuję bardzo kochanie! ;)


Odpowiedzi na pytania:

1. Jak masz na imię?
    Aga

2. Skąd pochodzisz?

 Z okolic Krakowa

3. Jaki jest twój ulubieniec z 1D?

 Chyba nie mam ulubieńca :) Wszystkich kocham równe mocno. 

4. Czy słuchasz jakiś innych zespołów?

    Tak :) Tokio Hotel, The Vamps.

5. Ulubiony film?
 "Zakochana Złośnica" 

6. Ulubiona książka?

 "Lucas" - Kevin Brook

7. Ulubiony kolor?

 Hmm... Różowy 

8. Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole?

 Język angielski 

9. Za co kochasz 1D?
    
 Za to jacy są, że są sobą, że sodówka nie uderzyła im do głowy, że zawsze bez względu na wszystko są razem, za to, że są tacy "głupi", że aż słodcy, że nas wspierają, że kochają nas równie mocno, jak my ich, za to że po prostu są.

10. Ile masz lat?
W środę bd 18 *.*

11. Jakie masz hobby?

 Amatorskie pisanie ff's o 1D, nauka angielskiego, amatorskie śpiewanie :)



Blogi, które nominuję:

1. http://directionersarebeautiful.blogspot.com/ 2. http://angels-love-1d.blogspot.com/
3. http://story-of-magic-lovee.blogspot.com/
4. http://i-need-a-tough-lover.blogspot.com/
5. http://love-change-your-life-1d.blogspot.com/
6. http://one-direction-my-live.blogspot.com/
7. http://dont-let-me-dont-let-me-go.blogspot.com/
8. 
http://unlucky10maybe11willbehappy.blogspot.com/9. http://about-us-harry-styles.blogspot.com/
10. http://i-miss-for-everything-we-do.blogspot.com/
11. http://never-be-well.blogspot.com/




Moje pytania:
1. Jakiego koloru są Twoje włosy?
2. Wolisz płytę "Up All Night" czy "Take Me Home"?
3. Czym się interesujesz?
4. Ile masz lat.
5. Jaki jest twój znak zodiaku?
6. Grasz n jakimś instrumencie?
7. Jakie jest twoje stanowisko odnośnie "Larrego"?
8. Gdzie chcesz mieszka w przyszłości?
9. Z którym z 1D poszłabyś na randkę?
10. Masz jakiś ulubiony zestaw ciuchów?
11. Jakiego koloru jest twój pokój?

środa, 2 lipca 2014

You & I - rozdział III



                      Przez cały szkolny dzień próbowałem robić wszystko, by Katy zwróciła na mnie uwagę, a jej rozwścieczone oczy ponownie rozbłysnęły tym samym blaskiem co zwykle, a kąciki ust uformowały się w ten uśmiech, który tak uwielbiam. Nic nie skutkowało. Robiłem głupie miny, specjalnie wymyślałem zabawne odpowiedzi na pytania nauczycieli, mimo to, że znałem poprawne, usmarowałem sobie pół twarzy masłem orzechowym i nawet podłożyłem nogę jej znienawidzonej nauczycielce przez co wysłano mnie w finale do dyrektora Pittsa. Wszystko na marne. Za każdym razem, kiedy się do niej uśmiechnąłem lub chociaż spojrzałem, spotykałem się z jej wzrokiem, którym ewidentnie próbowała mnie zabić. Oh... śmierć z rączek mojej księżniczki jest niczym istny dar od losu. Zauważyłem, że się przebrała. Miała na sobie pastelowo różowe spodnie od dresu oraz pasująca do nich bluzę na suwak, spod której wystawał fragment jej białego t-shirtu. Wyglądała uroczo. Przecież to Katy! Ona już ma tak z natury... że jest urocza. „Jest urocza i już. O ile „urocza” to nie nazbyt ubogie słowo w przekazie by określić jej jestestwo. Tak „urocza” jest zdecydowanie zbyt płytkie do tego, by ukazać jej anielskość. Tak... anielskość, kruchość oraz siła, która stoi za kruchością tej istoty jest rozczulająca. O rany! Horan! Gadasz jak jakiś Nobel czy inny Einstein!” - wykrzyknąłem z samozachwytem. Wtedy właśnie zorientowałem się, że od jakiegoś czasu zdziwione oczy całej klasy łącznie z nauczycielką matematyki zwrócone były w moją stronę. Nie rozumiałem o co im wszystkim chodzi. „Pewnie to ktoś z ostatniej ławki coś zrobił...” - pomyślałem i obróciłem się za siebie... a tam? Bęc! Za mną nie siedział nikt, bo to ja byłem w ostatniej ławce! Teraz to już było pewne, że przez jakiś czas mamrotałem sam do siebie na głos i wszyscy, dosłownie wszyscy WSZYSTKO słyszeli.
- Niall... ale pojechałeś stary... - szepnął Tomlinson po czym wybuchnął śmiechem, a wraz z nim reszta osób siedzących razem ze mną w tym pomieszczeniu.
- Spokój! - próbowała ich przekrzyczeć nauczycielka – Proszę o spokój! - ponownie wrzasnęła, ale nikt nie zwrócił uwagi. - Cicho! - uderzyła dziennikiem o biurko. Nagle głosy i śmiechy zaczęły cichnąć, a wewnątrz zapanowała niepokojąca, głucha cisza. - Panie Horan. - zaczęła – Nie mam pojęcia czemu miały służyć te wywody. - usiadła na brzegu ławki – pragnę ci jedynie przypomnieć, ze znajdujesz się w klasie, na mojej lekcji, piszesz test sprawdzający twoją wiedzę – mówiła wolnym, łagodnym tonem – więc zajmuj się proszę testem, a nie wygłaszaniem jakiś sonetów bo to nie jest żadna opera mydlana, tylko szkoła! - wrzasnęła ni stąd ni zowąd.
- Przepraszam... - posmutniałem jeszcze bardziej. - Dostałem rolę w takiej jednej sztuce pod tytułem „I love my Potatos” i tak mnie jakoś natchnęło na szybkie przećwiczenie roli. Przepraszam. To się już nie powtórzy. - przesłałem jej wymuszony uśmiech i powróciłem do sprawdzianu. Z jednego się tylko cieszyłem, że Katy nie ma teraz lekcji ze mną.
Kiedy czas przeznaczony na pisanie minął, oddałem kartkę i wyszedłem z klasy. Nie musiałem długo czekać, aż reszta moich przyjaciół za mną przybiegnie.
- Jak wam poszło? - zapytałem jak gdyby nigdy nic.
- Dobrze. - uśmiechnął się Liam wyjmując z torby butelkę z niegazowaną wodą mineralną po czym odkręcił zakrętkę i wypił zawartość do dna.
- A ta przemowa na matmie była na temat Katy. Zgadza się? - zapytał Styles bacznie się mi przyglądając.
- No a jak myślisz? - przesłałem mu spojrzenie pełne wyrzutów, że w ogóle ośmielił się poruszyć tenże temat. Chociaż swoją drogą, gdyby on tego nie zrobił, to pewnie ja po chwili sam zacząłbym nawijać jak najęty.
- Niall kiepsko jest. - westchnął Tomlinson.
- Czemu? - zapytałem patrząc się gdzieś w sufit.
- Bo już nawet nie mam sił ciskać w ciebie moją niewybredną ciętą ripostą. - położył dłoń na moim barku, z miną na twarzy, jakby składał mi kondolencje.
- Odpuść sobie. - odparłem zrezygnowany.
- Gadałeś z nią dzisiaj? - zapytał Payne.
- Nie, no co ty. - rzekłem półgłosem.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Bo ona nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Jestem kołkiem i tyle w tym temacie. - wkurzyłem się.
- No proszę cię. Kobiety są proste w obsłudze. Musisz tylko pamiętać o tym, że zawsze na każdym kroku musisz prawić jej komplementy, przepuszczać w drzwiach, zwracać uwagę na jej strój i dopuszczać ją do głosu, chociażby nie wiem jak nudna była, bo to się w końcu opłaci, jeśli wiesz co mam na myśli. - wyszczerzył się i zafalował brwiami – Takie na ogół nieistotne pierdoły, a kobiety się rozpływają. Musisz pamiętać o tym, żeby nie dawać jej siebie od razu na tacy. Bądź też trochę obojętny. Na początku ją rozpieszczaj, spraw aby przyzwyczaiła się do twojego szarmanckiego podejścia, a nawet uzależniła od niego, a potem zignoruj ją jeden raz, drugi, aż w końcu zatęskni i przyjdzie do ciebie na kolanach. Będzie twoja. Wiem co mówię. - stwierdził z samozachwytem.
- Mógłbym tak zrobić, gdybym był zimnym draniem. Nie mam zamiaru uzależniać od siebie Katy, ani traktować jej tak przedmiotowo, jakbyś zrobił to ty. Ja chcę tylko być jej przyjacielem, powodem dla którego się uśmiecha, chcę by wiedziała, że zawsze będę przy niej bez względu na to co się wydarzy lub co od niej usłyszę. Chcę żeby wiedziała, że ją kocham, nawet jeśli ona kocha kogoś innego. Nie będę miał z tym problemu, dopóki będzie szczęśliwa. - rozmarzyłem się. Zapanowała niezręczna cisza, którą po chwili przerwał Liam.
- Niall... - szepnął.
- Co?! - wyburzyłem.
- Stoisz na środku korytarza. Katy chce przejść. - dodał. Osłupiałem.
- Yyy... t-tak, tak, jasne. - przesunąłem się. Moje ruchy były nienaturale, spięte.
- Idź! - warknął półgłosem Styles i wskazał mi ręką dziewczynę, która się właśnie od nas oddalała. Posłuchałem. Co mi szkodziło.
- Katy! - zawołałem. - Katy! - krzyknąłem ponownie, kiedy dziewczyna mnie zignorowała. Wziąłem głęboki wdech i pobiegłem za nią. Udało mi się ją szybko dogonić. - W końcu cię złapałem. - szczerze się ucieszyłem.
- Stało się coś? - zapytała unosząc lewą brew ku górze.
- Nie, nic, ale chciałem ci powiedzieć, że ślicznie dzisiaj wyglądasz. - uśmiechnąłem się. Czułem jak palący rumieniec oblewa moją twarz.
- Biegłeś za mną tylko po to, żeby mi to powiedzieć? - zirytowała się troszkę. - Mam na sobie strój sportowy, bo nie wiem, czy pamiętasz, ale przez ciebie na mojej bluzce wylądował kubek z kawą.
- Przecież wiesz, że nie chciałem. Nie zrobiłbym umyślnie czegoś takiego dziewczynie, która... - nagle odebrało mi mowę. Zagalopowałem się.
- Która co? - zaciekawiła się Katy.
- Która jest taka fajna. - palnąłem bez zastanowienia.
- Nie znasz mnie. Nie wiesz, czy jestem fajna, czy może jestem seryjnym mordercą w przebraniu nastolatki. - odparła mierząc mnie wzrokiem.
- Jesteś zbyt urocza na to by nim być. - ponownie się do niej uśmiechnąłem.
- Niall do rzeczy, błagam. - przewróciła oczami.
- Do rzeczy? - zapytałem ze zdziwieniem.
- Tak. Powiedz mi co jeszcze chcesz ode mnie. - poprosiła zatrzymując się pod swoją szafką na końcu korytarza, z której wyjęła jakąś książkę.
- To twoja lektura? - zaciekawiłem się.
- Naill, streszczaj się. - upomniała mnie ponownie.
- Okay. Nasz wypad jest nadal aktualny? - zapytałem.
- Jaki wypad? - zmarszczyła brwi.
- No do projektu. - wyjaśniłem.
- To tylko zadanie. - wzruszyła ramionami. - Okay. I tak musimy to zrobić więc wpadnę do ciebie. - rzuciła i poszła w sowim kierunku.
                         Niczego nie rozumiałem. Wczoraj była taka słodka, kochana i miła, a dzisiaj? Zachowuje się jakbym udusił jej kota czy inną papugę, a potem ugotował i zjadł nie zapraszając jej na ucztę. Tak wiem, kiepskie porównanie. Katy dzisiaj była oschła i nieuprzejma. Nie zasłużyłem na aż tak nieprzyjemne traktowanie. Nic takiego przecież nie zrobiłem. Chciałem tylko ją przeprosić, fakt, poplamiłem jej ubranie, ale to nie było tylko i wyłącznie moja wina. No nic. Mimo to uważam, że jest jedyna w swoim rodzaju i nie mogę się doczekać na naszą wspólną naukę. Kocham ją.
- No i jak? Stoisz tu już od dobrych pięciu minut, a ona sobie poszła. - zauważył Louis podchodząc do mnie z resztą chłopaków.
- Nijak. - wymamrotałem. - Ładnie ją przeprosiłem, powiedziałem, że ładnie wygląda, słuchałem co ma mi do powiedzenia, nawet zapytałem o książkę, którą teraz czyta bo chciałem jej pokazać, że mnie to interesuje co się z nią dzieje. A ona? Ona nic. Gadała ze mną jak z intruzem.
- No proszę ktoś tu się jednak stosuje do moich rad. - zaśmiał się Styles.
- Tak jakoś wyszło. Widzimy się dzisiaj po szkole. I słowo, że jeśli będzie w takim samym humorze jak teraz, to obiecuję, że mimo to, że ją kocham, to zakopię ją pod pierwszym, lepszym drzewem. - uderzyłem pięścią w jej szafkę.
- Nie poznaję cię. Stary... - zmartwił się Liam. Jak zwykle. Liam zawsze się o wszystkich martwił i jeśli mam być szczery, to gdybym miał jakiemukolwiek facetowi odstąpić Katy, to właśnie jemu, bo miałbym pewność, że ją uszczęśliwi i nigdy za nic w świecie nie doprowadzi jej do łez.

                        Po szkole jak zwykle udałem się prosto do domu. Pokonałem drogę od werandy, przez długi korytarz aż do kuchni, gdzie czekał już na mnie pyszny obiad, niemalże w biegu. Rzuciłem plecakiem w kąt w kuchni, przez co usłyszałem zbulwersowane chrząknięcie mojej mamy. „Wezmę go idąc na górę” - odparłem i zabrałem się za pałaszowanie. Byłem strasznie głodny – jak to ja. Jedzenie wypełnia moje życie.
- Skarbie... - zwróciła się do mnie ciepło mama siadając naprzeciwko mnie na taborecie, który przestawiła spod okna do stołu, aby byś bliżej mnie. - Wszystko dobrze? - zapytała, a ja kiwnąłem twierdząco głową. - Jesteś jakiś blady. Nie boli cię czasem głowa, albo nie przeziębiłeś się? Mówiłam ci, że już najwyższa pora się cieplej ubierać. - usłyszałem.
- Nic mnie nie boli z wyjątkiem serca. - odparłem odkładając na bok prawie pełny talerz zupy. Nagle straciłem apetyt.
- Serce? Tego nie wolno lekceważyć! - zmartwiła się nie na żarty. - Ubierz się, pojedziemy do doktora. Musi cię przecież przebadać.
- Mamo, ja nie w tym sensie. - uśmiechnąłem się do niej blado. - Ach, miłość boli. - westchnąłem i oparłem łokcie o stół tym samym podpierając głowę dłońmi.
- Kate? - zapytała z troską.
- Katy! - wrzasnąłem aby uzmysłowić jej, że nie wolno bezcześcić jej pięknego imienia jakimś tam pospolitym „Kate”.
- Niall, uważaj do kogo mówisz. Myślisz, że masz przed sobą Louisa? - zapytała marszcząc brwi.
- Przepraszam mamo. - westchnąłem. - Mam dzisiaj słaby dzień. Katy jest na mnie wściekła. Ona ma mnie za gbura. Rozumiesz? - spojrzałem głęboko w jej oczy.
- To niemożliwe. - pokiwała przecząco głową. - Chyba oszalała. Ta dziewczyna jest głupia, skoro ma o tobie takie zdanie synku. - uśmiechnęła się do mnie ciepło. - Zwyczajnie nie jest „tą jedyną”. Znajdziesz jeszcze kiedyś kogoś, kto cię pokocha tak mocno jak tylko na to zasługujesz.
- Chcę tylko jej. Czy ja serio jestem aż taki straszny? - zapytałem z miną zbitego psa.
- Jesteś wspaniały – wstała od stołu i podeszła do mnie, po czym mnie do siebie przytuliła. - Mój kochany, przystojny, zabawny skarb. Kocham cię. - musnęła moje czoło.
- Ale ona nie. - wzruszyłem ramionami.
- Jeśli jest ci pisana, to też cię kocha, ale jeszcze o tym nie wie. - ponownie musnęła moje czoło, po czym wyszła z kuchni. - Dokończ obiad. - rzuciła z korytarza.
- Nie mam ochoty. - wzruszyłem ramionami i również wstałem od stołu, po czym sięgnąłem po mój plecak i udałem się do pokoju, w którym będąc ponownie cisnąłem nim w jeden czterech kątów pomieszczenia. Już miałem sięgać po gitarę – jedyną odwzajemnioną miłość, którą jest mi dane zaznać w moim nędznym życiu – aż tu nagle usłyszałem wołanie mamy. Bez chwili namysłu wybiegłem z pokoju i ruszyłem w dół schodów. Znalazłem się w salonie.
- Jesteś. - uśmiechnęła się do mnie mama. - Masz gościa. - dodała. Ta zapowiedź była zbędna bo postać Akerly zauważyłem już będąc na samym progu.
- Cześć. - rzuciłem z chłodem.
- Hej – uśmiechnęła się.
- Nie masz dzisiaj deski? - zapytałem próbując jakoś miło zacząć naszą rozmowę.
- Deska odpoczywa. - zaśmiała się.
- Fajnie. - wzruszyłem ramionami. - To idziemy? - zapytałem.
- Jasne. - odparła i podniosła się z kanapy na której jak dotąd siedziała. - Dokąd mnie zabierasz?
- Do lasu. - rzuciłem wychodząc z salonu i kierując się w stronę drzwi wyjściowych obok których znajdowała się moja kurtka, którą na siebie zarzuciłem i otworzyłem dębowe drzwi przepuszczając ją w progu. Jakoś ciężko jest mi sobie wyobrazić nasz wspólny dzień.
   ***Katy***
                         Będąc pod domem Horana ponownie poczułam ten dziwny niepokój przed przekroczeniem progu. Nie wiem, co może mnie za nim czekać. Jeśli jakiś psychopata – mam na myśli tego blondyna – wyskoczy zza drzwi i wymierzy ciastem prosto w moją twarz, lub co gorsza młotkiem! Po nim można się wszystkiego spodziewać. Dzisiaj rano mało brakowało, a zdrapywaliby tłustą plamę, która by po mnie została ze szkolnego chodnika. Grunt, że mojej deskorolce nic się nie stało, bo Horan zostałby bez zębów. Wczoraj byłam do niego w miarę przyjaźnie nastawiona, ale dzisiaj zrozumiałam, że będąc w jego towarzystwie powinnam chodzić w pancerzu ochronnym. Chcę tylko tam wejść, iść z nim gdzie mam iść i szczęśliwie w JEDNYM kawałku wrócić do domu.
                         Kiedy nie było już odwrotu, gdyż zadzwoniłam na dzwonek, a jego mama mi otworzyła, weszłam do środka. Nigdzie nie widziałam Horana. Zaprowadzono mnie do salonu, gdzie usiadłam na kwiecistej kanapie. Nigdy nie przepadałam za motywami roślinnymi, ale kanapa w ich domu dobrze zgrywała się z Irlandzkim wystrojem wnętrza. Po jakiejś chwili przyszedł Niall. Był dziwny... o ile „dziwny” to nie jest jego stan normalny. Tak czy siak rzucił „cześć” jakby od niechcenia, a kiedy zapytana o moją deskę, udzieliłam mu odpowiedzi, to wzruszył lekceważąco ramionami. Spróbuję być dl niego miła, ale jeśli tylko mnie wkurzy, to obiecuję, że o własnych siłach nie wyjdzie z tego lasu. Co to w ogóle za pomysł, by do zabierać mnie do lasu?! Nie cierpię tego całego obcowania z naturą. To jest obrzydliwe! W lesie jest pełno pająków, ślimaków pełzających po grzybach, komarów, kleszczy i innego dziadostwa. Chociaż tyle, że jest już prawie listopad, więc może choć część z nich zdążyła już zapaść w zimowy sen.
- Masz aparat? - zapytał, kiedy wkraczaliśmy na jakąś leśną ścieżkę.
- W telefonie. Nie obraź się Niall, ale co urzekającego i pięknego ma być w tym lesie? Las jak każdy inny. - burknęłam.
- Zapach, kolory, dźwięki. - odparł idąc przodem.
- Śmierdzi wilgocią i grzybami, kolory są typowe dla jesiennego lasu, a ptaków jakoś nie słychać. - przewróciłam oczami.
- Może byś je usłyszała, gdybyś mówiła o pięć tonów ciszej? - rzucił od niechcenia.
- Mówię prawie szeptem. - wkurzyłam się. - Arogancki dupek! - wyszeptałam.
- Co? - niedosłyszał.
- Nic. - wzruszyłam ramionami i pociągnęłam go za rękaw kurtki, co miało sugerować, by na mnie poczekał, bo ledwie za nim nadążam.
- Możesz mnie nie szarpać? - zapytał nadal idąc jak się mu podoba.
- Mogę. - zmarszczyłam brwi i marzyłam, by dobił do drzewa. - Daleko jeszcze? - zapytał.
- Już prawie jesteśmy. - usłyszałam.
Po jakiś dziesięciu minutach marszu za Horanem w końcu zatrzymaliśmy się gdzieś pośrodku puszczy, gdzie znajdowało się małe jeziorko czy sadzawka, sama nie wiem co to było. Wyglądała magicznie. Wszędzie dokoła panowała mgła i zaczął zapadać zmrok. Kolorowe liście beztrosko dryfowały po tafli chłodnej wody, w której było zanurzone kilka drzew. Gdzieś w oddali dostrzegłam łabędzie.
- One zawsze pływają razem. Jeśli się ze sobą zwiążą, to są razem aż do śmierci. - usłyszałam z ust blondyna, który stał tuż obok mnie.
- Słucham? - zapytałam wyrywając się z transu.
- Łabędzie. - uśmiechnął się do mnie, chyba zauważył, że się im przyglądałam.
- Są śliczne. - odparłam i wyjęłam telefon z kieszeni spodni. - To... robię zdjęcie. - uśmiechnęłam się uruchamiając aparat, który wykonał kilka, dość solidnych zdjęć.
- Nie sądzisz, że to głupota, że szliśmy tu tylko po to, aby zrobić zdjęcie jakiejś sadzawce? - zapytał nagle.
- Trochę. - wzruszyłam ramionami. - Strata czasu. - dodałam.
- Zgadza się. - westchnął. - Przecież każde miejsce jest piękne na swój sposób. Nie sądzisz?
- Tak. Wszystko tylko zależy od nastawienia. - zgodziłam się z nim.
- Bo co niby jest pięknego w starym, praktycznie zapomnianym przez Irlandczyków lesie, skoro nie ma tam ludzi?
- Nic. Bo nie ma w nim ludzi, więc nie ma kto podziwiać jego piękna. Dopiero jak ktoś tu jest, jest w stanie dostrzec jego piękno.
- Piękno opuszczonych, zapomnianych przedmiotów nie istnieje. Jak mogą być one piękne, skoro nie ma nikogo, kto by je wspominał i nadal się nimi zachwycał? One przepadają. Bezpowrotnie. - stwierdził. Nie do końca rozumiałam tej wymiany zdań, ale daje się, że znaleźliśmy cienką nić porozumienia. Może nasza rozmowa była dziwna i nieskładna, ale ja rozumiałam wszystko. Doskonale wiedziałam co miał na myśli, nawet jeśli niezgrabnie ubrał to w słowa.
Kiedy zmrok się coraz mocniej pogłębiał, uznaliśmy, że czas się zbierać. Szliśmy tą samą drogą. Ja nie do końca jeszcze orientowałam się, gdzie się dokładnie znajdujemy, więc zdałam się na Nialla. Przecież on znał ten las.
- Proponuję iść na skróty, bo noc nas zastanie zanim stąd wyjdziemy idąc tą drogą, co wcześniej. - odezwał się nagle przystając.
- Okay. Ty znasz te okolice, nie ja. - odparłam i ruszyłam za nim. Weszliśmy w jakieś krzaczyska, przez które musieliśmy się przedzierać jakiś czas.
- O cholera. - usłyszałam nagle.
- Co jest? - zapytałam z lekkim niepokojem.
- Patrz, strumień. Jak tu byłem ostatnio, to nie było w nim ani grama wody. - wyjaśnił.
- No i w czym problem? - zapytałam.
- Musimy go przeskoczyć. - oznajmił.
- Chyba śnisz! - wkurzyłam się. - Nie ma mowy, żebym skakała przez jakiś głupi strumień. Zapomnij.
- To wolisz tu nocować? - zapytał. - Proszę bardzo.
- Weźmiesz mnie na barana? - zapytałam z błagalną miną, a chłopak kiwnął twierdząco głową. Natychmiastowo wskoczyłam na jego plecy i mocno oplotłam go ramionami aby nie spaść.
- Gotowa? - zapytał. - To skaczę! - krzyknął radośnie i co? No właśnie!
- Hej, wszystko okay? - zapytał mnie, kiedy właśnie zażywaliśmy kąpieli błotnej.
- Żyje. - odburknęłam. - Do cholery! - krzyknęłam po czym szybko zerwałam się na równe nogi i zaczęłam otrzepywać moje umorusane błotem ubranie. - Nie mogłeś wpaść do wody, tylko od razu do błota?! Przez ciebie nie będę miała za niedługo czystych ubrań do chodzenia! - podniosłam ton głosu, a ten nadal leżał w błocie i chichotał jak mała dziewczynka. - Z czego się śmiejesz? - zapytałam na skraju załamania nerwowego.
- No … bo to jest akurat zabawne! - wybuchnął śmiechem. Próbowałam być twarda, ale szybko zaraził mnie swoim dobrym humorem. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam zanosić się gromkim śmiechem wraz z nim. Po jakiś dziesięciu minutach, kiedy Niall w końcu się uspokoił i szanownie podniósł tyłek z mokrego, lepkiego, zimnego błota, raczył nas oboje wyprowadzić z tego lasu. Szliśmy chichocząc z byle czego ulicami Mullingar. Mijający nas ludzie, brali nas za parę włóczęgów. Chłopak zaproponował, że odprowadzi mnie pod dom. Zgodziłam się. Co w tym niby złego?
Kiedy staliśmy już pod moim domem i w spokoju rozmawialiśmy, dobiegły nas męskie głosy.
- No proszę, proszę, jaki womanizer! - krzyknął jeden z dwóch mijających nas chłopaków. Obojgu rozpoznałam. Byli to przyjaciele Nialla. - Bestia z ciebie Horan. - dodał po chwili. O ile dobrze pamiętam nazwisko, to był to Tomlinson. Niby mamy razem dwie lekcje, ale szczególnie nie zwracałam na niego uwagi.
- Idziesz czy nie? Czekamy na ciebie Horan. - odezwał się drugi Stykes, Styles czy jak mu tam. Niall zawstydził się trochę.
- No cóż, na mnie już chyba pora. - powiedział, po czym rzucił na odchodne „narka” i wraz ze znajomymi poszedł w swoim kierunku.
                            Nie sądziłam, że to powiem, ale nawet daje się lubić. Jest sympatyczny i przystojny, ale nawet to nie zmienia faktu, że to straszna oferma. Pewnie jutro znowu dokona zamachu na moje życie.


W końcu pojawił się Horanek ;) Mam nadzieję, że W nie zanudziłam, bo prawdę mówiąc, dzisiejszy rozdział jakoś mi nie wyszedł, no ale cóż, dodaję go, bo dawno już nie było tutaj Niallera :D
Dziękuję wszystkim, który tutaj jeszcze zaglądają i poświęcają czas moim ff. Jesteście kochani, wiecie? ♥

6 kom = następny rozdział Horanka :)

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział VI - Story of my life



                Od wyjścia Liama, mój stan psychofizyczny się znacznie pogorszył. Na nowo zacząłem się obwiniać o to, że ona wyjechała. Wypiłem trochę za dużo i straciłem siłę oraz równowagę w nogach. Z ledwością doczołgałem się po schodach na górę do jej pokoju, w którym nadal unosił się w powietrzu zapach jej perfum – połączenie maliny, płatków róży oraz bursztynu – wszędzie rozpoznałbym ten zapach. Ciężko było mi powstrzymać łzy, gdy opadłem na jej łóżko, moja głowa spoczęła na miękkiej, jasnoróżowej poduszeczce z małym aniołkiem. Należała do niej. - Nie zaśniesz... - wyszeptałem do samego siebie dławiącym się głosem – Nie zaśniesz bez niej, przecież wiem. Kochanie, zapomniałaś o swoim aniołku. - bełkotałem do samego siebie. Maddie cierpi na bezsenność, jeśli nie śpi na swojej ulubionej poduszce, którą ma od dziecka. Wtuliłem się w nią z całych sił i zacząłem gładzić jej materiał przypominając sobie, jak jeszcze zeszłej nocy na niej spała. Myślałem, że jej wyprowadzka to tylko kolejna z jej desperackich, nieprzemyślanych zagrywek, że zaszyje się na dwa dni w jakimś luksusowym hoteliku w Londynie i kiedy jej fochy się skończą to wróci do mnie na kolanach. Chyba się nieco przeliczyłem. Nie przypuszczałem, że jest zdolna do tego, żeby spakować niemalże wszystkie swoje rzeczy i ot tak wsiąść na pokład samolotu do Francji. Swoją drogą, ciekawe jaka jest w pogoda w Paryżu...? Tutaj, w Londynie standardowo pada chłodny deszcz, którego krople beztrosko rozbijają się o metalową powierzchnię parapetu tworząc charakterystyczny podźwięk, który nie licząc moich pojedynczych wdechów i wydechów jest jedynym dźwiękiem w tym domu. Pustka i głusza, która tu zapanowała sprawia, że nie jestem w stanie nawet pozbierać myśli. Przez cały czas staram się myśleć o Maddie, jednak wszelkie moje myśli są zabłąkane i się powtarzają, a ja sam mało co z nich rozumiem. Martwię się o nią – to jest pewne. Nie wiem jak się czuje, czy jest w końcu szczęśliwa, czy zaczyna wszystko od nowa. Nie wiem, czy też jeszcze o mnie rozmyślała tej nocy nie mogąc spać, bo ja o niej tak. Nie mam nawet pewności, czy kiedykolwiek ją jeszcze zobaczę, czy będziemy mieć ze sobą jeszcze coś wspólnego poza sprawą rozwodową, która teraz jest już tylko kwestią czasu. Może ten rozwód to nawet dobry pomysł. Nie chcę, żeby była ze mną, skoro musi płacić za to tak wysoką cenę. Liam zasługuje na nią bardziej. Zawsze był jej oparciem, troszczył się o nią, kochał ją bez względu na jej karierę. Wciąż potrafił dostrzec w niej to, co ja z biegiem czasu przestałem zauważać. Z nim byłaby szczęśliwsza. On nie ośmieliłby się podnieść na nią ręki. Zbytnio ją szanuje, żeby chociaż dać sobie prawo do podniesienia głosu w sprzeczce z nią. Znam go i wiem jaki jest. Miałem całą noc, żeby wszystko sobie dokładnie przemyśleć i doszedłem do wniosku, że musimy zakończyć nasze małżeństwo, a majątkiem podzielić się po połowie nie roztrząsając żadnych wymuszonych intercyz i innych głupich papierków, jakie podpisaliśmy przed ślubem wskutek ingerencji mojego menadżera do naszego życia . Niech ona zacznie nowe życie, znajdzie sobie kogoś, niech się zakocha. Teraz może, bo jej kariera i tak już wisi na włosku i nic nie będzie wstanie jej uratować. Stanie się twarzą ogromnego skandalu, a po mnie spłynie to jak po kaczce. Nie mam się czego obawiać. W gruncie rzeczy, to mało mnie już obchodzi to z kim ona się zwiąże. Kocham ją, ale przestał mnie interesować jej los. Jedyne co teraz do niej czuję, to żal i rozczarowanie, a z drugiej strony jestem pod wrażeniem, bo nie doceniałem chyba na początku jej siły – zostawiła mnie, to mówi samo przez się. Teraz ja też ruszę do przodu. Będę ponownie wolnym strzelcem i będę mógł na nowo bez konsekwencji przebierać w panienkach. Może i kiedyś pokocham którąś? Wszystko możliwe.
                Kiedy rano uznałem, że nadszedł czas wziąć się w garść by nie dać jej satysfakcji, że doprowadziła mnie do płaczu,podniosłem się z łózka, udałem się do mojej sypialni i podchodząc jeszcze chwiejnym krokiem do stojącej w rogu szafy, wygrzebałem z niej jakieś pierwsze, lepsze ubrania i poszedłem do łazienki znajdującej się w pomieszczeniu obok, aby się odświeżyć. Po około 30 minutach bezwładnego leżenia w wannie, osuszyłem się, ubrałem czyste ciuchy i postanowiłem ogarnąć trochę salon, który był pełen porozrzucanych piw i butelek z alkoholem, które na dobrą sprawę nawet nie były do końca podopijane. Wszędzie panował nieprzyjemny zapach, więc wywietrzyłem willę otwierając okna na oścież, przez co powietrze wewnątrz się trochę orzeźwiło i było czym oddychać. Biorąc głęboki wdech spojrzałem na wyświetlacz telefonu, który leżał na fotelu. Nie było nic – ani jednej wiadomości. Sam nie wiem na co liczyłem. Myślałem, że tak zwyczajnie, po prostu do mnie napisze? Zadzwoni? Nie ma po co. Byłem przybity, nie miałem na nic ochoty i nic nie wydawało się mieć sensu. To chyba normalne... albo i nie. Właśnie miałem iść i nalać sobie whisky, ale usłyszałem dzwonek do drzwi.
- Nie ma mnie! - ryknąłem. Osoba nie uległa, nadal dzwoniła jak zawzięta. Podbiegłem więc do drzwi i po ich otwarciu nie patrząc na to, kto się za nimi znajduje krzyknąłem na jednym wdechu: -Czego do cholery?!?!
- Tak mnie witasz? - usłyszałem w ramach odpowiedzi roześmiany, kobiecy głos. - Chyba ktoś tu wstał dzisiaj lewą nogą...
- Eva? Co ty tu... - nie zdążyłem dokończyć, gdyż niespodziewanie złączyła nasze usta w pocałunku. 
- Słyszałam od Louisa, że twoja żona ma teraz jakiś pokaz mody w Paryżu, więc o to jestem. Nie cieszysz się? - zapytała i ponownie mnie pocałowała po czym weszła do środka mijając mnie w drzwiach. Wyglądała zjawisko – jak zawsze zresztą. Eva Virgo była kobietą, która potrafiła pobudzić wszelkie moje zmysły już jednym spojrzeniem. 
- Cieszę.. - odparłem. - Ale ona nie ma tam pokazu. - zacząłem.
- To znaczy, że jest w domu? - zapytała siadając na sofie i założyła nogę za nogę. 
- Nie. - kiwnąłem przecząco głową. - Rozstaliśmy się. - ciężko westchnąłem.
- Jak to? - zdziwiła się. - I co teraz? Co z twoim majątkiem? Domem? Jachtem? Przecie ta szmata oskubie cię ze wszystkiego. Mam rozumieć, że jesteś spłukany? - dociekała.
- Nie jestem i nie będę. - odparłem. 
- Kochanie, cieszę się, że w końcu się do niej uwolniłeś – podeszła do mnie i kocim ruchem zarzuciła mi dłonie na kark i musnęła moje usta. - Możesz teraz robić co zechcesz i....w końcu nic nam nie stoi na przeszkodzie... Możemy w końcu powiedzieć całemu światu, że jesteśmy razem. Wyobraź sobie tylko – zaczęła rozpinać suwak moich spodni – Pani Eva Styles, żona Harrego Stylesa z One Direction, najgorętsza para z milionami na koncie. - zaśmiała się – Puścimy tę twoją byłą sukę z torbami... - zamruczała mi do ucha, po czym zaczęła całować moją szyję, następnie uniosła moją bluzkę do góry i popchnęła mnie na sofę, po czym usiadła na mnie okrakiem i zaczęła wtykać język do mojego ucha w celu polizania go.
- Czekaj, czekaj, stop...- przerwałem jej.
- Stało się coś? - zaniepokoiła się. 
- Maddie robiła to inaczej... z wyczuciem... - odparłem doprowadzając moją bluzkę do należytego porządku. 
- Chcesz mi przez to powiedzieć, że nie jestem taka dobra jak ona? - wkurzyła się.
- Nie, chcę tylko powiedzieć, że tam są drzwi. - wskazałem jej palcem kierunek wyjścia. 
- Będziesz jeszcze tego żałować! Obiecuję! - wykrzyczała po czym zabrała się i wybiegła z mojej posiadłości trzaskając za sobą drzwiami, a ja próbując rozładować złość, która zaczęła mnie ogarniać, kopnąłem z całej siły w nogę od szklanej ławy, przez co stolik się przewrócił, a jego szklany blat roztrzaskał się na drobne kawałki. Maddie nigdy nie lubiła tego mebla. Zawsze chciała go wymienić na jakiś antyk, ale ja się upierałem przy tym. Podobnie było z naszymi samochodami, nie pochwalała moich nowych zakupów, ponieważ twierdziła, że sześć aut w garażu to już nadmiar, więc po co mi kolejne, skoro te kilkaset tysięcy, które rocznie przeznaczam na nowe pojazdy, mógłbym dać sierotą lub na rzecz dzieci niepełnosprawnych fizycznie czy też intelektualnie. Nigdy jej nie słuchałem. Zawsze żyłem według własnych zasad nie licząc się z jej opinią czy potrzebami. Teraz dopiero zacząłem zauważać, jaki zgotowałem jej los. Z resztą... nieważne... ona już dla mnie nie istnieje. UMARŁA. Proste? Proste!


*** Maddie***

                Poranny Paryż jest piękny, ale moje oczy oraz wyobraźnia i dusza romantyczki nic sobie z tego nie robią. Wszelkie zmysły rozpamiętują jeszcze Harrego. Całą noc nie zmrużyłam oka. Czegoś mi brakowało... spokoju ducha? Rano wyglądałam niczym prawdziwy posąg człowieka. Makijaż był rozmazany, ciuchy wczorajsze, jedno, wielkie gniazdo na głowie i podpuchnięte oczy. Wstyd się komukolwiek pokazać w takim stanie. Potrzebowałam się odświeżyć. Wzięłam więc potrzebne kosmetyki i ubrania na przebranie do łazienki i odkręciłam kurek z wodą, która nieśpiesznie, niedbale napełniała sobą wannę. Cała łazienka była w marmurze, przyozdobiona kwiatami, świeczkami i lampkami robiącymi nastrój. Kolejne badziewie, na które nie miałam ochoty patrzeć. W łazience zaczęła unosić się para, która pokryła taflę lustra. Kiedy wanna była już prawie pełna, wślizgnęłam się do niej jakby od niechcenia. Uciążliwe myśli nie dawały mi spokoju ani na sekundę. Znużona, zanurzyłam się cała pod powierzchnię wody i tkwiłam tak w bezdechu aż dopóki na dobre nie zabrakło mi powietrza – wtedy się wynurzyłam. W sumie to zawsze czułam do Harrego to co teraz, czyli niechęć, pogardę, żal i miłość, ale nigdy te uczucia nie kumulowały się aż do tego stopnia. Wiem, że powinnam była od niego odejść już dawno temu, właściwie, to już w momencie, kiedy nakryłam go z Evą Virgo. Dlaczego więc tego nie zrobiłam? Chyba zbyt bardzo się bałam, że moja kariera się posypie, albo nie chciałam, żeby dziecko wychowywało się bez ojca. Tak – według tradycyjnego modelu małżeństwa, chciałam mieć z nim dziecko. Od dłuższego czasu miewałam mdłości, więc... myślałam, że moje marzenie się spełniło i nasza rodzina się powiększy... tak się jednak nie stało. Po konsultacji z moim ginekologiem doznałam wstrząsu. Nie byłam w ciąży. Moje mdłości tłumaczył zwykłą niestrawnością, po czym dodał, że nie mogę mieć dzieci. Nie wiedziałam, jak sobie z tym wszystkim poradzić... mój mąż ma na boku inną, ja nie mogę mieć dzieci, a na dodatek łączy nas wszystkich jakiś pieprzony kontrakt, w wyniku którego oboje stracimy wszystko. Tak to już jest – ja nie istnieję bez Stylesa, a on beze mnie. Wczoraj coś we mnie jednak drgnęło. Zrozumiałam, że to nie tędzy droga.
Kiedy woda się ochłodziła, wyszłam z wanny i osuszyłam się białym, hotelowym ręcznikiem, to przeniosłam się do sypialni i dosłownie rzuciłam się na duże, miękkie łoże. Byłam skonana, dopiero teraz poczułam do jakiego stopnia. Zanim jednak zdecydowałam się zamknąć powieki i choć na moment odejść myślami od wszelkich trosk, postanowiłam sprawdzić telefon. Miałam stos nowych, nieprzeczytanych wiadomości. Styles ponownie do mnie napisał..., nie sprawdziłam jednak SMS-ów od niego. W skrzynce było też pełno Perrie, mojego menadżera, stylistki, asystentki oraz Liama. Teraz dopiero skojarzyłam, że nie dałam znać ludziom, którzy dla mnie pracują, że mają „wolne” na czas bliżej nieokreślony. Zaciekawiło mnie, co do powiedzenia ma mi Payne. Z lekką obawą otworzyłam wiadomości od niego.

 

                Żadne ze słów Liama, nie wywarło na mnie wrażenia. Boi się o mnie? Proszę bardzo – nie warto. Jakby nie było, to właśnie on wczoraj doprowadził do takiego, a nie innego obrotu spraw. Nie mam zamiaru z nim rozmawiać. Nasza rozmowa nie miała by najmniejszego sensu. Co by mi powiedział poza tym, że mnie kocha i że przeprasza? To już wiem i mówiąc szczerze te dwa wyznania mają dla mnie nijakie znaczenie. Gdy skończyłam przeglądać telefon, odłożyłam go na stolik nocny znajdujący się po lewej stronie łóżka, położyłam się, przykryłam twarz poduszką i próbowałam zasnąć. Udało mi się to po jakiś piętnastu minutach. Nie wiem nawet jak długo trwała moja hibernacja. Pewnie około pięciu godzin, gdyż gdy się obudziłam, to za oknem była już szarówka. Wstałam z łóżka, rozprostowałam kości i podeszłam do lustra poprawiając to i owo, ponieważ miałam zamiar wyjść z pokoju, a nawet opuścić hotel i udać się w przypadkowym kierunku. Zauważając na szybkie okna wybiegającego na wieżę Eiffela małe kropelki deszczu, stwierdziłam, że pada, więc założyłam na siebie mój biały, zdobiony błyskotkami i koronkami płaszczyk od Altuzarra oraz pasujący do niego czarny parasol od tego samego projektanta. Od samego rana nic nie jadłam, zachciało mi się sushi. Zeszłam więc do hotelowej restauracji. Miałam drobne obawy, że spotkam tam gdzieś tego ordynaryjnego kelnera. Jednak na szczęście nigdzie go nie było. Złożyłam więc zamówienie i czekając na potrawę rozmyślałam, gdzie teraz mogę się udać, w końcu nie bez powodu wyniosłam z pokoju parasol. Gdy otrzymałam już moje upragnione sushi, zjadłam je w spokoju, po czym opuściłam hotel. Na zewnątrz wciąż padało. Zwykle tętniący życiem i zabiegany Paryż, w tym jednym momencie stał się pustym, szarym, nudnym miastem przez które co jakiś czas przedzierało kilka samochodów. Nic dziwnego, że Francuzi wolą spędzić ten wieczór w ciepłym, suchym i przytulnym miejscu, a nie plątać się po wilgotnym, chłodnym mieście. Nie wiedziałam nawet dokąd zmierzam. Każdy kierunek wydał mi się dobry. Przecież co za różnica czy pójdę w prawo, czy w lewo, czy pokonam skrzyżowanie ze światłami, czy też skręcę w jakąś boczną uliczkę. Wszystko mi jedno. Nie boję się o swój los. Jestem w takim stanie, że nic, nawet najgroźniejszy bandyta nie jest mi straszny. To raczej on powinien obawiać się mnie. Kiedy tak chodziłam z nogi na nogę, ociężale połykając chłodne, gorzkie paryskie powietrze i nasłuchując melodii akordeonu, która wręcz unosiła się ku niebu wraz z wiatrem, poczułam, jak ktoś łapie mnie a dłoń. Przestraszyłam się, to oczywiste. Miałam dziwne wrażenie, że to Harry, to byłoby przecież do niego podobne – powrót do gry w wielkim stylu. 
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam odwracając się na pięcie stając twarzą w twarz z osobą, która nadal szczelnie trzymała moją dłoń w swojej. 
- Nie chcę, żebyś się zgubiła. - usłyszałam w ramach odpowiedzi. 
- Znam miasto. - wzruszyłam ramionami i tym samym przesłałam zabójcze spojrzenie. 
- Aha... czyli wiesz, że za rogiem jest ulica Grenouille Chier? - zapytał.
- Oczywiście, każdy prostak o tym wie. - przekręciłam oczami. 
- Ciekawe, szkoda tylko, że w całym Paryżu nie ma takiej ulicy jak Grenouille Chier, a ulica za rogiem nazywa się Rue Danielle Casanova. - parsknął pustym śmiechem. 
- Fabien, Fabian czy jak ci tam – wzruszyłam ramionami – Idź w swoim kierunku, a mnie zostaw w spokoju. - zażądałam.
- Nie mogę. - westchnął – Chciałbym, ale nie mogę. - powtórzył.
- Serio nie masz innej mieszkanki hotelu, którą mógłbyś dręczyć swoim towarzystwem? - zapytałam. 
- Nie. Gdybym miał, to zapewne teraz wtykałbym w nią... - zaśmiał się nie kończąc zdania. 
- Jesteś nieokrzesany. - odparłam i ruszyłam w swoją stronę. Niestety, usłyszałam kroki zmierzające za mną. - Czy ty sobie nigdy nie odpuścisz? - zapytałam idąc dalej. 
- Dopóki nie wylądujemy razem w łóżku, to raczej nie prędko. - zaśmiał się i mnie dogonił. Jakby tego było rozpadało się jeszcze bardziej, a raczej lunęło deszczem. 
- Świetnie... zadymiony Paryż, ulewa i na dodatek ty. - wkurzyłam się.
- Dlaczego jesteś taka? - zapytał chwytając kurczowo moją rękę. 
- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć. - odparłam, kiedy wepchnął mnie w jakąś ciemną uliczkę.
- Nie ma mowy. Tutaj i tak nikt cię nie usłyszy wyjątkiem wygłodzonych szczurów. - odparł patrząc mi w oczy.
- Czy ty do cholery zdajesz sobie sprawę z kim ty rozmawiasz? Jestem...
- Madeline Misselbrook... brytyjska supermodelka. - odparł. - I co z tego? Dla mnie jesteś po prostu Maddie. - uśmiechnął się.
- Nie. Nie możesz tak myśleć. - pokiwałam głowa na znak protestu. - Ja jestem kimś znaczącym, cały świat mnie zna i podziwia, jestem diamentem, a ty? Kim ty jesteś? Jakiś kelnerek z pierwszego, lepszego hotelu. Posłuchaj mnie i nie zbliżaj się do mnie. - zadrwiłam.
- Czyli o to chodzi. - zaśmiał się pustym śmiechem. 
- Interpretuj to jak chcesz. - ponownie wzruszyłam ramionami. 
- Za kogo ty się masz? - zapytał półgłosem. - Myślisz, że skoro posuwa cię Harry Styles, twoje zdjęcia widnieją na każdej pierwszej lepszej stronie w internecie, zarabiasz w ciągu tygodnia dwadzieścia razy tyle co ja w ciągu roku, to masz prawo, żeby mną pomiatać? -zapytał. - Wielka celebrytka się znalazła. Ale wiesz co? Powiem ci coś! Rozejrzyj się, widzisz gdzie jesteś? Tutaj nie ma czerwonego dywanu, nie ma paparazzi, którzy stoją w kolejce, żeby ci zrobić zdjęcie, nie ma tłumu który skanduje twoje imię. Nie, tutaj jest ciemna, omijana przez ludzi ulica, na której o tej godzinie czelność mają przebywać tylko szczury. Widzisz te pozaklejane kartonami okna? To są mieszkania. Widzisz to nad tobą? Tam mieszkam ja. Nie wożę się najnowszym Camaro, nikt nie mnie nie prosi, żebym łaskawie uśmiechnął się pozując do zdjęcia, nikt mi nie płaci kroci za to, że oddycham! Zarabiam pracując w hotelu jako kelner, jako barman w nocnym klubie i w wolnym czasie jako malarz pokojowy i to wszystko łączę ze studiami. Może i nie mam pałacu i wysadzanej diamentami fury, ale przynajmniej mam realność, właściwe poczucie wartości i wiem co oznacza ciężka praca oraz szacunek dla ludzi. Czy teraz twoja bańka mydlana pękła? To się właśnie nazywa życie pani gwiazdo. Ktoś musiał ci to w końcu powiedzieć. - wygłosił swój monolog, po czym przez moment patrzył w moje oczy w milczeniu. - Ta gra nie jest warta świeczki. - dodał i odwrócił się na pięcie.
- Czekaj! - krzyknęłam za nim, po czym w ostatnim momencie chwyciłam jego lodowatą dłoń. Chłopak przystanął w bezruchu, a ja chyba uległam chwili... i pocałowałam go. Nie wiem kiedy i jak do tego doszło, co sobie wtedy myślałam, błąd, ja NIE myślałam. Po chwili pocałunek zaczął przeradzać się w coraz głębszy i głębszy... tak głęboki, że zawiódł mnie aż na drugie piętro kamienicy prosto do jego sypialni.



Cześć wszystkim ;) Troszkę musieliście czekać na kolejny rozdział... równy miesiąc o.O. Wiem, że obiecałam Wam, że pojawi się znacznie wcześniej, ale wystąpiły pewne komplikacje, a mianowicie kiedy rozdział był już gotowy, to mój komputer się zbuntował przeciwko mnie i przez to musiałam go pisać od nowa, więc mi troszkę dłużej zeszło, a na dodatek mam teraz jeszcze dość zwariowany okres w życiu osobistym i zwyczajnie nie miałam czasu dodać go wcześniej :). Mam nadzieję, że się nie złościcie :).

Każdy kom = uśmiech na mojej twarzy xx