GRY
trwa inicjalizacja, prosze czekac...

piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział III



                Miałam tylko 20 minut, żeby zrobić się na bóstwo. Biegałam po pokoju jak oszalała. Nagle nie wiedziałam, gdzie posiałam wszelkie kosmetyki, ubrania i szpilki. "Wyluzuj! Przecież to tylko zwykły wypad do klubu. Nic więcej." - powiedziałam do samej siebie. Udało mi się wygrzebać z dna szafy małą-czarną, skórzana kurtkę w tym samym kolorze oraz jakieś szpilki.

 Jednak dobrze, że je spakowałam. Kiedy założyłam na siebie sukienkę, to pognałam do łazienki nałożyć lekki, szybki makijaż. Wyglądałam apetycznie. Przejrzałam się ostatni raz w lustrze i wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Minęło równe 20 minut. Podeszłam pod drzwi pokoju Malika, wzięłam głęboki wdech i zapukałam niepewnie na drzwi.
- Moment! - usłyszałam. Po chwili drzwi się uchyliły i pojawiła się w nich sylwetka chłopaka.
- Jestem już gotowa. - przygryzłam dolną wargę poczym się uśmiechnęłam delikatnie. Zayn obejrzał się szybko za siebie. - To.. idziemy? - zapytałam.
- Kochanie, kto przyszedł? - usłyszałam z wnętrza pokoju kobiecy głos.
- Lena.. ja.. przepraszam, ale coś mi wypadło. - odezwał się nagle.
- Zayn! Z kim rozmawiasz? - ponownie zapytała owa kobieta.
- Z nikim. - sprostował patrząc się na mnie.
- Nie będę wam przeszkadzać. - powiedziałam mierząc go wzrokiem. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam podążać wzdłuż korytarza w stronę recepcji.
- Gdzie idziesz? - usłyszałam.
- Nie twój interes. - odpowiedziałam nie patrząc nawet w jego stronę. Po prostu szłam dalej przed siebie.
Pałętałam się po jakiejś oświetlonej uliczce miasta. Nie miałam pojęcia gdzie iść, co zrobić ze sobą. Czułam, że nie mogę wrócić do hotelu w tym momencie. Byłam na niego wściekła. Nikt nigdy nie upokarzał mnie tak jak on. Nikt nigdy nie sprawiał, że czułam się taka mała. Nikt nigdy nie traktował mnie tak przedmiotowo. Nikt. Ten drań igrał ze mną i z moimi uczuciami. Miałam go dość. Przez niego chciałam się spakować i wyjechać. Poniżał mnie, choć pewnie nie był tego w pełni świadom. Robił wszystko, żeby zawrócić i namieszać w mojej głowie. Chciał, żebym grała według jego reguł. Wiedział co zrobić, żebym za nim zatęskniła. Podczas gdy tak snułam się tymi bradfordskimi uliczkami, dobiegła mnie jakaś muzyka. Nie miałam wątpliwości skąd ją słychać. Nieopodal znajdowała się dyskoteka. Poinformował mnie o tym jasno świecący szyld. Bez zawahania pokonałam ochronę i dostałam się do środka. Muzyka grała głośno, w powietrzu wyczuwalny był gorzki zapach tytoniu. Rozejrzałam się po sali. Wszystkie stoliki były zajęte. Podeszłam więc do baru i zajęłam jedyne wolne miejsce. Poprosiłam barmana o Krwawą Mery. Musiałam się czegoś napić. Może w ten sposób dałabym odetchnąć skołatanym nerwom. Wkurzało mnie to, jak on potrafił mnie zmanipulować, że końcem końców zgodziłabym się na jego każdą głupią propozycję. Próbowałam zgrywać twardzielkę, ale wątpię, żeby się dał nabrać. Jego oczy są odpowiedzialne za to, jaki jest czarujący, jego oczy, usta, uśmiech, zapach, sposób w jaki składa słowa w całość. Wszystko co czyni go wyjątkowym, przypomina mi o tym, że nie mogę o nim myśleć w ten sposób. Nie mogę myśleć, że jest przystojny, nie mogę się uśmiechać na myśl o jego spojrzeniu. Nie wolno mi. Będę cierpieć. Będę cierpieć, bo chcę jego, chcę czegoś co nigdy nie będzie moje. Chcę czegoś, co mnie rani.
Kiedy tak trwałam w zamyśleniu sącząc lodowatego drinka, ktoś mnie zaczepił. Spojrzałam ostrożnie w bok. Na krześle obok mnie siedział młody, przystojny mężczyzna w wieku około 21 lat. Uśmiechał się do mnie szeroko.
- Hej, jestem Bill. - usłyszałam.
- Lena. - odwzajemniłam jego mimikę.
- Jesteś tu sama? - zapytał.
- Tak. - odparłam przenosząc wzrok na pustą już szklankę.
- Tak się składa, że ja też. - usłyszałam. Nic nie odparłam. - Może masz ochotę zatańczyć? - dodał po chwili milczenia.
- A wiesz, że chętnie? - uśmiechnęłam się serdecznie. Chłopak podał mi dłoń i zaprowadził mnie na parkiet na którym bawiło się blisko pięćset osób. Tańczyliśmy dość długo. Prawdę mówiąc nie zważałam na upływający czas. Dobrze się bawiłam w jego towarzystwie. To mi wystarczyło. Kiedy poczułam, że powinnam już wracać, bo jakby nie patrzeć jutro muszę wstać rano. Co z tego, że jest niedziela? Moja praca tego nie uwzględnia. Bill zaproponował, że zawiezie mnie do domu. Zgodziłam się. Nie miałam siły wracać pieszo. Nogi mnie bolały po wyczerpującym tańcu. Gdy znaleźliśmy się pod hotelem, Bill pomógł mi wysiąść z auta i odprowadził mnie pod same duże, szklane drzwi przez które doskonale widać było wnętrze recepcji. W środku było ciemno. Właściciele już dawno spali. Na szczęście dali mi swoje zapasowe klucze wejściowe.
- Która godzina? - zapytałam Billa.
- Trzecia w nocy. - uśmiechnął się szeroko i przybliżył do mnie.
- Tak późno? - zdziwiłam się. Na mojej twarzy zagościł radosny uśmiech.
- W klubie, nie mieliśmy nawet okazji, żeby porozmawiać.
- Faktycznie, muzyka nam to trochę utrudniała. - zaśmiałam się.
- Może miałabyś ochotę się jeszcze raz ze mną spotkać? - zapytał lekko onieśmielony.
- Zapraszasz mnie na randkę? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Jeśli nie masz nic przeciwko.... - odparł.
- Chętnie. - przygryzłam dolną wargę.
- To może spotkamy się jutro około 18?
- Jasne. - ucieszyłam się.
- W takim razie wpadnę po Ciebie tutaj. - powiedział, poczym pocałował mój policzek i odszedł. Poczekałam aż wsiądzie do auta, upewniłam się, że  na mnie patrzy i pomachałam mu.
Cała w skowronkach odtworzyłam kluczem drzwi wejściowe i weszłam do ciemnego pomieszczenia. Nie byłam w stanie nic wypatrzeć pod nogami. Szłam po omacku. Na moje nieszczęście nie wiedziałam, gdzie znajduje się włącznik światła. "Cholera" - wrzasnęłam półgłosem kiedy potknęłam się o kontuar. Szłam dalej próbując po omacku wywnioskować, jakie przedmioty się przede mną znajdują. Nagle poczułam, że dobiłam do jakiejś osoby. Wystraszyłam się i odruchowo zaczęłam piszczeć. Osoba z którą przed momentem się zderzyłam natychmiastowo przybliżyła mnie do siebie i zasłoniła moje usta dłonią.
- Nie wrzeszcz. - usłyszałam czyjś szept. Próbowałam coś powiedzieć, wykazać jakikolwiek protest, jednak dłoń szczelnie dociśnięta do moich ust sprawiała, że jedynym dźwiękiem jaki byłam w stanie wydobyć z siebie był stłumione, niezrozumiałe mamrotanie.  Sądząc po posturze tej osoby, był to mężczyzna. Próbowałam się wyrwać, ale nie miałam na tyle siły. Facet pociągnął mnie za sobą w kierunku kanapy. Zmusił mnie, abym na niej usiadła. Kiedy już na niej spoczęłam, on odkneblował moje usta, ale nadal trzymał mój nadgarstek. Zaczął szukać czegoś po omacu na małym stoliku przed nami. Jak się okazało włącznika od lampki która na nim stała. Nagle rozbłysnęło delikatne światło i mogłam rozpoznać osobę, która napędziła mi takiego stracha.
- Zayn! - krzyknęłam półgłosem.
- Ciiii. - usłyszałam w ramach odpowiedzi.
- Puszczaj mnie. - wyrwałam moją rękę z jego silnego uścisku. - Wystraszyłeś mnie!
- Przepraszam, nie chciałem. - wymamrotał.
- Nie mogłeś najpierw zapalić światła, a potem dopiero iść w moim kierunku? - zapytałam oburzona.
- Nie. A poza tym, to nie ja szedłem w twoim kierunku, tylko ty w moim. Ja tam po prostu stałem, a ty szłaś na oślep, więc nie zwalaj teraz na mnie. - syknął.
- Mniejsza o to. I tak nie będę w stanie ci niczego udowodnić. - wzruszyłam ramionami.
- Co ty znowu chcesz mi udowadniać? - spojrzał na mnie zdezorientowany.
- I tak nie zrozumiesz. - odburknęłam.
- Właściwie, to powinnaś mi wytłumaczyć, kim jest ten fakas? - spojrzał głęboko w moje oczy.
- Raczej nie powinno cię to obchodzić. - przesłałam mu wymuszony uśmiech.
- A jednak obchodzi. Więc kim on był?
- O co ci znowu chodzi? Śledzisz mnie? - zapytałam.
- Nie muszę. Przez szklane drzwi widać wszystko. - po jego słowach przeniosłam wzrok na owe drzwi.. i faktycznie, ze środka widać wszystko.
- Myślałam, że śpisz. - szepnęłam.
- Czekałem na ciebie. - ulokował swoje spojrzenie w moich oczach.
- Po co?
- Tak po prostu. - wzruszył ramionami.
- Tak po prostu to nie odpowiedź. Sam tak mówiłeś. - przewróciłam oczami.
- Więc kim on był? - zapytał ponownie.
- Znajomy. Poznaliśmy się w klubie. Potańczyliśmy, wypiliśmy kilka drinków i jutro mamy zamiar to powtórzyć. Zadowolony? - uniosłam lewą brew.
- Nie. Mieliśmy iść do klubu razem.... - wyszeptał.
- Ale ty byłeś zajęty... nie pamiętasz? Właśnie musiałeś umilić czas jednej ze swoich dziewczyn. - odparłam z przekąsem.
- To była Alice. - sprostował.
- No i? - westchnęłam.
- Zerwaliśmy.
- I co? Mam ci teraz współczuć? Czy może jej pogratulować, że w  końcu ma cię z głowy? - wysyczałam. Dopiero w momencie kiedy wypowiedziałam to zdanie, zdałam sobie rację z wartości i dotkliwości tych słów. To było podłe z mojej strony. Zayn spuścił głowę i westchnął. We mnie obudziły się wyrzuty sumienia. - Przepraszam.. - wyszeptałam i przytuliłam go. Popełniłam strategiczny błąd. Chyba zdziwiło go moje zachowanie.
- Nie szkodzi. Zasłużyłem sobie. - odparł zrezygnowany.
- Ach... - westchnęłam i odsunęłam się od niego.


***Punkt widzenia Zayna***

Po zerwaniu z Alice poczułem, że muszę z kimś porozmawiać.  Od razu do głowy przyszła mi Lena. Tylko ona mogłaby mnie zrozumieć, albo chociaż wysłuchać i dokopać jakimś moralizującym tekstem. Zapukałem więc na jej drzwi około północy. Miałem nadzieję, że się trochę podąsała, poplątała po okolicy i już wróciła. Myliłem się jednak. Zmartwiłem się. Postanowiłem więc przekąsić coś i po godzinie wróciłem pod jej drzwi. Nadal nic. Zszedłem więc do recepcji i usiadłem na kanapie  w ciemnym holu. Wpatrywałem się w drzwi wejściowe mając nadzieję, że za moment je przekroczy. Po godzinie zobaczyłem, że nadchodzi. Ucieszyłem się i jednocześnie odetchnąłem z ulgą. Kiedy zauważyłem, że nie jest sama, bo towarzyszy jej jakiś goguś, to zrobiło mi się gorąco i chciałem wiedzieć kim on jest. Miałem ochotę wyjść do nich i kazać mu spływać, ale to byłoby nie na miejscu. Wstałem z kanapy i podszedłem do kontuaru, gdyż stamtąd był najlepszy widok na drzwi. Byłem wściekły, że z  nim rozmawia. Sposób w jaki się do niego szczerzyła doprowadzał mnie do furii. Ten frajer stał zdecydowanie za blisko niej. Myśli, że skoro ma dwa metry, skórzaną kurtkę, podarte dżinsy, nastroszone włosy to jest fajny? Sama ich rozmowa wydawała mi się nie halo, ale gdy ją pocałował w policzek, a jej się to najwyraźniej spodobało, poczułem się oszukany. Wiem dobrze, że mnie by odepchnęła. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałem jej schodzić z drogi. Dobrze wiedziałem, że ona nie jest w stanie dostrzec mnie w tym mroku. Pozwoliłem jej do mnie dobić. To chyba dlatego, że najzwyczajniej w świecie potrzebowałem rozmowy z nią. Chciałem też wybadać kim on jest. Wiem, że nie powinno mnie to interesować, bo ona i ja i tak nie będziemy nigdy razem. Spójrzmy prawdzie w oczy. Ona jest tylko pokojówką, która na dodatek pod koniec sierpnia wróci do siebie. Nie spotkamy się już więcej. Więc po co w ogóle próbować szczęścia? To ją może tylko zranić. Z resztą, ona i tak nie myśli o mnie w tych kategoriach. To on się jej podoba. Widziałem, jak na niego patrzyła. Jest nim oczarowana. Jej sarkazm mnie specjalnie nie zaskoczył. Zasłużyłem sobie na niego. Nie spodziewałem się jednak, że mnie za niego przeprosi, a już na pewno, że mnie przytuli. Prawdę mówiąc, spodobało mi się to. Czuję, że mógłbym się nawet od tego uzależnić. Nie chciałem, żeby się odsuwała.
Oparłem się plecami o kanapę i głośno westchnąłem. Ona zerknęła na mnie kątem oka.
- Powiedziałem jej dzisiaj, że nie możemy być razem - zacząłem - bo nasz związek nie ma przyszłości, bo nie myślę o niej przed zaśnięciem, bo jej uśmiech nie wywołuje uśmiechu na mojej twarzy, bo nie czekam z niecierpliwością na jej telefon, bo... jej nie kocham. - powiedziałem gapiąc się przed siebie. - Rozpętała się straszna awantura. - dodałem.
- A dziwisz się jej? - zapytała łagodnym tonem.
- Nie. Ja tylko dziwię się sobie, że nie odważyłem się na ten krok już dawno, dawno temu. Ona mnie teraz nienawidzi. Liczyła na coś więcej. - przetarłem twarz dłońmi.
- Jak każda dziewczyna, która jest zakochana. - odparła owijając końcówkę brązowych włosów na palec.
- Powiedziała, że jestem ostatnim draniem i że wiedziała o moich zdradach, ale miała nadzieję, że się jeszcze zmienię. - było mi głupio mówić to wszystko, bo pewnie traciłem przez to w jej oczach.
- Kłamstwo ma krótkie nogi Zayn. - spojrzała na mnie.
- Wiem.... - westchnąłem. - Ślicznie dziś wyglądasz. - uśmiechnąłem się do niej delikatnie. - Przepraszam, że cię wystawiłem.
- Nie musisz. Nic się nie stało przecież. - odwzajemniła moja mimikę.
- Czuję się jak skończony dupek, mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś z tym gościem.
- Z Billem? Tak. Było... wesoło.  - zaśmiała się cicho.
- Kolejnym razem cię już nie wystawię. Obiecuję. - spojrzałem na nią.
- To dobrze, bo poczułam się poniżona i było mi przykro. - posmutniała.
- Chodź do mnie - wyszeptałem i rozłożyłem ramiona, w które się wtuliła. Ku mojemu zaskoczeniu, nie protestowała.
- Nie jesteś draniem. - powiedziała. - Czasami tylko go zgrywasz, ale mimo to jesteś fajnym kolesiem, jeśli nie wmawiasz mi, że na ciebie lecę. - zaśmiała się słodko, a ja zacząłem gładzić ją po jej długich włosach.
- Lubię kiedy chłopak to robi.... - wyszeptała.
- Kiedy jest draniem?
- Nie, kiedy bawi się moimi włosami. - na jej twarzy pojawił się mały, uroczy rumieniec, chyba zdała sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziała. - Nie przestawaj. - dodała i zamknęła powieki wtuliła się we mnie mocnej.
- Okay. - odparłem krótko i zaśmiałem się cicho.
- Zayn... - zaczęła.
- Tak? - zapytałem nadal gładząc jej włosy.
- Powiedz mi coś prawdziwego.
- Coś prawdziwego? - upewniłem się.
- Tak... coś prawdziwego, o tobie, o czymś co mało kto wie.
- Widzisz te rysunki na ścianie? - zacząłem, a ona otworzyła oczy, uniosła głowę, aby się im przyjrzeć i kiwnęła nią twierdząco. - Ja je namalowałem.
- Ty? - upewniła się.
- Miałem wtedy może 6 lat. Mama je zatrzymała dla siebie i pewnego pięknego dnia postanowiła przyozdobić nimi ściany.
- Są...
- Tylko nie mów, że ładne. - zaśmiałem się.
- Może nie są to najładniejsze malowidła jakie miałam przyjemność oglądać, ale mają w sobie pewną moc... Przypominają o czasach dzieciństwa, kiedy wszystko było proste i nieskomplikowane tak jak te rysunki. - wyszeptała obejmując mnie w pasie i ponownie zamknęła oczy.
- Ty też rysowałaś? - zapytałem opierając podbródek o jej głowę.
- Nie... ja kaleczyłam muzykę. - zaśmiała się. - Ale zdradzę ci w sekrecie, że jestem całkiem dobrą malarką. - dodała.
- A ja w sekrecie zdradzę ci, że umiem śpiewać.
- Ktoś cię kiedyś słyszał?
- Jedynie moje siostry.
- Jesteś z nimi zżyty?
- Tak. Nie ma ich zaledwie tydzień, a ja już tęsknię. Ale nigdy im o tym nie powiem. Są wkurzające i przemądrzałe, ale je kocham. Szkoda, że ich nie poznasz. Polubiłybyście się.
- Powinieneś im powiedzieć, że je kochasz. Zasługują na to, żeby to od ciebie usłyszeć bez konkretnej okazji. - powiedziała.
- To nie jest takie łatwe skarbie. Nie lubię wyrażać swoich uczuć. - odparłem.
- Mam podobnie. Ale jak raz komuś powiem, że go kocham, to potem nie mogę z tym skończyć. - zachichotała.
- Bo ty jesteś już takim typem człowieka.
- Jakim?
- Kochanym, radosnym, słodkim....
- Ej, nie przesadzaj. Idealizujesz mnie....
- Nie prawda. - uśmiechnąłem się szeroko.
- Prawda. -zanegowała, przytuliłem ją jeszcze mocniej.
- Teraz twoja kolej....
- Przyjaciele mówią do mnie April.
- Czemu?
- Bo jak byłam blondynką, to przypominałam Avril Lavigne. Na początku wołali do mnie Avril, ale potem pewien chłopak wysłał do mnie list miłosny i przekręcił Avril na April i tak już zostało.
- April... - wyszeptałem.
- Możesz tak do mnie mówić. - powiedziała niepewnie.
- Dobrze. - zgodziłem się.
- Miałeś takie coś, że w dzieciństwie wychodziłeś nocą przed dom, kładłeś się na chłodnej trawie i wpatrywałeś się w gwiazdy? - zapytała ni z stąd ni zowąd.
- Nie. - zaprzeczyłem - Ale, niekiedy wdrapywałem się na dach kiedy nikt nie widział i obserwowałem nocne życie miasta. W sumie dalej tak robię. Jeteś pierwszą osobą której się do tego przyznałem.
- Kiedy coś mnie dręczy, to idę na spacer. Po prostu wychodzę z domu i idę przed siebię na polanę. Z tym miejscem wiąże się wiele wspomnień, panuje tam spokój, cisza, nie ma żywego ducha, jest pełno kolorowych kwiatów z których zawsze robię bukiet. Mogę tam w spokoju pomyśleć.
- Lubię niekiedy siąść w spokoju i pobyć sam ze sobą. Na dachu mogę w spokoju pomyśleć, powspominać, pośpiewać, bo nikt nie jest w stanie mnie usłyszeć, a nawet jeśli słyszy, to nie wie skąd dobiega śpiew.
- Zaśpiewaj mi coś... - poprosiła. Jej oczy były zamknięte. Bez dłuższego nmysłu zacząłem śpiewać pierwszą lepszą piosenkę która przyszła mi do głowy.

"Love me tender, love me sweet, never let me go. 
You have made my life complete and I love you so. 
Love me tender, love me true, all my dreams fulfill. 
For, my darlin', I love you and I always will."

- Śpisz? - wyszeptałem po skończeniu zwrotki. Nie usłyszałem odpowiedzi. Powieki zakrywały jej piękne zielone źrenice, a oddech był spokojny i umiarkowany. - Zaniosę cię do pokoju. - wyszeptałem, choć nawet nie byłem pewien, czy mnie słyszała. Sięgnąłem do małej kieszonki jej skórzanej kórtki w poszukiwaniu klucza do jej pokoju. Znalazłem go. Ostrożnie podniosłem się z kanapy i wziąłem ją na ręce, April bewładnie opadła na moje ramiona. Powoli przemierzałem z nią loggby, schody prowadzące na pierwsze piętro oraz długi korytarz, aż znaleźliwśmy się pod drzwiami do jej pokoju. Z trudem otorzyłem drzwi uważając na to, aby jej nie obudzić ani nie upuścić. Nie zapalając światła wszedłem do środka kładąc ją na łóżku. Ona tylko zamruczała przez sen. Spała jak zabita. Była wykończona po całym dniu. Bałem się, że może zaspać do pracy, więc obiecałem sobie, że rano obudzę ją.

8 komentarzy:

  1. Podoba mi się <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się ♥ Mam nadzieję, że kolejne rozdziały również Cię zaciekawią xx

      Usuń
  2. Tak jak obiecałam przeczytałam. Bez wątpienia masz talent i będę tu zaglądać często, tylko dawaj mi znać, jak pojawi się nowy rozdział, bo się wciągnęłam;)) pozdrawiam Ordonka

    OdpowiedzUsuń
  3. Miło mi to słyszeć ♥ Oczywiście xx Będę Cię informować na bieżąco ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się c;<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Super jest ! <3<3<3

    OdpowiedzUsuń