GRY
trwa inicjalizacja, prosze czekac...

sobota, 29 marca 2014

Rozdział XVII (ostatni)


Piosenka ♥
            Alfred Hitchcock powiedział kiedyś, że "Miłość to partia kart, w której wszyscy oszukują: mężczyźni, by wygrać, kobiety, by nie przegrać". Jeszcze nie tak dawno nie rozumiałam co miał na myśli, teraz już dobrze wiem. Pamiętam jak Zayn zamknął mnie w swoim pokoju, by nie dopuścić do mojej randki z Billem. Myślałam wtedy, że chce zwyczajnie ze mnie zadrwić, ale on mnie już wtedy kochał i robił wszystko, aby wygrać z Billem. Dlatego zawsze pojawiał się w tych samych miejscach co my, próbował go ośmieszyć, sprawić bym uświadomiła sobie, że Evans to kawał drania. Ja chyba wtedy też to w nim dostrzegłam, jednak stwierdziłam, że nikt nie zada mi większego cierpienia od Malika. Widok tych jego dziuni przyprawiał mnie o mdłości. Chciałam mu wtedy udowodnić, że jestem od nich lepsza, dlatego byłam zadziorna, krytykowałam go, udawałam, że jest mi obojętny, że jego zaloty na mnie nie działają w żaden sposób. Umawiałam się  Billem, aby zauważył, że mam go głęboko gdzieś, a potem jak przyszło co do czego, sama szukałam jego bliskości, bo zdążył mnie  w tym krótkim czasie do siebie przyzwyczaić. Cały Malik.
- Kochanie, wiesz może gdzie się podziały moje klucze? - siedząc w kuchni usłyszałam głos Zayna dobiegający z mojego pokoju.
- Nie wiem. Chyba miałeś w spodniach. - odparłam i wróciłam do czytania porannej gazety.
- Dobra, mam. - krzyknął zadowolony.
- Fajnie. - wymamrotałam nadal nie odrywając wzroku od artykułu w prasie, który mnie strasznie zaciekawił.
- Mam cię! - krzyknął Zayn obejmując mnie mocno, po czym przygryzł skórę mojego ramienia.
- Ała! Oszalałeś?! - podskoczyłam z bólu. - Odwala ci? - zapytałam odtrącając go. Malik stał nade mną jeszcze przez moment z miną zbitego psa.
- Ale ty jesteś słodka od samego rana. - przewrócił oczami i zajął miejsce obok mnie. - Co czytasz? - zapytał.
- Artykuł, piszą, że poszukują osób do pracy w Polsce, bo otwarli jakąś nową sieć sklepów, czy czegoś tam i sporo płacą. - odparłam.
- No i? Masz już dobrze płatną pracę. - wzruszył ramionami i wyrwał mi gazetę, po czym wrzucił ją do kosza.
- Ej, jeszcze nie skończyłam czytać! - wkurzyłam się.
- Skończyłaś. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Jesteś nieznośny. - westchnęłam i poszłam do łazienki.
- I kto to mówi? - rzucił za mną i dopił moją kawę.
- Teraz zrób mi nową. - odparłam stojąc w drzwiach.
- Jasne... - przekręcił oczami.
               Momentami tak strasznie mnie irytował, ale nawet wtedy kochałam tego idiotę. Wszystko co w nim było nieznośne, potęgowało moją miłość. Zayn i ja jesteśmy jeszcze bardzo młodzi, ale czuję, że nadeszła pora na poważny ruch naprzód. Chciałabym, żeby się mi oświadczył. Każda kobieta chce usłyszeć to bazowe pytanie z ust swego ukochanego, nieprawdaż? Nie twierdzę, że mamy brać ślub już teraz, w trybie natychmiastowym, ale chcę, aby ludzie mogli już teraz podziwiać pierścionek zaręczynowy na moim palcu. Boję się tylko, że Zayn nie czuje tego w taki sposób jak ja. On chyba ma zupełnie inne wyobrażenie o naszym związku niż ja. On m jeszcze na wszystko czas i z niczym poza seksem nie chciał się nigdy śpieszyć. Nadal tak jest. Czasem mam wrażenie, że gdyby nie fakt, że mamy bogate życie intymne, on już dawno by ode mnie odszedł. Ta myśl mnie przeraża.
Kiedy wyszłam już z łazienki, rozejrzałam się po mieszkaniu Harrego, w którym spędziłam tę noc. Nigdzie nie było Zayna. Westchnęłam głośno i udałam się do jego pokoju, w którym położyłam się po kołdrą wygodnego łóżka i próbowałam zasnąć. Nie miałam pojęcia gdzie znowu powiało Malika, ale o dziwo się o niego nie bałam. Chyba w głębi serca rozumiałam, że to naturalne zachowanie z jego strony. Po krótkiej chwili zasnęłam. Nie mam pojęcia ile spałam, być może piętnaście minut, aż do momentu, kiedy to nie obudził mnie głośny trzask zamykanych drzwi do sypialni.
- Oooo... przepraszam, nie wiedziałem, że śpisz. - odezwał się od progu, kiedy spostrzegł, że przecieram oczy.
- Musisz się zawsze tak tłuc? - zapytałam.
- Przepraszam. - odparł i podszedł do mnie, po czym wślizgnął się pod kołdrę i z troską oraz czułością wziął moje ciało w swoje silne ramiona. - Nie chciałem cię obudzić. - pocałował moją głowę.
- Gdzie byłeś? - zapytałam wtulając się w niego.
- W sklepie. Skończyło się mleko, a ty nie lubisz kawy bez mleka. - zaśmiał się wesoło.
- Jesteś najlepszy. - zachichotałam. - Swoją drogą, to kiedy jeszcze nie byliśmy razem, umiałeś się wkraść do mojego pokoju cicho niczym myszka, a teraz otwierasz drzwi niemalże z buta. - zauważyłam.
- Bo wtedy nie lubiłaś... to znaczy udawałaś, że nie lubisz, kiedy przebywałem w tym samym pomieszczeniu co ty, więc musiałem się skradać, bo gdybym grzecznie zapukał, nie wpuściła byś mnie do środka, a teraz wiem, że kochasz kiedy jestem przy tobie.
- Nie prawda! Nie udawałam wtedy! Ja na serio nie lubiłam, kiedy byłeś w pobliżu, bo mało brakowało bym straciła kontrolę i cię zgwałciła. - zaśmiałam się.
- Uwierz mała, że byłbym ci za to wdzięczny. - wybuchnął śmiechem.
- W to nie wątpię... - przekręciłam oczami.
- Kocham cię, wiesz? - zapytał po czym musnął moje wargi.
- Wspomniałeś już kiedyś.. - wyszeptałam po czym zamknęłam oczy i ponownie próbowałam zasnąć, jednak natarczywe dłonie Zayna błądzące po moim ciele mi to uniemożliwiały. - Chcę spać. - powiedziałam stanowczo.
- A ja potrzebuję seksu. - odparł i kontynuował.
- Zayn, przestań. Nie mam ochoty. - oświadczyłam i odchyliłam kołdrę, wstałam z łóżka i udałam się do pokoju Stylesa.
- April... no... nie wygłupiaj się! - usłyszałam wołanie z sąsiedniego pokoju, którym się zbytnio nie przejęłam.
- Cześć. - powiedziałam wchodząc do pomieszczenia, w którym zastałam Loczka  leżącego na łóżku i wpatrzonego w monitor swojego laptopa. - Znajdzie się dla mnie miejsce obok ciebie? - zapytałam.
- Jasne. - uśmiechnął się.
- Zayn nie daje mi spać. - westchnęłam.
- Słyszałem... ale ja nie mogę ci zagwarantować, że będę trzymał ręce z dala od ciebie. - zaśmiał się cwaniacko.
- Spróbuj mnie dotknąć, to nie Zayn cię zmasakruje, tylko ja. - zagroziłam i położyłam się obok niego.
- A nie mówiłem, że ona jest słodziutka? - zapytał z rozbawieniem Malik stojąc w drzwiach.
- Najsłodsza... - wymamrotał Styles. Jeżeli mam być szczera, to nigdy go nie lubiłam, uważałam go za skończonego gnojka. Można nawet powiedzieć, że go nie trawiłam i przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu sprawiało, że miałam ochotę zdjąć szpilkę i rzucić nią w jego twarz. Drastyczne, prawda? Ległam obok niego, aby wkurzyć Zayna, co nie udało mi się, więc moje poświęcenie na nic się nie zdało. Gdyby nie fakt, że jest kumplem mojego faceta, już dawno zwyzywałabym go i co drugie słowo mojego monologu objęte byłoby cenzurą.
- Dobra kochanie, koniec cyrku. Idziemy do mojego pokoju na namiętny seks. - powiedział Mulat po czym chwycił mnie za dłoń i siłą wyprowadził mnie z pokoju Stylesa. Do cholery! Czemu on traktuje mnie tak przedmiotowo? To boli!
- Zayn możemy pogadać... - zaczęłam.
- Przez cały czas gadamy. - odezwał się siadając na skraju łóżka.
- Ale wiesz, tak sam na sam. - wyszeptałam i skinęłam głową w stronę ściany za którą przebywał Harry.
- Z tego co mi wiadomo, to Harry wychodzi na spotkanie za 5 minut, więc nie ma sprawy. - uśmiechnął się delikatnie.

Piosenka ♥
***Zayn***

               Słysząc z jej ust, że musimy porozmawiać sam na sam, obudziły się we mnie drobne obawy. Zwykle takie słowa nie znaczą nic dobrego. Tak jak przypuszczałem Styles zmył się z mieszkania po równych pięciu minutach.
- Co się stało kochanie? - zapytałem sadzając ją na swoich kolanach.
- Nie sądzisz, że nadszedł najwyższy czas na podjęcie pewnych kroków? - zapytała.
- Jakich? - zmartwiłem się jeszcze bardziej.
- Domyśl się. - odparła.
- Domyśl się? Tylko tyle? Standardowa odpowiedź każdej kobiety. - przewróciłem oczami.
- Od jakiegoś czasu mnie nieustannie mdliło... - zaczęła.
- I co w związku z tym? Byłaś się przebadać? - zapytałem.
- Myślałam, że jestem w ciąży. Wiesz... nie zabezpieczaliśmy się niekiedy. - usłyszałem.
- Czekaj, czekaj... czy ty mi próbujesz powiedzieć, że... - wziąłem głęboki wdech i zdjąłem ją ze swoich kolan, po czym podszedłem do okna. - To nie możliwe. Nie możesz być w ciąży! Jak ty to sobie wyobrażasz?! Ledwie starcza nam obojgu kasy na mieszkanie, studia, jedzenie, a teraz jeszcze dziecko?! - zacząłem na nią krzyczeć zupełnie bez powodu. Wystraszyłem się.
- Nie jestem w ciąży. - wyszeptała.
- Nie jesteś? - upewniła się.
- Nie. - powtórzyła ledwie dosłyszalnym tonem.
- Kochanie! - ucieszyłem się i chciałem ją do siebie przytulić, ale ona mnie odepchnęła. - Nie złośc się na mnie, wystraszyłem się. - próbowałem się bronić.
- Nie złoszczę się. - odparła patrząc w moje oczy. Widziałem, jak w ich kącikach gromadzą się łzy. - Miałeś prawo się przestraszyć... przecież dziecko oznaczałoby koniec z imprezami, wolnością, lekkomyślnością, musiałbyś się w końcu w coś zaangażować... - zaczęła wymieniać.
- April, to nie tak. Ja po prostu nie jestem gotowy na bycie ojcem. - odparłem chwytając jej dłoń.
- A ja na to by być matką. - usłyszałem. Objąłem ją mocno, po czym pocałowałem jej usta i zacząłem błądzić dłońmi po jej plecach, po czym powoli uniosłem jej bluzkę. April ni stąd ni zowąd się zerwała i odepchnęła mnie od siebie. - To nie ma sensu.- wyszeptała.
- Okay, rozumiem. Nie zmuszam się kochanie. - uśmiechnąłem się do niej delikatnie.
- Nie mówiłam o tym. - sprostowała.
- Więc o czym? - zaniepokoiłem się.
- O nas. - po jej policzku słynęła łza.
- O czym ty mówisz? - zapytałem.
- O tym, że nasz związek nie ma już żadnego sensu.
- Dlatego, że nie chcę dziecka? - zapytałem.
- Dziecko nie ma tu nic do rzeczy. Mówię o tym, że nic poza seksem nas nie łączy. Nie zaprzeczaj. Gdybym nie poszła z tobą do łóżka, to nie chciałbyś się ze mną związać.
- April o czym ty do jasnej cholery pieprzysz?! - wkurzyłem się.
- O tym, że jestem twoją dziewczyną, bo tak ci wygodnie. Możesz robić ze mną co tylko chcesz, bo wiesz, że zawsze ci ulegnę! - krzyknęła.
- Ulegniesz mi?! Nie bądź śmieszna! To ty zawsze musisz rozdawać karty, bo jeśli coś nie idzie po twojej myśli, to zaczynasz mieć wszystko w dupie! Gdybym ci się sprzeciwił to być mnie olała!
- No proszę cię! Nigdy nie chcesz mnie nawet wysłuchać do końca co mam ci do powiedzenia, bo zawsze wszystko wiesz lepiej! Na przykład dzisiaj, nawet nie pozwoliłeś mi dokończyć, że nie jestem w ciąży, tylko wbiłeś cobie coś do głowy i się wkurzyłeś!
- Miałem do tego prawo! Myślisz, że chciałem, żebyś mi zniszczyła życie ciążą?! - krzyknąłem. Dopiero po chwili zrozumiałem, co tak na prawdę wypłynęło z moich ust.
- Dziękuję ci za twoją szczerość! - rozpłakała się już na dobre.
- Przepraszam. - wyszeptałem i próbowałem ją objąć.
- Nie dotykaj mnie! - wkurzyła się.
- Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Przecież wiesz, że cię kocham.
- Coraz częściej zaczynam w to wątpić. Może zwyczajnie nie jesteśmy dla siebie?!
- To ty tak uważasz.
- Stwierdzam fakty Zayn! Popatrz, do czego doprowadziliśmy!
- No do czego niby?! Dlaczego ty taka jesteś? Zawsze angażujesz się w coś w stu procentach, a potem nagle nie wiadomo czemu odpuszczasz?
- Odpuszczam, kiedy wiem, że coś nie ma już dłużej sensu.
- Jeśli uważasz, że my nie mamy już dłużej sensu, to idź. Proszę bardzo. Nie mam zamiaru cię zatrzymywać. - powiedziałem patrząc na nią, stała w miejscu wpatrując się we mnie - Słyszysz co do ciebie mówię?!
- Zayn, jeśli teraz wyjdę, to wiedz, że bezpowrotnie. - ostrzegła.
- Rób co chcesz. Mam to w nosie. - wzruszyłem ramionami i stanąłem twarzą do okna. Po kilku sekundach usłyszałem trzask zamykanych drzwi. - April?! April! April! - zerwałem się i wybiegłem na klatkę schodową - Wróć! Nie idź! Proszę nie idź! - krzyczałem za nią - Nienawidzę cię! Słyszysz?! Nienawidzę cię! - wykrzyczałem, kiedy zorientowałem się, że opuściła już blok.
              Wyszła. Jak zwykle zrobiła to co chciała. Myślałem, że to nasza kolejna bezsensowna kłótnia i że minie jak wszystkie inne.. ale myliłem się tym razem. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, zrozumiałem, że to już koniec. Ostrzegła mnie, że wyjdzie bezpowrotnie. Zrozumiałem co powiedziałem, co się dzieje, że ją tracę. Wszystko nie tak, jak powinno być. Pozwoliłem odejść kobiecie mojego życia. Jestem takim idiotą.

Piosenka ♥
***April***

               Zawsze wiedziałam, że on jest tym jednym, jedynym i nigdy nikt mi go nie zastąpi. To była tylko jedna z licznych bezsensownych kłótni, po której oboje unieśliśmy się dumą. Nie chciałam go przepraszać jako pierwsza, bo uznałam, że to on powinien kleknąć przede mną z bukietem róż i oświadczyć mi się. Chyba wtedy był ku temu najwyższy czas, prawda? Szkoda tylko, że on też uznał, że nie ma za co mnie przepraszać. Zwątpiłam we wszystko, w co wierzyłam. Załamałam się. Byłam pełna żalu i goryczy. Chciałam mu udowodnić, ze stać mnie na kogoś lepszego niż on i że nie mam zamiaru za nim płakać. Jeszcze tego samego dnia wsiadłam w taksówkę i ruszyłam przed siebie. Zostawiłam wszystko. Pojechałam do Oxfordu. Spędziłam tam tydzień, po czym wsiadłam w samolot i wróciłam do domu - do Polski. Nawet nie wiem, czy Zayn był u mnie w mieszkaniu po naszej awanturze, czy zwyczajnie odpuścił. Wiem tylko, że zadzwonił raz. Jeden jedyny raz. Dzień po awanturze. Jedne jedyny telefon, którego nie odebrałam. Nic więcej. Odpuścił sobie, a ja mimo to czekałam. Zostawiłam Bradford i Londyn za sobą, jednak nigdy, nawet na ułamek sekundy moje myśli nie odwróciły się od Zayna. Bezustannie wyobrażałam sobie, jak to by było, gdybyśmy wtedy zachowali się jak odpowiedzialni, dorośli ludzie, a nie szczeniaki. Co noc mówię do niego "dobranoc"mając nadzieję, że mi na nie odpowiada, co noc proszę Boga o łaskawość i wyrozumiałość dla niego oraz aniołów, by nawet na moment nie przestawały osłaniać go swoimi skrzydłami. Przed każdym zaśnięciem mam nadzieję, że ta noc będzie moją ostatnią, abym nie musiała już dłużej cierpieć na brak jego dotyku, uśmiechu, bliskości, ciepła, głosu, zapachu... ile jeszcze? Przegrałam życie. Z tego co mi wiadomo, Zayn ma się dobrze. Trzy lata po naszym rozstaniu, poznał jakąś dziewczynę, usunął moje imię z nadgarstka i po miesiącu się jej oświadczył. Ma gromadkę dzieci, tak jak zawsze o tym marzył, patrzy jak rosną, opiekuje się swoją żoną, realizuje się zawodowo. Jest szczęśliwy. Kocha ją... musi ją kochać... ale, czy zapomniał o mnie? Zapomniał. Przez cały ten czas pisałam pamiętnik w języku angielskim, z myślą, że on go kiedyś przeczyta. Cały był zapełniony nim.


***Zayn***

             Minęło ponad 50 lat, od kiedy poznałem April. Pamiętam ten moment jakby to było wczoraj. Byłem rozzłoszczony, że ktoś miał czelność naruszyć moją strefę prywatną w tak nietuzinkowy sposób, otworzyłem oczy, a przede mną stała ona. Miała na sobie błękitną sukienkę, a jej wzrok napotkawszy mój momentalnie uciekł w stronę jej balerinek. Była taka słodka i zawstydzona. Już wtedy coś do niej poczułem. Z każdą kolejną sekundą, każdym jej kolejnym słowem, gestem, uśmiechem, spojrzeniem uczucie rosło w siłę, aż eksplodowało wtedy we wrześniu w Londynie. Oboje się potrzebowaliśmy. Nigdy nie twierdziłem, że to co nas połączyło było czymś zwykłym. Nasza miłość była niebiańska. April była osobą, z którą chciałem zostać na stałe,  nawet w nędzy i chorobie, bo będąc z nią wszystko jest lepsze. Muzyka jest czystsza i przyjemniejsza dla ucha, obrazy nie wydają się być takie rozmazane, zmysł węchu odnajduje tylko słodki zapach jej perfum, a ciało reaguje tylko na jej pieszczoty. Zawsze uciekałem od miłości nie rozumiejąc jej sensu. Myślałem, że kochać, to znaczy być u boku kogoś na stałe, April udowodniła mi, że kochać to znaczy oddać komuś własną duszę wraz z sercem, zostawić samego siebie w tyle oraz zdać się na wieczne cierpienie pozwalając tej osobie odejść. Oboje cierpieliśmy od momentu, kiedy tak zwyczajnie pozwoliłem jej wyjść za drzwi. Byłem u niej kilka godzin po naszym rozstaniu, pukałem donośnie w drzwi, ale nikt mi nie otworzył. Pojawiłem się tam również następnego dnia, aby usłyszeć z ust jej współlokatorki, że się wyprowadziła. Wielokrotnie do niej pisałem, ale ostatecznie nie zdecydowałem się na wysłanie ani jednej wiadomości, czy choćby zatelefonowanie. Nie wiedziałem co miałbym jej powiedzieć. Kiedy w końcu zdobyłem się na odwagę, nie odebrała, więc skasowałem jej numer. Skoro ona tak po prostu wyjechała, to dlaczego ja nie miałbym skasować jej numeru?! Problem polegał tylko na tym, że nie dość, że za nią tęskniłem, obwiniałem się o nasze rozstanie, to jeszcze znałem ten szereg dziewięciu cyfr na pamięć. Pewnego dnia udałem się nawet do Polski, ale nie udało mi się jej odnaleźć, nie znałem jej nowego adresu, a pod starym mieszkali jacyś nowi ludzie, którzy nigdy nie mieli z nią styczności. Postanowiłem więc ruszyć do przodu. Zamknąć za sobą ten rozdział. Nie chciałem tracić reszty życia na szukaniu jej. Znalazłem odpowiednią kobietę, poślubiłem ją, usunąłem tatuaż, ale mimo to April nadal mieszkała w moim sercu. Nie byłem w stanie o niej zapomnieć. Ona zawsze była moim wszystkim. Przez ponad czterdzieści lat małżeństwa z Donną rozmyślałem o April. Stałem się nieczuły, oschły i zgryźliwy dla mojej żony. Tak na prawdę, to nigdy nie przestałem szukać Leny. Robiłem po kryjomu wszystko co było w mojej mocy aby ją odnaleźć. Zerwała kontakt ze wszystkimi starymi znajomymi. Nie wiedziałem dokąd się tak na prawdę udała, czym się zajmuje, czy w końcu ukończyła jakieś studia. Nie wiedziałem nic.

Piosenka ♥
              Tydzień temu otrzymałem przesyłkę z Francji. Myślałem, że jest ona od mojej siostry, jednak kiedy ją otwarłem, okazało się że nie maiłem racji. Kiedy ją rozpakowałem, moje serce doznało wstrząsu, dostrzegłem w jej wnętrzu mały, pociemniały od staroci, srebrny kluczyk, który wyrył się w mojej pamięci. Ten sam ofiarowałem Lenie blisko 49 lat temu. Dalej w paczce umieszczone były prywatne fotografie - jak się okazało jej. Było na nich pełno nas. Pod nimi, na samym dnie leżał mały, mocno zużyty zeszycik. Kiedy wziąłem go do rąk i otwarłem, okazało się, że był to jej pamiętnik. Nie maiłem odwagi go przeczytać. Bałem się, że wszystko powróci i na nowo doznam takiego cierpienia jak wcześniej. To zawsze bolało tak samo - każda myśl o April. Kiedy oswoiłem się z faktem, że mam w posiadaniu coś tak drogocennego jak jej wszystkie zapisane myśli, odczucia i sekrety, zdobyłem się na odwagę aby go przeczytać. Ku mojemu zdziwieniu był pisany w języku angielskim.

"15 listopada 2013 roku  - za oknem jest zimno i ponuro, wstrętna jesienna szarość. W gruncie rzeczy, ta pogoda określa to jak się czuję. Sama szarość - od momentu, kiedy go przy mnie nie ma. Jest 15:28, co oznacza, że minęły już ponad 432 godziny bez niego. Ile jeszcze? Chciałbym zapomnieć... tak bardzo chciałbym zapomnieć, że on kiedykolwiek istniał."
"12 stycznia 2014 r. - to już 1392 godziny bez niego. Dzisiaj są jego urodziny. Ciekawe, czy jeszcze o mnie pamięta... Chcę, żeby był szczęśliwy, ruszył na przód i wybaczył, że tak potwornie go zraniłam."

"30 lipca 2042 r. - lekarz twierdzi, że jest ze mną coraz gorzej. Słyszałam, jak mówią, że cudem jest to, że jeszcze żyję. Ja chcę już umrzeć. Na prawdę chcę tego. Wytrzymałam bez niego blisko 30 lat, czyli 262800 godzin, więcej nie chcę. Pozwólcie mi umrzeć i czekać na niego po drugiej stronie. Proszę."

Ona nigdy nie przestała mnie kochać. Nie była w stanie. Każdy wpis był o mnie. Nie było ich dużo., bo zalewie 167 wpisów w przeciągu od 2013 roku, aż do 2042. Na tylnej, wewnętrznej stronie okładki był jeszcze jeden, króciutki wpis: "Jeśli otrzymałeś tę przesyłkę, to oznacza, że właśnie umarłam. Nie płacz kochanie, proszę... Miałam ciebie przez ten cały czas głęboko w sercu i to czyniło moje życie wspaniałym. Kocham cię i czuwam nad tobą. April." Załamałem się. Dlaczego?! Dlaczego znowu mi to zrobiła?! Dlaczego ponownie mnie zostawiła?! W paczce znajdowała się jeszcze jedna rzecz, której wcześniej nie dostrzegłem, a mianowicie list, zaadresowany do mnie.


02.08.2062r.

Drogi Zaynie,
    W przesyłce znajdują się rzeczy April, które chciała oddać w twoje posiadanie. Zmarła 30 lipca trzydzieści lat temu. Nowotwór ją wykończył. Nigdy, nawet na ułamek sekundy nie przestała cię kochać.
    Ta paczka miała zostać ci przekazana, już tamtego dnia, w którym jej serce przestało bić, jednak nie byłam w stanie tego zrobić, bo wiedząc, że oddaję ci jej rzeczy osobiste, czułam, że już na dobre ją stracę. Byłam na ciebie zła, bo nigdy nie rozumiałam, dlaczego ją tak zraniłeś. Ona cię kochała, a ty nie zawalczyłeś o nią.
    Mam nadzieję, że dzięki tej przesyłce odzyskasz chociaż cząstkę kobiety, którą niegdyś kochałeś. 

Pozdrawiam, 
Suzanne - twoja córka.


               W tym momencie wszystko stało się dla mnie jasne. April odeszła, ponieważ chciała mi dać wolność. Powiedziałem, że dziecko zniszczy moje życie, a ona tego nie chciała, więc postanowiła mnie zostawić. Nie pomyślała jednak, że życie bez niej będzie wieczną tułaczką w poszukiwaniu czegokolwiek co się z nią wiąże. Teraz, przyszło mi już tylko czekać na śmierć i wieczne życie u jej boku.

KONIEC



Przepraszam, jeśli zakończenie nie jest po waszej myśli.Miałam zły dzień, więc to chyba dlatego nie pojawił się happy end :). Uznałam, że najwyższy czas zakończyć to opowiadanie. Zdradzę Wam w tajemnicy, że zaczęłam już pisać nowe i jestem właśnie przy drugim rozdziale. Chciałabym je tutaj opublikować, ale boję się, że Wam się nie spodoba :/.

Dziękuję za wszystkie wyświetlenia oraz pozytywne komentarze zarówno tutaj, jak i w DM na Twitterze. Pisanie dla Was było ogromną przyjemnością i mam nadzieję, że Was zbytni dzisiaj nie rozczarowałam. Dziękuję Wam jeszcze raz wszystko ♥ 

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział XVI



                     Otworzyłam usta na znak zdziwienia. Sparaliżowało mnie. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, co się tutaj właściwie wyprawia. Zayn odepchnął ją od siebie. Widać było, że nie chciał tego pocałunku. Ta dziewczyna była jednak niezwykle nachalna i na nowo próbowała go pocałować. Siedziałam w bezruchu na łóżku nie do końca jeszcze odnajdując się w zaistniałej sytuacji. Nie wiedziałam co zrobić, wstać i jej z miejsca przypieprzyć, czy usunąć się z pokoju taranując ich w przejściu. Zabolało mnie to. Poczułam się w pewnym stopniu zdradzona i poniżona. Chyba każda dziewczyna będąc na moim miejscu poczułaby się zraniona.
- Daj mi spokój i wyjdź! - uniósł ton głosu Zayn.
- Nie słyszałaś? - krzyknęłam z głębi pokoju. Jej oczy skierowały się na moją postać. Chyba w tym momencie dopiero dostrzegła moją obecność.
- Upsss... Nie mówiłeś, że już masz kogoś na tę noc. - zachichotała. Zauważyłam, że jest po alkoholu.
- Nie wiem jak się tu dostałaś, ale wynoś się. - ostrzegł ją Malik.
- Czemu mnie tak traktujesz? - zapytała kobieta. - Przecież z tego co pamiętam zawsze cieszyłeś się na mój widok.
- Daj sobie spokój z takimi tekstami i wyjdź. - podniosłam się z łóżka i podeszłam do nich. - Odwal się od mojego faceta. - dodałam srogo. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem i z kpiną odparła:
- Nic tu po mnie. - po czym tak zwyczajnie sobie poszła.
Byłam wściekła. Trzasnęłam drzwiami i skierowałam mój rozwścieczony wzrok na Malika.
- Kochanie... - zaczął i próbował mnie objąć, jednak się mu wyrwałam.
- Nawet nie próbuj. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- April... - wyszeptał. - O co jesteś zła? - zapytał zmartwiony. Chyba ruszyły go wyrzuty sumienia.
- O nic. - wzruszyłam ramionami i podeszłam do okna za którym nocne Bradford tętniło życiem.
- Widzę że jesteś. - westchnął. - Mnie z nią nic nie łączy. - tłumaczył się.
- Akurat. - odparłam z drwiną. - Z żadną cię nigdy nic nie łączyło. - do moich oczu napłynęły łzy, których nie chciałam.
- To było rok temu. Wtedy wszystko było inaczej. - tłumaczył mi. - Przysięgam, że nic mnie z nią nie łączy. Z resztą widziałaś, była pijana. - bronił się.
- Nie chcę tego słuchać. - odparłam.
- Nie obchodzi mnie to czy chcesz, czy nie. - zaczął się złościć. - Możesz mi wierzyć albo nie, ale nie miałem z nią styczności od zeszłych wakacji.
- W zeszłe wakacje to raczej miałeś sporo "styczności" i to nie tylko z nią. Teraz mówisz, że kochałeś mnie od pierwszego wejrzenia, a widziałam cię zawsze co rusz to z inną panienką. - spojrzałam w jego oczy. Malowała się w nich złość.
- Co ty pieprzysz? - uniósł minimalnie ton głosu.
- Gdybyś mnie kochał, to nie sypiałbyś z innymi. Proste. - wytknęłam mu.
- Teraz tak mówisz. - pokręcił głową. - A ty myślisz, że jesteś lepsza? - chwycił mnie z kuriozalną siłą za ramię. - Chodziłaś z Billem, bo szukałaś przygód. Z Lukasem było podobnie. Sama go prowokowałaś, a potem udawałaś bezbronną April krzywdzoną przez życie. - powiedział na jednym wdechu tonem nie cierpiącym sprzeciwu, na co ja zareagowałam wymierzeniem mu siarczystego policzka, a on tylko wzmocnił uścisk.
- Związałeś się ze zwykłą dziwką. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Zayn zacisnął mocniej dłoń, którą oplatał moje ramię. -Puść mnie. To boli. - zaczęłam się z nim szamotać.
- Nie. - stwierdził stanowczo. - Kocham cię. - wysyczał i pocałował mnie namiętnie.
- Mam cię dość. - powiedziałam odtrącając go.
- Wiem, że nie. - odparł i gwałtownie pchnął mnie na łóżko, po czym przywarł mnie swoim ciałem do materaca. - Jak bardzo mnie teraz znienawidzisz? - wysapał do mojego ucha wsuwając dłoń pod spodenki od piżamy.
- Puść mnie. - protestowałam, jednak on był silniejszy.
- Nie puszczę cię. - oznajmił i łapczywie złączył nasze usta. - Myślisz, że mi było przyjemnie, kiedy ten kretyn cię całował, kiedy cię dotykał? - zapytał zdejmując ze mnie dolną warstwę bielizny. - Mówił słowa, które powinnaś była usłyszeć z moich ust? - dodał i spojrzał w moje oczy. Z moich ust wydobył się niekontrolowany jęk, kiedy poczułam jego dłoń przy mojej kobiecości.
- Potrzebuję cię. - wyszeptałam do jego ust, a on zjechał z pocałunkami na moją szyję.
- Kocham cię. - wyszeptał.
                   Zaczęłam mu ulegać. Właściwie, to już teraz mógł zrobić ze mną co chciał. Byłam jego. Czułam jak szybko uderza jego serce, niemalże słyszałam jak dudni. Czułam fale gorąca które oblewały nasze ciała. Przez cały czas było mi mało Zayna. Zawsze mam go zbyt mało. Nigdy nie będę miała wystarczająco. Jego piękne perfumy unoszące się w powietrzu pokoju sprawiły, że do reszty już straciłam kontrolę. Zaczęłam go powoli rozbierać. Po chwili oboje byliśmy nadzy, otuleni jedynie naszą miłością. Oddawaliśmy sobie każdy pocałunek z pasją oraz namiętnością. Pod wpływem jego dotyku się rozpływałam. Pieścił mnie z taką zachłannością i brutalnością jak jeszcze nigdy wcześniej. Ciężko oddychał, w momentach, kiedy to ja dominowałam nad nim. Szybkimi ruchami dodawał rytmu naszym ciałom, które stały się niczym jedność. Kiedy czułam, go we mnie, świat znikał za mgłą ekstazy. Nie będąc w stanie zapanować nad sobą wbijałam paznokcie w jego plecy, ale on zdawał się nie czuć żadnego bólu. Ta noc była cudowna. On był cudowny. Nie zmrużyliśmy oka. Przez cały czas byliśmy zajęci sobą. Nawet pod prysznicem z samego rana.

- Pamiętaj, że jesteś moja. - wyszeptał mi do ucha kiedy się ubierałam, a następnie musnął moje wargi.
- Pamiętam. - odparłam i ominęłam go padając na łóżko.
- Idziemy na śniadanie? - zapytał. Ja jedynie wzruszyłam ramionami. - Jeszcze ci nie przeszła złość? - usłyszałam.
- Daj spokój. - wymamrotałam chwytając za telefon, który właśnie zaczął dzwonić. Byli to moi rodzice. Prawdę mówiąc ten telefon wyswobodził mnie od kolejnej bezsensownej rozmowy z Zaynem. Kocham go z całego serca, ale momentami zastanawiam się, czy to wszystko ma sens. Tyle rzeczy jest przeciw nam. Warto walczyć?
                      Kiedy zakończyłam pogawędki z rodzicami odłożyłam telefon na szafkę nocną i ulokowałam swoje spojrzenie w Zaynie, który właśnie przeglądał się w lusterku. Narcyz. Nie miałam sił się odezwać słowem. Byłam wycieńczona po całej nocy, a Zayn z dziwnych przyczyn zaczął mnie irytować swoją obecnością. W zeszłe wakacje było o tyle lepiej, że gdy mnie wkurzył mogłam trzasnąć drzwiami i zamknąć się w swoim pokoju. Czegoś mi brakuje w naszym związku. Niby jest idealnie, ale nadal nie tak jak powinno być. Zdarza nam się zbyt wiele wybuchów i napadów. To staje się męczące. Teraz oboje odczuwamy nieopisany żar, ale co będzie kiedy ten żar się wypali i pozostanie po nim tylko bezużyteczny popiół? Co wtedy?
Zerknęłam kątem oka na mój tatuaż. Po co ja się na niego zgodziłam? Jest jak metka, która ma oznaczać "Własność Zayna". Stałam się jego własnością. Gdzie do jasnej cholery podział się mój indywidualizm? Nie chcę mu jak na razie nic mówić, ale zaczęłam odczuwać poranne mdłości. Co jeśli zaszłam w ciążę? To nas zniszczy. Nie jesteśmy gotowi na dziecko. Ja nie jestem gotowa. Chcę coś w życiu osiągnąć, a macierzyństwo tylko pokrzyżuje moje plany. Z resztą wątpię, żeby Zayn też się specjalnie cieszył na dziecko. Przecież jest za młody. Kiedy wrócimy do Londynu będę musieć skonsultować się z ginekologiem i zrobić miliard testów ciążowych, aby mieć stuprocentową pewność. Nie wyobrażam sobie nawet, co by było gdyby wynik był pozytywny. Pewnie musiałabym zrezygnować z moich marzeń, ze studiów, z mojego normalnego życia. Musiałbym zajmować się domem, dzieckiem, Zaynem i walczyć z wszystkimi panienkami które się koło niego kręcą. Każdej z nich mam ochotę wydrapać oczy.
- Muszę wieczorem zadzwonić do Stylesa. - odezwał się nagle Malik wyrywają mnie tym samym z zamysłu.
- Po co? - zapytałam.
- Został ojcem. - oznajmił.
- Jak to? - zaciekawiłam się.
- Wpadł sobie z jakąś laską. - wyjaśnił. - Nawet nie wie, kim ona dokładnie jest. Nie pamięta jej. Twierdzi, że chyba był pijany jak ją posuwał. - dodał.
- I co teraz?
- A co ma być? Jego syn ma pół roku. Dzisiaj ma jechać i się z nimi spotkać po raz pierwszy.
- Jak on się czuje? - dociekałam.
- A jak ci się zdaje? Jest rozbity. Miał nadzieję, że to nie jego, ale testy potwierdziły ojcostwo. Współczuję mu. Zostać ojcem w tym wieku to jakaś porażka. Koniec imprez, beztroskich wypadów, rutyna w związku. - zaczął wymieniać, a ja poczułam, że słabnę.
- Tak to właśnie widzisz? - zapytałam unikając jego spojrzenia.
- Bycie ojcem jest ekstra, ale wszystko w swoim czasie. Nie wyobrażam sobie, żebym teraz miał nim zostać. To by wszystko przekreśliło.
- A jakbyśmy sobie wpadli? - wyszeptałam.
- O czym ty mówisz? Czy ty... - nie dokończył.
- Nie mówię, że jestem w ciąży, tylko się pytam co by było gdyby. - przekręciłam oczami.
- Nic. Musielibyśmy jakoś temu stawić czoła. Nie zostawiłbym cię samej. Przecież wiesz. - uśmiechnął się do mnie.
- Właśnie to chciałam usłyszeć. - odwzajemniłam jego mimikę, po czym wstałam z łóżka i podeszłam do fotela na którym spoczywał Zayn i zajęłam miejsce na jego kolanach, a on oplótł mnie mocno ramieniem.
- Kiedyś będziemy mieć gromadkę dzieci. Będziemy patrzeć jak stawiają pierwsze kroki, jak nabijają sobie pierwsze guzy, jak zaczynają szkołę, jak przeżywają pierwszą miłość, jak spełniają swoje marzenia, jak poznają swoje drugie połówki i zostawiają nas starych, schorowanych rodziców. - musnął mój policzek.
- A potem będą nam przywodzić wnuki na wakacje i będziesz ich zanudzał opowieściami ze swojej młodości, o naszej miłości, będziemy je zabierać nad Tamizę, karmić ptaki w parku. - zaczęłam wymieniać.
- To nasze przeznaczenie. - zaśmiał się.
- Zayn, lepiej nie wybiegajmy aż tak daleko w przeszłość. - poprosiłam. - Nie planujmy niczego. Niech będzie co ma być. - pocałowałam go.
- Boję się, że cię któregoś dnia stracę. - usłyszałam nagle.
- Nie stracisz. "Zayn" i "April" na zawsze. - przejechałam dłonią po jego nadgarstku na którym widniało moje imię. - Idziemy na to śniadanie? - zmieniłam nagle temat, żeby nie zrobiło się zbyt sielankowo.
- Może najpierw mała powtórka z rozrywki, a potem śniadanie? - zaśmiał się łobuzersko i uniósł ostrożnie moją bluzkę.
- Nie. Ja mam już dość. - odparłam i doprowadziłam się do ładu. - Chodź. - wstałam i podałam mu dłoń, którą on chwycił.



***Zayn***

                    Zawsze słyszałem, że seks na zgodę jest najlepszy, teraz wiem, że to prawda. Ta noc była magiczna. Chyba zbliżyliśmy się do siebie tak jak jeszcze nigdy wcześniej. Nie mogę zapomnieć jej smaku i dotyku. Wciąż mam zbyt mało jej bliskości. Podnieca mnie tak bardzo, że nie jestem w stanie się od niej oderwać. Lubię, kiedy mnie całuje, rozbiera, dotyka, kiedy pozwala mi na nasze nocne igraszki. Jestem z siebie dumny, kiedy widzę, ile przyjemności jest w stanie dać jej mój dotyk oraz język. Uwielbiam delektować się każdą częścią jej nagiego ciała. Jest cała moja. Prawie ją zgwałciłem. Nie żałuję tego. Nigdy specjalnie nie zwracałem uwagi na jej opór. Wiem, że ona lubi mnie w tym mniej romantycznym wydaniu. Uwielbiam czuć, jak drży pod wpływem mojego dotyku. Pewnie obudziliśmy cały hotel naszymi wyczynami, ale nie dbam o to. Miłość rządzi się własnymi prawami.
- Co chcesz zjeść? - zapytała, kiedy zeszliśmy do kuchni.
- Poczekajmy może lepiej na kucharkę. - zaproponowałem siadając za stołem.
- No chyba żartujesz. Masz dwie rączki? - zapytała - Sam jesteś w stanie sobie zrobić śniadanie.
- Ty mi zrób. - uśmiechnąłem się słodko. - Nikt nie robi tak pysznych kanapek jak ty. - posłałem jej buziaka.
- A ja za to wolę twoje. - uśmiechnęła się. - Wiesz gdzie jest chleb, wędlina, warzywa. Dasz sobie radę. - dodała.
Nie wygram z nią. To jest pewne. Nie lubi ulegać. Jedynie w sypialni powala mi na dominację nad sobą, a na co dzień to ona wbrew wszystkiemu rozdaje karty. Nie przeszkadza mi to. Obawiam się tylko, że ona nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, ile tak na prawdę dla mnie znaczy. Przecież nie ma rzeczy, której jej nie ofiaruję. Chcę żeby była najszczęśliwszą kobietą na ziemi.
                      Rozleniwiony zrobiłem śniadanie. Nie jestem mistrzem kulinarnym, ale podobno jej smakowało. Jest dobrą aktorką. Po śniadaniu, które właściwie było naszym obiadem, wzięliśmy moje siostry i poszliśmy na spacer. Ja oczywiście nalegałem, żebyśmy poszli sami, ale April się uparła, że chce się z nimi lepiej poznać. Cała ona. Przez ponad dwie godziny musiałem wysłuchiwać jakiś babskich pogaduszek, ale zasłużyłem sobie na to, bo ona musiała wczoraj wytrzymać przy mnie i przy moich kumplach. Teraz jesteśmy kwita. Przez moment przeleciała mi przez głowę myśl, żebyśmy tu zostali na stałe, ale szybko ją zanegowałem przypominając sobie o pewnych osobach i zdarzeniach, przez które April może się źle czuć w tym mieście. Po spacerze wróciliśmy do hotelu i postanowiliśmy wyjść się zabawić. Wybraliśmy wspólnie "Hot Clab". Ani ona, ani ja nie lubimy tego klubu, jednak czysty sentyment minionego lata wręcz zmusza nas do odwiedzenia go. Szybko więc się odświeżyłem i ubrałem, po czym siedziałem bezczynnie gapiąc się w telewizor, ponieważ April znowu kazała mi na siebie czekać, ale przyznam, że się opłacało, bo wyglądała niczym jedna z gwiazd Hollywood.
- Po twoim godzinnym pobycie przed lustrem liczyłem na coś efektywniejszego. - zaśmiałem się.
- Tak? To może zróbmy tak, że ty tu sobie zostaniesz, a ja pójdę sama do klubu. To będzie efektywne.  - uniosła lewą brew.
- Tylko się z tobą droczę. - zaśmiałem się pod nosem i pocałowałem ją namiętnie.
- No ja myślę. - oddała pocałunek.


***April***

Wychodząc do klubu miałam mieszane uczucia, czułam bowiem, że spotkam tam Billa. Na chwile obecną, to ostatnia osoba, z którą chcę mieć do czynienia. Zayn bywa porywczy, więc nie wykluczone, że spotkanie z blondynem mogłoby i tym razem skończyć się na komisariacie.
Nocne Bradford jest piękne, mieni się milionami rozmaitych barw jaskrawych neonów. Nic się tu nie zmieniło od zeszłego lata. Nawet ludzie, których mijaliśmy na chodniku w drodze do "Hot Club" mieli znajome twarze. Nie wykluczone, że bawiliśmy się niegdyś razem na tych samych imprezach. Czuję się tu jak w domu. Niezwykle przywiązałam się do tego miejsca i wiem, że ono do mnie również. Przyjeżdżając tu rok temu byłam pewna obaw, wewnętrznej walki oraz determinacji. Teraz jestem po prostu szczęśliwa w każdym możliwym znaczeniu tego słowa. Zayn przez całą drogę do klubu kurczowo ściskał moją dłoń i przesyłał gniewne spojrzenia wszystkim mijającym nas facetom w każdym przedziale wiekowym. Tak jest - bad boy wrócił do miasta. Większość zarówno mężczyzn jak i wypacyfikowanych kobiet witała się z Malikiem. On serio coś znaczy w tym mieście. Niesamowite jest to, jak bezpiecznie czuję się będąc blisko niego. Teraz odkryłam dlaczego go tak mocno pokochałam w zeszłe wakacje. On najzwyczajniej w świecie był gnojkiem mogącym przysporzyć mi masę kłopotów, a ja mam talent i aspiracje do tego, żeby sprowadzać na siebie same problemy. Był niczym zakazany owoc, który kusił mnie każdym prowokującym spojrzeniem, uśmiechem, zapachem, czy dotykiem, którego nie chciałam zaznać na swojej skórze, bo wiedziałam, że któregoś dnia mu ulegnę. Aura ciemności, która go otaczała oraz ryzyko wiążące się z jego osobą budziły we mnie najdziksze pragnienia. Był niebezpieczny. Niebezpieczny. Nieprzewidywalny. Mroczny. Zbuntowany. Uwodzicielski. Był usposobieniem wszystkich negatywów i pozytywów, których chciałam uniknąć w mężczyźnie, bo tworzyły go zbyt idealnym. Zawsze ciekawiło mnie, co on tak na prawdę myśli o mnie. Do dzisiaj tak jest. Chciałabym się nauczyć czytać w jego myślach, aby wiedzieć, co zrobić, żeby być jego ideałem kobiety. Nie jestem święta - wiem. Zdarza mi się mieć gorsze dni, wstrzynać bezsensowne awantury, odtrącać go, skupiać się na sobie, ale nikt nie może mi zarzucić, że go nie kocham i nie staram się walczyć o nasz związek. Zbyt dużo nas wtedy ominęło, aby teraz móc tak po prostu się poddać. Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale to co teraz czuję, jest prawdziwe i zawsze już będzie.
Kiedy w końcu weszliśmy do "Hot Club", rozpoznałam ten charakterystyczny odór alkoholu i tytoniu. W powietrzu swobodnie unosiła się chmura dymu. Ludzie byli już konkretnie wstawieni. Znowu zauważyłam kilka znajomych twarzy, ku mojemu zdziwieniu, one też mnie dostrzegły. Wspólnie z Malikiem udaliśmy się w głąb sali, przedzierając się przez pijanych, ujaranych, tańczących ludzi. Ten klub to syf, ale wspominam go w miły sposób. Pamiętam, jak przyszłam tu po raz pierwszy. Bill kazał mi zająć miejsce przy jednym ze stolików, a sam poszedł po piwo. Na przeciwko mnie stała grupka chłopaków z odpalonymi papierosami i piwem w ręku. Wszyscy śledzili mój każdy ruch. Jak się później okazało, na zlecenie Zayna. Od zawsze się o mnie troszczył, ale nie okazywał tego. Teraz wszystko jest tak jak powinno być. Troszczymy się o siebie nawzajem i nie musimy udawać obojętności.



Malik wypatrzył gdzieś wśród tłumu machającego do niego Matta. Postanowiliśmy do niego podejść. Dawno go nie widziałam. Nic się nie zmienił.
- Stary. - powiedział witając się z Zaynem z bara. - Co cie sprowadza do Bradford? - zapytał na wstępie.
- Nic takiego. Mama nalegała, żebym przyjechał, więc jestem. - zaśmiał się Malik, po czym przysunął mnie do siebie i objął w pasie.
- Hej. - przywitałam się krótko.
- Lena! Kopę lat. Zmieniłaś się, wiesz? - zaśmiał się i mocno mnie przytulił. - Brakowało mi cię tutaj. Na długo przyjechałaś do pracy? - dodał.
- Nie przyjechałam do pracy. - odparłam natychmiastowo.
- Więc co tu robisz? - zdziwił się. - Chodźcie na korytarz, bo strasznie głośno. - dodał, a my ruszyliśmy za nim.
- Przyjechała odwiedzić teściów. - oznajmił Malik, kiedy znaleźliśmy się już przy wejściu do szatni oraz toalet.
- Teściów? To znaczy, że wy ten tego? - zafalował brwiami. - Ciekawe rzeczy się dzieją. - zaśmiał się. - Co prawda wiedziałem, że oboje jesteście w Londynie, ale nie sądziłem, że się na siebie natkniecie.
- Tak się składa, że studiujemy razem. - wyjaśniłam.
- To kiedy ślub? - wypalił z grubej rury. - Pewnie szybko. - puścił nam obojgu oczko.
- Jeszcze nie... - zawahałam się. - Chyba jest za wcześnie, żeby rozmawiać o ślubie. - uśmiechnęłam się lekko. Zayn milczał, właśnie teraz, kiedy potrzebowałam usłyszeć cokolwiek z jego strony na ten temat.
- Rozumiem. - odwzajemnił mimikę Matt - Nie ma co się śpieszyć.
- Dokładnie. - wymamrotał Malik.
- A gdzie jest twoja narzeczona? - zapytałam z szerokim uśmiechem.
- Rozstaliśmy się. - westchnął.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Zwyczajnie. Wielkie uczucie, które się wypaliło. Znudziliśmy się sobą. - odparł z uśmiechem. - Bywa.
- Tak mi przykro... - zamartwiłam się. - Gdzie ona teraz jest? - dociekałam, co pewnie było nie na miejscu.
- Prawdę mówiąc, to nie mam pojęcia. Chyba w Leeds. Ma nowego chłopaka. Chyba to coś poważnego, a ja stałem się wolnym strzelcem i takie życie mi odpowiada. - zaśmiał się upijając łyk piwa z butelki.
- Taaaaak... to były czasy. - westchnął Zayn.
- Kochanie, masz mi coś do powiedzenia? - uniosłam lewą brew spoglądając na niego.
- Żartowałem. - zaśmiał się słodko i pocałował mnie.
- Dobra gołąbki, fajnie było was znowu zobaczyć. Bywajcie, ja idę coś upolować. - puścił nam oczko i ruszył w swoją stronę.
- Też kiedyś byłeś taki? - zapytałam.
- Nie mała, ja byłem sto razy bardziej napalony. - zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie, po czym z pasją wpił się w moje usta.
- I marzyłeś o każdej lasce pod słońcem... - odparłam przerywając moment pocałunku.
- Tak. Aż do pewnej nocy, kiedy to taka jedna o mało co mnie nie rozgniotła w moim własnym łóżku, gdy spałem. - roześmiał się i pstryknął mnie w nos, po czym ponownie mnie pocałował napierając na mnie całym ciałem.
Jak dotąd ten wieczór był perfekcyjny, ale nic nie może przecież trwać wiecznie.
- No proszę, proszę. - usłyszeliśmy znajomy, męski głos. Tego się właśnie obawiałam.
- Czego chcesz? - zapytał gniewnym głosem Malik mierząc Evansa wzrokiem.
- Nic. Chciałem cię tylko spytać, czy już zdążyła ci dać dupy, Malik? - zapytał z drwiną zaciągając się papierosem.
Na reakcję Zayna nie trzeba było długo czekać. Z furią rzucił się na Billa i oboje zaczęli się szamotać. Bałam się, że się pozabijają, więc bez dłuższego namysłu wkroczyłam między nich i zaczęłam ich rozdzielać. Oboje zdawali się nie zwracać uwagi na moją obecność wśród i prośby, które sugerowały, że mają z tym skończyć. Kiedy Zayn zamachnął się, żeby pięścią rozkwasić nos Billa, szybko złapałam jego nadgarstek z wszystkich sił i spojrzałam w jego oczy. - Zayn, nie rób tego. Proszę. - wyszeptałam. Zayn zawahał się, ale ostatecznie ustąpił. - Wychodzimy. - rozkazałam tonem nie cierpiącym sprzeciwu i łapiąc jego dłoń, wyprowadziłam go na zewnątrz. Chłopak snuł się za mną ociężale. W milczeniu oddalaliśmy się od klubu. - Usiądźmy. - ponownie rozkazałam, kiedy dostrzegłam ławkę przy fontannie na jakimś małym placu porośniętym drzewami. Chłopak ponownie wykonał polecenie i usadowił się na ławce. - Krwawisz. - zwróciłam mu uwagę.
- Ta ciota rozbiła mi  łuk brwiowy - wkurzył się. - I jak ja teraz wyglądam?!
- Pokaż to. - rozkazałam. Przyjrzałam się ranie, co nie było łatwe w bladym świetle latarni. Miał lekko rozcięty łuk, wręcz zadrapany. Nic wielkiego. Wyjęłam z kieszeni jego spodni chusteczkę higieniczną i przyłożyłam ją do krwawiącego miejsca. Zasyczał z bólu.
- Nie ma powodu do paniki. - uśmiechnęłam się lekko. - Do wesela się zagoi.
- Wesela? - zapytał zdezorientowany.
- Tak się mówi w Polsce. - wyjaśniłam.
- Myślałem, że się mi oświadczasz. - zaśmiał się.
- Serio, aż tak mocno oberwałeś, że ci się w główce pomieszało? - zapytałam. - Od kiedy to kobieta się oświadcza?
- Różnie bywa. - odparł obejmując mnie ramieniem.
- No tak, ale to facet powinien stanąć na wysokości zadania.
- A jeśli okoliczności nie będą romantyczne i nie będzie miał pierścionka, a bardzo będzie chciał się oświadczyć? Co wtedy? - zapytał.
- Liczy się samo pytanie. - zaśmiałam się.
- Czekaj, jak ono brzmiało? - zapytał.
- Wyjdziesz za mnie? - odpowiedziałam.
- No i widzisz. W tym momencie się mi właśnie oświadczyłaś. - roześmiał się.
- Podszedłeś mnie! - krzyknęłam i również wybuchnęłam śmiechem.
- Da się? Da się. - powiedział z samozachwytem.
- Jesteś okropny. - westchnęłam.
- Ty też. - wyszeptał na moje uchu - Ale strasznie za tobą szaleję mała - dodał.
- Mała? Mała to jest twoja pała... Ja jestem niska. - pokazałam mu język.
- Coś ty powiedziała? - oburzył się.
- Słyszałeś. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Mam nadzieję, że jednak się przesłyszałem. Uważasz, że jest mały? - uniósł lewą brew.
- Zayn, błagam cię. Dorośnij. - przewróciłam oczami.
- Podważyłaś moją męskość, więc odpowiedz. - trącił mnie lekko łokciem.
- Tak się mówi. - odparłam z powagą.
- Jak? - zapytał.
- Zayn! - tupnęłam nogą jak pięciolatka. - Wiesz co miałam na myśli, więc się nie czepiaj. - powiedziałam na jednym wdechu, a on się szeroko uśmiechnął. - Co? - zapytałam.
- Nic. - szepnął. - Mam bardzo poważne pytanie. - zaczął z powagą.
- No?
- Będziesz mnie nadal kochać, nawet z tą rozciętą brwią? - zapytał, a ja roześmiałam się. - No i z czego się śmiejesz, ja poważnie pytam. Właśnie moja uroda ucierpiała, a ty masz to w nosie. - udał oburzonego.
- Będę. - odparłam nadal zanosząc się śmiechem. Moja odpowiedź go ucieszyła, bo znienacka pocałował mnie.
                    Uwielbiam te nasze bezsensowne rozmowy. Uwielbiam jego. To nie do pomyślenia, że już jutro musimy wrócić do Londynu, ale grunt, że tym razem nie wyjeżdżam sama. Teraz nasza przyszłość wiąże się z Londynem. Tam też jest nam dobrze. Chyba miejsce w którym jesteśmy nie będzie odgrywać znaczącej roli, tak długo, aż będziemy razem.


No i mamy XVI rozdział ;). Przepraszam, że musieliście tak długo czekać, mam nadzieję, że się opłacało. Zauważyłam pod ostatnim postem komentarz z prośbą o +18 ;). Cóż... co prawda +18 to to nie jest, ale powiedzmy, że +16. 
Chyba każdy z was się ze mną zgodzi, że to opowiadanie schodzi na psy = coraz bardziej przewidywalna i nudniejsza robi się akcja. Chyba najwyższy czas je już powoli kończyć. Nie sądzicie? 
Daję Wam szansę zadecydowania o tym, ile jeszcze rozdziałów powstanie. Piszcie w komentarzach pod postem jak długo jeszcze chcecie się męczyć z Zapril ;). Wszystko zależy od Was kochani! :)

8 komentarzy = next chapter ♥