***Niall***
Byłem wycieńczony
minionym dniem. Nawet nie wiem po ilu sekundach po przyłożeniu
policzka do poduszki udało mi się zasnąć. Noc minęła mi całkiem
spokojnie, bez głupich snów czy niepotrzebnych przebudzeń.
Myślałem, że będę śnił o Katy, a tu nic. Dziwne. Kiedy rano
obudził mnie donośny dźwięk alarmu w moim telefonie, który dawał
mi jasno do zrozumienia, że najwyższa pora wstawać, miałem ochotę
wyrzucić go przez okno i kontynuować czynność, która w tak
nieprzyjemny dla organizmu sposób została mi przerwana.
Zdecydowanie potrzebowałem jeszcze dwóch godzin drzemki. Nic z
tego. Słysząc dźwięk budzika, który swoją drogą wył jak
oszalały, moja mama wparowała do mojego pokoju i zaczęła szarpać
za moją pościel.
- Przestań. - wymamrotałem nadal odpływając
do bajkowej krainy Śpiocholandi.
- Synku, wstawaj! Spóźnisz
się do szkoły! - zaczęła narzekań od samego rana.
- Trudno. -
odburknąłem, po czym przewróciłem się na drugi bok.
- No,
ale musisz iść do szkoły! - kontynuowała.
- Wstanę za pięć
minut mamo. - szepnąłem i przykryłem się kołdrą.
- Dobrze.
Ale masz wstać. Ja wychodzę do pracy. Śniadanie masz w lodówce. -
zaznaczyła, po czym opuściła mój pokój i skierowała się
najprawdopodobniej do ganku, na którym zwykła trzymać swój
płaszcz.
Ponownie zasnąłem. Ujrzałem pod powiekami Katy.
Miała na sobie ten sam różowy dres, co wczoraj. Wyglądała tak
słodko. Siedzieliśmy razem na kwiecistej polanie, rozmawialiśmy.
Nagle ona wstała i wyciągnęła ku mnie swoją dłoń „Wstawaj,
czas do szkoły” - wyszeptała z szerokim uśmiechem. „Nie chcę
nigdzie iść. Katy, zostańmy tutaj” - odparłem. Lada moment
podbiegła do mnie i zaczęła potrząsać moimi ramionami, abym się
ruszył. Przy tym wszystkim wydawała z siebie takie słodkie
pomruki. Nasze twarze były coraz bliżej. Objąłem ją z całych
sił, uformowałem usta w dzióbek i złączyłem z jej ustami.
-
Horaaaaaaaaaan! - usłyszałem czyjś głośny, jednak stłumiony
krzyk. Otworzyłem oczy i ukazała mi się wystraszona,
zdezorientowana mina Tomlinsona... moje wargi były przytwierdzone do
jego.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - krzyknąłem przerażony i
odepchnąłem go.
- Stary! Co ci do jasnej cholery odbiło?! -
zapytał wkurzony opierając się plecami o ścianę, próbował
wytrzeć rękawem swetra swoje wargi.
- Ja... Ja... - zacząłem –
A co ty tu właściwie robisz? - zapytałem.
- Co ja robię?! -
ponownie się zezłościł. - Chciałem cię obudzić kretynie! A ty
mnie wziąłeś za cycatą Katy i pocałowałeś mnie! - dodał
oburzony.
- Jak to? - zapytałem zdziwiony.
- Srak to. Nie
mogłem się ciebie dobudzić, więc podszedłem i zacząłem tobą
szarpać, a ty mnie ścisnąłeś i zacząłeś coś mamrotać w
stylu „Oh Katy” i zanim się spostrzegłem... pocałowałeś
mnie. - dodał z lekka zawstydzony.
- Ohhh... to dobrze. -
odetchnąłem z ulgą.
- Dobrze? - uniósł lewą brew.
-
Przez moment myślałem, że jesteś gejem. - wyjaśniłem.
-
Któregoś pięknego dnia ci za to strzelę. - przesłał mi swoje
gniewne spojrzenie. - Zbieraj się. Twoja mama do mnie dzwoniła,
żebym cię siłą ściągnął z łóżka, bo twój tata się gdzieś
krząta koło domu i nie ma na to czasu. - rzekł i wyszedł z mojego
pokoju. - Masz dziesięć minut! - krzyknął będąc już na
korytarzu.
Rozbawiony podniosłem się z łóżka i rozciągnąłem
się. W pośpiechu zacząłem się rozglądać po pokoju chcąc
odnaleźć wzrokiem ubrania, które sobie wieczorem przygotowałem z
myślą założenia ich po przebudzeniu. „Są!” - krzyknąłem.
„Mówiłeś coś?” - zawołał z dołu Tomo. „Nie!” -
odparłem i zabierając ubrania z taboretu znajdującego się przy
biurku, pobiegłem do łazienki, gdzie przygotowywałem się do
wyjścia. Nie upłynęło pięć minut, a ja byłem już gotowy.
Zbiegłem więc na sam dół do kuchni, w której siedział Louis.
-
Szybki jesteś. - usłyszałem.
- Zdarza się. - odburknąłem. -
Widziałeś może...
- Twoje śniadanie? - przerwał mi w połowie
zdania. Kiwnąłem twierdząco głową. - W lodówce. Twoja mama
podobno je tam włożyła. - wyjaśnił.
- Dzięki. - odparłem
ucieszony, po czym podbiegłem do lodówki, w której czekały na
mnie kanapki. Konałem z głodu – jak co rano. Nie zamykając nawet
lodówki rzuciłem się na nie w pośpiechu, gdyż czas nas gonił.
Za 5 minut do szkoły przyjedzie Katy. Wiem to, bo zawsze jest
punktualna. Za to ją podziwiam. Ja zawsze mam czas. Nigdzie mi się
nie śpieszy, a ona? Ona jest jak chodzący zegarek. Jeśli się
zjawi w szkole, to wiadomo, że jest już za pięć i za moment
lekcje się rozpoczną.
Kiedy już skończyłem konsumować moje
ekspresowe śniadanie nie czekając nawet na Tomo, wybiegłem z domu,
a on musiał biec za mną. Był wściekły. No cóż. Nie mój
problem. Ja muszę zdążyć na czas, aby przywitać się z Katy, a
została jeszcze jakaś minuta. Będąc pod szkołą, odetchnąłem z
ulgą. Zdążyłem. Przystanąłem obok wejścia do budynku, olewając
kompletnie chłopaków, którzy wołali na mnie, żebym szedł z
nimi. Po chwili zobaczyłem, jak moja księżniczka nadjeżdża na
desce. Chyba na mojej twarzy pojawiły się wypieki. Ups. Ona jest
totalnie urocza. „Cześć Niall”. - rzuciła mijając mnie. „Hej”
- odparłem. Miałem nadzieję, że się przy mnie zatrzyma, ale
nieee... no gdzieee? Wkurzony i zawiedziony poszedłem za kumplami.
Dogoniłem ich, kiedy wchodzili do klasy.
- Jak tam Horan? Olała
cię? - zapytał rozbawiony Tomo.
- Spieprzaj. - skomentowałem
krótko i udałem się do mojej ławki.
- Nie martw się, może
śpieszyła się do toalety czy coś. - pocieszał mnie Payne.
-
Może. - wzruszyłem ramionami siadając w mojej ławce. Znowu
siedziałem sam. Tomlinson usiadł w ławce z kolegą z drużyny, a
ja spisany byłem sam na siebie.
- Wielkie dzięki Tomlinson. -
wymamrotałem.
- Niall? Czy ja ci w czymś przeszkadzam? -
wtrąciła się nauczycielka, która właśnie weszła do sali
lekcyjnej.
- Nie. Zwyczajnie mam muchy w nosie. - odburczałem.
- Słucham? - zapytała ponownie.
- Nic. - wzruszyłem
ramionami.
- Horan czy ty masz w ogóle świadomość z kim ty
rozmawiasz? Jestem twoim nauczycielem, a nie koleżanką z klasy.
Wymagam odnoszenia się do mnie z szacunkiem godnym nauczyciela.
Inaczej...
- Świetnie, teraz jeszcze Pani robi ze mnie głupka
pozbawionego świadomości. - wymamrotałem.
- Dość tego Horan!
Miarka się przebrała. Nie wiem, co się z tobą w ostatnim czasie
dzieje! Tak dłużej być nie może. Proszę, do dyrektora! Trafisz
sam, czy mam ci wskazać drogę? - zapytała.
Nagle w klasie
rozległo się pukanie i drzwi się uchyliły.
- Dzień dobry.
Przepraszam za spóźnienie. - usłyszałem głos Katy. Uniosłem
więc wzrok na drzwi. Tak. To była ona. Znowu spóźniła się na
lekcję.
- Katy Akerly! Jest pięć minut po dzwonku! Nie
powinnam cię wpuszczać do klasy.
- No tak, ale dopiero po
piętnastu minutach może mi pani dać nieobecność. - zaznaczyła
brunetka.
- Słucham? Nie dość, że się spóźniasz na lekcję,
to jeszcze podważasz moje zdanie? Dość tego młoda panno. Ty i pan
Horan udajecie się do dyrektora. Nie mamy już o czym mówić. Nie
chcę was widzieć do końca lekcji. Ja sobie jeszcze sprawdzę, czy
u niego byliście i dopilnuję, by wam się tym razem nie upiekło. A
tymczasem do widzenia. - rzekła, po czym otworzyła przed nami drzwi
na oścież. /spojrzałem niepewnie na stojącą w progu dziewczynę,
po czym wzruszyłem ramionami i przesyłając jej kojący uśmiech,
udałem się w jej stronę, po czym złapałem za jej dłoń i
wyprowadziłem na korytarz.
- Wredna zołza! - wściekła się
brunetka. - Cholera jasna! - wykrzyczała. - Mam już serdecznie dość
tej szkoły i tych ludzi. - dodała marszcząc brwi.
- Nie
dramatyzuj. - szepnąłem – Akcja, to dopiero będzie, jak nas
dorwie dyro. - westchnąłem.
- A ciebie za co wywaliła? -
zaciekawiła się.
- A bo ja wiem? - ponownie westchnąłem.
-
Fajnie. - wymamrotała. - Będziemy tak stać, czy idziemy na ten
dywanik? - uniosła lewą brew.
- A może... urwijmy się? -
zaproponowałem niepewnie. Sam nie wiem, dlaczego taki pomysł
narodził się w mojej głowie.
- Nie wierzę! - klasnęła w
dłonie – Najspokojniejszy i najmniej zdemoralizowany uczeń
którego znam, chce iść na vaxy? No, no, no... Horan... - zaśmiała
się. - Okay, a teraz na poważnie, chodź już, bo będą jeszcze
większe kłopoty, jak nas ta flondra przyczai, że tu stoimy. -
chwyciła mnie za dłoń i pociągła za sobą.
- Na wagary? -
zapytałem z lekka zdezorientowany.
- Do dyrektora kretynie. -
przewróciła oczami... co prawda tego nie widziałem, ale jestem
pewien, że tak właśnie zareagowała w tym momencie.
***Katy***
Pół
nocy nie wiedzieć czemu rozmyślałam o niebieskookim blondynie,
zamiast spać. Jest w nim coś, co sprawia, że się uśmiecham. To
chyba ta jego niezdarność i pierdołowatość, czynią go takim
wesołkiem, który zaraża uśmiechem każdego, kto znajdzie się w
promieniu jego rażenia. Słowo daję, że przez pierwsze godziny po
naszym „poznaniu” miałam go ochotę dosłownie oskalpować. A
teraz? Teraz już mi aż tak bardzo nie zawadza. Wręcz przeciwnie.
Coś mnie do niego przyciąga. Owszem, jest na swój sposób
przystojny, ale to chyba nie ten pułap... Ja raczej dostrzegam w nim
coś więcej... Coś więcej poza sferą czysto fizyczną. Jest
uroczy i pełen pozytywnej energii, jednak jako facet, mnie nie
interesuje. Mam nadzieję, że on ma podobne zdanie o mnie. Byłoby
niezręcznie, gdybym mu wpadła w oko, lub co gorsza, gdyby się we
mnie zakochał. Nie chciałabym tego. Nie jestem gotowa na nowy
związek. Jeszcze się nie pozbierałam po ostatnim. Tak czy siak,
chcę na spróbowanie pospędzać z Niallem trochę czasu. Chcę się
przekonać, co by z tego wyszło. Kto wie, może ocieramy się oboje
o cudowną, dozgonną przyjaźń? Ja naprawdę wierzę w takie coś
jak przyjaźń damsko-męska. Może i jestem naiwna, ale wierzę w
taki układ. Rano gdy zobaczyłam Horana w drzwiach wejściowych do
szkoły, to chcąc nie chcąc, ucieszyłam się, że go widzę. Nie
do końca wiedziałam jak się zachować, więc rzuciłam
niezobowiązujące słowo na przywitanie i ruszyłam w swoją stronę.
Byłam ciekawa, czy pójdzie za mną. Nie poszedł. Wybrał kumpli.
Typowy facet. Nie zawiodło mnie to. Spodziewałam się właśnie
takiej reakcji z jego strony, a nie innej. Kilka sekund przed
dzwonkiem, poczułam, że muszę iść na stronę, aby zmienić
podpaskę... babskie sprawy... głupio o tym gadać. Kiedy wróciłam
do klasy, ta jędza, pani Wrigley, przyssała się do mnie, niczym
pijawka i wyprosiła mnie z klasy, kierując mnie prosto do
dyrektora. Byłam nieco zaskoczona, kiedy okazało się, że moim
kompanem na dywanik będzie nie kto inny, jak Horan. Byłam ciekawa,
czemu jego też wywaliła za drzwi, ale mało co mi powiedział.
Blondyn chciał iść na wagary. W sumie spodobał mi się ten
pomysł, jednak nie mogłam mu ulec. Nie wiem czemu... Może się
zwyczajnie wystraszyłam? Chciałam tylko iść do dyrektora Pittsa i
mieć z głowy. Pewnie czeka nas dzisiaj koza. Kiedy znaleźliśmy
się pod drzwiami jego gabinetu, blondyn zapukał na nie i nie
czekając aż ktoś się pofatyguje by otworzyć, nacisnął klamkę
i otwierając potężne, dębowe drzwi przepuścił mnie w nich.
Dyrektor zmarszczył brwi i przerwał wypełnianie jakiś formularzy.
Był wyraźnie niezadowolony na nasz widok. Powiedzieliśmy z Horanem
zgodnym chórkiem „dzień dobry” i czekając na odpowiedź
wpatrywaliśmy się blado w postać mężczyzny, który również
lustrował nas wzrokiem. Przez kilkanaście sekund panowała
przeraźliwie niezręczna cisza. Przyszło mi do głowy, aby ją
przerwać.
- Przysłała nas Pani Wrigley. - zaczęłam. Dyrektor
nadal się wpatrywał w nas na zmianę.
- Dobrze. - odezwał się
nagle spokojnym, opanowanym tonem. - W jakiej sprawie? - zapytał
siadając głębiej w swoim skórzanym fotelu.
- Wyprosiła nas
oboje z lekcji i kazała się zgłosić u Pana. - wtrącił Niall. -
Sami do końca nie wiemy jaki był konkretny powód. - dodał.
-
Yyy tak... to znaczy... ja się spóźniłam na lekcję pięć
minut... - odparłam niepewnie.
- A ty kolego? - zaciekawił się
mężczyzna.
- Pyskowałem. - wzruszył ramionami. Zdawał się
zachowywać tak, jakby wizyta u dyrektora była dla niego niczym
nowym. Jakby to była zwyczajna, codzienna, nieodbiegająca od normy
sytuacja. Okay, może on ma w tym wprawę, ale nie ja! Nigdy
wcześniej nie byłam wzywana do dyrektora! Mam prawo się
denerwować. Wkurza mnie ten jego spokój.
- Pyskowałeś...
pyskowałeś... - powtórzył dwukrotnie po Niallu tkwiąc w lekkim
zamyśleniu. - Powiedz mi Niall, tak? - blondyn kiwnął twierdząco
głową – A zatem Niall, o ile mnie pamięć nie myli, byłeś tu
już wczoraj, czy tam przedwczoraj, również przysłany przez Panią
Wrigley. Podłożyłeś jej nogę, tak?
- To był wypadek.
Przecież nie zrobiłem tego umyślnie. Nie jestem głupi. Nigdy nie
ośmieliłbym się jej do tego stopnia znieważyć. Fakt, nie
przepadam za nią, ani za lekcjami z nią, ale to nie powód by
planować zamach na jej zdrowie. - bronił się Horan.
- Dobrze.
- Pitts lustrował ostrożnie sylwetkę Nialla. - Nie chcę stosować
na tobie żadnych kar. To nie tędy droga. Moglibyście siedzieć w
szkolnej kozie godzinami, ale powiedzcie sami, co by wam to dało z
wyjątkiem zmarnowanego czasu? - zapytał ze zmartwieniem – Zdaję
sobie sprawę z tego, że Pani Wrigley, to surowa, wymagająca, srogo
każąca uczniów nauczycielka, która miewa zapęd do karania
uczniów nawet za najmniejsze błahostki, ponieważ wierzy, że w ten
sposób nauczy ich szacunku i rzetelności. Młodzieży wydaje się
być trudną, ale jednak jest nauczycielem i należy się jej
szacunek. Proszę was zatem, abyście na jej lekcje przychodzili
punktualnie i nie pozwalali sobie na żadne uszczypliwe komentarze,
czy choćby głupie uśmieszki, gdyż ona krzywo na to patrzy. Lekcja
jest od tego, by wynieść z niej jak najwięcej. Powygłupiać
możecie się po szkole. Zapamiętajcie to sobie i przeproście panią
Wrigley. Zrozumiano? - zapytał z srogą miną. Kiwnęliśmy
twierdząco głowami – To teraz proszę powrócić do obowiązków
ucznia. Lekcja jeszcze trwa. - dodał i wskazał dłonią w kierunku
drzwi wyjściowych. Pożegnaliśmy się z nim i bez żadnych
dodatkowych pytań czy dyskusji opuściliśmy jego biuro.
- Czyli
nic...? - zapytałam opierając się o zimną ścianę.
- Co nic?
- Horan zmarszczył brwi.
- No nic, nie ma żadnej kary. Nawet
dla ciebie. - wyjaśniłam wpatrując się w niego. Na jego twarzy
pojawił się łagodny uśmiech, który przerodził się w radosny
śmiech.
- Powinnaś się chyba cieszyć. - odparł.
- Racja,
ale jak na razie to nie ma z czego, bo musimy wracać na lekcję z
tą... - nie dokończyłam.
- Nie musimy. Urwijmy się. - ponownie
powrócił do tematu, który wałkowaliśmy przed wizytą u dyrektora
Pittsa.
- Oszalałeś. - przekręciłam oczami.
- Niby czemu?
- spojrzał na mnie.
- Niby temu, że właśnie dopiero co byliśmy
na dywaniku, a ta jędza jest na nas cięta i jak się dowie, że
zwialiśmy, to wiesz, że będzie po nas. Wezwą rodziców, a my
zostaniemy pewnie zawieszeni w prawach ucznia. Niall, zdążyłam się
zapoznać z regulaminem tej szkoły. - spojrzałam an niego z
wyrzutem. - A poza tym, moi rodzice mają już wystarczająco sporo
zmartwień w tej chwili i nie chcę im przysparzać kolejnego. -
dodałam. - I... ja jeszcze nigdy nie zwiałam ze szkoły. Nigdy. -
powtórzyłam.
- A myślisz, że ja uciekłem? - zaśmiał się
wesoło. - Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - nadal mnie
przekonywał.
- Nie. - zaprzeczyłam. Zapanowała chwila ciszy. -
Czekaj... a jeśli się źle czuję, to mogę się zwolnić u
higienistki do domu? - zapytałam nagle.
- Jasne. - odparł. - W
każdej chwili. - dodał.
- To świetnie. - uśmiechnęłam się
promiennie.
- Katy, dzieje się coś złego? Źle się czujesz?
Będziesz umierać? - wystraszył się.
- Oszalałeś? - zaśmiałam
się. - Wpadłam na pewien pomysł... idźmy do higienistki czy tam
pielęgniarki i puśćmy ściemę, że źle się czujemy, żeby nas
zwolniła do domu. Dobrze? - zapytałam.
- Jesteś pewna? - trochę
się wahał, ale ostatecznie rzekł – Okay, chodźmy.
- Czekaj,
nie tak szybko. Nie możemy iść razem. To byłoby podejrzane.
Najpierw pójdę ja, a ty jakieś 10 minut po mnie. - zaproponowałam.
- Dobra. Powiem, że mnie boli żołądek.
- Twój wybór.
Powiedz lepiej, że masz rozwolnienie. Puszczą cię od razu, jeśli
im powiesz, że mieszkasz naprzeciwko szkoły. - włożyłam dłonie
do kieszeni i ruszyłam przed siebię w stronę gabinetu, za mną
szedł Horan. Kiedy się już znalazłam pod białymi drzwiami z
napisem: „Pokój 201: Pedagog szkolny, higienistka, pielęgniarka”
obejrzałam się do tyłu na Nialla i rzuciłam w jego kierunku
niezobowiązująco „Będę czekać pod szkołą”, po czym
zapukałam na drzwi i weszłam do wewnątrz. Gabinet był niewielki.
Dominowały odcienie błękitu oraz seledynu, przez co sprawiał
wrażenie zimnego pomieszczenia. Przywitałam się z panią
higienistką. Zapytałam ją o to, czy jest tu gdzieś pani
pielęgniarka, ale jak się okazało, pojechała gdzieś do innej
szkoły. Byłam zatem skazana na dobrą wolę higienistki, której
puściłam bajeczkę o tym, że źle się czuję, ponieważ boli mnie
lewe ucho, bo najprawdopodobniej ponownie dopadło mnie jego
zapalenie. Zgodziła się na to, by mnie wysłać do domu, jednak
nalegała, by zatelefonować do rodziców i czekać aż mnie odbiorą.
Nie spodobało mi się to, więc zaczęłam ją błagać, by mnie
wypuściła do domu już teraz, gdyż ucho boli mnie niemiłosiernie,
a w domu mam odpowiednie leki na tego typu dolegliwości, a na
dodatek jest w nim tylko moja babcia, która nie jest w stanie mnie
odebrać, bo nie ma samochodu. Na szczęście higienistka łyknęła
moje marne aktorstwo i puściła mnie wolno. Tak jak mówiłam
blondynowi, udałam się pod szkołę. Czekałam na niego dobre pół
godziny, aż w końcu się zjawił.
***Niall***
Jeśli mam być
szczery, to bałem się tej wizyty u dyra, ale przecież nie mogłem
dać jej tego po sobie poznać. Przecież ponownie wzięłaby mnie za
jakiegoś mięczaka, a jak na razie, zauważyłem, że w miarę
dobrze mi idzie, więc trzepaniem portkami ze strachu tylko by
wszystko pogorszyło. Katy jest doprawdy urocza i nie mogę się
powstrzymać przed wpatrywaniem się w jej piękne oczy. Bałem się,
ze dyrektor ją jakoś ukarze, ale na szczęście miał dzisiaj dobry
dzień, choć pierwsze sekundy po naszym wejściu do jego gabinetu
nie sugerowały o tym, że jakoby byłby w humorze. Dobrze, że
pozory bywają mylące. On chce żebyśmy tę wiedźmę przeprosili?!
Niby za co ja mam ją przepraszać?! To niech lepiej ona przeprosi,
za to, że w ogóle jest na tym świecie i zatruwa mi swoją osobą
życie. Nie cierpię jej. Nie miałem ochoty wracać na jej lekcję,
ani w ogóle siedzieć w szkole, więc ponownie wyskoczyłem z tym
wagarowaniem. Wiem, że to nie ładnie z mojej strony sprowadzać
moją księżniczkę na drogę, z której jako wzorowy chłopak,
powinienem ją odwodzić. Może mi wybaczy, że ją tak
„demoralizuję” dzisiaj. Nie dziwię się jej, że się boi, że
ktoś nas przyłapie na wagarach i poniesiemy tego ogromne
konsekwencję. Ja również się boję. Nigdy wcześniej nie zerwałem
się choć pięć minut wcześniej przed dzwonkiem. W ogóle jestem
osobą, która, gdy chce przemknąć niezauważona, to robi obok
siebie straszny rejwach i wszyscy ją słyszą już z kilometra. Tak
czy siak, poszedłem do higienistki, tak jak uczyniła to chwilę
przede mną Katy i nakłamałem jej jak z nut. Dobrze, że ona wie,
że mieszkam naprzeciwko szkoły i to jest dosłownie rzut beretem
stąd do mojego domu, bo pewnie by mnie nie wypuściła. Najszybciej
jak się tylko dało, pobiegłem do Katy pod szkołę. Siedziała na
ławce pomiędzy krzakami, aby nikt jej nie przyuważył. Wiedziałem,
że tam się udała. Ja sam bym się tam skrył chowając się przed
nauczycielami. Mieliśmy niewiele czasu na to, by się zmyć z terenu
szkoły, gdyż pozostało jeszcze jakieś pięć minut do długiej
przerwy, podczas której część uczniów wychodzi ze szkoły na
świeże powietrze i udaje się do różnych zakamarków by móc w
spokoju zapalić papierosa, (co u nas jest objęte zakazem palenia),
a za nimi ciągną się niczym węszące, bezszelestne widma
nauczyciele, chcący przyłapać kogokolwiek na gorącym uczynku.
Dlatego też, bez dłuższego gadania pobiegliśmy trzymając się za
dłonie w stronę tylnej bramy, po której przekroczeniu, nie wiedząc
czemu, nasze dłonie nagle się rozdzieliły.
- Dobra, to co
teraz? Gdzie idziemy? - zapytała Akerly przystając.
- Nie wiem.
Do mnie? - zaproponowałem.
- To może lepiej do mnie? - wyszła
z inicjatywą.
- Może być. Chętnie zobaczę, jak mieszkasz. -
ucieszyłem się nawet jej propozycją.
- W takim razie chodźmy.
- uśmiechnęła się delikatnie i ruszyliśmy w kierunku jej domu,
do którego już znałem drogę.
Szliśmy dobre dziesięć minut,
aż znaleźliśmy się na werandzie. Jej dom, był dużo mniejszy niż
mój. Mój jest mały, ale ten był dosłownie miniaturowych
rozmiarów. Mimo to, wyglądał dość przytulnie. Kiedy Katy szukała
w plecaku kluczy do głównego zamka, rozglądnąłem się trochę po
ogrodzie obok jej domu. Był praktycznie w surowym stanie, a po
trawie prawie nie było śladu. No cóż, może są w trakcie robót
ogrodowych? Kiedy już Katy otworzyła drzwi, zaprosiła mnie do
środka. Wnętrze było ciepłe, ale surowe. Na ścianach nie wisiały
prawie żadne obrazy. W oknach, nie było firanek, tylko spuszczone
rolety, a na podłodze ani jednego dywanu. Nie spodobało mi się
tutaj.
- Chodźmy może do mojego pokoju? - zaproponowała, a ja
kiwnąłem twierdząco głową zgadzając się, po czym ruszyłem za
nią po schodach na górę. Na wprost schodów znajdował się już
jej pokój. Kiedy weszliśmy do niego, Katy rzuciła plecakiem na
łóżko i się przeciągnęła. Wyglądała tak słodko, niczym mały
kotek, który właśnie przebudził się ze swojej popołudniowej
drzemki. - Czekaj na moment, muszę coś jeszcze sprawdzić. -
oznajmiła, po czym zostawiła mnie samego u siebie w pokoju i
przymknęła za sobą drzwi.
Kiedy
opuściła pokój zamykając za sobą drzwi, miałem szansę, aby
rozejrzeć się uważnie po jego wnętrzu. Wszędzie pełno było
pocztówek z całej Europy, zdjęć z różnych imprez na których
szalała w towarzystwie swoich znajomych, których nigdy wcześniej
nie widziałem na oczy, ulubionych płyt, plakatów, a w koncie
między półką, a kremową ścianą ulokowana była granatowa,
połyskująca, akustyczna gitara pełna różnych własnoręcznie
wykonanych napisów oraz symbolicznych dat, które musiały wiele dla
niej znaczyć skoro postanowiła je nieodwracanie umieścić na swoim
instrumencie. Chciałem się z bliska przyjrzeć gitarze. Wziąłem
ją do rąk. Chciałem coś brzdęknąć, ale bałem się, że
usłyszy, lub co gorsza, będzie zła, że bez pytania dotykam jej
przedmiotów. Postanowiłem więc ją szybko odłożyć na swoje
miejsce. Musiałem to zrobić niezwykle delikatnie, aby żadna ze
strun nie wydała z siebie nawet najcichszego dźwięku. Odruchowo
przeniosłem wzrok na pierwszy, lepszy punkt w pokoju. Moje oczy
napotkały niski, szklany stolik, na którym położony był flakonik
z czerwonymi różami oraz jakiś mały, różowy zeszyt. Podszedłem
bliżej i zauważyłem widniejący na nim napis "Nie dotykaj!".
Wyglądało mi to na pamiętnik. Korciło mnie, żeby go otworzyć i
poznać wszystkie jej sekrety. Wahałem się przez kilka sekund wciąż
wyciągając dłoń ku owej rzeczy, która wręcz się prosiła o
moją ingerencję, a następnie wkładając ją z powrotem do
kieszeni. Przecież gdybym przeczytał chociaż jedno, krótkie
zdanie zapisane w nim przez nią, byłbym skończonym egoistycznym,
zapatrzonym w siebie draniem, a biorąc pod uwagę fakt, że mogłaby
mnie przyłapać na wertowaniu jej zapisków, zabiłaby mnie.
Ciekawość jednak wygrała. Gdzie indziej miałbym odkryć coś na
jej temat jak nie w jej pokoju oraz czytając jej pamiętnik? No
właśnie. A ja desperacko potrzebowałem pogłębić moją wiedzę w
temacie, który nurtował mnie od ponad roku. Szybko chwyciłem w
dłonie mały, różowy zeszycik i ostrożnie przewertowałem kartki
zatrzymując się na ostatnim wpisie z wczorajszą datą:
"22XI
– Nie wiem co się dzieje. Wszystko wymyka mi się spod kontroli.
Chciałabym móc pozamykać tak wiele rozdziałów i ostatecznie
uporać się z tymi wszystkimi sprawami, które spędzają mi sen z
powiek. Chciałabym móc zapomnieć o nim. Tak po prostu, zwyczajnie.
Chciałabym wykreślić jego imię z mojego serca i umysłu i oswoić
się z myślą, że on już nie wróci. Nie kocha mnie. Nigdy mnie
nie kochał. Byłam tylko pieprzonym zakładem. Tak mocno chcę go
znienawidzić! Dlaczego nie potrafię?! Za cztery dni wyjeżdżam do
Newcastle. Może tam wreszcie uda mi się spojrzeć na moje życie z
innej perspektywy? Może tak zwyczajnie zapomnę?"
-
Wyczytałeś coś ciekawego? - usłyszałem.
-
Tak. - odparłem będąc w transie. Po momencie się ogarnąłem -
Yy.. c-co?! J-ja... J-ja... - zacząłem się jąkać, kiedy zdałem
sobie sprawę, że mnie przyłapała.
- Oddaj mi to! - rozkazała
podchodząc do mnie szybkim krokiem, po czym wyrwała mi swój
pamiętnik z rąk.
- Katy, tak cię przepraszam. Ja... -
zacząłem.
- Daj spokój i wyjdź. Nie chcę mieć z tobą już
nic wspólnego. - powiedziała srogo, po czym wskazała mi palcem
drogę ku drzwiom. Zrobiłem jak chciała – wyszedłem.
No i mamy IV rozdział Horanka ;) Jak się Wam podoba dzisiejsza część? Mam nadzieję, że bardzo, bo pisałam ją i pisałam... z jakiś dobry miesiąc ;), ale wiecie jak to jest w wakacje, niby jesteśmy w domu, ale mimo to nie ma na nic czasu, bo znajomi czekają :).
6kom=next ♥
Wasze komentarze i opinie motywują mnie do dalszego pisania xx